Jestem DDA. Prawie przez całe życie czegoś się bałam. Porozrzucanych butelek po piwie, awantur w domu rodzinnym i… mojej matki. Nie chcę jej osądzać, gdyż już dawno jej wybaczyłam to, że zawsze traktowała mnie jak śmiecia.

Nie, ja nie byłam dla niej człowiekiem. Byłam wiecznym popychadłem, osobą na której można się wyżyć. Mój ojciec pił odkąd pamiętam, ale według mojej matki to ja byłam wszystkiemu winna. Dlatego wyładowywała się na mnie za to, że ma męża pijaka, który nie daje na chleb, pije z kobietami, a w domu urządza piekiełko. Jemu nie dawała rady, więc moja głowa służyła do uderzania o szybę, moje włosy do ciągania mnie po całym pokoju, a rura od odkurzacza służyła, aby wymierzać nią sprawiedliwość. Byłam więc bita. Zabroniono mi mówić o tym komukolwiek. Ja nie powinnam była czuć, nie miałam prawa do miłości, gdyż według matki byłam nikim. Każdego dnia powtarzała mi, że nie powinnam się była urodzić, że jestem bękartem, wpadką i zakałą jej życia.

Przez wiele lat bałam się wszystkich i wszystkiego. Nie zabierałam nigdy głosu, milczałam i unikałam ludzi jak ognia. Miałam co prawda koleżanki, ale zwykle dwie, trzy – nigdy więcej. Uciekałam z domu, miałam próbę samobójczą (na szczęście nieudaną). Zwykle przybiegałam do koleżanki na noc, ale od czasu, gdy jej mama zaczęła coś podejrzewać, musiałam spasować.

Sprawa zaczęła postępować dopiero na studiach. Otworzyłam się, zaczęłam się udzielać, trzymywałam dobre wyniki w nauce, wobec czego wyjechałam za granicę na stypendium. Stało się tak dlatego, że mimo iż studiowałam w miejscu zamieszkania, wynajęłam z koleżanką mieszkanie. Potem kolejne i następne, aż w końcu zaczęłam rozumować, że tak naprawdę sama sobie poradziłam. Nie mam żadnych nałogów, mam wspaniałą córkę i potrafię gorąco kochać.

Mimo tego, że z ojcem mojego dziecka bywało różnie, po dwuletnim rozstaniu znowu jesteśmy razem i bardzo dobrze nam się układa. Z matką rozmawiam. Nie chowam urazy. Ojca, pomimo nałogu kocham, gdyż mnie nie skrzywdził umyślnie.

Moja córeczka wie, że jest kochana. Staram się, aby miała szansę na wypowiadanie tego wszystkiego, co jest jej udziałem, a więc, aby mówiła, co czuje, aby nie bała się ludzi i dobrze prosperowała w społeczeństwie. Nie wiem, czy podołam i czy potrafię, ale na dzień dzisiejszy z ręką na sercu odważnie przyznaję, że staram się dać jej wszystko to, co we mnie najlepsze. Razem z jej ojcem, któremu wyjaśniłam szereg nieporozumień, które do niedawna nam towarzyszyły.

Dziękuję Bogu, że nie ciągnie mnie do alkoholu. Dziękuję Bogu, że piję go tylko od święta (baaaardzo rzadko). Dziękuję Bogu, że wiara uzdrawia ze wszystkiego.

Pozdrawiam wszystkich DDA. Szczególnie tych ze Szczecina:)

Ania J., DDA