Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Jestem tutaj nowa. Dobry wieczór.

Przeglądasz 8 wpisów - od 1 do 8 (z 8)
  • Autor
    Wpisy
  • DankaSkakanka
    Uczestnik
      Liczba postów: 8

      <span style=”line-height: 1.5;”>Cześć. </span>

      Mam na imię Danka, mam 23 lata. O tym, że jestem DDA myślałam od dawna. Do chwili obecnej w mojej rodzinie istnieje ten sam problem – alkohol. Jednak nie trafiało to do mnie tak mocno, jak uderzyło mnie w momencie, w którym zaczęłam pisać pracę na temat grup wsparcia na zajęcia, studiuję Socjologię. Czytając „wskazówki”, które mogą wskazywać na bycie DDA, każda jedna coraz bardziej uświadamiała mnie w tym, że ten opis – to cała ja.

      Jestem bardzo, bardzo samotna. Mimo, że otaczają mnie rówieśnicy, mam chłopaka, siostrę, kota… ciągle czuję się tak bardzo inna. Jakby nikt mnie nie rozumiał. Jakbym była za stara, za staro myślała i czuła. Stąd myśl, żeby wejść tutaj i  porozmawiać z Wami, z nadzieją, że znajdę tu dusze, które mnie zrozumieją.

      popelniacz-myslozbrodni
      Uczestnik
        Liczba postów: 3

        Cześć!

        Sam trafiłem tu przed chwilą. Tzn przed chwilą założyłem konto po dłuuugim czasie „chodzenia wokół”. O ile podejrzewałem kiedyś, że jestem DDA (czytając o tym gdzieś) o tyle niedawno naprawdę sobie to uświadomiłem. To są „pozytywne” aspekty depresji 😉 – zaśmiewam trochę (taki mój mechanizm). Uczucie „inności”, niezrozumienia i bycia „starszym” – o tak, to też. Sporo tych „skrzywień” z DDA niestety. Pocieszające, że to nazwijmy zespół cech – nie trzeba mieć kompletu 😉

        Niniejszym witam, jako również świerzak – ku pokrzepieniu – takie wzajemne wsparcie kadetów w szkole marines 😉

         

        p_s_d_w
        Uczestnik
          Liczba postów: 3

          Cześć Danka,

          doskonale Cię rozumiem i Twoją samotność. Też często czuję się samotny i nierozumiany. Nie wiem, czy też tak masz, ale mnie samotność często doskwiera, gdy jestem wśród znajomych. Niby jest OK, rozmawiamy, śmiejemy się, a czuję się trochę obco, tak jakbyśmy nadawali na innych falach.

          Mamy (ludzie na forum) podobne doświadczenia życiowe. <span style=”line-height: 1.5;”>Tutaj masz szansę znaleźć kogoś, kto Cię zrozumie, wysłucha i nie oceni. I porozmawia z Tobą wtedy, gdy będziesz tego potrzebowała.</span>

          Witaj 🙂

          DankaSkakanka
          Uczestnik
            Liczba postów: 8

            Miło mi usłyszeć odzew. Tak więc nie jestem tutaj sama.

            Najgorzej jest, kiedy jest się wśród znajomych, ale czuje się, że jest się kimś zupełnie obcym. Moje koleżanki z uczelni nie wiedzą nic o mojej przeszłości i teraźniejszości. Mimo młodego wieku dużo złych rzeczy mnie spotkało. Czasem myślę sobie, że gdybym o tym komuś, kto mnie choć trochę zna, opowiedziała – spotkałaby mnie jedynie litość i żal. Z nikim nie rozmawiam o problemach w domu. Mój chłopak nie mieszka w Polsce, jego rodzina to zgrana, wspierająca się i kochająca paczka. Często czuję, że bardzo go ranię. Nawet on sam powiedział mi niedawno, że go zniszczyłam. To taki pozytywny, wesoły człowiek. A ja? Chodzący smutek i negatyw. Na każdym kroku żądający zrozumienia i wsparcia, nie chcący być ani na moment sam, chcący wiecznie czuć, że komuś zależy, że ktoś jest, że kocha… To strasznie męczące. Chyba jestem toksyczna.

            Chciałabym zmienić swoje życie. Grubą kreską oddzielić to, co było od tego, co właśnie się zaczyna. Spakować torbę i uciec. Najlepiej do Lwowa, bo jestem zakochana w Ukrainie, a Lwów to tak trochę ja – zniszczony do szpiku kości, poraniony, pogryziony, ale nadal błyszczący pięknem gdzieś w ukrytych zakamarkach jego podwórz.
            Niestety… w tym domu przykuta jestem kajdankami do kaloryfera. Boję się ich zostawić. Boję się, że coś się stanie. Że nie będę potrafiła żyć normalnie daleko od domu i rodziny. Że cokolwiek by się stało – obwiniałabym tylko i wyłącznie siebie, jak robię to dotychczas…

            Wstał nowy dzień, niedziela. Za oknami szaro i deszczowo – tak jak i w mojej duszy. Czy Wy też obudziliście się dzisiaj smutni? Czy znacie jakiś sposób, który mógłby odmienić ten stan? Tak mi ciężko na sercu…

            Cieszę się, że mogę do Was napisać. To nawet pomaga! Wyrzucając z siebie to, co tak długo mnie gryzie, troszkę ujmuje z wora piachu, który dźwigam na plecach… Dziękuję Wam.

            skoll
            Uczestnik
              Liczba postów: 13

              Rzeczywiście jesteśmy trochę podobne, jeśli chodzi o związek. Mój były nigdy mi tego wprost nie powiedział, ale ja widziałam że nie chciał takiej smutnej dziewczyny… Dokładnie tak samo, on był raczej pozytywnym człowiekiem, a mnie dobijało wszystko, nawet to że on był szczęśliwy a ja nie potrafiłam. Ech, grunt chyba że to dostrzegamy i może małymi krokami uda się nam z tego wyjść! 🙂 w byciu smutnym nie ma niczego złego, ale w ignorowaniu swoich potrzeb – które są tego smutku przyczyną – już tak.

              Podobnie jak ty czuję się potwornie staro w sensie psychicznym, jakbym już miała 50 lat. I czuję że od wszystkich oddziela mnie niewidzialna ściana. Inni potrafią nawiązywać więzi i zawsze jestem zaskoczona tym, jak łatwo im to przychodzi.

              Nie wiem, czy mogę ci w ogóle poradzić, ale u mnie dużo się poprawiło, kiedy się wyprowadziłam.

              jest super
              Uczestnik
                Liczba postów: 32

                „Nie wiem, czy mogę ci w ogóle poradzić, ale u mnie dużo się poprawiło, kiedy się wyprowadziłam.”

                U mnie to też trochę pomogło ale gruntownych zmian sama wyprowadzka nie dała.

                humorzasta44
                Uczestnik
                  Liczba postów: 8

                  Hej 😉

                  Kiedys ktos powiedzial mi ze mam w oczach ogromny smutek mimo, iz caly czas sie usmiecham. To prawda. Alkoholizm w rodzinie to ciezka sprawa. Jestesmy pokaleczeni. Tym bardziej jesli jest on obecny do dzis czyli nasz tata czy mama nie wykazuja checi leczenia. Nic gorszego niz swiadomsc ze tam bliska osoba, nie chce zadnej zmiany. Ze chce nadal krzywdzic. Ale coz my jestesmy odrebna jedostka czas wziac zycie w swoje rece. Usmiechac sie, kochac, cieszyc. 😉 mimo, ze co chwile przypominamy sobie jak wyglada nasza rodzina. Azyl, ktory nigdy nie bedzie azylem

                  p_s_d_w
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 3

                    Pamiętam, uczucie jakie mi towarzyszyło, gdy wyprowadziłem się z domu. Po miesiącu od wyprowadzki poczułem spokój. Zwykły spokój. Uczucie, o którym zapomniałem. Nie bałem się wejść do pokoju (mieszkałem w akademiku), sytuacja w pokoju była przewidywalna i była normalna.

                    Mam dwie młodsze siostry. Tak jak Ty teraz, to ja wtedy obawiałem się, jak sobie poradzą. Wiedziałem jedno, że ktoś musi się z tego bagna wydostać, by później podać pozostałym pomocną dłoń. Inaczej wszystkich nas wciągnie.

                    Myślę, że niejedno z nas szuka zrozumienia, wsparcia, miłości w olbrzymiej ilości i na każdym kroku. Ale jesteśmy już dorośli, a to czego oczekujemy, jest zarezerwowane dla dzieci. Mamy deficyt tych uczuć i niestety nie da się tego odrobić.

                    Piszesz, że chciałabyś oddzielić wszystko gruba kreską i zacząć wszystko od nowa. Też chciałbym tak zrobić, szczególnie gdy mam gorszy dzień. Ale tak się nie da. Nasza przeszłość to my. Zawsze z nami będzie. Musimy nauczyć się z nią żyć.

                    Ja na gorsze chwile stosuje słuchanie muzyki lub bieganie. Pomaga. Zaczyna się zawsze od utworów, które oddają mój stan, a w miarę upływu czasu utwory się zmieniają i co najważniejsze, myśli są osiągane od „problemu”. A zmęczenie podczas biegania powoduje, że nie mam siły na rozczulanie się nad sobą. I zawsze <span style=”line-height: 1.5;”>po biegu ( po każdym sporcie) wydzielają się endorfiny, humor się poprawia i sprawy nie wydają się już takie beznadziejne, jak się wydawały. Pojawia się nadzieja i wola zmiany.</span>

                  Przeglądasz 8 wpisów - od 1 do 8 (z 8)
                  • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.