Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD 2017 rok – rozpocząłem Terapię DDA

Otagowane: 

Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 58)
  • Autor
    Wpisy
  • Ratowniczka
    Uczestnik
      Liczba postów: 16

      Jestem po pierwszym spotkaniu, grupa malutka, ale jedna z osób chodziła pół roku na terapię z inną grupą – zaawansowaną . Od niej dowiedziałam się , że terapeutka jest bardzo dobrze oceniana , prowadzi  grupy  DDA i współuzależnionych w moim mieście z sukcesami od 5 lat regularnie, ma ogromne doświadczenie . To moja najlepsza decyzja ostatnich lat – udział w terapii. Życzę wytrwałości i siły wszystkim Wam na drodze do zdrowienia . Teraz słucham audycji DDA – na własne nogi na YouTube – polecanych na innym temacie. Warto.

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Czy ktoś może powiedzieć co się zmieniło po roku pracy nad swoim dda?

        Fenix
        Uczestnik
          Liczba postów: 2551

          Baaaaaaaaaardzo dużo. Tylko trzeba samemu zakasać rękawy i spiąć to co trzeba. 😀

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            A konkretniej?:))

            Fenix
            Uczestnik
              Liczba postów: 2551

              Pogodzenie się z przeszłością, spakowanie jej do pudła i wyrzucenie jej raz na zawsze do śmieci. Pozostają wspomnienia, ale są to tylko chwilowe obrazy, które nie wywołują już takich emocji. Są bardziej jak ledwo wyczuwalny powiew wiatru a nie jak tornado. Pojawia się miłość do siebie i akceptacja pomimo ułomności. Zdecydowanie większa świadomość siebie, swoich potrzeb i dystans do życia. Zaczyna się zdecydowanie łatwiej żyć.

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                Ja po pół roku mogę powiedzieć, że:

                1.  odsunąłem się od toksycznej osoby, z którą we wcześniejszych latach ściśle współpracowałem zawodowo. Ta współpraca przynosiła mi zysk materialny, ale równocześnie mnóstwo negatywnych emocji i stresu, bo mamy całkowicie różny styl działania. Po każdym projekcie byłem zadowolony finansowo i zdruzgotany psychicznie, obiecując sobie, że już nigdy więcej. Z początkiem 2018 roku powiedziałem „pas”. Utrata części zysków mobilizuje mnie do większych samodzielnych starań,
                2. powoli zaczynam stawiać granice w relacjach z kobietami i urealniać te relacje, zdejmować z nich otoczkę romantycznej fantazji, już nie chcę być rycerzem na białym koniu, który przelewa krew za życzliwe spojrzenie księżniczki z wieży,  (praktycznie uciąłem niesatysfakcjonującą relację z jedną dziewczyną, znacznie ograniczyłem z dwiema innymi – cały czas miałem poczucie, że one mnie potrzebują, a równocześnie czułem się wykorzystywany), zaczynam dbać o siebie w konfrontacji z kobietą, uczę się odmawiać kobietom, uświadamiam sobie, że nie muszę znosić tego, co mnie rani, tylko dlatego, że to płeć „słabsza i piękna” – to u mnie nowość, przyznanie sobie prawa do stawiania swych potrzeb ponad potrzebami kobiet,
                3. zaczynam godzić się z tym, że często fascynują mnie kobiety, z którymi nie udałoby mi się stworzyć trwałego i dobrego związku, zaczynam się godzić z myślą, że wszystkie moje związki zawierałem z niewłaściwymi kobietami – bo po prostu nie istniały w tamtym czasie „właściwe” dla mnie kobiety, godzę się nawet z myślą, że może nadal żadna taka nie istnieje,
                4. zaczynam weryfikować mój stosunek do innych mężczyzn, zwłaszcza tych odnoszących sukcesy na polu zawodowym i rodzinnym – uświadamiam sobie, że moja agresja lub chęć dyskredytowania ich, wynikała z zazdrości (i lęku) o to, że mają to coś o czym ja tylko bezskutecznie marzę, czułem się przy nich zupełnie bezwartościowy, a teraz stopniowo przyznaje sobie prawo do takiego poczucia i równocześnie urealniam ich obraz (nie istnieją tylko po to, abym mógł się z nimi porównywać i czuć się gorzej),
                5. zaczynam się godzić z tym, że nie wszyscy muszą mnie lubić i akceptować, że mogą mnie nie znosić, nienawidzić, unikać, odtrącać, że nie muszę walczyć o miłość całego świata,
                6. z trudnością, ale jednak, godzę się z tym, że wiodłem dysfunkcyjne życie i może jeszcze długo (albo zawsze) będę takie wiódł, mam jednak tego świadomość, staram się to zmienić, widzę ogrom pracy przed sobą (i żadnej gwarancji sukcesu), nie próbuję już sobie wmawiać, że taki styl życia ma jakąś ukrytą wartość, że dzięki niemu dostaje coś, czego inni nie dostają (a raczej dostaję tylko cały życiowy syf, którego nikt inny by nie chciał u siebie),
                7. przyznaję sobie prawo do okazywania słabości, użalania się nad sobą, nawet wobec innej osoby, nie przejmuję się już tak bardzo, czy to wypada, czy ona chce to znosić – uznaję, że jak nie będzie chciała, to da mi znać,
                8. wyzbywam się poczucia winy i odpowiedzialności za życie rodziców i młodszego brata, widzę, że obecnie niewiele mogę dla nich zrobić, nie jestem w stanie i nie chcę poświęcać się, żeby ich „ratować”.

                To moje refleksje „na gorąco.

                 

                Fenix
                Uczestnik
                  Liczba postów: 2551

                  Jakubku to bardzo dojrzałe spojrzenie na siebie. Mając na uwadze Twoje pierwsze wpisy na forum i ten dzisiejszy, widzę olbrzymią różnicę. Teraz pisze świadomy siebie mężczyzna.

                  Masz rację nie ma 100% pewności odniesienia sukcesu, ale my sami możemy się w znacznym stopniu przyczynić.

                  Jesteś na bardzo dobrej drodze. 🙂

                  Trzymam kciuki i pozdrawiam serdecznie. 🙂

                  Czereśnia
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 27

                    Ja jestem na początku terapii. Także dopiero poznaję się z moją terapeutką, ale już po kilku spotkaniach zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem „wytresowana” przez moich rodziców. Dotychczas najbardziej zaskoczyło mnie zalewające poczucie winy, że mówię takie straszne rzeczy o mojej rodzinie. Co jest trudne, przecież to wszystko się wydarzyło i wszystko co mówię jest prawdą. Czasem po sesji czuję dosłownie fizyczne wyczerpanie. Wiem, że to dopiero początek i będzie pewnie jeszcze ciężej. Jednak jestem bardzo dumna z siebie, że przełamałam wstyd, strach i nareszcie robię coś dla siebie. Sama ta myśl daje mi nadzieję i siłę do działania.

                    Fenix
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 2551

                      Witaj Ananake.

                      Jeżeli po kilku spotkaniach, pomimo poczucia winy, jesteś w stanie krytycznie spojrzeć na swoją rodzinę, to jestem pod wrażeniem.

                      Poczucie winy mija zdecydowanie szybciej, niż przyznanie się przed sobą, że było się niesprawiedliwie traktowanym. Teraz pewnie przyjdzie Ci zmierzyć się z różnymi emocjami. To też da się przejść. 🙂

                       

                      Czereśnia
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 27

                        <p style=”text-align: justify;”>Dokładnie jest jak piszesz Fenix jestem świadoma, że wiele złego wydarzyło się w moim domu, mogę już bez poczucia winy o tym mówić, ale zawsze jest jakieś ale. Zawsze bronię moich rodziców, tłumaczę ich. Ciężko mi przyznać bez żadnego usprawiedliwiania, że moi rodzice nie dbali o mnie i przede wszystkim poczuć to. Ciągle gdzieś moja osoba w tym wszystkim umyka. Wiem, że czeka mnie ciężka praca i niestety nic samo nie przyjdzie. Mimo wszystko wiem, że warto.</p>

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 58)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.