Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Samotny w małżeństwie.

Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
  • Autor
    Wpisy
  • Simon
    Uczestnik
      Liczba postów: 11

      Cześć.

      Trafiłem na wasze forum szukając odpowiedzi na nurtujące mnie pytania odnośnie niskiej samooceny żony. Czytając to forum zauważyłem że wiele cech mojej żony powtarza się w innych wątkach. Na początku naszego małżeństwa żona bardzo się starała stworzyć nam udaną rodzinę, czasami wręcz miałem wrażenie że aż za bardzo się przejmuje. Wróciłem parę minut z pracy zaraz pytała dlaczego. Była strasznie podejrzliwa. Do tego nerwowe zachowanie. Na początku tłumaczyła to tym że ma tarczyce i że to przez hormony jest taka nerwowa, po operacji tarczycy problem jednak został. Ale zawsze umielismy się dogadać, pogodzić. Potem było pięknie, ładnie jak z bajki. Do czasu aż znowu jej coś nie odpowiadało. Po 8 latach małżeństwa żona zaczęła się zmieniać, stawiać mur. Z porannych pożegnań calusem przekształcilo się na pa, albo wogole bez słowa. Co do oznak miłości nie zostało już nic z jej strony. Na pruby przytulenia twierdzi że tego nie potrzebuje, już nie pamiętam smaku jej pocałunku. W trakcie rozmów żona twierdzi że się wypaliła, niewie czy mnie jeszcze kocha i czy chce ze mną być, a im wiecej poświęcam jej czasu i troski tym większy mur. Czytałem tu wiele madrych wypowiedzi, powiedzcie jak do niej dotrzeć, bo już brakuje mi sił. A ja pomimo że mam żonę czuję się bardzo samotny.

      paulina
      Uczestnik
        Liczba postów: 8

        Hej . Przepraszam za bezpośrednie pytanie ,trochę czasu minęło od zamieszczenia Twojego postu – czy udało Wam się poprawić coś w waszych relacjach małżeńskich. Mam podobne doświadczenia i zastanawiam się czy jest jakiś sposób na ratowanie tego co zostalo.Z góry dzięki za odpowiedź pozdrawiam

        dda93
        Uczestnik
          Liczba postów: 624

          Z moich doświadczeń po prostu po kilka latach mija cała chemia i pierwsze zauroczenie – i wtedy zostaje tylko prawda – albo mamy szczęście i „budzimy się” w nowym życiu z kimś, z kim łączy nas sympatia, przyjaźń lub co najmniej przywiązanie – albo nagle obok nas pojawia się całkowicie obca osoba.

          Ja też nie znam smaku pocałunku od ośmiu lat. Rozmowy i kontakty ograniczone do absolutnego minimum. Czuję się jak ćwierć faceta, a nie cały. A ponieważ czterdziestka minęła, do końca mam coraz bliżej. I co, do ostatniego dnia już tak bez miłości? Do ratowania potrzeba dwóch osób. Jeśli one są, to już dobry znak. Jeśli jest tylko jedna, której też z czasem skrzydełka już całkiem odpadły, to nie ma sensu…

          paulina
          Uczestnik
            Liczba postów: 8

            Kurcze🙄czemu mam wrażenie że to wszystko o mnie co wyżej napisane , ja już od pół roku walczę z takim mega kryzysem w samej sobie 😔,chęci to za mało ,bo jak głową i serce podpowiadają co innego to ja tego nie przeskocze .Czyli zostaje być męczennica 😔bo  na zmiany jestem zbyt dużym tchórzem.Tylko ciekawe na ile starczy sił w takim martwym związku🤔

            dda93
            Uczestnik
              Liczba postów: 624

              Ważne jest, jeśli zauważasz, że problem istnieje. Ludzie sobie radzą w różny sposób, jedni stwierdzają, że tak już musi być, uciekają w alkohol, zajmowanie się wyłącznie dziećmi, wędkarstwo lub hodowlę gołębi. Inni się rozchodzą. Jeszcze inni idą razem na terapię małżeńską. Ale do tego wybitnie potrzeba zgodnej woli obu stron (brzmi to trochę paradoksalnie, bo jeśli się dogadują bez, to po co im terapia? ;-)).

              Sam jestem po dwóch terapiach par. Obie zakończone fiaskiem. W jednej terapeutkom chyba brakowało pomysłu, jak można spróbować uzdrowić ten związek. W drugiej terapię przerwała partnerka, ze względu na (moim subiektywnym okiem i chyba terapeutki też) brak dojrzałości emocjonalnej.

              Jeżeli chodzi o „tchórzliwość”, czasem związana jest ona z odpowiedzią na pytanie „czy zasługuję jeszcze w życiu na coś lepszego?”. Ja kiedyś musiałem dojść do fazy myśli samobójczych, pod wpływem ogólnej beznadziejności i utraty nadziei na lepszą przyszłość, żeby postanowić coś zmienić.

              Kolejne związki jednak nie zawsze są idealne. Bardzo łatwo wpaść w jeszcze gorsze problemy. Bardzo łatwo też, będąc wciąż pod obciążeniem poprzedniego związku, przegapić coś naprawdę fajnego…

              Głowa i serce co innego? Przepraszam, nie do końca zrozumiałem…

              paulina
              Uczestnik
                Liczba postów: 8

                Ja i terapia z mężem-przeciez  u nas jest wszystko ok- bym odrazu uslyszala.,to ja wymyślam…Ja już jeden kryzys ostry miałam, do tej pory próbuje łatać to co się popsulo- nie była to próba samobójcza tylko bunt organizmu na te wszystkie stresy i wycieczenie, i podejrzewam że nie pierwszy i nie ostatni.No ja akurat uciekam w pracę i dzieciaki więc też coś w tym jest ,tylko czegoś mimo wszystko brakuje.. U mnie głowa i rozsądek mówi trwaj w tym ,bo dzieci ,dom,przysiega…a serce już dawno jest gdzieś indziej ,wiec ja pewnie będę się męczyć i użalać przed lustrem🤦

              Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
              • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.