Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Czy w ogóle się łudzić ? Czy komuś się udało ?

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 58)
  • Autor
    Wpisy
  • gagatek
    Uczestnik
      Liczba postów: 25

      Witam.

      Jak wielu tutaj dorastałem w rodzinie, gdzie był alkohol, dużo przemocy, bieda, jeszcze więcej przemocy, alkohol itp… sam również uzależniłem się od alkoholu i narkotyków jeszcze przed dwudziestym rokiem życia, jednak kilka lat temu siłą woli zaprzestałem pica i ćpania i „na własną rękę” próbowałem ogarnąć swoje życie. Szło nieźle, zwłaszcza jak na laika w temacie życia, ale wszystko co budowałem niszczyłem potem gdy próbowałem wejść w relację z kobieta. Na co dzień uśmiechnięty, błyskotliwy, wygadany, dobrze radzący sobie w pracy, mający pasje i zainteresowania, jednak gdy poznałem kobietę, z którą próbowałem stworzyć jakąkolwiek bliższą relację stawałem się jednym wielkim zakompleksionym lękiem… Dwa razy w ciągu ostatnich lat próbowałem, dwa razy dostałem kosza i za pierwszym razem dochodziłem do siebie ponad rok, za drugim jeszcze w ogóle nie doszedłem do siebie, a miesiące mijają… W efekcie całkowicie zamknąłem się na kontakty z ludźmi poza pracą, gdzie nie mam wyjścia i muszę nawiązywać relację interpersonalne, ale gdy wybija fajrant, uciekam do swojej samotni, gdzie większość czasu spędzam przed kompem…

      Mam taką przypadłość, że od zawsze pragnąłem być w związku z kobietą,  od kiedy pamiętam czułem brak kobiety w moim życiu, czegokolwiek nie robiłem, gdziekolwiek nie byłem (a zwiedziłem trochę Polski i kawałek Europy), zawsze czułem taki ból, że nie ma ze mną tej drugiej osoby, z którą mógłbym dzielić radość z faktu przebywania np. w pięknych miejscach… Ten ból w końcu sprawił, że teraz już nigdzie nie jeżdżę, bo wiem że nie da mi to satysfakcji, tym bardziej, że z reguły jeździłem ze znajomymi, którzy są parą, co potęgowało moje poczucie, że jestem gorszy, bo nie umiem poukładać sobie życia.

      Lata lecą, a ja widzę jak we mnie coraz mniej wiary w to, że stworzę związek z kobietą, że poznam jak to jest ubierać razem choinkę, czy dowiem się jak to jest tak na co dzień, gdzie nie tylko jest miód, ale czasem trzeba się pożreć, o to że mecz leci i serial w tym samym czasie…

      Często słyszę, że powinienem wyjść do ludzi, ale ja czuje się… Hmmm niedorobiony, czy z defektem, bo widzę jak ludzie wchodzą w związki, wychodzą ze związków, a dla mnie to jakaś abstrakcja i zakazany owoc….

       

      Nie potrafię cieszyć się życiem, wiedząc że jestem z defektem w tak ważnej dla mnie kwestii.

       

      Wiem też, że powinienem iść na terapię, dla uzależnionych, potem dla DDA, tylko jak pomyślę sobie, że przez lata nawet nie mam co myśleć o tym, że z kimś będę mógł spędzać czas, to już na starcie nie mam motywacji…

       

      Czy w ogóle się łudzić, że  mając tak nabałaganione w głowie, że mając taki „plecaczek” jest jeszcze szansa, na normalny związek, gdzie będzie radość, czułość, miłość, poczucie bezpieczeństwa i zaufanie ?

       

      Czy raczej odpuścić. Poddać się, pogodzić z tym, że nie zaznam już tego i dociągnąć jakoś do końca życia, uciekając np. w jakieś pasje, hobby itp. ?

       

      Czy komuś z Was się udało ?

       

      Czy komuś się udało ?

      traveler
      Uczestnik
        Liczba postów: 83

        Ja miałem niemal że identyczne problemy co Ty i trochę jeszcze niektóre rzeczy we mnie siedzą. Zrobiłem terapię, uczęszczam na mitingi i pracowałem nad sobą dość intensywnie. Czytając to co piszesz to rzuca mi się w oczy to że tak jakby Twoim największym piorytetem jest to aby być w związku, tak jakby to było dla Ciebie najważniejsze. Mogę się mylić al ja tak to odbieram. U mnie było podobnie, że to aby kogoś pokochać pochłaniało mi wiele energii. Ale odkąd zrobiłem porządek ze sobą samym i najpierw pokochałem siebie, to nagle moje relacje z kobietami zmieniły się diametralnie. Mogę umówić się, zgadać i stało się to naturalne, normalne i uważam, że to jest piękne, nie jestem teraz w żadnym związku ale poznaje, spotykam się i podchodzę do tego bez desperacji, a im więcej doświadczenia zbiorę tym bardziej odpowiedzialnie będę mógł pokochać kogoś kogo będę chciał, a ktoś mnie. A jeśli nie trafię na kogoś odpowiedniego to nie czuję aby miało to mnie zdołować, bo mam przecież siebie i sam mogę również wiele fajnych rzeczy robić. Jeszcze zauważyłem że jak nabrałem pewności siebie i znam swoją wartość to kobiety czasem nawet same zagadują, nie wiem jak to dział ale tak po prostu jest.

        kaczor54
        Uczestnik
          Liczba postów: 135

          Jeżeli chodzi o wątek z dziewczynami to jest to bardzo podobna sytuacja do mojej. Od 4 miesięcy próbuję się pozbierać po 2,5 letnim związku i niby jest lepiej niż na początku, ale to jeszcze nie to. A może po prostu obecnie jestem na górze sinusoidy i zaraz znów znajdę się na dole?

          Traktujesz kobiety inaczej niż inni faceci. Ze względu na to, że tak bardzo pragniesz być przez jakąś kochany i doświadczyć prawdziwej miłości, że możesz jej mimowolnie idealizować. Według mojego przyjaciela traktuję kobiety jako istoty idealne, lepsze ode mnie, wywyższam je. I przyznam, że coś w tym jest. Przy okazji oczywiście obwiniam siebie za zerwanie, choć to ona zerwała. Siebie obarczam winą, bo widzę się jako kogoś gorszego od Niej. A przecież tak nie jest. Myślę, że u Ciebie jest podobnie. Bo doznanie miłości, założenia rodziny to największe Twoje marzenie i jako jedyne chcesz by się spełniło. To marzenie to jedyna rzecz, która w jakikolwiek sposób pcha cię do przodu i utrzymuje przy jako takim życiu. A najlepsze w tym interesie jest to, że marzenie to nie jest wcale takie abstrakcyjne. Prawda? Bo przecież multum ludzi zakłada rodziny. Żyją, mają dzieci i są na tyle szczęśliwi na ile mogą być. Czyli – względnie raz bardziej, raz mniej.

          Czy warto walczyć? Pewnie, że tak. Jak o wszystko na czym nam zależy. Ale musisz najpierw zrobić porządek z samym sobą. Przynajmniej częściowy. Warto poukładać sobie życie osobiste na tyle, by czuć że sami po części wypełniamy przestrzeń wokół nas. Trzeba poznać siebie, poznać swoje wartości, żyć swoim własnym życiem, a wtedy jest też łatwiej o znalezienie ciekawej dziewczyny.

          Najtrudniej po zerwaniu, lub po konfrontacji rzeczywistości z swoimi marzeniami, czerpać radość z rzeczy materialnych, które kiedyś sprawiały nam przyjemność, a teraz nie powodują nawet lekkiego uśmiechu na twarzy.

          Strasznie ciężko jest odnaleźć radość w rzeczach sobie znanych, gdy ma się świadomość, że najbardziej brakuje czegoś co wcale nie jest owocem zakazanym.

          „stawałem się jednym wielkim zakompleksionym lękiem?”

          No właśnie. Normalnie jesteś inny, i taki powinieneś też być w stosunkach z kobietą. Być sobą. Tym samym człowiekiem o tym samym imieniu i nazwisku. Akceptujący siebie i będący świadom swoich zalet. A jeżeli wyszedłeś z nałogu to jest to powód do dumy i świadczy o Tobie bardzo dobrze. Właściwie to … kobieta która poznała Ciebie powinna być szczęśliwa z tego faktu. Bo masz swoje zalety i jesteś wartościowym facetem. Przeszedłeś przez wiele trudności. Popatrz ile miałeś problemów od najmłodszych lat. Wielu ludzi ma lepsze życie od Twojego a kończą gorzej niż Ty. Kobieta z którą się spotykasz też może taka być, ale nie musi. One są takie same jak my. Z jednym facetem poszedłbyś na piwo i wiedziałbyś, że będziesz go traktować jak rodzonego brata. A innego zostawiłbyś samego na pustyni i się nim nie przejął.

          Ja osobiście cały czas wierzę, że znajdę dziewczynę, która pokocha mnie i ja pokocham ją. I przysiągłem sobie, że nigdy więcej nie pozwolę, by moja samoocena i pewność siebie zjechały tak bardzo w dół. Niezależnie od tego, czy to był dobry powód do zostawienia mnie przez moją byłą, czy nie. Po części przez te wydarzenia trafiłem na tą stronę. Ale człowiek powinien uczyć się na błędach. Lub przynajmniej być ich świadom. Bo warto walczyć o siebie. Jeżeli będziesz walczyć o siebie, inni będą walczyć o Ciebie. I pamiętaj:

          The world is yours – Świat należy do Ciebie!

           

          skrzat
          Uczestnik
            Liczba postów: 611

            Szukanie „miłości”  gdzieś, w kimś, dla kogoś, przez kogoś ….   jest bieganiem z pustą taczką.

            Najpierw terapia,  mityngi, poukładanie samego siebie, polubienie i pokochanie samego siebie… a dopiero potem ewentualnie jakieś „związki”…. bo dopóki jesteś taki niepoukładany, to wniesiesz  to w każdy związek.

            Pokochaj siebie .

            Piszesz, że sam zatrzymałeś uzależnienia od alkoholu i narkotyków ….  ja osobiście nie znam żadnej takiej osoby, dlatego – szacunek.  Chyba, że nie byleś jeszcze w fazie destrukcyjnej….  ale z tego, co czytam w Twojej wypowiedzi, to wydaje mi się , że po prostu …. zamieniłeś uzależnienia chemiczne na behawioralne….

            Uzależnienie to nie tylko choroba ciała,  to także choroba psychiki, emocji, duszy….  taka „DZIURA  w DUSZY”, którą próbuję  „ZATKAĆ” czymś, kimś…..   Przemyśl to na spokojnie  i po prostu wybierz się do TERAPEUTY  uzależnień.  Ponadto idź po prostu na MITYNG.

             

            Jest nadzieja.

            Może to potrwać trochę czasu…. ale  WARTO 🙂  jestem tego przykładem 🙂

            Ania
            Uczestnik
              Liczba postów: 1

              Witam 😉

              Piszę, bo widzę że nie tylko ja mam wątpliwości. Proszę o wyrozumiałość, ponieważ jestem tu od nie dawna. Przeglądam artykuły, śledzę forum i uświadamiam samą siebie, że nie tylko ja tak bardzo cierpię. Zastanawiam się czy skorzystać z pomocy. Mam dopiero 18 lat, ale czuję się „wypompowana” z życia. Nic mnie nie cieszy. Żyję dla bliskich, a nie dla siebie. Odkąd pamiętam tata pił i wszczynał awantury. Obecnie sytuacja zmusiła całą resztę rodziny, do radykalnych kroków, aby zapobiec tragedii. Ojciec odsiaduje aktualnie wyrok za znęcanie się nad rodziną. Mimo, że mamy spokój w domu (teoretycznie), praktycznie cały czas myślami jesteśmy w bolesnych wspomnieniach. Czuję strach, boję się mieć nadzieję. Oprócz tego nie potrafię budować bliższej relacji. Mam dystans do każdego rozmówcy co utrudnia mi zaufanie komukolwiek.

              Kiedy byłam w gimnazjum wpadłam w złe towarzystwo. Próbowałam uciec od tego co czułam, tego co było w domu, od krzyków, agresji. Potrzebowałam zrozumienia i wsparcia.

              Dzięki mojej mamie, z którą mam bardzo dobry kontakt, udało mi się zerwać z tą toksyczną grupą. Jednak pozostawał problem sytuacji w domu. Wstydziłam się i do dzisiaj wstydzę ojca alkoholika. Ponadto cały stres odreagowuje agresją- krzykiem. Potrafię kłócić się o najmniej istotne sprawy, bardzo ranie przy tym bliskich. Ciągle szukam i znajduje w sobie kolejne wady. Zastanawiam się jak inni potrafią ze mną wytrzymać, bo potrafię być bardzo nie miła.

              Ponad półtora roku temu poznałam mojego obecnego chłopaka. Jest dla mnie bardzo wyrozumiały. Stara odnaleźć się w tym moim bałaganie emocji, jak i nerwowym zachowaniu. Bardzo mnie kocha. Troszczy się o mnie, niestety ja daje mu tylko negatywne doświadczenia w zamian. Jakakolwiek próba zbliżenia się do mnie kończy się wybuchem agresji. Ciągły stan napięcia, wszystkie nieudane próby relaksacji i odprężenia budzą we mnie pytanie „czy da się normalnie żyć, z tym bagażem jaki podarował mi mój ojciec?”

              Szukam pomocy, aby odnaleźć samą siebie, bo pogubiłam się w tych negatywnych emocjach…

              Pomóżcie…

              jacek2002
              Uczestnik
                Liczba postów: 85

                Myślę że w tej trudnej dla Ciebie sytuacji pocieszający jest Twój młody wiek..tzn im prędzej tym lepiej. W takich sprawach konieczna jest pomoc specjalisty..psychologa-terapeuty. Żmudna , ciężka i długa praca Anna..ale warto, choćby po to byś w przyszłości jak ofiara nie poszła w kierunku kata. Twojego ojca na razie nie ma, ale ten spokój jak sama wiesz jest tylko pozorny, a tak naprawdę jest czasem podświadomego napięcia i oczekiwana..co się wydarzy..??!! Terapeuta przeprowadzi Cię przez trudny okres,nada kierunek i powie jak masz reagować w sytuacjach kryzysu np..kiedy pojawi się ojciec. Chłopak jest dla Ciebie wyrozumiały i na pewno jest wsparciem ale bez profesjonalnej pomocy trudno będzie wam obojgu przetrwać…Odwagi Anna i duże Pozdro.

                fausta
                Uczestnik
                  Liczba postów: 134

                  Jak w ogóle znaleźć takiego terapeute? Jak się za to zabrać?

                   

                  nana92
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 8

                    Przepraszam, że nie przeczytam pozostałych wypowiedzi, więc jeżeli się powtórzę, mam nadzieję, że nikt się nie pogniewa 😉

                    Zawsze jest szansa na to, że poradzimy sobie z danym problemem, że damy radę. Wystarczą chęci – słyszałeś już to pewnie? Ja też, wiele razy 🙂

                    Prawda jest taka, że same chęci nie wystarczą.

                    Jestem kobietom, zakompleksioną.. więc za każdym razem, kiedy poznam wartościowego faceta, zastanawiam się, czemu taki fajny facet jest sam i czemu właściwie zwrócił uwagę na mnie? Głupota. Nie powinnam narzekać na brak zainteresowania, a mimo to – uciekam. W relacjach damsko-męskich czuję się znakomicie, do momentu w którym facet nie okazuje zainteresowania mną. Na początku staram się nie zwracać na to uwagi, komplementy odwracam w żart, zaproszenia na randki w spotkania czysto przyjacielskie, a każde objęcie czy próba pocałunku kończy się tym, że następnym razem bywam szorstka w stosunku do tego konkretnego faceta. I są tacy którzy mnie interesują, których komplementy są przyjemne, zaproszenie do kina czy na kawe traktowane poważnie, a objęcie nawet akceptowane. Tylko jeżeli mam już myśleć o związku, kiedy nasze dłonie mają się spleść, czy kiedy zaczynam czuć coś więcej niż tylko sympatię – wycofuję się zadając ból tej drugiej osobie..

                    Dlaczego DDA ciągle uciekają? Bo się boją. Boją się stabilizacji, kontroli, przywiązania, mają problem z zaufaniem, boją się że ktoś ich skrzywdzi, bądź oni zadadzą ból osobie którą kochają. My się ciągle boimy, dlatego uciekamy. W alkohol, papierosy, inne używki, pornografie, komputer, imprezy.. w samotność.

                    Nie jesteśmy w stanie poradzić sobie sami. To nie my jesteśmy winni.. tylko realia w jakich przyszło nam dorastać. Musimy szukać pomocy. Osoby jakiej zaufamy, która pomoże oderwać nam się od tego alkoholu, komputera.. wyrwać z tej cholernej samotności.

                    My bardzo pragniemy stabilizacji, związku.. miłości! Ale to pragnienie jest często tak silne, że za wiele oczekujemy. Może my za wiele dajemy.. i czujemy jakby ta druga osoba w ogóle tego nie doceniała. Wystarczy czasami tak na prawdę jeden gest, jedna sytuacja która przypomni nam zachowanie naszych najbliższych, i co robimy – uciekamy. Bo źle spojrzała, nie słuchała, nie miała czasu, nie odpowiedziała gdy pytałem, odsuneła się gdy chciałem przytulić.. czasami mała rzecz potrafi zniszczyć coś co chcemy zbudować.

                    Ja z całego serca w takich sytuacjach polecam grupę wsparcia czy też samą konsultację z psychologiem.. terapię DDA.

                    I napiszę otwarcie – byłam na terapii, kilka msc, zrezygnowałam bo psychicznie nie dawałam rady, nie uroniłam żadnej łzy i wychodząc z gabinetu czułam się jak idiotka, czułam że zostałam sama z tym bałaganem, z tymi uczuciami i emocjami 🙂 Nie brałam też udziału w terapii grupowej.. Natomiast te 4 msc terapii indywidualnej pokazały mi czego potrzebuję, w czym tkwi problem, co się ze mną dzieje.. wiem że trafiłam na niewłaściwego psychologa (to się zdarza), ale teraz jestem pełna zapału, postanowiłam wrócić na terapię, choć już w inne miejsce, do innego psychologa.. bo wiem, że sama nie dam rady.. i wiem, że to pomaga!! Grupowa? Dzięki wsparciu przyjaciół, znajomych, wspólnocie.. wiem, że terapia grupowa to strzał w 10. Osoby o podobnych problemach, zainteresowaniach, poglądach.. możliwość słuchania ich, dzielenia się z nimi..

                    Spróbuj. Nie uciekaj – w komputer, samotność, dosyć! Pomyśl o sobie i o swoim życiu. Że możesz je zmienić 🙂

                    Pozdrawiam

                    tamaryszek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 148

                      hej,

                      moim zdaniem zawsze warto iść na terapię, a przynajmniej spróbować, albo udać się na trening umiejętności interpersonalnych, co z pewnością pomoże Tobie nabrać pewności siebie i odwagi w relacjach z ludźmi w ogóle, nie tylko z kobietami.

                      A czy się uda – czas pokaże, nie trać nadziei póki co. W każdym razie dopóki sam nie uwierzysz w siebie i nie poczujesz się pewnie, to będziesz miał to wymalowane na twarzy i sam będziesz dawał jakieś nieświadome sygnały, że taki właśnie jesteś.

                      głowa do góry !!!

                      drozdzyk
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 2536

                        Witajcie

                        po wypowiedzi Kaczora54 zrozumiałam, że ja mam tak samo jak on opisuje. Tzn dla mnie faceci są już z zasady lepsi, bardziej wartościowi. A już na pewno są tacy faceci którzy mi się podobają. Ci którzy mi się nie podobają – o dziwo z nimi potrafię rozmawiać normalnie, otwarcie, jestem sobą, nikogo nie udaję. Kiedy natomiast trafiam na kogoś kto mi się podoba, chowam się, tracę głowę, nie wiem jak się zachować, co powiedzieć. Najczęściej kończy się to tak że zachowuję się właśnie sztucznie bo w środku ciągle się kontroluję i zastanawiam co powinnam a co nie. Co on sobie o mnie pomyśli.

                         

                        Jestem teraz na bardzo złym etapie, łącznie z tymi najgorszymi myślami. Ale prawda jest taka, że jestem zbyt tchórzliwa i na to…

                        Moje życie nie ma żadnego smaku ani koloru, wracam do pustego mieszkania i większość czasu spędzam sama. Nie lubię siebie, więc nie lubią mnie ludzie – mi zawsze wydawało się że oni z zasady mnie nie lubią a nie dlatego, że ja sama siebie nie akceptuje. Nie mam przyjaciół, jedynie jakiś znajomych, ale to też nie są bliskie relacje. To wszystko powoduje, że coraz mniej mi się chce, coraz mniej chce mi się żyć. Tzn może i chcę żyć bo miałam zawsze marzenia o fajnym życiu, po prostu nie wiem jak żyć. Ciężko jest cokoliwiek zrobić, zmienić kiedy patrząc w lustro jest mi źle, przykro i chciałabym być zawsze inna, lepsza, ładniejsza, mądrzejsza bardziej wygadana. Taka jaka jestem jestem niewidzialna, nijaka. Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie to zrozumieć jeśli sam tak nie miał. To tak jakby żyć za karę. Patrząc na to jak inni idą do przodu, wchodzą w związki, zakładają rodziny, budują domy, budują relacje a ja stoję w martwym punkcie, kręcę się w kółko i jestem w tym kompletnie sama…

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 58)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.