Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Dążenie do bliskiej relacji
Otagowane: ddd, relacja, zaangażowanie
-
AutorWpisy
-
Witam wszystkich. Jest to mój pierwszy post, więc krótko o mnie.
Mam 25 lat. Od 2018 roku uczęszczam na 12 kroków w moim mieście i aktualnie jesteśmy na półmetku. Dzięki tej decyzji o podjęciu tej inicjatywy ogarnąłem wiele spraw w swoim życiu, a przede wszystkim zacząłem przyjmować życie takim jakim jest, z moimi słabościami, z moją przeszłością itp.
W tamtym roku zerwałem zaręczyny i wiem, że była ta słuszna decyzja. Po dojściu do siebie i ułożeniu myśli w głowie zapragnąłem na nowo się zakochać. Jest to tak silne uczucie, które prowadzi do tego, że w każdej napotkanej dziewczynie widzę swoją przyszłą partnerkę. Od dłuższego czasu spotkałem się z wieloma koleżankami i dosłownie przy każdej przyszła myśl „a może to ona?”. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie ogromne zaangażowanie z mojej strony. Przy wielu relacjach postawiłem sytuację na tzw. ostrzu noża, czyli deklaracja, że myślę poważnie o związku. W głębi duszy wiem, że źle postępuję, bo straciłem fajne relacje z osobami. Doszedłem do wniosku, że chcę wypełnić pustkę braku miłości, że potrzebuję być dla kogoś wyjątkową osobą, a z drugiej strony odczuwam, że jeszcze jest parę rzeczy, które muszą zostać uporządkowane w moim życiu.
Czy mieliście podobną sytuację? Jak sobie poradzić z tą pustką?
Cześć,
Dla mnie to dwie nieco osobne sprawy.
Tej pustce próbuję zaradzić dbając o siebie. Bo to nie pustka jest problemem (sama w sobie daje mi czasem wytchnienie i spokój), a w zasadzie chodzi o lęk i samotność, które nieraz czuję. Staram się często być przy sobie, czyli słuchać co w danej chwili czuję i czego mi teraz potrzeba, i spełniać te potrzeby jeśli jestem gotowy i mam środki, nie czekając na innych. Coraz bardziej odkrywam, jak mało jest pustki, a jak dużo potrzeb, które zamrażałem i stąd właśnie poczucie pustki. Im więcej robię dla siebie, tym mniej oczekuję opieki od innych.
A jeśli idzie o kobiety, to łatwo mi się włącza taki zachwyt i pragnienia. To się niewiele zmieniło po terapii, tylko ostatnio przestałem się tym tak martwić, za to nauczyłem się już niemal odruchowo sprawdzać czy ta osoba ma w sobie coś, czego ja potrzebuję? Nie tylko czy mnie pociąga, ale też czy ona też robi krok w moją stronę (i czy więcej niż jeden, to znaczy czy reaguje na moje gesty), czy gotów byłbym się otworzyć i pokazać jak potrzebuję bliskości, czy jest coś, co mnie w niej odpycha i czy byłbym gotów to powiedzieć, czy zagryźć zęby i przemilczeć w imię spokoju… Wtedy ten obraz drugiej osoby jest pełniejszy i bardziej aktualny, a nie oparty o jeden cudowny moment dawno temu. Pierwszym krokiem do tego było odkrycie, że nie istnieje jedynie zwiększanie bliskości, ale także oddalanie, i że to falowanie jest zwyczajną częścią każdej relacji. Nie da się do kogoś wyłącznie podchodzić…
To się trochę łączy, bo jak sam o siebie dbam, to mniej mam lękowego dążenia do bliskości, ale nie spodziewam się, że tak dobrze o siebie zadbam, że przestanie mnie ciągnąć do kobiet, więc ważne jest dla mnie także jak traktuję kogoś, kto już mnie pociąga.
Jest mi bliskie to co napisałeś o traceniu fajnych relacji. Ja akurat mam odwrotnie, raczej utrzymuję relację nawet jeśli widzę, że to nie będzie związek, bo te osoby są dla mnie i tak jakoś atrakcyjne. Mam z tego wiele kontaktów, które dają mi poczucie więzi w różnym stopniu. Ostatnio jednak daję sobie więcej swobody, dopuszczam, że może nie zawsze warto ciągnąć to w nieskończoność, jeśli ja szukam czegoś innego.
Truskawku a czy Ty sam wiesz czego szukasz? Czy może to szukanie jest ukrytym unikaniem stworzenia z kimś bliskości?
I nie chodzi mi tutaj o relacje czysto koleżeńskie.
Niewyrafinowany
Skoro jesteś w połowie drogi, to może poczekaj cierpliwie do końca. Może wtedy zaczniesz rozumieć skąd w Tobie ta pustka i skąd to ciśnienie na wejście w związek.
Mam poczucie, że wiem czego szukam – różnej bliskości, związku też, ale nie tylko. Dużo mi daje spędzanie czasu z kimś i rozmawianie.
Nie rozumiem, co masz na myśli z tym ukrytym sensem szukania, możesz to jakoś rozwinąć?
Chodziło mi o to, że czasem ludzie traktują szukanie jako wymówkę do unikania stworzenia związku. W każdej napotkanej osobie doszukują się czegoś co im przeszkadza i tak długo szukają aż znajdą powód do rozstania. Bo to jednak nie to.
A, teraz rozumiem. Mam zupełnie przeciwnie, trzymam się kurczowo i milcząco oddaję siebie w imię bliskości, nawet jeśli akurat potrzebuję postawienia jakiejś granicy.
Trzymasz się kurczowo? Teraz to ja nie rozumiem co masz na myśli
Jeśli ktoś mnie pociąga albo to jest związek, ale niewygodny, to wyżej stawiam utrzymanie tej relacji/związku niż swoje potrzeby. To mnie paraliżuje przed tym, żeby mówić wprost o co mi chodzi i ryzykować otwarcie się.
Skoro obawiasz się otwarcia to chyba ciężko jest mówić o tworzeniu bliskości, bo na samym początku stawiasz już mur.
Ciekawe trzy przypadki w wątku się spotkały.
truskawek – zgadza się, najgorzej jest właśnie wtedy, gdy mam dużo wolnego czasu. Aktualnie dużo obowiązków mi odeszło, także czasami po prostu się lenie i w tym momencie pojawia się sporo przemyśleń. W momencie, gdy nad sobą/ nad czymś pracuję jestem skupiony na tej rzeczy, tej pustki nie ma. Pytanie jest takie – czy to nie jest ucieczka od własnych myśli?
Feniks – staram się cierpliwie czekać na koniec ale też widzę nad czym muszę popracować. Może rzeczywiście nie powinno się wchodzić w związki w takim stanie ale z drugiej strony to jest tak silne…
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.