Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Moja historia w pigułce

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 37)
  • Autor
    Wpisy
  • pogmatwana
    Uczestnik
      Liczba postów: 8

       

      Jestem dorosłym dzieckiem alkoholika z dysfunkcyjnej rodziny.

       

      Mój ojciec pije odkąd pamiętam. Nigdy się nie awanturował, dzieciom przynosił cukierki jak popił, więc obwinialiśmy matkę, że się drze, awantury robi, że przez nią jest wstyd.

      W domu było bardzo biednie, chodziłam w dziurawych spodniach, butach, wstydziłam się tego mocno w szkole i nie tylko. Ale na flaszkę ojciec zawsze miał pieniądze, nieważne, że w domu nie było co jeść. Zbierało się drobniaki po całej rodzinie, i w domu, jakieś grosze i kupowaliśmy kilo ziemniaków. Coś strasznego i niewyobrażalnego dla mnie obecnie. Tak było do momentu, aż poszłam na studia.

      Matka nigdy nie poszła do pracy, choć mając kilkanaście lat mogliśmy już sami zostać i nie potrzeba było siedzieć w domu non stop. Jakieś tam propozycje miała, dobrzy ludzie jej chcieli coś nagrać ale bała się. Twarda była tylko w domu, jak trzeba było się drzeć i bić. Bo sobie nie radziła z alkoholizmem ojca i ogólnie życiem, jest też jak sądze współuzależniona. Z dzieciństwa pamiętam te godzinne gadki, do nas, gdzie on jest, pewnie znowu pije, znów będzie pijany, nie będziecie miały co jeść w przyszłym tygodniu jak wypił itd. Ogólnie ojciec pracował w delegacjach, więc we wszystkie absolutnie sprawy byłam wtajemniczana, ciągle gadka o braku pieniędzy, o tych wszystkich kłopotach dorosłych. Zrobiła sobie z dzieci powierników. Przez to chyba nie dane nam było być dzieckiem. Zamiast nas chronić od kłopotów, byliśmy w to wciągani. Jak ojciec przyjeżdżał na weekend, i szedł gdzieś, matka wysyłała nas razem z nim, żebyśmy go pilnowali. Nam to nawet pasowało, ojciec kupował oranżadę, a sobie piwko, czasem miał gest to i dał parę groszy.  Teraz jak o tym myślę, to to jest powodem mojej nadkontroli.

      Matka jest osobą bezradną, bezwolną. Załatwić potrafi tylko to, co zna. Nie chodziła ze mną do lekarza gdy leżałam z zapaleniem ucha czy anginą. Nie dbała o poprawienie mojej odporności, gdy non stop byłam chora.  Gdy martwiłam się zdrowiem udawała, że temat  nie został poruszony. Nie była wsparciem. Od zawsze wiedziałam, że nie mogę na nią liczyć, przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji. Całe dzieciństwo się bałam, że coś się stanie i nikt nie będzie mógł nic na to poradzić. Miałam szczęście, że nie stała mi się większa krzywda, bo ona by udawała, ze nic nie było. Tak jak udawała, że nie wie, że ojciec mnie molestuje. Raz chyba jako dziecko słyszałam o to awanturę. Inna kobieta by coś z tym zrobiła, a ta na to pozwalała. Musiała wiedzieć, nie ma szans. Ojciec nas zgarniał do pokoju, spać z nami. Jak o tym teraz pisze, to mam takie obrzydzenie, do siebie, do niego. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiałam tak szczerze. Nadal jeżdżę do domu, nadal udaje, ze nic nie było. Nie ma gadki, nie ma sprawy. Czasem się nawet martwię o rodziców, ale gdzieś tak w środku ich nienawidzę. Czasem mi ich żal, a czasem czuje wstręt. Ogólnie całe życie udawałam. Ciężko mi się rozmawia szczerze, często nie potrafię powiedzieć tego, co bym chciała. Nie potrafię też się bronić, ktoś mi ciśnie, a ja milczę, nie umiem zadbać o granicę, ludzie je przekraczają, czuje się z tym źle, obiecuje sobie, że następnym razem sobie nie dam, ale i tak jest tak samo.

      Ja do tej pory jestem z tych bojących, odkładam załatwienie czegokolwiek tak długo jak się da. Dla mnie nie ma wyzwań, są głównie problemy. Jestem niepewna siebie, nigdy w życiu nikt mnie za nic nie pochwalił.

      Całe życie wstydzę się. Matka jest syfi arą, bo w domu rodzinnym panował nie bałagan, a syf. Gdy już zaczęłam ogarniać, zmuszałam rodzeństwo do sprzątania. Matka wydzierała się, bo jej chowałam po szafkach rzeczy, i jej przeszkadzam w oglądaniu TV. Parę razy za to dostałam. Pamiętam jak mnie uderzyła z łokcia w pierś, dopiero zaczynałam się rozwijać, ból niesamowity. Wstydziłam się,  gdy ktoś miał przyjść, musiałam sprzątać kilka godzin przed, nie było mowy o zaproszeniu kogoś prosto z ulicy. Albo dzwoniłam i uprzedzałam siostrę, że ktoś będzie i ona ogarniała. Można było na nią liczyć w tym temacie. Matka ciągle się drapała w miejscach intymnych, ręce jej śmierdziały. Kiedyś przyszli znajomi do mnie, a ona z łapą pod spódnicą. Jak wyciągnęła rękę to jej było widać włosy łonowe. Okropnie to było krępujące. Nastolatki często uważają, że rodzice robią im obciach, ale ona naprawdę go robiła. Ciągle groziła, że się zabije, parę razy nałykała się tabletek, udawała, że się wiesza.  Ojciec się popłakał, ale nic z tym nie zrobił. Jak nam na czymś zależało, na przykład na wyjściu całą rodziną, to tak zrobiła, żeby odstawić szopkę, że ona nie idzie. Dzieci w płacz, ojciec bezradny, a ona osiągnęła co chciała, przekonała się, że ma nas w garści, to łaskawie zgodziła się jednak pójść. Wiecznie udawała, że się wynosi, a dzieci płakały. Kiedyś umyłam zęby w wannie (chciała się po mnie wykąpać), to mnie zmusiła, że mam TV oglądać aż ona wyleje i wleje z powrotem wodę do wanny i sama się umyje. A w TV był pokazywany gwałt wtedy. Kiedyś na podłodze walały  się kartki z gazety pornograficznej przez parę dni, dopóki tego nie wyrzuciłam. Miałam kilka lat.

      .

      W pierwszy związek weszłam mając lat 20. Piekło, facet psychopata., znęcał się psychicznie, przemoc gospodarcza, myślę że też seksualna. Najpierw awantura i wyzwiska a później i tak szłam z nim do łóżka. Chyba, żeby się jeszcze bardziej podle czuć. Jakimś cudem znalazłam w sobie siłę do odejścia po 8 latach, ciągał mnie bezpodstawnie po sądach, nachodził. Nic z tym nie zrobiłam, bo jak to tak, iść zgłosić na policję na swojego byłego, że mnie nęka, że grozi samobójstwem jak odejdę. Milczałam, a na koniec musiałam mu jeszcze zapłacić. Czasem mi się wydawało, że wzięłam faceta na podobieństwo mojej matki. Po roku poznałam faceta, intuicja  mi podpowiadała, że coś nie tak, ale gdzieee tam, musiałam się w to wpakować. Na szczęście po około 3 miesiącach poszłam po rozum do głowy. Niby rozstanie pokojowe, ale i tak później pokłóciliśmy się, obraził mnie, wyzwał. Aż poznałam mojego obecnego faceta. Z fajnej rodziny, który mnie szanuje, dba o mnie, troszczy się, jak nikt inny, martwi się. Fajny ogólnie jest. Ja z nim nigdy nie gadałam o swoich przejściach. Wie, że mam żal do matki, bo paradoksalnie ją najbardziej obwiniam. I nie rozumie tego, bo on swoją bardzo kocha i szanuje. A ja mam w sobie zadatki na kogoś, kto będzie dążył do tego, żeby mnie źle traktować. A później płakać. Nie wiem, czy powinnam z nim o tym rozmawiać, jak wyglądało dzieciństwo, młodość itd. Wstydzę się, choć to tak naprawdę nie moja wina. On czasem nie rozumie mojego zachowania, że niechętnie spędzam czas w domu rodzinnym. Ale ja po prostu nie mam ochoty siedzieć w tym syfie, a głupio mi powiedzieć, że u mnie w domu jest paskudnie brudno i brzydko. I że matka działa mi na nerwy. Że jej ulubiona rozrywką jest telewizja, a na stole w salonie leżą zużyte patyczki do uszu i obierki z ziemniaków z przedwczoraj, a wanna była myta jakiś miesiąc temu, jak ja byłam ostatnio w odwiedzinach. A jak usiądzie się na fotelu to można pod górą koców znaleźć pustą flaszkę po wódce, bo ojciec zostawił.

      Matka też jak jej coś człowiek powie,  to się obraża,  rzuca przedmiotami, jedzeniem. Mam obawy, że mój facet mógłby być świadkiem takiego zachowania. Jak jedziemy na urlop do rodzinnego miasta, to każde idzie do swojego rodzinnego domu. Ja bym go chętnie zaprosiła do siebie, gdyby były warunki. Bo nie lubię mieszkać osobno, jak się żyje już razem.

       

      Poużalałam się trochę, pomyślałam, że to mi pomoże. Niedługo kończę 32 lata, najwyższy czas pomyśleć o powiększeniu rodziny. Ale boje się, czy będę dobrą matką, czy dam dziecku oparcie i opiekę, skoro sama czuje się czasem jak dziecko we mgle.

       

       

       

      lukaszw
      Uczestnik
        Liczba postów: 249

        Cześć  Pogmatwana. Szukałaś pomocy dla Siebie?  Dużo spokoju Ci życzę:)

         

        zytka
        Uczestnik
          Liczba postów: 156

          Cześć Pogmatwana,

          Czytając Twoją historię zrobiło mi się strasznie smutno.W kilku miejscach czułam jakby czytałam o sobie.Jestem w tym samym wieku-mam 32 lata (choć wyglądam bardzo młodo);podobnie jak Tobie można mi nazdać, napluć, a ja milczę i to jest najgorsze…Nie potrafię się bronic ,nie znam swojej wartości itd.Dałam się molestować ,poniżać koledze z pracy ,ale w tym roku coś we mnie pękło i stałam sie silniejsza ,uwolniłam się od Niego.Podobnie jeszcze wstydze się bałaganu w domu,pomimo że kilka lat nie mieszkałam w domu rodzinnym, to jak odwiedzałam rodziców to najpierw sprzątałam,ogarniałam dom.W dzieciństwie tez wstydziłam się kogokolwiek zaprosić ,bo koleżanki miały fajnie w domu, a u mnie wszędzie coś porozrzucane (ubrania ,kosmetyki itd)  wstyd towarzyszy mi na każdym kroku życia.Paranoja jakaś…Nie czuje chęci do zakładania rodziny i posiadania dzieci…Smutne to jest ,bo jako dziecko zawsze chciałam mieć szczęśliwą i kochająca rodzinę ,a teraz w ogóle…

          Pozdrawiam Cię serdecznie i do kolejnego postu:)

          anula51
          Uczestnik
            Liczba postów: 232

            Hej Pogmatwana. Szukałaś pomocy? Powinnaś podjąć jak najszybciej terapię dla DDA, przy najbliższym Monarze lub poradni zdrowia psychicznego. Tak tego zostawić nie można, to są przeżycia siedzące głęboko w nas… Sama tego nie wymażesz 🙂

            pogmatwana
            Uczestnik
              Liczba postów: 8
              • lukaszW: Dziękuje za dobre słowo, też życzę Ci wszystkiego dobrego
              • zytka: Bardzo mi przykro ze względu na Twoje przeżycia. Możemy sobie przybić piątkę, jeśli chodzi o sprawy porządkowe. Mnie to ogromnie frustrowało. Też masz czasem takie myśli, że wszyscy ludzie wokół mieli łatwiej, lepiej, tylko Ty pod górkę? Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
              • anula51: Dzięki za odzew w moim temacie. Byłam już kilka razy u psychologa, po każdej wizycie czułam się świetnie, choć ciężko było opowiadać o wszystkim, zdarzało się, że stosowałam zaprzeczenie. Na razie nie mam możliwości uczęszczać na terapię bo mieszkam za granicą. Planuje powrót za jakiś czas, i wtedy zamierzam podjąć leczenie, bo tak jak mówisz, samemu nie da się raczej sobie pomóc.
              szorstkiczopek
              Uczestnik
                Liczba postów: 58

                Hej pogmatwana
                Masz możliwość terapii, np. moja psychoterapeutka prowadzi terapię przez Skype, wiem ze wielu terapeutów też.
                Kiedyś zresztą z nią rozmawiałem, to o czym wspominała to że odradza  terapeutów prowadzących TYLKO terapię przez internet.
                Podobno lepiej jest jak terapeuta ma doświadczenia „na żywo”.
                Ja bym cię zachęcał do tego – z własnego doświadczenia (2 wizyty w tygodniu) widzę jak długo zajmuje chociażby naświetlenie sytuacji terapeucie.
                Lepiej pieniędzy wydać chyba nie możesz – szczególnie biorąc pod uwagę polskie stawki terapeutów vs. zachodnie zarobki.

                pogmatwana
                Uczestnik
                  Liczba postów: 8

                  Cześć szorstkiczopek (fajny nick ;))
                  Jeśli chodzi o terapię przez Skype, to jakoś nie jestem do konca do tej formy przekonana. Internet nie zastąpi tej relacji z terapeutą. Ja nie lubie rozmawiac na skejpie nawet z bliskimi, człowiek patrzy w kamerke i jest nie do końca swobodny. A to ważne według mnie zwłaszcza na terapii. Ale moze warto spróbować 🙂

                  Karolina87
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 18

                    Witam

                    Mam na imię Karolina, mam 30 lat. Poukładana Pani pracująca w banku.

                    Zadaniowa, poukładana, zero-jedynkowa, zawsze można na mnie liczyć – tak opisują mnie moi Szefowie, zawsze, a ja coraz częściej czuję, że duszę się w środku… że jeśli coś się nie wydarzy, nie zmieni to nie wytrzymam. Od zawsze słyszałam, że muszę być silna, mimo wszystko, i byłam chyba od małego SILNA (mam alergie na to słowo bo chyba mało kto wie jak to jest musieć być silną non-stop) – grzeczna, poukładana, wzorowa uczennica, nie sprawiałam żadnych problemów wychowawczych, nie chodziłam na imprezy (swoją drogą nie lubię tłumów, hałasu, imprez… i to też wszystkich dziwi no bo jak można nie lubić się bawić??? ja nie lubię….).

                    Dzieciństwa prawie nie pamiętam. A może nie chcę go pamiętać? Mam w głowie kilka stop-klatek. Pamiętam jak jako kilkuletnie dziecko siedziałam w pokoju, pamiętam półmrok jaki w nim panował i pamiętam, że ktoś mówił o rozwodzie. Pamiętam jak razem z mamą klęczę przy drzwiach w pokoju, mama trzyma mocno klamkę żeby do pokoju nie wszedł pijany i krzyczący ojciec. Czuję strach jaki mi towarzyszył jak musiałam uciekać przed pijanym ojcem a mimo tego pamiętam też jak siadałam jako małe dziecko w drzwiach tarasowych które wychodziły na jezdnię na poduszce i trzymałam w ręku kartkę z pozdrowieniami dla ojca, który dzień w dzień przejeżdżał pod moim domem w drodze z pracy. To był mój prywatny rytuał. Później pamiętam drugiego męża mojej matki i to jaka szczęśliwa siedziałam w samochodzie na tylnym siedzeniu jadąc z nimi na zakupy. Teraz jak do tego wracam myślami, a robię to bardzo rzadko to wiem, że nie marzyłam jadąc na te zakupy o nowych zabawkach czy czymś podobnym. Niewyobrażalną radość sprawiało mi to, że jadę tam z razem z nimi, że występuję tam w roli dziecka a nie powiernika matki, że mogę sobie bezpiecznie i beztrosko siedzieć na tyle auta, patrzyć przez okno i cieszyć tą chwilą…. Później pamiętam to jak moja matka i jej drugi mąż żegnają się ostatecznie w drzwiach a ja zamknięta w łazience płaczę jak bóbr.

                    Później była już tylko mama i jej a właściwie NASZE wspólne dorosłe problemy. Remonty domu, w którym do dziś z nią mieszkam. Wspólne wyprawy po płytki, wspólne kładzenie płytek itd itd. Ja stawałam na rzęsach żeby tylko uczyć się jak najlepiej i uczyłam się, same 5 i w sumie na tym polegało moje życie – szkoła i dom, w którym ciągle trzeba było coś zrobić, coś załatwić, z czymś sobie poradzić. Pamiętam jak któregoś razu umówiłam się z koleżanką na pizzę (a takie wyjścia zdarzały się raz na rok) to wstałam skoro świt tego dnia żeby zrobić jakieś prace, które sama sobie narzuciłam. Teraz myślę, że czułam że muszę zasłużyć na to wyjście…

                    I tak mijało mi dzieciństwo, szkoła średnia – nauka, nauka i nic więcej. Pamiętam jak na koniec liceum moja klasa urządziła jakąś imprezę pożegnalną, zapytałam się mamy czy mogę iść a ona bez podania powodu zabroniła mi. Pamiętam, że wtedy pierwszy raz poczułam, że coś jest nie tak, że dlaczego mimo tego że uczę się wzorowo, nigdzie nie wychodzę, jestem aż za bardzo poukładana, nie ufa mi na tyle żeby pozwolić mi iść na taką imprezę? popłakałam sobie i odpuściłam temat… Później przyszły studia. Nie miałam na nich wielu bliskich znajomych poza jedną dziewczyną. I wiem, że pewnie zabrzmi to DZIWNIE ale mieszkając z nią stworzyłam na potrzeby tej znajomości historię pt. ja i moja szczęśliwa rodzina – ona przez dłuższy czas był przekonana o tym, że moja matka ma męża, że ja mam normalnego ojca z którym mi się układa… okłamywałam ją sama nie wiem dlaczego… po 2 latach znajomości poczułam, że muszę powiedzieć jej prawdę, zanim wykrztusiłam z siebie to, że pochodzę z niepełnej rodziny, że moja matka jest sama i po 2 rozwodach a ojciec pije, minęło chyba z pół h.

                    Nigdy nie czułam i nadal nie czuję się dobrze sama ze sobą. Teraz czuję się jak zero. Mój szef któregoś dnia zapytał mi się dlaczego tak bardzo w siebie nie wierzę? nie odp. Chciałabym się ukryć przed światem. Schować gdzieś. Nie musieć wychodzić do ludzi. W towarzystwie czuję się obca. „Duszę się” w pracy, w autobusie, na dworcu, wśród śmiejących się ludzi.

                    Dwa razy byłam molestowana. Wiem, że ciężko w to uwierzyć ale to, że w zachowaniach tych facetów było coś co mnie skrzywdziło uświadomiłam sobie dopiero niedawno… jedna z tych sytuacji miała miejsce 12 lat temu a druga tuż po studiach w pierwszej pracy. Nie myślałam o tym przez cały ten czas ale kiedy już zaczęłam to wróciło do mnie to jaka czułam się wtedy sparaliżowana lękiem i bezbronna. Mało tego miałam poczucie, że przecież nic z tym nie mogę zrobić, że nie mam prawa do tego, żeby np mojego szefa uderzyć w twarz, wyjść z biura i nigdy już tam nie wrócić. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam ale wracając myślami do tych chwil czuję obrzydzenie i wydaję mi się że jest to obrzydzenie do siebie a nie do nich… dlaczego?

                    Byłam w dwóch związkach. Jeden 7 letni zakończył się ponad rok temu. Nie potrafię się po tym podnieść… Złamało mnie to psychicznie i emocjonalnie. Jeszcze bardziej zamknęłam się przez to w sobie. Czuje, że to co się wydarzyło dobiło mnie i złamało ostatecznie. Czuję się przeraźliwie samotna, przeraża mnie przyszłość, to że będę musiała, czując się tak jak się czuję, przeżyć jeszcze kolejnych 10, 20, 30 lat. Moim jedynym celem na tą chwilę jest szkoła, którą zaczęłam ku wielkiej radości mojego byłego faceta (ta szkoła to był głównie jego pomysł – kiedyś jeździłam do niej jak na skrzydłach teraz jezdze jak za karę) ale zastanawiam się co będzie jak już ją skończę za 2 miesiące…. Wiem, że jestem w miarę zdrowa, mam dach nad głową i z tego powinnam się cieszyć bo przecież inni mają gorzej ale nic nie poradzę na to, że czuję się fatalnie, nic mnie nie cieszy, kompletnie nic, nie mam w sobie nadziei na przyszłość, najchętniej nie wychodziłabym z domu. Ludzie z pracy dziwią się że nie jeźdzę na wakacje a ja jestem w takim stanie, że potrafię rozpłakać się bez powodu np w galerii handlowej. Bardzo dużo płaczę, czasem po kilka godzin dziennie i to jest chyba mój jedyny wentyl bezpieczeństwa….

                    Psychologa już przerabiałam, kilka lat temu. Trochę mi to pomogło. Terapia uświadomiła mi dużo. I chyba nic poza tym bo nadal czuję się jak zbity pies.

                    Wpis tutaj to chyba moja ostatnia deska ratunku. Nie umiem wrócić na terapie. Wiem, że powinnam wrócić do osoby z którą wcześniej rozmawiałam bo zna moją historię ale WSTYDZĘ SIĘ tego, że lata mijają a ja jestem chyba w gorszym punkcie niż byłam przed terapią… Moja psycholog powiedziała mi kiedyś, że powtarzam życie swojej matki i chyba coś w tym jest… obie zostałyśmy same, obie musimy być silne i musimy liczyć same na siebie. Ona ma dzieci i tego jej zazdroszczę bo kiedy została sama i było jej ciężko to miała przynajmniej dla kogo wstawać z łóżka a ja czuję się sama jak palec. Mam rodzeństwo ale oni mają swoje życia, swoje sprawy, swoje drugie połówki…

                    Niedługo święta. Ostatnią wigilie przepłakałam. Podobnie sylwestra. Siedziałam i wyłam… Kolejne święta za miesiąc. Nie chcę nawet o tym myśleć…

                    O tym, że jestem DDA dowiedziałam się jakiś czas temu, drążąc temat sama, czytając artykuły, książki. Pierwszy raz w życiu miałam poczucie, że „ktoś” mnie rozumie. Przeglądałam się w tym co czytam jak w lustrze i pierwszy raz nie czułam się jak dziwoląg z tym co noszę w środku, w głowie w sercu…

                    Pozdrawiam

                     

                    szorstkiczopek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 58

                      Pogmatwana – internet zastąpi chodzenie do terapeuty – bo albo będziesz miała kontakt z psychologiem przez skype, albo żaden.
                      To tak jak z protezą nogi – zastępuję nogę na tyle żeby się poruszać po świecie:)

                      Ja nie sadzę że warto tracić czas i czekać z takimi rzeczami.

                      szorstkiczopek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 58

                        Karolina – niestety u psychologa się chyba trzeba pozbyć wstydu.
                        Zresztą podejrzewam że nie jesteś u tego psychologa najbardziej „trąconym” pacjentem.
                        Ale to trzeba właśnie do tej terapii dojrzeć.

                        Czy jak byłaś u psychologa to wiedziałaś że jesteś dda?

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 37)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.