Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Próba zrozumienia bliskiej osoby. Czy to może być DDA/DDD?

Przeglądasz 8 wpisów - od 1 do 8 (z 8)
  • Autor
    Wpisy
  • dasza
    Uczestnik
      Liczba postów: 3

      Kochani,

      3 lata temu poznałam jedną z najbardziej wyjątkowych osób w moim życiu. Niestety, ta osoba kilka tygodni temu nagle ode mnie uciekła i zupełnie odcięła się ode mnie. Próbuję zrozumieć to co się stało i liczę, że trochę mnie nakierujecie.

      Poznaliśmy się kilka lat temu i od razu naturalnie zbliżyliśmy się do siebie. Widywaliśmy się codziennie jako przyjaciele, potem przyjaciele których łączy też fizyczna bliskość. Spędzaliśmy razem dni, wieczory, noce, ale nigdy nie rozmawialiśmy o uczuciach, które pewnie gdzieś rodziły się między nami. Jesteśmy ludźmi dorosłymi, oboje po 30. On jest niespokojnym duchem, bardzo inteligentnym człowiekiem. Jego rodzice nie pili. Pili natomiast dziadkowie zarówno ze strony ojca jak i matki. Ojciec to mundurowy, mocno stąpający po ziemi, nie dający swoim dzieciom miejsca na wyrażanie siebie i swoich emocji. Ponoć w domu rodzice nigdy nie okazywali sobie uczuć, ciepło i czułość względem dzieci również nie istniała. Ale w domu było powiedzmy, że dobrze. Dziś kontakt on – rodzice jest poprawny ale praktycznie martwy. On nie ma też kontaktu z siostrą jakie zazwyczaj ma rodzeństwo. Nie ciągnie ich do siebie wcale. W mojej ocenie nie ma między nim a jego rodziną prawdziwej więzi.Ja jestem po wieloletnim związku, który zakończył się na mnie niemal traumatycznie. Od rozstania z byłym partnerem bałam się związku, z nikim nie chciałam się wiązać. Będąc na takim etapie życia poznałam jego. Mój poprzedni partner był toksyczny. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie pozwolę sobie na taki totalny związek. On odkąd mnie poznał znał moje przemyślenia na ten temat, zna też moją historię.

      Wracając do nas, wszyscy nasi znajomi widzieli, że łączy nas coś więcej, sugerowali że powinniśmy być razem. Ale my nie podejmowaliśmy tego tematu, ja nie byłam gotowa, on pewnie też. Nastąpił etap rozłąki. On wyjechał na półtora roku. Tak wybrał, mimo że już nie potrafiliśmy zupełnie udawać, że nam nie zależy.  Przez ten długi czas nie było go fizycznie obok, ale ciągle byliśmy w swoim życiu, rozmawialiśmy, mieliśmy ze sobą kontakt. Ja wtedy już widziałam, że jest dla mnie kimś wyjątkowym, choć próbowałam to sama przed sobą negować, bojąc się, że on w pełni tego nie odwzajemnia, że może nie wróci. A pragnęłam żeby wrócił, tęskniłam. Wiedziałam, że to nie jest byle kto, wiedziałam że jest wyjątkowy, niezwykły, cudowny, ale pogubiony.Nie mogę się przeciez bać całe życie tylko dlatego, że kiedyś ktoś mnie skrzywdził. Wrócił pół roku temu.Od razu uznaliśmy, że spróbujemy być razem. Oboje nieporadnie o tym rozmawialiśmy. Zamieszkaliśmy razem, ale w domu gdzie mieszkali też inni bliscy nam ludzie. Uczyliśmy się siebie. On się zmienił. Było między nami wszystko, czułość, namiętność, troska, porozumienie. Mieliśmy wspólne plany, nie na życie, ale na najbliższe dni, tygodnie, miesiące. Zdarzały się momenty wycofania, dla mnie niezrozumiałe, nagłe, niespójne z tym co się działo między nami. Potem znów zbliżenie, otwarcie i nagle samodzielny wyjazd, wyjście, próba wycofania się. I znów ogromna czułość, ciepło, chęć spędzania ze sobą czasu. To trwało pół roku. Ja bardzo sie otworzyłam, postanowiłam dać sobie szansę na miłość. Chciałam z nim być i budować nasz związek. On twierdził, że tez tego chce, widziałam że się stara. Momentami było trudno, bo nagle zaczęliśmy czegoś od siebie wymagać, a raczej ja zaczęła otwarcie mówić, co jest dla mnie bolesne, a co dobre. On powiedział mi, że coś mu nie pasuje dopiero gdy sprowokowałam taką rozmowę. Pracowałam nad sobą, żeby zmienić swoje zachowanie, które mu nie pasowało.<span style=”line-height: 1.5;”>Za kilka miesięcy musielibyśmy zmienić miejsce zamieszkania, stanęlibyśmy w obliczu wyboru czy zamieszkamy tylko we dwoje. On nie dał mi ani razu odczuć, że ma inne plany.Nie powiedział, że się waha, nigdy. Ja nie naciskałam  bo jeszcze nie widziałam, czy jestem na to w pełni gotowa. </span><span style=”line-height: 1.5;”>Mieliśmy jeszcze czas, dwa miesiące na podjęcie decyzji.</span>

      Nagle po pełnej czułości nocy, takiej jak każda wspólna, spędzonej w objęciach, on powiedział, że się wyprowadza, że nie umie, że nie potrafi się zaangażować, że nie chce być ze mną, że starał się mnie pokochać, ale nie umie, że mi zależy bardziej, że się angażuję, a on się dusi. Odszedł, wyprowadził się, zerwał ze mną nagle kontakt. Powiedział, że zawsze tak miał, że on po prostu nie umie być z kimś na 100%. Że chce ale nie umie. Że wspólne mieszkanie odpada, że planował że zamieszkamy razem, ale jednak zmienił zdanie. Że zrobiliśmy co mogliśmy żeby się udało i się nie udało. Tak po prostu.

      Czasem patrząc na niego mam wrażenie że nie ma uczuć wyższych. Nie wiem jak to wytłumaczyć, bywa jakby emocjonalnym cyborgiem. Nagle jest za emocjonalną ścianą. To trochę przerażające, ale wiem, że to maska.

      Wydaje mi się, że to, że jestem stabilna i oddana w pewnym irracjonalnym sensie go nudzi. Jego nudzi rutyna. Ma w sobie jakąś taką wewnętrzną pogardę do normalności.

      Od przyjaciół wiem, że nie ma nikogo, sam mi tak też powiedział, choć nie wiem czy to nie jest naiwność z mojej strony, że w to wierzę.

      Nagle dowiedziałam się, że ma problemy finansowe, że jak to swierdził ,,Jest w czarnej dupie i sam się musi z tym zmierzyć”.  Nigdy będąc obok nie powiedział mi, że ma problem!

      Nagle zniknął, dla mnie to była ucieczka, wyprowadził się od tak, nagle, nawet nie zabrał wszystkich swoich rzeczy.

      Ja jestem w rozsypce.Mój najlepszy przyjaciel odciął mnie, wyrzucił. Nie chce nawet ze mną rozmawiać.

      Nie mogę uwierzyć w to co się stało. Zawsze uważałam, że jestem dla niego jedną z najważniejszych osób w życiu, że mi ufa.<span style=”line-height: 1.5;”>A teraz zachował się dla mnie tak niezrozumiale, tak okrutnie. Nie wiem co robić. Czuję, że straciłam kogoś kto przez kilka lat stopniowo składał moje roztrzaskane kiedyś na kawałki serce i nagle gdy je sklei ł wyrzucił je bez mrugnięcia okiem i uciekł.</span>

      Gdyby to był przypadkowy facet, który mnie po prostu zostawił to bym pocierpiała i to olała. Ale on nie jest przypadkiem, jest kimś kogo kocham w pierwszej kolejności jako człowieka, a potem mężczyznę. Nigdy bym go świadomie nie skrzywdziła. Sądziłam, że on mnie też nie.

      Dodam, że on pozornie sprawia wrażenie osoby nadmiernie pewnej siebie, niczego się nie bojącej, energicznej. Ma pełno znajomych, bardzo lubi imprezy. Ma skłonność do alkoholu i innych używek. Często nie kontroluje swojego picia tzn. pije do oporu.Po alkoholu jest otwarty, wylewny, mówi rzeczy których nie ma odwagi powiedzieć na trzeźwo. Potem zawsze mówi, że nie chce tak dużo pić. Że chce się zmienić, wydorośleć.

      W codziennym życiu angażuje <span style=”line-height: 1.5;”>się w zewnętrzne aktywności do tego stopnia że robi coś codziennie, bez znaczenia są przeciwności czy trudności. Sport, jakiś projekt potrafia go </span><span style=”line-height: 1.5;”>pochłonąć bez reszty. Ale związek nie potrafi, albo to ściema żeby mnie spławić. </span>

      <span style=”line-height: 1.5;”> Nie umie mówić o problemach ani o uczuciach. Nie umie reagować na czyjś smutek, emocje, sam ich nigdy nie wyraża, a znam go i wiem, że jest bardzo wrażliwym człowiekiem.Mówi </span><span style=”line-height: 1.5;”>natomiast o emocjach płytkich, powierzchownych, </span><span style=”line-height: 1.5;”> wywołanych sytuacją, takich jak nagła euforia, zabawa,coś wywołanego bodźcem, ale </span><span style=”line-height: 1.5;”> miłość, obawa, tęsknota, strach nigdy nie pojawiają się w jego wypowiedziach. </span>

      <span style=”line-height: 1.5;”>Jednocześnie </span><span style=”line-height: 1.5;”>ma skłonność do relacji międzyludzkich, w których obiektywnie coś nie gra, z ludźmi uzależnionymi, manipulantami, z problemami. Daje się wmanewrować w ich problemy. Czasem mam wrażenie, że w ludziach dojrzalszych i starszych od siebie szuka swoich rodziców. </span>

      Wiem, że go nie znacie, ale mam obawę, że on ma jakiś problem ze sobą, mam wrażenie, że on się boi odpowiedzialności za swoje uczucia i drugiego człowieka, ale mogę też mydlić sobie oczy taką wizją, żeby jakoś wytłumaczyć sobie, że on mnie najzwyczajniej w świecie nie kocha.

      Co robić? Odpuścić? Kocham go. Prawdziwie, szczerze, najlepiej jak umiem. Nigdy go nie zawiodłam. Czekałam cierpliwie aż będzie gotowy na to uczucie.

      Pęka mi serce. Nikt nigdy tak mnie nie zawiódł. Czy szukać wytłumaczenia gdzieś głębiej w nim, czy iść dalej?

      Dziękuję jeśli ktoś zechce mi odpowiedzieć.

      Dasza

       

       

      teoriabytu
      Uczestnik
        Liczba postów: 90

        Dasza, szukasz pomocy dla osoby, która odeszła od Ciebie w nagły i okrutny sposób. Bardzo Ci współczuję, bo masz złamane serce. Dlatego myśl w pierwszej kolejności o sobie. Zostałaś zraniona i teraz jest pora, by spróbować poczuć się lepiej. Czas Ci pomoże.

        Na Twoim miejscu zastanowiłabym się też, czy potrafiłabym dalej żyć z tym mężczyzną, gdyby jednak postanowił wrócić.

         

        dasza
        Uczestnik
          Liczba postów: 3

          Dziękuję za Twoją odpowiedź. Masz rację, że powinnam skupić się na sobie zamiast na osobie,  ktorej nic nie obchodzę. Najtrudniej zaakceptować że on mnie po prostu nie kocha, więc pewnie szukam wytłumaczenia tam gdzie go nie ma.

          Pozdrawiam ciepło.

           

           

           

          dasza
          Uczestnik
            Liczba postów: 3

            Wczoraj po powrocie do domu zastałam go pod domem. Przyszedł porozmawiać, powiedział że sam nie wie, czemu tak postępuje, ze sam czasem siebie zupelnie nie rozumie. Powiedzial, ze mam racje ze paraliżuje go mysl o pelnym oddaniu sie drugiemu człowiekowi choc w glebi duszy tego wlasnie chce. Przeprosil mnie, powiedział,  ze sie przestraszył i musial zniknac. Ale ten czas uświadomił mu, ze jestem kims bez kogo nie chce zyc i zrobi wszystko zeby tym razem przelamac swoj schemat. Jednoczesnie twierdzi ze mu wstyd, nie wie jak spojrzec mi w oczy. Poprosilam o czas, choc nie mam wątpliwości ze go kocham. Ustalilismy ze on pojdzie do psychologa. Dziękuję za to Bogu, ale sie boje tak po ludzku. Jutro wyjezdzam na urlop, nie bedzie mnie 10 dni, to bedzie dla mnie czas by spojrzec na to z boku. Poprosilam go, zeby zaczal od rozmowy z tata (policjantem) i pierwszy raz w zyciu otwarcie z nim pogadal. Zobaczę co zrobię, boje się znów mu zaufac, a z drugiej strony tak bardzo chce.

            miki35
            Uczestnik
              Liczba postów: 20

              Witaj dasza,  dokładnie parę dni temu umieściłam podobny post😢…ja wiem,ze mój DDA odejdzie na zawsze , mnie wróci. ..moje serce pęka. .jak sobie z tym poradziłas..?????

              sendii
              Uczestnik
                Liczba postów: 2

                Witaj Dasza,

                chciałabym Ci pomóc w jakikolwiek sposób spróbować zrozumieć Twojego 'ksiecia „. Jego opis i opis jego zachowań i życia przypomina mi samą mnie. Wiem, co znaczy wychowywać się w rodzinie z problemami alkoholowymi, rodzicami, którzy w ogóle nie przejawiają uczuć do swoich dzieci. Może i czasem staram się ich w jakikolwiek sposób usprawiedliwić albo wmówić sobie, że nie wpłynęło to w ogóle na moje życie. Błąd. Jestem jak Twój niedoszły partner. Chce być kochana, ale nie potrafię się w pełni do tego przyznać. Gdy zaczyna się robić bardziej poważnie, sama uciekam. Boję się, wstydzę, nie potrafię sobie poradzić z tym, że ktoś mógłby mnie skrzywdzić, sama nauczyłam się krzywdzić, bo tak to można nazwać, szybciej niż partner, zaczęłam wyprzedzać przyszłość, której nie mam pewności jaka będzie.

                Ojciec nigdy nie okazywał mi czułości, nie przytulał. Bałam się przez to dotykać mężczyzn. Raczej stawiałam na szybkie, przelotne znajomości. Nauczyłam się ranić innych, będąc sama ze sobą w zgodzie. Sama, dokładnie. Samotna…

                Uciekam nadal. Jest dobrze, poznaję kogoś. Każde z nas się w jakiś sposób angażuje. On bardziej, ja zawsze biorę na to dużą poprawkę. Robi się coraz ciężej, bo widzę, jak komuś na mnie zależy. Boję się. Wyprzedzam fakty, bo jeśli mnie kiedykolwiek skrzywdzi, wiem, że sobie z tym nie poradzę. Pakuję rzeczy i uciekam.

                Ogromnie mi ciężko. Nie potrafię sobie ułożyć przez to życia. Mam ogrom znajomych, lubię się z nimi spotykać. Wiem jednak, że to nie wystarcza. Aby stworzyć zdrowy związek potrzebni są zdrowi ludzie. Nie wystarczy mi zaufanie. Można je łatwo zawieść.

                Leczę się ostatnio u psychologa. Nie potrafię sobie z tym w inny sposób poradzić.

                Myślę, że trzeba to zaakceptować. Jeżeli znajdzie w sobie na tyle odwagi to wróci.

                Trzymaj się Dasza.

                 

                nierozumiem
                Uczestnik
                  Liczba postów: 1

                  Hej,

                  piszę, bo dziś już mam totalny kryzys i nie umiem sobie z tym sama poradzić.

                  Mój związek też się rozpadł i do tej pory nie rozumiem dlaczego. W mojej sytuacji mój partner jest dda, ddd i do tego współuzależniony. Też pęka mi serce i pomimo upływu czasu nie umiem sobie z tym w ogole poradzić. Nie rozumiem jak mógł nas tak przekreślić – powiedział mi, że coś się w nim zmieniło i że już mnie nie kocha. Jak mam z tym teraz żyć, jak mam chcieć wstawać każdego dnia. Tak bardzo mnie to boli, że nie jestem w stanie powstrzymywać łez. Nie rozumiem jak można nagle przestać kogoś kochać, choć chwilę wcześniej kochało się go nad życie. Jak można jednego dnia przekreślić całe wspólne życie, wszystkie wspólne chwile, całą przyszłość i to tylko dlatego, że wszystko było dobrze, relacja była partnerska i chcieliśmy związać ze sobą życie. A może tylko mi się tak wydawało? Mój DDA stwierdził, że nic nie czuje, że odchodzi i że potrzebuje czasu. Podobno poszedł na terapię, ale nie wiem czy tak jest. Rzecz jasna nie odzywa się teraz do mnie i może odczuwa ulgę – tylko, że ja prawie co nie umrę z rozpaczy. Nigdzie nie wychodzę, bo przypominam sobie wszystkie wspólne chwile, a nie mogę znieść myśli, że teraz muszę robić wszystko to, co dotychczas robiliśmy razem, samotnie. Nie mogę spać i niedługo się wykończę, bo wciąż zadaję sobie pytanie czy na prawdę musiało do tego dojść i co ja zrobiłam źle albo dlaczego czegośtam nie zrobiłam inaczej. Do tego cały czas się o niego martwię i tak bardzo chcę, żeby wrócił.

                  Bardzo go kocham i chce mu pomóc, ale wiem, że do niczego go nie mogę zmusić. Co w ogóle można zrobić, gdy ktoś stwierdza, że cie już nie kocha.. i skąd mam wiedzieć, że wie co mówi i że wie, co czuje, gdy jest w totalnej rozsypce.

                  Może ktoś będzie umiał mi pomóc i powiedzieć jak z tym sobie radzić i czy jest szansa, by pomóc i jemu i sobie?

                  Pozdrawiam.

                  Jolka5
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 18

                    Hej, zawsze jest szansa , tym bardziej jeśli się kochacie , to już połowa sukcesu… nie Myślałaś o terapii tylko dla siebie ? Może w ten sposób pomogłabyś także Jemu ? W każdym razie On też musi się jej poddać , powodzenia :)))

                  Przeglądasz 8 wpisów - od 1 do 8 (z 8)
                  • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.