Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Potworny strach przed prowadzącym na studiach – HELP

Przeglądasz 8 wpisów - od 1 do 8 (z 8)
  • Autor
    Wpisy
  • Kitka
    Uczestnik
      Liczba postów: 43

      Hej!

      Potrzebuję wsparcia

      Panicznie boję się jutrzejszego zaliczenia na studia u pewnej pani, która patrzy na mnie z ogromnym nie wiem czym…

      Jestem introwertyczna, trudno jest mi wychodzić do ludzi i pokonywać własne trudności, a ta pani patrzy na mnie z jakąś złością, bo uważa, że ja specjalnie nie zadaje jej pytań, nie interesuje się, wyglądam na zajęciach jakbym przychodziła tam na siłę…

      To jest dla mnie na tyle trudne, że nie chodzę do niej na zajęcia, bo się jej boję, tego, że mnie ośmieszy albo zacznie wytykać palcami.

      Mam już tyle u niej nieobecności, że prawdopodobnie mnie zwyczajnie uwali.

      Najgorsze dla mnie jest to jak czuję się ograniczona przez własną psychikę, to mnie strasznie boli… czuję się jak w klatce, z której nie mogę wyjść.

      Stres mnie zżera od jakiegoś miesiąca i zamiast tam iść i się zmierzyć z tą panią to ja siedzę w domu i stresuje coraz bardziej.

      To trudne… jak opowiadam innym osobom o moim lęku, to dla nich to normalna sytuacja i doradzają mi coś w stylu : „no musisz już iść, bo obecności są najważniejsze”, „dasz radę”, „nie jest tak źle”.

      Dla mnie jest tragicznie, czuję jakby ktoś miał mnie zaraz zabić albo nie wiem co…

      Mam łzy w oczach przed każdym dniem zajęć, na które później i tak nie idę, bo to dla mnie za trudne.

      Masakra

      Jakie Wy macie sposoby na radzenie sobie z takimi agresorami, którzy są nad Wami?

      Ja póki co nie umiem sobie z tym poradzić i dołuje mnie fakt, że przez to mogę oblać studia.

      Pomożecie? Plissss

       

      Cinis
      Uczestnik
        Liczba postów: 32

        Witaj, Kitko.

        Piszę tutaj po raz pierwszy, choć forum czytam od dawna. Dziękuję Tobie i wszystkim osobom, które dzielą się swoimi doświadczeniami, wsparciem. Temat, który poruszyłaś jest mi bliski. Z moich doświadczeń wynika, że najskuteczniejszym wyjściem z takiej matni jest konfrontacja z niewidzialnym przeciwnikiem – własnym lękiem. Wyjście naprzeciw temu zagrożeniu i przejście przez nie, jak przez ogień. Małymi krokami, stopniowymi zwycięstwami (choć wcale mogą nie cieszyć w zestawieniu z kosztem, jaki się aktualnie ponosi), jednak budujemy swoje poczucie sprawczości, wychodzimy z roli ofiary.

        Unikanie niestety pogłębia lęk i sprawia, że każde kolejne podejście urasta do rangi jeszcze większego wyzwania. Każda kolejna rezygnacja jest bardzo niszczącym przeżyciem. Jeżeli skonfrontujesz się z tą sytuacją, pomożesz sobie, zrzucisz ten ciężar długotrwałego, narastającego stresu. Zobaczysz, że samo zadanie do wykonania nie było wcale ponad Twoje siły, to lęk sprawił, że wydawało się koszmarem nie do pokonania. Z poprzednich Twoich postów mogę wywnioskować, że masz w sobie siłę do tego, aby odblokować swój wewnętrzny potencjał. Pewne doświadczenia własnej zaradności, siły, wartości zyskałaś i one są, może stłumione aktualnymi trudnościami, ale są bardzo realne i możesz do nich sięgnąć. To są Twoje osiągnięcia, Twoja ciężka praca, wysiłek i jego efekty – to, co osiągnęłaś, co jest Twoim doświadczeniem siły. Tego nic nie jest w stanie przekreślić, dokonałaś tego. Postaraj się sięgnąć do tych zasobów, do wewnątrzsterowności.  Idziesz tam po zaliczenie, to jest cel. Negatywny stosunek prowadzącej nie umniejsza Twojej wartości jako człowieka. Jeśli jesteś w stanie się uczyć, pomóż sobie dobrym przygotowaniem, to jest w Twoim zasięgu. Choćby lęk narastał, postaraj się wyjść naprzód, nie cofać się. Rozumiem Cię i współczuję Ci, ale też dopinguję. Wyjście i konfrontacja, choć trudne pomogą Ci, nie bój się tego kroku. Postaraj się wyjść, a kiedy już wejdziesz w ogień tej konkretnej sytuacji, lęk się zmniejszy.

        Pozdrawiam Cię serdecznie.

        Kitka
        Uczestnik
          Liczba postów: 43

          Dziękuję Cinis za Twoją wiadomość, przeczytałam ją przed samym wyjściem z domu na uczelnię i bardzo mi pomogła ona przejść przez tą trudną dla mnie sytuację.

          Do ostatniej chwili powtarzałam sobie Twoje słowa w głowie, również wtedy kiedy miałam ochotę kolejny raz uciec od ognia i się z nim nie mierzyć.

          Udało mi się to zrobić! Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu, że nie uciekłam, że znalazłam w sobie siłę, żeby pokonać swój lęk, że to ja wygrałam tym razem a nie mój strach. Cieszę się, że pokazałam mu gdzie jego miejsce i że jest ode mnie słabszy.

          Mam nadzieję, że w kolejnych takich sytuacjach będę znowu umiała zrobić to samo i że będę ciut mądrzejsza emocjonalnie.

          Teraz jak przypominam sobie moją drogę na to zaliczenie widzę jak bardzo to było dla mnie trudne. Strach przed sytuacją był na tyle silny, że robiłam rzeczy, które teraz wydają mi się bardzo dziwne tj. siedzenie w toalecie w ukryciu przed innymi i walka z własnymi myślami czy iść czy nie iść, układanie sobie w głowie różnych scenariuszy co się stanie,  kilkukrotne podchodzenie do sali i próby pociągnięcia za klamkę, przeżyłam coś strasznego mierząc się z tym ogniem i to mnie smuci jak prosta sytuacja, z którą inni umieliby sobie poradzić łatwo, kosztuje mnie tak wiele ;( mimo, że się cieszę, że to zrobiłam, jest mi teraz smutno, że mam w sobie ogromny strach przed takimi sytuacjami i nie jestem pewna czy kolejny raz uda mi się zrobić to samo. Czuję się słaba i na granicy przetrwania…

          Pociesza mnie fakt, że mogę tu coś napisać i otrzymać wsparcie, gdyby nie Twoja wiadomość otrzymana w ostatniej chwili, nie wiem czy przeszłabym przez te męki sama. Dziękuję!

          Pozdrawiam Cię gorąco

          Cinis
          Uczestnik
            Liczba postów: 32

            Dziękuję Ci, Kitko za odpowiedź. Ogromnie się cieszę, że udało Ci się zrobić ten krok. Serdecznie Ci gratuluję. Czytając Twoją wiadomość, byłam bardzo wzruszona, aktualnie przechodzę podobne trudności i staram się walczyć o swoje życie. Być na granicy przetrwania – doskonale to ujęłaś, znam to uczucie niestety.

            Jestem dziewczyną około trzydziestki, DDD. Dzięki pomocy terapeuty, którą otrzymałam na końcowym etapie liceum, udało mi się wyjść z depresji, odnaleźć swoją drogę na studiach. Zaczęłam lepiej funkcjonować, budować swoje życie. Od paru lat zmagam się z PTSD. Kiedy zaczęłam wydostawać się z ciężkiego stanu, podjęłam od nowa studia. Początek był najtrudniejszy. Każdy dzień był drogą przez piekło, sam widok budynku uczelni powodował paraliżujący lęk, zdarzało mi się wracać do domu, zanim dojechałam do celu. Wejście do budynku i wytrwanie wśród ludzi było prawie nie do wytrzymania. Po powrocie do domu padałam na łóżko, nie miałam już siły na nic po takim dniu.

            Wiele razy nie udało mi się wyjść na zajęcia. Wszystko przychodzi mi nadal z dużą trudnością, ale starałam się nie poddawać. Co jakiś czas może zdarzyć się poślizg, ale to, czego doświadczyłam wcześniej, pomaga mi spojrzeć realnie na obecną sytuację, rozpoznać i postarać się opanować znane odruchy. Nie skapitulować do końca i spróbować przerwać błędne koło, kiedy w nie wpadnę.

            Tak jak i Ty, zyskałam już wcześniej nowe, pozytywne informacje o sobie w postaci doświadczeń własnej siły, umiejętności, potencjału, z których staram się korzystać. Nie jest to łatwe, ale jednak pomaga, bo jest to coś, czego nie da się unieważnić. Przypominam sobie chwile, kiedy zdobyte już pozytywne doświadczenia i nawyki zaczęły dawać mi ten konieczny własny grunt pod nogami. Staram się wracać właśnie do tej bazy „pozytywnych danych”, przypominam sobie, jak wtedy się czułam, jak funkcjonowałam. Tym razem też będzie to możliwe, mogę dać sobie szansę. Każde nowe, pozytywne doświadczenie pomaga stopniowo oddzielić to, co dzieje się „tu i teraz” od pamięci krzywdy, bardziej świadomie odnajdywać się w aktualnej sytuacji, oswajać się z nią.

            Pozdrawiam Cię serdecznie i dodaję otuchy. Mam nadzieję, że wyjście na kolejne zajęcia może się okazać już trochę mniej straszne, niż tym razem, po dłuższej nieobecności. Ten krok to sukces, który w pełni należy do Ciebie. To jest Twoje męstwo, Twoja odwaga.

            Kitka
            Uczestnik
              Liczba postów: 43

              Witaj jeszcze raz 🙂

              Dziękuję za słowa otuchy, które mi dałaś. To co napisałaś o sobie i swoich doświadczeniach jest dla mnie bardzo cenne. Nie spotkałam jeszcze osoby, która miałaby takie same problemy z chodzeniem na uczelnię jak ja mimo tego, że uczestniczyłam w grupie dda i tam pojawiały się osoby z przeróżnymi trudnościami.

              Jeśli chodzi o jeżdżenie na uczelnię mam dokładnie tak samo, czasami w drodze rezygnuję z pójścia na zajęcia bo jest to dla mnie za trudne bycie wśród ludzi i mierzenie się z własnymi lękami. Myślę wtedy, że dziś wyjątkowo odpuszczę i nadrobię to następnym razem, podczas gdy następny raz czasami długo nie nadchodzi… i wtedy wpadam w zamknięte koło.. ach…

              Jeśli mam w sobie trochę więcej odwagi i pojawię się na tych zajęciach, to po powrocie do domu mam tak jak Ty, że padam na łóżko z głębokim wydechem i podnoszę się po godzinie albo czasami oglądam do końca dnia filmy po czym idę spać.

              To są te gorsze dni, ale mam też te lepsze 🙂 na szczęście! jeeee!

              Mój lepszy dzień ostatnio to taki gdzie poszłam rano na zajęcia, które były z jogi i od samiuśkiego rana towarzyszył mi pozytywny nastrój. Spotęgowało go jeszcze przełamanie strachu przed wyjściem do ludzi, gdy spotkałam koleżanki, przy których czuję się umiarkowanie swobodnie i kilka wymienionych z nimi zdań, wspólna nauka dały mi dużo energii na resztę dnia, wydawało mi się wtedy, że mogę już wszystko.

              Czasami się zastanawiam czy nie łatwiej byłoby mi odpuścić studiowanie i może żyć trochę lżej, odpuścić sobie rozwijanie siebie i zaakceptować to co już mam i może coś z tym porobić. Nie wiem czy to myślenie jest związane ze zmęczeniem ciągłą walką ze sobą i chęcią ucieczki od tego, czy może odzywa się we mnie potrzeba zakończenia etapu studiowania i rozpoczęcia nowego – zarabiania. Chciałabym Cię zapytać czy też tak może miałaś?

              Ja jestem cały czas w trakcie terapii już od 2,5 roku i przeraża mnie myśl, że jak zakończę jakiś etap, zrobię jakiś postęp, czegoś nowego się nauczę, to zaraz pojawi się kolejna bomba emocjonalna, która wiąże się z kolejnymi trudnościami, łzami, stanami depresyjnymi itp. I pojawia się u mnie często pytanie czy kiedyś to się skończy? Jak Ty sądzisz?

              Pozdrawiam Cię cieplutko i będę wdzięczna za kolejną odpowiedź 🙂

              Cinis
              Uczestnik
                Liczba postów: 32

                Hej, Kitko,

                Ja Tobie też bardzo dziękuję. Sposób, w jaki sobie poradziłaś jest naprawdę niesamowity. Jestem pełna podziwu dla Ciebie. To duża ulga, zrzucić z siebie taki ciężar. Twoja postawa jest dla mnie motywacją do mierzenia się z moim wyjściem. 😉 W poniedziałek mam podobną konfrontację, też muszę przełamać ciąg nieobecności. Cieszę się, że nie jestem sama, ja też nie mam żadnego wsparcia i nie znam nikogo z takimi problemami, a niestety przechodzę trudny etap.

                Czy znasz temat fobii szkolnej? Mnie ten problem dotyczył w szkole podstawowej i liceum. Silny, paniczny lęk wrócił w pewnym momencie na studiach, kiedy byłam przytłoczona dużym obciążeniem nauką i koniecznością zaliczenia przedmiotów, z którymi wiążą się bardzo przykre przeżycia jeszcze z podstawówki (znęcający się nauczyciel, który chciał mi utrudnić ukończenie szkoły).

                Mam tak samo z odpuszczaniem i wmawianiem sobie, że podejdę następnym razem (lepiej przygotowana itp.). Taki neurotyczny perfekcjonizm sprawia, że zdarza mi się wcale nie podołać czemuś, co było do zrobienia. Mam tendencję do działania na zasadzie „wszystko, albo nic”, wkładam zbyt dużo pracy w rzeczy, które tego nie wymagają. Może Ty też tak masz? Bardzo trudno jest z tym walczyć.

                Kilka razy też miałam dość studiowania, ale nie chciałam zrezygnować. Zależy mi na studiach, bo wybrałam je zgodnie z moimi potrzebami i włożyłam w nie dużo wysiłku. Chciałabym uzyskać wykształcenie i wybrać zgodną z nim drogę zawodową. Czuję, że to jest to, co chcę robić, więc nie chciałabym tego porzucić ze względu na obecne trudności.

                Ja też mam takie same obawy odnośnie przyszłości. Mam wrażenie, że to jest praca na całe życie, ale terapia może nauczyć radzenia sobie z problemami i bardzo wiele zmienić. Widzę zdecydowaną różnicę między „przed” i „po” terapii. Korzystałam z terapii indywidualnej przez wiele lat (koniec liceum, studia) z przerwami, z cofaniem się wstecz. Dla mnie początkowe lata były bardzo intensywną pracą, takim niezbędnym minimum, porządkującym najważniejsze sprawy. Nie wykluczam możliwości ponownego skorzystania z terapii.

                 

                Cinis
                Uczestnik
                  Liczba postów: 32

                  Tak trochę na marginesie: Kitko, wspomniałaś o jodze. Przepraszam, że poruszam w sumie temat osobistych zainteresowań, ale chciałbym Cię ostrzec przed tymi zajęciami. Na Zachodzie jest popularyzowana jako metoda relaksacji, sport, ale w rzeczywistości jest to niebezpieczna praktyka związana ze sferą duchową. Osoby uprawiające jogę (również nieświadomie, jako ćwiczenia fizyczne), prędzej, czy później zaczynają doświadczać negatywnych skutków tych praktyk. W sieci można znaleźć relacje osób, które praktykowały jogę i ostrzegają przed nią.

                  Bardzo poruszyła mnie historia, którą w skrócie Ci przedstawię: Francuski zakonnik, Ojciec Jacques Verlinde, z wykształcenia dr fizyki, specjalista w dziedzinie chemii nuklearnej, zanim nawrócił się i został zakonnikiem, kilkanaście lat swojego życia spędził praktykując jogę w Himalajach pod kierunkiem mistrzów duchowych. Wskutek tych praktyk, zdobył tzw. moce siddhi, takie jak uzdrawianie, jasnowidzenie, był w stanie nawet lewitować. Te moce pochodzą ze sfery duchowej, demonicznej, na którą człowiek otwiera się pod wpływem jogi, nawet będąc tego nieświadomym. Jacques Verlinde przeżył niezwykłe nawrócenie, dzięki któremu opuścił Himalaje i wrócił do Europy. Okazało się, że jest opętany, do czego doprowadziły go praktyki okultyzmu wschodniego. Został poddany egzorcyzmom, w sumie potrzebował 7 lat na całkowite uwolnienie. Wszelkie moce opuściły go wraz z odejściem złych duchów, którym dał do siebie dostęp. Odkrył powołanie zakonne, obecnie przestrzega przed zagrożeniami duchowymi, płynącymi m.in ze Wschodu. Jeśli chciałabyś posłuchać historii jego życia, tutaj podaję Ci link:

                  Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

                  czaswnas
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 3

                    Czołem wszystkim! Autorko wątku, dziękuję za to, że podzieliłaś się tym trudnym tematem. Sama z nim się zmagam. Wymarzone studia nagle okazały się koszmarem. Wcale nie przez naukę, a właśnie przez konieczność mierzenia się z lękiem społecznym.

                    Przez to, że zbieramy nieobecności, rodzą się kolejne problemy. Wykładowcy patrzą na nas wrogo, znajomi ze studiów również, a poczucie winy w człowieku rośnie i rośnie.. Najlepszym dla mnie sposobem, bywało pozwolenie sobie na to, aby stanąć w prawdzie z samą sobą i uznać, że autentycznie  mam problem, z którym już sobie nie radzę  i nie jest to zupełnie moja wina.  Najczęściej bywało tak, że przed wyjściem z domu, czułam napięcie i straszny, irracjonalny lęk. Nie mam problemów z nauką, radzę sobie dobrze, jednak moje problemy z opuszczaniem zajęć i problemy w grupie dawały o sobie znać od zawsze. Winowajcą był tylko i wyłącznie LĘK.  Wystarczyło podjąć decyzję, że zostanę w domu, a w sekundzie przychodziło rozprężenie tych emocji. Potem jednak pojawiało się poczucie winy, że znów nawaliłam,… zaległości…problemy, uszczypliwości wykładowcy, to, że ludzie z uczelni biorą mnie za lenia.  Obwiniałam siebie za to jak jest. Zawsze sądziłam, że nie miałabym problemów z ludźmi w szkole gdybym taka nie była. Poczucie winy powodowało, że jeszcze trudniej było wyjść z tej trudnej sytuacji i zmierzyć się z lękiem.

                    Nie jest Twoją winą to co przeżywasz. Ludziom obcym może być trudno zrozumieć to co przeżywasz, ale najważniejsze jest to, abyś pozwoliła sobie na przeżycie tych emocji . Mnie pomagało wczesniejsze wstawanie na zajęcia. Wtedy mogłam przed wyjściem poczytać trochę, spróbować się zrelaksować. Również mam wielki lęk przed wykładowcami, jednak większy na pewno przed grupą. Zupełnie się nie dogadujey, odstaję od nich i nie umiem się z nimi jakoś zjednać.  Z czasem zaczęłam również zawalać zaliczenia i wszystko się posypało. Przyszedł epizod depresyjny, i krach. Wtedy obudziłam się i uświadomiłam sobie, że jestem chora i potrzebuję pomocy.  Studia to ważny etap w życiu, jednak jeśli jest tak, że nie radzimy sobie już z tym lękiem, to po prostu najlepszym rozwiązaniem jest udać się do specjalisty, to żaden wstyd. Niedługo koniec semestru, więc odpoczniesz na pewno troszkę psychicznie od tej uczelnianej atmosfery.

                    Trzymam za Ciebie kciuki! Daj znać jak Ci idzie.

                    Pozdrawiam !

                  Przeglądasz 8 wpisów - od 1 do 8 (z 8)
                  • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.