Mój ojciec zaczął pić, gdy miałam może 7-8 lat. Wyjechał do pracy za granicę i wolność ewidentnie uderzyła mu do głowy, bo po powrocie całkowicie pogrążył się w alkoholiźmie. Na początku nie było nawet tak źle – gdy przychodził nachlany do domu, po prostu szedł do swojego pokoju i trzeźwiał. Później stopniowo stawało się coraz gorzej.

Matka dostrzegła jego problem, zaczęły się awantury. Moja siostra miała kilka lat – niby naprawdę małe dziecko, ale i tak wiedziała, co się dzieje w domu. Zdarzały się sytuacje, kiedy ojciec wyciągał drzwi z zawiasów (w jednych z nich zrobił dziurę), rozkruszył spory kawałek ściany, bił się z własnym bratem, próbował zrzucić babcię ze schodów… Chował wódkę i piwa po kieszeniach, a potem już się z tym nie krył i otwarcie wyciągał przy nas alkohol. Kilka razy zasypiał na podłodze w pokoju i łazience, aż wstyd mi było zapraszać koleżanki. Posypały się pytania, dlaczego w drzwiach i ścianie jest dziura, a moi rodzice awanturują się przy nas. Zawsze znajdowałam jakąś wymówkę – czy to zbyt nietrwały materiał, czy wymyślony remont. W końcu przestałam je przyprowadzać, a wręcz unikałam jakiegokolwiek kontaktu z nimi.

Zamknęłam się w sobie, a na co dzień wymuszałam uśmiech. Inni myśleli, że jestem szczęśliwą i radosną dziewczyną, choć w rzeczywistości cały czas czułam smutek i ból. Nie próbowałam z nikim rozmawiać o problemach, bo po prostu się wstydziłam. Poza tym od małego nie zaznałam żadnej miłości, rodzice nie przytulali mnie ani nie mówili, że mnie kochają. Przestałam się o to dopraszać w czwartej klasie podstawówki, jakbym zaczęła wstydzić się swoich uczuć… Chciałam, żeby wszyscy myśleli, że mam normalną rodzinę; że jestem silna i niezależna. W domu wpajano mi natomiast, że jestem całkowitym zerem – brzydką i głupią szmatą. Może nie mówili tego wprost, ale od czasu do czasu słyszałam ukradkiem, co o mnie sądzą. W nocy ryczałam do poduszki, a w szkole powstrzymywałam łzy. Tak bardzo chciałam nic nie czuć, że wszystkie emocje schowałam głęboko w sobie i tak jest do dzisiaj…

Bodajże w szóstej klasie rozpoczęło się wyśmiewanie w klasie. Najbliższe koleżanki zrobiły ze mnie kozła ofiarnego i otwarcie obgadywały mnie i szydziły z mojej urody i inteligencji. Nie wytrzymałam stresu i presji – zaczęłam się ciąć. Po kilku próbach postanowiłam przestać i wyrzuciłam żyletkę do kosza. Nadal nie radziłam sobie z problemami i jeszcze bardziej zamknęłam się w sobie, nikt nie znał mnie tak naprawdę. Starałam się ukryć trudną sytuację w domu i być traktowana zwyczajnie, jak każdy inny przeciętny nastolatek. Ile bym dała, żeby moim największym kłopotem było nieszczęśliwe zakochanie… Zamiast tego ciągle martwiłam się, czy ojciec nie zabije matki i babci podczas mojej nieobecności, czy nie przyjdzie do szkoły i nie zacznie się awanturować…

W gimnazjum prześladowanie nasiliło się. Coraz częściej nie mogłam powstrzymać łez nachodzących do oczu i wolałam się nie odzywać, bo inaczej wybuchnęłabym płaczem. W tym czasie rodzice się rozwiedli (po kilku separacjach) i musiałam wyprowadzić się z matką i siostrą z domu. Strasznie to przeżyłam, starałam sie namówić mamę, żeby została i wzięła kolejna separację, ale tym razem mnie nie posłuchała. Nowy dom był mały, ciasny i beznadziejny, myślałam o ucieczce do ojca. Z czasem przyzwyczaiłam się do nowej sytuacji (choć z niechęcią) i odwiedzałam go kilka razy w tygodniu. Ale znowu zaczęły się problemy – zaczął nas nękać, wydzwaniać i nie dawał spokoju.
Nie mógł się pogodzić z naszym odejściem. Trwa to do dzisiaj, ale na szczęście przestałam się nim przejmować.

Matka próbowała wielokrotnie odbudować nasze relacje, ale opamiętała się trochę za późno. Wciąż ją odtrącam, już nie chcę jej miłości – nauczyłam się, jak być samowystarczalną. Prześladowania koleżanek nie ustały, chociaż nie działają na mnie jak wcześniej. Potrafię odpyskować i zrobiłam się trochę arogancka wobec nich.
Nikt nie wie o alkoholiźmie ojca i mam nadzieję, że się nie dowie. Chociaż podejrzewam, że gdyby wiedziały, zrobiłoby im się głupio i przestałyby się ze mnie wyśmiewać.

Wiele razy chciałam iść do psychologa, ale wstydziłam się poprosić o to matkę. Nadal musiałam radzić sobie sama. Staram się żyć normalnie, ale wciąż nie umiem pozbyć się chorobliwego lęku przed ojcem… Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że to przez niego mam kompleksy, nie potrafię okazywać uczuć i pozwalam na poniżanie.
Dopiero strony internetowe o DDA mi to uświadomiły. Bardzo żałuję, że nie mogłam mieć normalnej, kochającej rodziny, dzięki której czułabym się mądrą i ładną dziewczyną.

Jeśli ktoś z was chciałby się ze mną skontaktować, bo ma podobne problemy, niech pisze na maila mysterieuxxx@wp.pl. Wiem bardzo dobrze, jak bardzo pomaga wsparcie osób o podobnej sytuacji i będę wdzięczna każdemu z was…

Asia, 15 lat