Bez obciążeń (Zmieniać się czy nie?)


Carlos G. Valles SJ, Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy, cytat za: Gestalt nr 12, 1993-94


Bohaterem książki jest Anthony de Mello. Prezentowany fragment przybliża poglądy A. de Mello oraz pewne motywy jego pracy z grupą duchownych zgromadzonych na kilkutygodniowych warsztatach w Lonavla (w Indiach). Ich tematyka dotyczyła tym razem problemu psychicznej zmiany. Jedną z kolejnych sesji de Mello zaczął następująco:

„Przedtem mówiłem wam: zmieniajcie się! Zmieniajcie się dla samej zmiany. Jeśli nie macie ważnego powodu, by się nie zmieniać, zmieniajcie się! Zmiana to dojrzewanie i życie, więc jeśli chcecie być żywi, nieustannie się zmieniajcie. A teraz wam mówię: nie zmieniajcie się. Zmiana jest niemożliwa, a nawet gdyby była możliwa, jest niepożądana. Pozostańcie sobą. Kochajcie siebie takich, jakimi jesteście. A zmiana – o ile w ogóle jest możliwa – pojawi się, gdy zechce i o ile zechce. Zostawcie siebie samych w spokoju”.

Co za zmiana! Przez całe życie Tony był gorącym zwolennikiem zmiany, upatrując w niej źródła wszelkiego postępu, dojrzewania człowieka i jego duchowego wzrostu. A teraz nagle zmienił kurs i jest przeciwnikiem zmieniania się. Zwrot o 180 stopni. Zmienił się po to, by nam powiedzieć, że nie powinniśmy się zmieniać, aczkolwiek dodając, że zmiana wtedy sama przyjdzie, i tylko taka będzie zmianą prawdziwą. Konsternacja. Ale Tony lubił wprowadzać zamieszanie po to, by w rezultacie ukazało się światło prawdy. Rzecz jest znacznie prostsza, niż się wydaje i niewątpliwie jest to ważna kwestia.

Główne zastrzeżenie Tony’ego wobec zmiany odnosiło się do powodów naszego zmieniania się. Jeśli chcemy zmienić siebie lub kogoś drugiego, to dlatego, że jesteśmy nietolerancyjni (a to nie może być tolerowane!). Nie możemy znieść u siebie jakiegoś niedociągnięcia, wady, słabości moralnej czy psychologicznej i zabieramy się do usunięcia trgo z podświadomą złością i źle ukrywaną brutalnością.

Chcemy się zmieniać, abyśmy byli zaakceptowani, aby spełniać oczekiwania, abyśmy byli zgodni z idealnym obrazem samych siebie, jaki stworzyliśmy. Jesteśmy wobec siebie niecierpliwi i zmuszamy siebie do tego, by się zmienić. Wtedy – oczywiście – nigdy się nie zmienimy. Wzrost nigdy nie następuje w wyniku użycia przemocy.

Zmiana prowadząca do wzrostu może zaistnieć tylko w wyniku samoakceptacji. Zmiana nigdy nie może być wymuszona; ona się pojawia. Paradoksalnie, może ona ewentualnie nastąpić tylko wtedy, gdy się o niej zapomni. Jeśli stawiamy opór czemuś, co jest w nas, to wówczas tylko wzmacniamy to, czemu się opieramy i tym samym całkowicie uniemożliwiamy upragnioną zmianę.

Zilustruję tę zasadę na własnym przykładzie. Pojechałem do Lonavla, ponieważ byłem zbyt napięty i chciałem się rozluźnić. Przed przyjazdem kilka spraw przyczyniło się do przeciążenia mojego – zbyt już napiętego – systemu nerwowego. Byłem drażliwy, nerwowy, niespokojny, czułem niechęć do ludzi i cierpiałem na bezsenność. Planowałem, że powiem o tym Tony’emu w obecności grupy i poddam się jego leczeniu czy to w formie terapii czy rady, ćwiczeń, czy w jakikolwiek inny sposób, który on uzna za stosowny. Byłem napięty i miałem nadzieję, że Tony pomoże mi się od tego uwolnić. Tymczasem, gdy opowiedziałem o swoim problemie przy grupie, Tony odrzekł chłodno: jesteś napięty Carlos, to dobrze. Zaakceptuj ten fakt. W ciągu najbliższych dni może to napięcie ustąpi, a może nie. Jeśli ustąpi, to w porządku, jeśli nie ustąpi, to też dobrze. Szczęście to coś więcej niż nieodczuwanie napięcia, tak jak życie to coś więcej niż zdrowie. Możesz być szczęśliwy ze swoim napięciem i całkowicie zrelaksowany a nieszczęśliwy. Nie wiesz nawet, czy jest dla ciebie lepiej, byś był napięty, czy rozluźniony. Więc zostaw to. Po prostu żyj, zajmij się wykładami albo czymś innym i zostaw swoje nerwy w spokoju. Natura jest mądra i jeśli jej na to pozwolisz, sama zatroszczy się o swoje prawa. Im mniej jej będziesz przeszkadzał, tym lepiej.

Zrozumiałem mądrość tej rady. Byłem napięty i chciałem zmusić siebie do tego, by się rozluźnić. To oczywiście wzmagało napięcie. W jaki sposób mogę się zrelaksować? Jak dużo czasu mi to zabierze? Co się stanie, jeśli mi się nie uda? Paradoksalnie jedynym sposobem, jaki pozwalał mi na rozluźnienie, była zgoda na to, że jestem napięty.

(…) Tony nawet przyznał – z charakterystyczną dla niego pokorą – (która była w jego wydaniu chłodnym, rzeczowym realizmem): „Poprzednio jako terapeuta głosiłem nietolerancję i doprowadzałem człowieka do odrzucenia samego siebie”. Przymus zmiany, poprawienia się, naśladowania tych członków grupy, którzy „czynili postępy” i byli milcząco traktowani jako przykłady do naśladowania, wysiłek, by móc o sobie powiedzieć: „zmieniłem się” i by grupa to uznała – to wszystko mogło stanowić ogromne obciążenie dla umysłu i przynosić więcej szkody, niż pożytku. Pod koniec dziewięciomiesięcznej Sadhany wszyscy pisaliśmy o sobie opinie i wręczaliśmy je sobie nawzajem. Największą chlubę przynosiło w tych ocenach zdanie: „bardzo się zmieniłeś”. Ta presja, żeby się zmienić, gdy zmiana nie nadchodziła, stwarzała problemy i czasami mogła prowadzić do frustracji i odrzucenia samego siebie.

(…) Akceptacja rzeczywistości w żadnym wypadku nie oznacza uległości, bierności, apatii. Dla każdego, kto znał Tony’ego niemożliwością jest łączenie tych słów z jego osobą. Zgadzamy się na rzeczywistość tak, jak ptak akceptuje swoje skrzydła: po to, by latać. Rzecz w tym, by nie narzekać na rodzaj tych skrzydeł i nie porównywać ich ze skrzydłami innych ptaków. Akceptacja to nie bezruch, ale raczej radosne przyjęcie wszystkiego, co jest, po to, by uczynić najlepszy użytek z rzeczami takimi, jakie są i z życia takiego, jakie jest. To pociąga za sobą inicjatywę i twórcze działanie.