Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Uzależnienie od – innej niż rodzice – "osoby znaczącej". Czy tylko ja tak mam?

Przeglądasz 2 wpisy - od 1 do 2 (z 2)
  • Autor
    Wpisy
  • EwaMag
    Uczestnik
      Liczba postów: 1

      Cześć! Jestem tu nowa, ale czuję, że jestem wśród swoich :).

      Mam 28 lat i dopiero niedawno odkryłam, że cały ten szajs, który mam w głowie jest normalnym skutkiem nienormalnego dzieciństwa – że ktoś to zbadał i opisał, że da się coś z tym zrobić, że nie jestem sama. Różne rzeczy, które czytam o DDA (w moim przypadku „tylko” DDD), także na tym forum, wywołują we mnie reakcję pod hasłem „Zgadza się! Ja też tak mam!”. Ale jest jeden problem, który doskwiera mi szczególnie i który też wydaje mi się typowy. Chciałabym go zrzucić z siebie i wrzucić na tapetę 😉 – z nadzieją, że może ktoś boryka się z czymś podobnym i może ma na to jakiś sposób.

      Chodzi o uzależnienie od kogoś znaczącego – powiedzmy, że przełożonego – od którego oczekuję (wiedząc, że to niemożliwe), że zastąpi mi rodziców. Moi rodzice nie żyją, co trochę ułatwia, a trochę utrudnia sprawę – bo z nimi już się nie pogodzę i od nich już oczekiwać niczego nie mogę. Ale te wszystkie pragnienia, pretensje, wyrzuty i żądania, jakie kierowałabym do nich, zaczęłam kierować do tego kogoś. On jest da mnie autorytetem, w swoim czasie mnie docenił, uwierzył we mnie itd., w dodatku wiem, że jest świetnym ojcem, a poza tym w ogóle jest szczęśliwym, osiągającym sukcesy człowiekiem. Z jednej strony – niby super. Z drugiej – przerodziło się to w coś okropnego, dziwnego, toksycznego – przy czym sama nie wiem, czy weszłam w relację z kimś toksycznym (bo chodzi o osobę przynajmniej w pewnej mierze narcystyczną), czy po prostu toksycznie na niego reaguję. W każdym razie nie mogę się uwolnić od poczucia, że moja wartość zależy od tego, co on o mnie myśli. Obsesyjnie się nad tym zastanawiam, nie mogąc się skupić na bieżących sprawach i nie mogąc się nawet przyłożyć do tego, co faktycznie może wpłynąć na jego zdanie o mnie. Na każdy przejaw lekceważenia reaguję rozpaczą i nieledwie histerią. Albo zachwycam się – jeśli mnie zauważy i doceni, albo obrażam – jeżeli nie. W nieskończoność rozpamiętuję każdą konfrontację, analizuję każde nieporozumienie, żeby wreszcie zdecydować, czy jestem w tej sytuacji winna czy pokrzywdzona. Odkładam w nieskończoność dokończenie wszystkiego, co ma trafić pod jego ocenę – panikując, że i tak nie będzie nigdy wystarczająco dobre. Panikuję także, że za kilka lat, kiedy nasza współpraca prawdopodobnie się skończy, przestanę go widywać i przestanę cokolwiek dla niego znaczyć – a z drugiej strony mam co jakiś czas ochotę natychmiast zakończyć współpracę i znajomość, bo mam wrażenie, że tylko ucieczka pozwoli mi wreszcie się uspokoić i zacząć żyć normalnie – choć wiem, że ucieczka rzadko pomaga i jeśli tej relacji po prostu nie przepracuję i nie „uzdrowię”, to ona będzie się za mną ciągnęła albo wróci w jakimś innym wcieleniu. Ale jak ją uzdrowić? Może ktoś coś o tym wie? 🙂

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Pytane, na ile ten facet aktywnie i świadomie/nieświadomie wpływa na kształt tej relacji. Jeżeli przypisujesz mu cechy Narcyza, to może on celowo – wykorzystując jakiś rodzaj formalnej zależności – wmanipulowuje Cię w rolę zapatrzonej w niego wielbicielki/wyznawczyni, Twoje „hołdy” mile łechcą jego EGO. Może on Cię nawet umiejętnie „tresuje” (jakkolwiek brutalnie to brzmi), ustawia Cię sobie, tak jak mu wygodnie, może to robić niejako automatycznie. Taka sytuacja jest nierzadka w przypadku facetów, którzy stają się nauczycielami/mentorami dla innych (kobiet) – dotyczy to nauczycieli, wykładowców akademickich, lekarzy, prawników, menadżerów i kierowników w firmach, itp. – zawsze znajdą się kobiety (zranione życiowo, niepoukładane wewnętrznie, z jakimś deficytem emocjonalnym), które obdarzą takiego mężczyznę uwielbieniem.

        Widać, że nie bardzo masz z kim o tym porozmawiać. Proponowałbym odżałowanie stówki czy kilku (zależy na co możesz sobie pozwolić) i skonsultowanie tych odczuć na spotkaniu z terapeutą. Chyba potrzebujesz kogoś, kto spojrzy racjonalnie na te uczucia i podpowie Ci, gdzie może ukrywać się ich źródło, a także jak sobie z tym radzić na codzień.

        Ciekawe, że podkreślasz, jakim on jest świetnym ojcem i szczęśliwym człowiekiem – czy boisz się, że ta relacja mogłaby się rozwinąć w takim kierunku, który to zniszczy? Czy wydaje Ci się, że on steruje tą relacją w zbliżonym kierunku? Czy może sama się wkręcasz w takie myślenie?

        Jak to mówią, każda ofiara w końcu trafia na swojego oprawcę. Szuka go i szuka, aż znajduje. Wyrwać się z tego schematu można tylko porzucając rolę ofiary. Jednak bez zewnętrznego, bezstronnego doradcy, to bardzo trudne. Dlatego pomyśl o wyłożeniu tej stówki.

        Pozdrawiam

      Przeglądasz 2 wpisy - od 1 do 2 (z 2)
      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.