Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD sama na świecie?

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 22)
  • Autor
    Wpisy
  • monia_z_wrocka
    Uczestnik
      Liczba postów: 10

      Witajcie!

      Nie będę się rozpisywać jakie to miałam przechlapane dzieciństwo bo pewnie nie bardziej niż Wy. Nie trafiłam tu przypadkiem, choć żałuję, że tak późno.

      Dzisiaj się zarejestrowałam w nadziei, że nie jestem sama na świecie!!! pewnie jest ktoś kto ma tak samo przeje…ne jak ja. Niby wszystko OK. Miła, ładna, taka zaradna i poukładana a daję się dymać niemal każdemu bo co? czuję się gorsza? jestem coś komuś winna? jak odmówię to się obrażą? będą gadać? Nie potrafię stawiać granic w odpowiednim momencie, tak po prostu powiedzieć NIE. Od lat ponoszę konsekwencje bycia miłą, uczynną i oddaną ludziom, którzy na to nie zasługują.

      Rodzinę odstawiłam za fałsz, zakłamanie i chciwość, znajomych za plotkarstwo i lukrowaną powierzchowność. Nie został mi nikt! Nie mam w swoim życiu człowieka któremu ufam i mogę się otworzyć. Próbowałam chyba wszystkiego żeby złagodzić cierpienie, które towarzyszy mi codziennie, strach, niepewność i ból niemal fizyczny, który ściska mi klatkę piersiową niemal co wieczór. Religia, izoteryka, techniki relaksacyjne, rady pseudo oświeconych czy filozofie wszelkiej maści. Po latach poszukiwań, niezliczonych godzinach wykładów, czy tomiskach „mądrych” książek nadal jestem w czarnej dupie. Na co dzień czuję się jak gówno. Nikt by tego nie odgadł patrząc na mnie. Nauczyłam się roli w której jestem osobą konkretną, zdecydowaną, pozornie nie idącą na kompromis. Ale to tylko rola i farsa. Wytrawni gracze szybko orientują się, że jestem małą bezbronną dziewczynką i wykorzystują mój potencjał bez przeszkód. Ja nie potrafię powiedzieć NIE.

      Od kiedy pamiętam zabiegałam o uznanie, zawsze byłam gorsza, nie wiele warta. Ileż byłam w stanie zrobić czy znieść w zamian za odrobinę sympatii, uwagi, uznania.

      Całe życie pragnęłam miłości, kochać i być kochana, nie udało się. Tkwię w związku bez nadziei, nie dotarliśmy się przez 19 lat więc raczej już nic ekscytującego nas nie czeka. PAT!  Mój pan pozwala sobie wobec mnie na niewybredne inwektywy, nie pije od 6 lat, czasami ma gorszy dzień a ja nie spełniam jego oczekiwań. Spełnia je ktoś inny ale niestety ma męża i chyba też nie chce przewracać swojego życia do góry nogami.

      Nie mam siły żeby zaczynać od nowa, nie mam motywacji. Myśl o śmierci daje perspektywę ulgi.

      Pozornie jestem fajną laską, niczego mi nie brakuje, a tak na prawdę nie umiem żyć. DDA w całej okazałości. Gdzieś wymyśliłam sobie, że bardzo kocham tą bezbronną dziewczynkę we mnie. Jednak podtrzymywanie jej egzystencji i rozczulanie się nad nią odziera MNIE ze wszystkich zasobów jakie dorosłej osobie są przynależne i do dyspozycji. Chcę mieć siłę i moc by świadomie decydować w swoich sprawach. Nie chcę już uzasadniać metafizycznie wartości mojego cierpienia. Chcę żeby przestało boleć bo nie widzę obiektywnej przyczyny. Myślałam, że jak odsunę od siebie bliskich to cierpienie się zmniejszy bo przecież to oni byli jego przyczyną, ale to nie prawda. Okazuje się, ze boli jak bolało a to była tylko projekcja – ktoś musiał być winny.

      Jestem zamrożona i obojętna, tak łatwiej a w szloch wpadam w banalnych sytuacjach które na nikim nie robią szczególnego wrażenia. Coraz gorzej ze mną.

      Monika.

      2wprzod1wtyl
      Uczestnik
        Liczba postów: 1177

        Cześć Monia.

        Akurat niedawno w czerwcowym numerze 'Charakterów’ był artykuł o samotności. I tak czytając Twój post zaczynając od braku zaufania do ludzi, poprzez poczucie tego, że nie możesz na nikogo liczyć np. rodzinę czyt. w ten sposób możesz liczyć tylko na siebie a  na odczuciu, że ludzie są źli i fałszywi kończąc (masz poczucie, że Cię wykorzystuja a więc są interesowni w kontakcie z Tobą) – mam wrażenie, odczucie, że czujesz się przede wszystkim bardzo samotna (mimo tych wszystkich rzeczy, zajęć, osób, związku itd.)

        Nie chcę wchodzić w buty psychologów, ale podrążyłbym na Twoim miejscu ten temat, bo wbrew pozorom można mieć zajęty cały dzień tzw dodatkowe zajęcia, być w związku, spotykać się ze 'znajomymi’ i być jednocześnie bardzo samotnym. Samotność to problem cywilizacyjny i nie dotyczy wyłącznie DDA, ale wydaje mi się, że osoby z DDA dodatkowo się izolują (niby są w danym towarzystwie ale nie czują więzi).

        Sam przerabiałem samotność w rozumieniu takim, że nie czułem, że ktoś z mojego otoczenia mnie rozumie z kim mogę porozmawiać choćby o tym co mnie gryzie.

        Już wcześniej z  moich doświadczeń i kontaktów  zwłaszcza z kobietami wynika (artykuł dodatkowo mnie  utwierdził), że bardzo dużo kobiet ale też mężczyzn mimo, że są w związku są bardzo samotni

         

        Odnośnie stawiania granicy to tutaj polecam nagrania  Magdy o asertywności oraz drugie nagranie 'jak przestać zadawalać innych swoim kosztem’ (z pewnością sporo czytałaś o asertywności i być może to nagranie niewiele wniesie a może coś dodatkowego wychwycisz)

        Proponuję zacząć od nagrania 'Jak przestać zadawalać innych swoim kosztem’ (ten temat nie dokońca musi  identyfikować Ciebie z tym o czym mówi Magda, ale jak zawsze chodzi o wyciągnięcie choćby jednego zdania dla siebie)

        https://www.youtube.com/watch?v=QcC3EM5UfVc

        asertywność

        https://www.youtube.com/watch?v=f_N6hvsbYnk

         

        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
        monia_z_wrocka
        Uczestnik
          Liczba postów: 10

          Dzięki za odpowiedź i linki do wykładów Madzi, znam, lubię, nawet subskrybuję kanał. Ostatnio popadłam w dziurę tak czarną, że nawet Magda doprowadzała mnie do szału. Taka mądra, Taka wygadana!  Jak Ona ładnie to wszystko składa w okrągłe zdania!

          Dziękuję bo obejrzałam, otrzepało mnie i chwilowo nie użalam się nad sobą. Kluczem do nawet malutkiego sukcesu jest przejście od teorii do praktyki i tyle. Nikt za mnie tej pracy nie wykona.

          Moim problemem jest to, że poprzeczkę stawiam sobie bardzo wysoko. Nie umiem dochodzić do celu małymi kroczkami. Muszę być najlepsza TERAZ!

          Napisałeś, że jestem samotna. Tak jestem samotnicą od kiedy pamiętam zawsze tak było i  nie przeszkadza mi to (chyba). Nigdy nie potrafiłam utożsamić się z jakąkolwiek grupą, subkulturą, religią, filozofią, czy jakimkolwiek innym towarzystwem wzajemnej adoracji. Wolę swoje własne towarzystwo niż marnowanie czasu i atłasu na  pozorne przyjaźnie, czy relacje z ludźmi którzy dla podtrzymania fikcji, na jakiej zbudowali swoją tożsamość całkowicie utracili zdolność mierzenia się z faktami. Nikt nam nie będzie mówił że czarne jest czarne a białe białe!  No właśnie: moje życie i odbiór bodźców z otoczenia jest czarne albo białe, a taka jestem wyrozumiała i tolerancyjna. Gówno prawda! Jestem tak samo surowa i bezwzględna w ocenie innych jak siebie.

          Jestem bardzo bardzo samotna. Gdzieś bardzo głęboko i bardzo mocno jakiś głos wyje mi o tęsknocie za relacją doskonałą! (nie wykluczam, że jestem chora psychicznie bo to takie z bajek raczej) relacja nie związek! nie chcę wiązać ani siebie ani nikogo innego! skoro wolność to zaufanie, akceptacja, mądre wsparcie, dialog, szczerość. Możliwość bycia sobą bez presji spełniania oczekiwań. Utopia.

          Błędem i pomyłką jest upatrywanie sensu życia w czymkolwiek z zewnątrz, nowy związek, większy dom, podróż dookoła świata. Wszędzie, zabiorę siebie z tym właśnie deficytem więc nic i nikt tej dziury nie wypełni co bym tam nie wsadziła.

          Popraktykuję, zdobędę się na drobne działania i drobne zaniechania.

          Pisanie jest mega terapeutyczne.

          Jeszcze raz dzięki.

           

          2wprzod1wtyl
          Uczestnik
            Liczba postów: 1177

            Monika.

            1 Nie Wierzę Tobie (nie przekonałaś mnie przy czym to nie jest istotne, widzę dużo sprzeczności w Twoich dwóch wpisach,  nie  oznacza to, że mnie w czymś okłamujesz, nie wierzę w takim sensie, że nie byłaś jeszcze po 'drugiej’ stronie – tej zdrowszej i gdy czytam w pierwszym poście, że  ludzie są fałszywi i źli (pierwszy post) a drugim, że jest mi tak dobrze w samotności  to wiem z własnego doświadczenia (choć ludzie są róźni), że powód może być nie w ludziach (w każdym razie nie we wszystkich) a w sobie samym – rzecz polega na tym by pozwolić sobie na skonfrontowanie tego a można to zrobić wiarygodnie gdy poznamy siebie, przepracujemy to co w nas i dopiero wracamy do wcześniej postawionych tez, krótko mówiąc czy dziś już 'zdrowszymi oczami widzimy to tak samo’

            2. Wierzę w Ciebie – dlatego, że widać u Ciebie potrzebę i chęć. Zaznajamianie się z tematem i zauważenie, że coś mi mocno przeszkadza jest jak najbardziej krokiem i to milowym.

            3. Cieszę się, że przeszłaś z teorii do praktyki (pamiętaj, że efekty przychodzą czasami po roku – w każdym razie tak mi powiedziała jedna osoba, która z kolei usłyszała to od swojego psychologa)

            Dodatkowo tak samo jak Ty mocno się identyfikuję z przezwyciężeniem w sobie tego, ze cele osiągamy poprzez małe kroki. (uczę się tego, że najpierw musi być coś trudne, że efekty mogą być powolne i że trzeba się mierzyć, ale też nie zamykać się na wstępie na jakąkolwiek opcję (może być tak, że na końcu zostaniemy przy swoich przemyśleniach a może je zdmodyfikujemy, może być tak, że dany kierunek nic nam nie przyniósł a inny przyniesie zrozumienie, ale najważniejsze by się nie zamykać na wstępie i być cierpliwym, cieszyć się z każdego małego kroku jak niemowle).

            Jeżeli o mnie chodzi to ważnym elementem było też (czas przeszły trochę na wyrost, bo nadal jest) zbicie własnego ego a dokładniej tej części gdzie postawiłem siebie w pozycji ucznia a nie tak jak wcześniej nauczyciela z wysokim ego na zasadzie (wiem to znam to… lub nie poruszę tematu, bo ja tak bardzo doświadczony…). Nie! Jestem uczniem jestem niemowlakiem i takie podejście mi pomaga.

             

            Inny duży błąd jaki ludzie robią i mi też się to przytrafiało. To zachowanie kreta a więc wychylenia 'łba’ na światło dzienne,  na chwilę (np. jakieś zwierzenie) a następnie znów schowanie się w norze na długi czas. Zauważyłem, że ważne jest by po pierwszym takim kroku nie zniechęcać się, by iść za ciosem i nie wracać do nory. (co najwyżej po to by odpocząć)

            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
            2wprzod1wtyl
            Uczestnik
              Liczba postów: 1177

              Zwróciłbym jeszcze uwagę na dwie sprawy, które poruszyłaś

              napisałaś

              'Nie będę się rozpisywać jakie to miałam przechlapane dzieciństwo bo pewnie nie bardziej niż Wy. Nie trafiłam tu przypadkiem, choć żałuję, że tak późno’

              Wiedz, że Twoje przeżycia i wspomnienia są dla Ciebie najtrudniejsze tak jak moje dla mnie choć pewnie inne w szczegółach. Trzeba się z tym zmierzyć.

              i druga kwestia

              napisałaś

              '…skoro wolność to zaufanie, akceptacja, mądre wsparcie, dialog, szczerość. Możliwość bycia sobą bez presji spełniania oczekiwań. Utopia.’

              Według mnie to nie jest utopia jest to bardzo realne oczekiwanie.

              Cerber
              Uczestnik
                Liczba postów: 142

                Monika, mamy wiele wspólnego, (choć ja wolałbym ukryć się gdzieś w Bieszczadach nie lubię być na świeczniku )  sam jestem samotnikiem , czuję że nie mogę na nikogo liczyć że jestem sam , z zewnątrz poukładany …jak to określa jedna moja znajoma (właściwie jedyna ) … poukładany , odpowiedzialny …., a ja mam wahadło emocjonalne raz jest dobrze i widzę/domyślam się co mogę zrobić żeby poprawić swoje życie (medytacja , modlitwa , samoobserwacja ) i to wydaje się nawet sensowne i może w wielu przypadkach jest ….ale wedy coś się dzieje  i sr….u wszystko to przestaje mieć jakikolwiek sens a ty jesteś w takiej dziurze że nawet światła w oddali nie widać a ty cofasz się do tego co było ….a wtedy śmierć wydaje się jedyną opcją przynoszącą upragnioną ulgę

                Sam nikogo nie mam na szczęście lub nieszczęście , bo chciałbym mieć obok siebie kogoś w trudnych chwilach …. a jeśli miałbym obok nie właściwą osobę ?

                monia_z_wrocka
                Uczestnik
                  Liczba postów: 10

                  Sam widzisz ile sprzeczności, choć ja sama ich nie wyłapuję. Działam pod wpływem emocji  i impulsów i tak odbijam się od jednej bandy do drugiej. Ze skrajności w skrajność. Najgorsze jest to, że jestem mega zamknięta. Nie umiem rozmawiać o swoich problemach. Nawet o zwykłych sprawach, codziennych wzlotach czy upadkach, a myślę, że to cenne i istotne elementy życia. Pochwalić się, pożalić po prostu pogadać. Wycofałam się z takiej otwartości kiedy po raz kolejny dowiedziałam się że moje zwierzenia są paliwem dla plotek. Nie dźwigam tego. Pewnie z tąd moja idyllyczna wizja przyjaźni, miłości czy partnerstwa. Żyję w dysfunkcyjnym żeby nie powiedzieć patologicznym związku. Powinnam to zakończyć lata temu. Trzyma mnie tam tylko bieda. Nie mam dokąd się wyprowadzić. Nie stać mnie na wynajęcie czegokolwiek. Odsuwając od siebie ludzi i nie mówiąc nikomu o codziennych problemach pozbawiłam się możliwości pomocy. To mnie bardzo obciąża i pochłania mnóstwo energii. Sama sobie nie poradzę wiem to na pewno. Dlatego zarejestrowałam się na tej stronie i napisałam pierwszego posta w życiu.

                  Dzięki że poświęcasz swój czas i prąd na czytanie tego i jeszcze odpisujesz! Przez lata nauczyłam się nie absorbować nikogo swoimi sprawami. Jak piszę że nie mam nikogo to znaczy NIKOGO. Tkwię w tym gównie całkiem sama. Gdyby był ktokolwiek obok to pewnie chlapalibyśmy się razem, nie pisała bym tutaj bo jakoś by to było. Potrafię bardzo wiele znieść. To niesamowite że w jednym człowieku może się zmieścić tyle skrajności, sprzeczności i woli kompromisu. Zatraciłam zdolność jasnego widzenia. Mam za to opowieść, która jest tak dramatyczna, że nie mogę się nią podzielić z nikim bo chyba następnego dnia napisali by o tym w gazetach. Fajnie że to piszę bo dopiero teraz widzę ile jest zakłamania we mnie samej. Jak mnie to spala. Sama robię sobie QQ, obwiniam wszystkich wokół sama pozostając w szlachetnej boleści.

                   

                  Cerber
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 142

                    Ja właśnie jestem na etapie obijania się o bandy , czeka mnie decyzja i duża zmiana z nia związana a ja na przemian myślę że będzie dobrze  i ta zmiana poprawi moje życie a za chwilę jestem przerażony i najchętniej schowałbym się w myszą dziurę i pozostał tam już na zawsze .

                    Napisałaś że jesteś zamknięta  , ja chodziłem do psychologa prawie 5 lat a nie powiedziałem tego mojej siostrze ! Im bliższa mi osoba tym trudniej mi z nią rozmawiać , z psychologiem mimo tak długiego czasu też nie poruszyłem wszystkich tematów, doszedłem do wniosku że jeśli jednak stchórzę to wybiorę się do psycho i czas to ruszyć a i ja sam chyba trochę do tego dojrzałem. A związek  z kimś …. chcę , ale zastanawiam się czy ja w ogóle potrafię zakochać się  , przebywać z kimś cały dzień w domu , mieszkam sam od 15 lat …. czasem myślę że już za późno dla mnie , teraz albo tylko czekać na śmierć albo przyspieszyć jej przybycie , nie chciałbym tego , chciałbym być szczęśliwy ale nie umiem …. i nie wiem czy uda mi sę tego nauczyć ,choć próbuję  …

                    Wiem jak to jest nie mieć nikogo , przez lata nie odwiedzałem nikogo poza siostrą , lub ciotkę na święta , to samotność która aż boli kiedy wieczorem nie masz do kogo zadzwonić / napisać i siedzisz sam …. bo nikt się tobą nie interesuje ,”bo kim ty jesteś ? ” a najgorsze to to że to tkwi we mnie , to coś co zamka mi usta kiedy chcę coś powiedzieć i powstrzymuje rękę kiedy chcę napisać …. , jest zbyt duże żeby to wyrzucić z siebie …

                    monia_z_wrocka
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 10

                      Super, że napisałeś. Mam dziś bardzo trudny dzień, chciałabym uciec jak najdalej stąd, ale zdobyłam się tyko na wycieczkę do parku i przesiedzeniu na ławce kilku godzin. Chyba trochę ochłonęłam. Pobyłam sobie ze sobą i poprzyglądałam się farsie i kłamstwie w jakim żyję i na jakie dałam przyzwolenie.  Przez chwilę miałam olśnienie, poczułam, że mogę normalnie żyć, ale tylko kiedy zacznę realnie oceniać rzeczywistość, kiedy przestanę zgadzać się na rzeczy, których nie chcę, które mi nie służą, a które są spełnieniem oczekiwań innych osób. Bo przecież jak będę taka i taka to będę fajna i będę pasować do układanki. Jeśli chodzi o związki to na pewno lepiej być samemu niż popaść w klincz z kimś kto rujnuje Cię każdego dnia. Zakochać się – super! Bardzo bym chciała i wiem, że mogę i potrafię ale desperackie ruchy w tej kwestii i szukanie partnera za wszelką cenę chyba raczej sprawi, że wpadnie się z deszczu pod rynnę niż zbuduje wartościowy związek. Sama jestem w tarapatach i nie mogę nic zrobić.  Czasami lubię sobie pomarzyć i powyobrażać sobie ciszę i spokój w jakim bez słów znajdujemy ukojenie (ja i ten ktoś) a kiedy jest o czym, to szczerze i spokojnie rozmawiamy.  W realu jestem jednak bardzo ostrożna i nieufna, do puki nie uporam się sama ze sobą raczej nikt inny mnie nie uratuje. Śmierć jest alternatywą absolutnie akceptowalną. Tak mi się wydaje teraz kiedy mojemu życiu nic nie zagraża i mogę sobie teoretycznie porozważać. Nie wiem czy nie zatęskniłabym za życiem nawet tak trudnym jak teraz gdyby okazała się – ta śmierć – bardziej realna bo bliska w czasie i nieunikniona. Myśli samobójczych nie mam, za cieniutka jestem na takie pomysły. Na miłość nigdy nie jest za późno, jakie to ma znaczenie kiedy??? choć faktycznie jest to ważne jeśli chcesz się zakochać, ożenić i mieć dzieci, no to może zegar tyka głośniej niż powinien. Jednak nawet w takiej sytuacji jesteś wygrany. Jesteś mężczyzną!

                      Tym optymistycznym akcentem kończę wypocinki.  Dziękuję, że napisałeś.

                      M.

                      monia_z_wrocka
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 10

                        Ja tu się wymądrzam i filozuję a Ty potrzebujesz wsparcia! Wychodzenie za strefy komfortu z własnej nieprzymuszonej woli jest wielką sztuką! Szacuneczek! Doskonale Cię rozumiem. Zmiana pracy jest sporą zmianą w życiu owszem! ale tylko takiej rangi jaką sam jej nadasz. Napisz mi proszę, oczywiście jeśli chcesz i możesz, czego się najbardziej boisz w związku z tą nową pracą? Jaka to myśl dominuje i powoduje twój strach? Może to rozkminimy.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 22)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.