Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Ktoś musi umrzeć, by on się zmienił… ?

Przeglądasz 9 wpisów - od 1 do 9 (z 9)
  • Autor
    Wpisy
  • Kociks
    Uczestnik
      Liczba postów: 8

      Dzień dobry wszystkim.
      Mój wieloletni przyjaciel pewnego wieczoru wyznał, że pod 15 lat darzy mnie wyjątkowym uczuciem. Jest to osoba o niezwykle trudnym i skrytym charakterze. Wychował się w domu, gdzie ojciec mocno nadużywał alkoholu. Nie poświęcał mu czasu oraz się nim nie interesował, prawdopodobnie nie chciał mieć dzieci. Z kolei matkę darzy głębokim i szczerym uczuciem. Jest dla niego bardzo ważna i często mówi o niej dobre rzeczy mimo ze nie widują się często ( nad czym też ubolewa ale twierdzi, że inaczej nie potrafi)
      Jest introwertykiem, dużo czasu poświęca na kontemplację nad swoim jak twierdzi bezsensownym życiem. W związku zaangażowałam się od początku, czułam że jest mi dobrze. On mówił, że bardzo mnie lubi, że jestem dobrą i wyjątkową osobą. Jednakże po pewnym czasie, w zasadzie po 2 miesiącach rozwijania relacji zaczęło się mocno psuć. Adam nie angażował i nie angażuje się tak jak powinno to wyglądać w normalnym związek. Mówi mi, że życie jest bez polotu, że on oczekuje rzeczy wyniosłych, krytykuje wszelkie przyziemne rzeczy i czynności. Wszystko co jest masowe jest dla idiotów itp itd. Uznał, że moja praca jest mało rozwijająca, a ja sama nie mam ambicji i on boi się, że mu się udzieli moja „małostkowość”. Ciągle powtarza mi, że pakuję się z nim w związek bez przyszłości, twierdzi, że jest złym człowiekiem i boi się, że będzie taki jak jego ojciec. Bywa dla mnie bardzo oschły i niemiły, po to by za jakiś czas mówić mi znowu wspaniałe rzeczy. Nasza sytuacja to parabola. 2 tygodnie jest dobrze, po czym on znowu dochodzi do wniosków, że ten związek jest trudny, bo on jest trudny, że to nie ma sensu, lub po prostu jest dla mnie niemiły. Liczy się tylko to, co on myśli i uważa, że jego racje są jedynymi słusznymi, w swoich poglądach jest absolutnym egoistą. Uważa, że rozumie iż ja też w tym związku czuję się źle, ale on mówi że się nie zmieni bo nad związkiem nie wolno pracować. Zmieni się dopiero wtedy jak w jego życiu stanie się jakiś przewót. Jako przykład podał np śmierć.
      Mówi,że on taki jest, a w dobrym związku musi być od początku jak w bajce – tak przynajmniej ciągle mi powtarza. Twierdzi, że sie nie zmieni, bo to część jego osobowości. Dodatkowo kiedy próbuję z nim rozmawiać, to on się irytuje i mówi, że jak mi się nie podoba związek to mogę sobie iść, a jak będę chciała wrócić to wiem gdzie on mieszka. Uznał też, że świadomie nic od siebie do związku nie wnosi, bo wie że wtedy ewentualne nasze rozstanie zniesie o wiele łagodniej. Jest mi z tym źle, ponieważ już się zaangażowałam. Nie chciałabym stracić chłopaka i jednocześnie przyjaciela, jednakże ten związek kompletnie nie wygląda jak normalna relacja kochających się ludzi (on często powtarza, że nie ma miłości). Jest to osoba niestabilna przez co ja poprzez liczne rozmyślanie nad tą sytuacją czuję się nieszczęśliwa i niepewna przyszłości, a szukam stabilizacji. Nie chcę go zostawiać, jednak nie wiem czy to nie jest jedyne wyjście z sytuacji skoro rozmowy z nim nie pomagają, bo on nie zamierza nad sobą pracować, bo po prostu taki jest i już. Dużo kontempluje nad wszystkim. Wszystko widzi w czarnych barwach. Myślałam nad tym czy by się od niego na jakiś czas nie odsunąć, jednak wiem, że jakby tak się stało, to on i tak nic w tej sytuacji nie zrobi, nie pokaże, że mu zależy tylko uzna, że to jest moja decyzja i on ją uszanuje. Nawet nie spróbuje mnie zatrzymać. Czy taki związek ma sens? W głębi duszy wiem, że to dobry człowiek, bardzo inteligentny, jednak jego trudna przeszłość, charakter oraz jego bolesne słowa sprawiają, że relacja z nim mnie przytłacza.
      Tkwię w tym, bo już zdążyłam się zaangażować. Pierwszy raz poczułam coś do przyjaciela, czego nie mogę powiedzieć o moich uczuciach do narzeczonego. On odpowiada mi pod względem samego bycia, jest dobrą osobą, ma zainteresowania, jest szalenie inteligentny i kiedy jest dobrze to naprawdę fantastycznie spędzamy razem czas, ale tak jak ktoś napisał wyżej dorabia teorie związkowe i generalnie życiowe. Spłyca wszystko do stwierdzenia, że on nie wpisuje się we współczesny 'małostkowy’ świat. On oczekuję od życia czegoś, czego sam zdefiniować nie może. Mam wrażenie, że nie ważne z kim by był byłby nieszczęśliwy. Nie chcę go stracić bo to wartościowy człowiek z problemami, tylko że on mnie tym samym rani. Staram się do tego podejść ze strony psychologicznej. Podejmuję rozmowy, bo nie potrafię zrozumieć czemu tak się dzieje. Czy wpływ na to miała przeszłość, dzieciństwo czy może on po prostu do tego związku się nie nadaje. Chłopak był od zawsze samotnikiem, teraz ma ciągłe moje towarzystwo. Momentami mam wrażenie, że go to nudzi ale i tak za każdym razem to on dzwoni i proponuje spotkanie. Z tym, że odnoszę wrażenie, że jest świadomy moich uczuć ale o nie nie dba. A z drugiej strony przeszkadza mu opcja transferu, uważa że na jego miejscu mógłby być każdy inny, dlatego też tak się zachowuje a nie inaczej i nic z siebie nie daje o czym otwarcie mówi. A kiedy spytałam go po co w takim razie ze mną jest, to mówi, że ma po prostu NADZIEJĘ. Ja też ją mam tylko nie wiem na co, z tym że moje emocje mówią co innego. Chcę go zaakceptować takim jakim jest, ale wewnętrznie mi to przeszkadza. Poza tym jego słowa w ogóle mi nie pomagają. Słyszę o bezsensowności życia, związku, miłości. On neguje wszystko, co jest możliwe do negacji a jednocześnie wyraża chęć by jakoś to dalej trwało. Raz coś mówi, a potem zaprzecza albo twierdzi, że nie pamięta. Zastanawiam się czy jest jakiś sposób by na niego wpłynąć, czy jednak taki typ człowieka jest niereformowalny i jedyne rozwiązanie to odejście, którego bardzo nie chcę i się po prostu boję. Boję się przeżywać kolejną stratę. Czy ktoś z obecnych tutaj tworzył związek z taką osobą, która ma problem do wszystkich łącznie z samym sobą?

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Znam osoby, które tworzyły, a raczej próbowały tworzyć, związek z podobną osobą. To były osoby, które próbowały tworzyć związek ze mną. Dziś żal mi tych osób i siebie samego w tych „związkach”. Nic z tego nie wyszło, choć zapewne mieliśmy szanse. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, jak wiele bólu sprawiałem, działając jakoby w obronie swoich „wartości”. Nie sądzę, aby Twój chłopak zdobył się na podobną autorefleksję, mając Cię cały czas przy sobie. Tu potrzeba leczenia. Uznaj to, że on ma problem i pogadaj ze specjalistami (terapeutami), może doradzą jak do niego dotrzeć. Na forum jednak ich nie znajdziesz.

        Kociks
        Uczestnik
          Liczba postów: 8

          Dzien dobry, dziekuje za odpowiedz. Nie wiem czy jest sens szukac pomocy skoro on otwarcie mowi ze jej nie chce i musi poradzic sobie sam. Choc jak narazie nic sie nie zmieni prawdopodobnie, no chyba ze cos sie w jego zyciu wydarzy. Ja chyba nie bede w stanie mu pomoc, bo nic na sile sie nie zdziala. Moglbys moze napisac cos wiecej? Jaki wówczas byl twoj tok myslenia i pojmowania tego swiata w tym zwiazkow? I co skłoniło Cie do zmiany postawy? Staram się to jakos zrozumiec bo czuje sie coraz gorzej więc każde doświadczenia sa dla mnie wazne.

          flashback
          Uczestnik
            Liczba postów: 9

            W moim przypadku to rozstanie z dziewczyną, którą kochałem, a zaniedbałem plus utrata członka rodziny, oprawcy z dzieciństwa, do tego zdałem sobie sprawę z tego, że jestem uzależniony i powielam schemat ojca. To jest to co skłoniło mnie do terapii, czytania książek i generalnie rozpoczęcia rozwoju uczuciowego. Nadzieja na powrót mojej dziewczyny była mocnym motorem napędowym.

            Jedyne co możesz zrobić to powiedzieć mu, że albo idzie na terapię albo to koniec. Nie wiem, ja tego nie usłyszałem dlatego może wydaję mi się, że to zadziała. Jeżeli Ci oczywiście aż tak zależy i chcesz nad tym pracować. Jak wtedy nie będzie chciał to co możesz więcej. Również nie wydaję mi się, że przy tobie zda sobie z tego sprawę jaki jest.

            Tymczasowy
            Uczestnik
              Liczba postów: 127

              Klasyk z de Mello:

              Jak zmieniac wszystko? Jak zmieniac siebie?
              Wyobrazcie sobie pacjenta, ktory idzie do lekarza i mowi mu, na co cierpi. Doktor odpowiada:
              – Rozumiem panskie symptomy. Wie pan, co zrobie? Zapisze lekarstwo dla pana sasiada.
              Pacjent odpowiada:
              – Dziekuje, bardzo dziekuje. To bardzo poprawi moje samopoczucie.
              Idiotyczne to, prawda? Ale wlasnie tak czynimy. Osoba pograzona we snie sadzi, ze poczuje sie lepiej, jesli zmieni sie ktos inny. Cierpisz, bo spisz, ale myslisz sobie: „Jakze piekne byloby zycie, gdyby ktos inny sie zmienil. Jakze piekne byloby zycie, gdyby zmienil sie moj sasiad, zona, szef”.
              Zawsze chcemy, by dla naszego dobrego samopoczucia zmienil sie ktos inny.

              Innymi słowy, jeśli nie da się z nim żyć, idź dalej

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                Do: Kociks

                Nie chcę tutaj pisać o tym, jak było w związkach, bo to są wciąż bolesne i nieprzepracowane przeze mnie sprawy. Wybieram się na terapie i tam najpierw chcę spróbować to poukładać. Mogę tylko powiedzieć, że nie zrozumiesz jego pokręconego sposobu myślenia. Zrozum za to, że on jest chory i możecie w tym błędnym kole kręcić się przez lata, szukając bezskutecznie rozwiązania. Mnie do zmiany postawu skłoniło między innymi to, że zostałem sam. Nie wiem jednak, czy samotność pomaga każdemu. Poza tym miałem silną wewnętrzną potrzebę zmiany.

                W tym zgadzam się z flashback, ja też nie usłyszałem, że potrzebna mi/nam terapia. Z tym że ja bardzo jej (terapii) pragnąłem i sam do niej namawiałem, nie znajdując jednak zrozumienia.

                Kociks
                Uczestnik
                  Liczba postów: 8

                  Rozumiem, że w obu przypadkach brakowało jednak jakiegoś wstrząsu, który pozwoliłby spojrzeć na obecną sytuacje z innej perspektywy. Mój chłopak ostatnio zarzucił mi to, że nic z tym nie robię. Że to wszystko akceptuje a przecież on zachowuje się źle więc powinnam sobie iść. Nie potrafię zrozumieć jednej rzeczy. Skoro jest świadomy, że jego zachowanie wpływa destrukcyjnie i na mnie i na niego to dlaczego zamiast spróbować nad sobą pracować woli w tym tkwić i odciąć się od wszystkiego. I dlaczego sam nie podejmuje decyzji o rozstaniu tylko pokazuje jak bardzo się nie nadaje? Mam wrażenie, że dobrze się czuje ze swoim cierpiętnictwem i nie chce aby nikt mu w tym przeszkadzał. Wydaje mi się, że moje prośby i groźby na nic sie zdadzą. Jeśli powiem, że to koniec to on powie okej, wiedziałem że tak będzie przecież jestem złym człowiekiem mówiłem to od początku. Łatwość z jaką on wypowiada te słowa i obojętność jest przerażająca.
                  Ok jasne, że jeśli coś nie pasuje to lepiej i zdrowiej iść dalej samemu. Tylko trudno porzucić kogoś bliskiego kto ewidentnie potrzebuje pomocy, bo źle czuje się sam ze sobą. Myślę, że nie należy na wstępie skreślać ludzi. Rozumiem fakt, że jest chory ( mimo że on sam chyba nie do końca zdaje sobie z tego sprawę) i zaczęłam patrzeć na to w ten sposób. Tylko co oznacza w tym wypadu akceptacja? Tolerancje chamstwa, arogancji czy ignorancji i usprawiedliwianie tych wszystkich zachowań chorobą? To nie jest trochę wymówka i usprawiedliwianie samego siebie? Chowanie się za murem taki jestem i koniec.

                  Fenix
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 2551

                    Polecam książkę Woititz Janet G. „Lęk przed bliskością”. Bardzo dobra pozycja dla samych DDA jak i partnerów. Pozwala zrozumieć zachowania i schematy jakimi się kierujemy.

                    Jeżeli chcesz pomóc zostaw mu „drogowskazy” ale nie próbuj na siłę go holować, bo sama się zniszczysz.

                    Pozdrawiam

                    „Iść w stronę słońca”
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 203

                      Zadaj soie pytanie: jak chcesz żyć? nie, jak wyglądałoby Twoje życie gdyby on się zmienił, bo być może nigdy to nie nastąpi. Jeśli widzisz jego u swojego boku, w takim „stanie” jak jest teraz to z nim żyj, bądź, ale nie koncentruj się na tym by go zmieniać. Miej swoje pasje, zainteresowania i zmnieniaj to na co masz wpływ. Inaczej się zamęczysz.

                    Przeglądasz 9 wpisów - od 1 do 9 (z 9)
                    • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.