Mam na imię Ania. Mam 21 lat i niedawno uświadomiłam sobie, co tak naprawdę mi dolega. Na stronę natrafiłam przypadkowo, przeglądając strony dotyczące depresji… Ciągle myślałam, że dotyka mnie jakaś dziwna depresja, ale taka, hmm… przez całe życie. Nie wiadomo skąd, bo przecież mam lepiej niż kiedyś, kiedy mieszkałam w "domu"… Studia, dobra szkoła, dobre oceny, dobrze zdana matura, pierwsza praca itd., itp., a w środku kompletna pustka, poczucie ciągłego niedowartościowania, poczucie, jakby ciągle krążyła nade mną jakaś klątwa, samotność i ciągła ucieczka przed nią, ciągłe szukanie miłości i akceptacji…

Od kiedy wyjechałam z domu do liceum, myślałam, że od tego momentu może już być tylko lepiej… Wyjadę od tej rodziny, nie będę miała już czego się wstydzić, zacznę nowe życie z nową kartą, zmienię swój status społeczny… Ha ha! Marzenia – o sukcesie, o docenieniu mnie w końcu jako pełnowartościowego człowieka, a nie dziecko skazane na upadek przez to, w jakiej rodzinie się wychowało. Do czasu liceum alkoholu nie tknęłam… ani papierosów. Stroniłam od tego typu rzeczy… „Nie będę taka jak oni”- i tego typu myśli.

W nowym społeczeństwie nikt nie wiedział o mojej patologii w rodzinie, bo nigdy w życiu bym się do tego nie przyznała. Do siebie do domu nigdy nikogo nie zapraszałam. Myślałam, że to nie ważne, że zostawię to za sobą… Ale z biegiem czasu odkryłam, że to będzie ciężkie, że to nade mną krąży, nie daje spokoju, nie daje żyć… Ciągle tylko: "dlaczego ja, ja mam najgorzej, wieczna ofiara, nie potrafię się z tym pogodzić, nie mam już siły, jestem ciągle przez to gorsza od innych, nie mam wsparcia od rodziny, podczas gdy wkraczam w dorosłość…" itd. Wielkie pretensje do losu, na przemian z postanowieniem: "Nie, ja wam jeszcze pokażę!"…

Im starsza byłam, tym więcej tego. Pierwsza miłość, oczywiście do człowieka mającego problemy z alkoholem i narkotykami. Pierwsze życie towarzyskie, imprezy, szaleństwa, pierwsze trunki, papierosy, alkohol, marihuana… Alkoholu najmniej, mimo wszystko. Pierwszy seks i wkraczanie w życie dorosłe, z którym kompletnie nie mogę sobie poradzić do tej pory, o którym zupełnie nie miałam pojęcia. Jak ma wyglądać normalne życie, co to jest?
Napór problemów, druga intensywna miłość… Do człowieka z uzależnieniem i depresją, w której to miłości doznałam najgorszego cierpienia w życiu. W związku – syndrom matki, opiekunki, wszystko poświęci, wszystko odda, byle ktoś ją kochał…

Toksyczny związek się rozpadł po tym, jak zostałam brutalnie zdradzona przez ukochanego i najlepszą przyjaciółkę… Związek, w którym byłam wiecznie poniżana i uległa, ale nie przeszkadzało mi to… I ciągłe pytania: "Dlaczego sobie na to pozwalam?".

Potem już się posypało… Utrata całkowitej nadziei, brak ufności do ludzi, odrzucanie pomocy, depresja, brak motywacji, brak wiary w postawione sobie kiedyś cele, brak wiary w lepszą przyszłość, mnie nic dobrego spotkać przecież nie może… Nadal wielka ofiara i zawsze pozostanie taką… Zagubienie w świecie, ciągłe szukanie siebie, sensu i nie znajdowanie. Wieczny lęk, trudności w podejmowaniu decyzji i wstyd za siebie, już nie za rodzinę…

Dopiero teraz, pisząc to wszystko, pierwszy raz przyznając się przed sobą i innymi, czuję ulgę.
Chcę być szczęśliwa, chcę być zdrowa, chcę wiedzieć jak żyć, a do tego potrzebna mi była na początek sama świadomość problemu, żeby wiedzieć, od czego zacząć…

Ania, 21 lat