Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD W pętli DDA…

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 20)
  • Autor
    Wpisy
  • Sylak
    Uczestnik
      Liczba postów: 12

      Witam.

      Mam 21 lat. Mam nerwicę, depresję i jestem DDA.

      Od dziecka byłam pozostawiona sama sobie, nikt się mną nie zajmował, nie tłumaczył, nie pilnował. Jako kilkulatka chodziłam sama do sklepu, bo ojcu się nie chciało (cud, że nikt mnie nie oszukał…), mogłam znikać na kilka godzin, szlajając się po pobliskim lesie i nikt nie zdawał sobie z tego sprawy.

      W pewnym momencie wpadłam również w złe towarzystwo (było to, gdy miałam może 7-8 lat…) – zaczęłam kraść w sklepach, chociaż w domu było co jeść i niczego mi nie brakowało. Nie zliczę, ile rzeczy wyniosłam. Były to drobnostki, jakieś gumy, cukierki, małe kosmetyki…

      Gdy miałam 10 lat, przeprowadziliśmy się. W poprzedniej szkole byłam gospodarzem klasy, występowałam we wszelkich szkolnych przedstawieniach itd. Tutaj coś się zmieniło. Miałam trudności z adaptacją, później też byłam gnębiona i wyśmiewana – bo byłam grubsza i miałam dobre oceny. Uwzięły się też na mnie nauczycielki od przyrody i matematyki, chociaż tak naprawdę nie zrobiłam nic takiego. Zawsze dostawałam uwagi za to, że np. pożyczyłam komuś klej (bo rzekomo gadałam na lekcji…), albo przyczepiały się do moich prac etc. o głupoty. Zdarzało się, że obrywałam tylko ja za całą grupę.
      W gimnazjum było troszkę lepiej. Tutaj też pierwszy raz się zakochałam… Zaczęłam też pić. Mając lat 15 zeszłam się z chłopakiem, najlepszym w klasie, do którego czułam coś już od podstawówki. Niestety, jak teraz patrzę z perspektywy czasu to wiem, że pokryło się to z odrzuceniem mnie i wyżywaniem się na mnie przez rodziców. W II klasie pierwszy raz nie przyniosłam do domu czerwonego paska i tak się na mnie wyżyli, że się hiperwentylowałam. Nikt się tym nie przejął. Od zawsze słyszałam, że mam płacz na zawołanie. Siedziałam samotnie w książkach, spotykałam się z chłopakiem, dobrze zdałam egzaminy gimnazjalne. Oczywiście tatuś pił wciąż, matka miała mnie gdzieś. Choćbym stawała na głowie i srała sztabkami złota, nigdy nie otrzymałam od niej pochwały. Zawsze wpatrzona była w młodszą siostrę albo córkę swojej siostry. Mój tata stwierdził, że to dlatego, że widzi we mnie samą siebie. Fakt, jesteśmy bardzo podobne z twarzy.

      W liceum odżyłam. Trafiłam z moim chłopakiem do klasy do elitarnego liceum. Nie było żadnej patologii, sami ludzie o tych samych zainteresowaniach, podobnym poziomie inteligencji… No i tu się zaczęły odzywać moje korzenie. Poczułam coś do chłopaka, którego poznałam na kole zainteresowań, mimo tego, że byłam jeszcze z tym pierwszym. Nie wiem, kiedy zaczęliśmy ze sobą pisać i coś się zrodziło… A ja jak idiotka na to pozwoliłam! Szybko jednak romans się zakończył, a ja postanowiłam trzymać się pierwszego chłopaka. Chociaż zdradziłam, zapomniałam. Czułam się jak ostatnia szmata.

      Liceum przeszło bez echa. Po maturach, całkiem dobrze zdanych, nie dostałam się na wymarzone studia. Niestety, nie posłuchałam rodziców, by złożyć papierki do innego miasta niż do stolicy i poszłam do pracy z zamiarem poprawienia matury i aspirowania raz jeszcze. Niestety, matury nie poprawiłam, napisałam je podobnie, ale chociaż sobie zarobiłam. W tym czasie wymyśliłam sobie studia całkiem niezgodne z moim profilem w liceum i postanowiłam na nie iść. Dostałam się. I w zeszłe wakacje wszystko się przewróciło.
      Wciąż pracowałam, ale pierwszy raz trafił mnie „grom z jasnego nieba”. Myślałam, że przejdzie, ale jednak… Pierwszy raz tęskniłam za kimś tak mocno. Nie chciałam już dłużej oszukiwać tamtego chłopaka. W dodatku, w związku i tak się nie układało. Wyżywał się na mnie, zmuszał mnie do seksu, nigdy nie słuchał, gdy mówiłam „nie”… Wiele razy przez niego płakałam. Wiem też, że mną manipulował, ale z tego zdałam sobie sprawę dopiero niedawno, jak już poznałam trochę życia. Kiedy go rzuciłam, dotarło do niego, jak bardzo mnie kocha i próbował mnie odzyskać. Ja już jednak podjęłam decyzję i chciałam się jej trzymać. Nie podobały mi się też jego poglądy oraz to, jak zawsze obracał sytuację w ten sposób, że wychodziłam na kretynkę. Przy nim nie wierzyłam w siebie, wiele razy wyśmiewał się ze mnie, jaka jestem głupia.
      Popełniłam jednak wielki błąd, pchając się w nowy związek, gdy stary był niezakończony. Bardzo skrzywdziłam byłego, nie obyło się bez wyzwisk.

      A kiedy poszłam na te studia… Okazało się, że nieświadomie trafiłam niemal na to samo, co kiedyś studiowała moja mama. Te same przedmioty, laboratoria… A nowy chłopak? Cóż, okazał się kopią mojego ojca…

      Pierwszy semestr studiów był koszmarem. Wciąż gnębiły mnie wyrzuty sumienia, ale musiałam sprostać nowym obowiązkom, same studia też były nerwowe, wiele osób się na mnie wyżywało z zazdrości (nie żartuję, trafiłam do grupy dziewczyn i w sam środek wyścigu szczurów…), w tym też obecny chłopak, który odreagowywał na mnie brak pieniędzy. To wszystko doprowadziło do kropki nad i – wszystko pękło i dostałam nerwicy. Załamałam się. Bolało mnie serce, ciągle się czegoś obawiałam, bo czułam, że ciągle ktoś mi grozi. Koniec końców i tak się rozstaliśmy, bo tamten mnie okłamywał i stwierdził, że coś się wypaliło z mojej winy. Na studiach też nie mogłam już patrzeć na te osoby, które mnie gnoiły, więc rozwiązałam umowę z uczelnią i wylądowałam w domu.

      Bardzo żałowałam tych wszystkich rzeczy, które popełniłam w dzieciństwie i potem z własnej lekkomyślności i egoizmu. Cały czas staram się wyciągać wnioski i nie powtarzać błędów – niestety widzę, że wciąż ciągnie mnie do tego samego typu faceta – takiego samego, jak mój ojciec, z alkoholowej rodziny, z tamtych stron, w których on się wychował albo takiego, który potrzebuje jakiejś pomocy… Widzę też, jak pięknie zapętliła się historia i jak stałam się własną matką (ona też zachorowała swego czasu na nerwicę…). Prawda jest taka, że ten pierwszy mój chłopak, był prawdziwą, solidną ostoją, niestety, widać na niego nie zasługiwałam i chyba już zawsze będzie odzywać się we mnie ta patologia, którą wyniosłam z domu.

      Wiem, że jeszcze całe życie przede mną. Od października zamierzam zacząć nowe studia i zapisać się na terapię dla DDA. Postanowiłam, że zostanę abstynentką. Nigdy nie umiałam się pohamować z alkoholem i przez to dochodziło do wielu przykrych sytuacji… Chcę to skończyć i żyć swoim życiem, a nie powtarzać błędów rodziców i, co najważniejsze, nie bać się życia, oraz wyzwolić się ze schematów, które utrudniają mi życie. Byłam na wizycie u psycholog, która zdiagnozowała u mnie właśnie symptomy DDA i nerwicę.

      Żałuję wszystkich moich błędów. I z jednej strony jestem tylko człowiekiem, a z drugiej, chciałabym odnaleźć swoje szczęście i budzić się bez strachu i bólu. Chciałabym też odnaleźć harmonijną miłość, stworzyć relację pełną szacunku, docenienia, bez manipulacji, wyżywania i wchodzenia w rolę ofiary  – dlatego uznałam, że dopóki nie przejdę terapii, nie będę wchodzić w żadne nowe związki. Chciałabym mieć dobrą pracę, w której będę się spełniać. Jestem młoda i nie raz się w zyciu zgubię, ale chciałabym, by było to życie bez zbędnego wstydu, bez konsekwencji DDA, bez kolejnych pętli historii i schematów. Bez lekkomyślnych decyzji, bez oglądania się do tyłu…

      Myślicie, że jest mi to dane jak zacznę nad sobą pracować? Czy jest może ktoś, kogo spotkało coś podobnego? Czy muszę powielać nieświadomie historię rodziców i wchodzić w rolę ofiary?

      humorzasta44
      Uczestnik
        Liczba postów: 8

        Witaj

        Jestes jeszcze bardzo mloda a przezylas tak wiele zlego. Ja mam 23 lata i rowniez pochodze z rodziny alkoholowej. Jesli chodzi o Twoich partnerow ,to takie typowe dla DDA. Literatura czesto porusza temat zwiazkow DDA. Bardzo nie lubie tego skrotu. Dorosle dziecko alkoholika. To troche taka stygmatyzacja, jestem po prostu Ania, Kasia czy tam Jola. Uwazam, ze nie nalezy wszystkiego zrzucac na trudne dziecinstwo. Jest to wygodne. Sama ciagke tak robie i sama siebie za to karce. Bo czy to nie my jestesmy kowalami wlasnego lodu ? Jesli chodzi o Twoje zwizki faktycznie wszystko szlo schematem. Wszystko podobnie jak w zwiazku Twoich rodzicow. Czas bys zaczela myslec o sobie i znalazla na to sile. To Ty jestes najwazniejsza. Jestes warta pieknej milosci i cudownego zycia. Mysl o sobie.

         

        Sylak
        Uczestnik
          Liczba postów: 12

          Z jednej strony wiem, że jesteśmy kowalami własnego losu i wszystko zależy od sposobu myślenia i siły woli. A mimo to zawsze jakimś cudem wrócę w ten błędny schemat… I dlatego zdecydowałam się na terapię, bo wiem, że pewnie sama się nie wykaraskam. To będzie pierwszy krok ku lepszemu życiu – taką mam nadzieję.

          I z jednej strony, czasami patrzę na tę swoją przeszłość i wydaje mi się, że po prostu przesadzam. A z drugiej… Skoro w sercu tyle blizn, to coś na rzeczy być musi.

          Cieszę się też, że dowiedziałam się o tym teraz, bo jeszcze mogę zacząć o siebie walczyć i zbudować coś nowego i dobrego. 🙂

          humorzasta44
          Uczestnik
            Liczba postów: 8

            <p style=”text-align: left;”>Bardzo dobrze ze zdecydowalas sie na terapie. Wymaga to bardzo duzo odwagi. Mnie poki co jeszcze nie stac na taki krok. Boje sie sama nie wiem czemu. Nie lubie o tym mowic. Z pewnoscia nie przesadzasz. Nasza trudna przeszlosc juz zawsze bedzie tuz obok. Musimy nauczyc sie z tym zyc.</p>

            aktototaki
            Uczestnik
              Liczba postów: 370

              Cześć! Zacznę od błahostki ale mam nadzieję, że miłej 🙂 Jakoś twój wpis jest wypełniony ładem i czuć w nim Twoją mądrość. Zawsze zazdroszczę tak ułożonym ludziom, nawet jeśli tylko wyróżnia się to w  ich piórze 🙂

              Powiem tak, niczego nie musisz, a szczegolnie powtarzać błędy swoich rodziców. Ucz się na nich, łatwo powiedzieć trudniej zrobić, wiem o tym doskonle.

              Jeśli chodzi o abstynencje, z własnego doświadczenia powiem Ci, że jest to mega sprawa, choć czasem wymaga wiele siły i chyba odwagi. Osobiście nie przeszkadza mi fakt nie picia alkoholu ale są w moim towarzystwie ludzie, którym przeszkadza, ale to ich problem – nie mój. Nie pije trochę ze strachu, że sama mogłabym wpaść w  sidła alkoholizmu, może to głupie. Przynajmniej zawszę mogę powiedzieć, że jestem kierowcą. Choć ostatnio zdarzyło się tak, że wypiłam 3 kieliszki wódki (dla niektórych to dziwne, dla niektórych irytujące ale to najwieksza ilość tzw.mocnego alkoholu jaką spozylam.) I drugiego dnia czułam się mega zniewolona, bo pijana nie byłam, ale bałam się prowadzić samochód, że jeszcze coś będę mieć w wydychanym powietrzu. To pewnie wynika z tego, że uwielbiam mieć nad wszystkim jako taką kontrolę, a trzeźwość mi ja daję. Pewnie trudno będzie Ci na początku nie pić i to przede wszystkim z powodu ludzi, którzy będą wiercić dziurę w brzuchu.

              Jednak sztuka bezalkoholowego zachwytu życiem ma mnóstwo plusów, przyjaźnie można budować na lepszym fundamencie niż etanol, a jedyny minus to może fakt, ze problemy trzeba będzie rozwiązać a nie zagłuszać, nawet jeśli jest to trudne.

              Związki. U mnie sprawa ciężka, w moim krótkim 19letnim życiu długo ich unikałam. Dopiero rok temu zjawili sie dwaj koledzy a każdy z nich miał jako taki problem z alkoholem. Jeśli idzie o gimnazjum kiedy to wszystkie dziewczynki doznają swoich pierwszych miłosnych doświadczen, ja zawsze byłam obok. Uważałam, że zwiazek w gimnazjum to głupota obserwując to, co działo się z moimi przyjaciółmi i to, jak się później traktowali po rozstaniach. Ponadto glosilam jasną zasadę,  że nie czuję braku miłości bo odpowiednią ilość wyniosłam z domu (alkoholzim mojego ojca to dość dziwna sprawa, a mama zawsze o niego walczyła jak lew. Czasem mam ich dość ale mimo, że czasem ojciec niestety nadal upada staram się go zrozumieć; tate, nie alkoholizm), jasna sprawa z miłością to trochę przesadzona sprawa bo alkohol zniszyl moją rodzinę i ja po prostu bałam się odrzucenia, cierpienia itd..  w 2015roku jakimś cudem miałam dwóch chłopaków, z których to nie został ani jeden. Czasami żałowałam, że nie walczyłam o nich, ale wiem,  że nie chcę zbawiać facetów i leczyć z ich problemów.. to nie dla mnie. A z drugiej strony poczułam, że mam problemy z zaangażowaniem, teraz wchodząc w teoretycznie jakiś związek zrobię to inaczej (choć obenie zero fajnych facetów na horyzoncie:D). Najcudowniejsza miłością jest ta do nas samych i to ona rozpoczyna wszystko. Jest najtrudniejsza ale i też najpiękniejsza ze  wszystkich jakie człowiek może sobie zafundować.

              Z tym kim byliśmy czas się pogodzić, a zmieniać dziś bo tylko tyle pozostało. DDA to nie wyrok, choć mega utrudnia życie w niektórych aspektach to można nauczyć się z tym głupim myśleniem walczyć. Trzymaj się ciepło,  walcz o siebie. Ja też walczę. Walczą tysiące osób, a może nawet miliony, a w grupie przecież raźniej

               

              Sylak
              Uczestnik
                Liczba postów: 12

                Ja nie piję, gdyż sama wiem, że miałam już zaczątki alkoholizmu i przeradzało się to w nałóg – nie mogłam napisać żadnego sprawozdania na zajęcia bez kieliszka wina. Pozostało mi tylko budować swoją przyszłość, nową siebie. Bez alkoholu albo w ilościach śladowych. Dobrze, że poruszyłaś kwestię rozwiązywania problemów – alkohol nie rozwiąże nic. Zresztą, u mnie po % tylko wszystko się pogarszało.

                W Polsce alkoholizm jest niemal przyzwolony kulturowo i mało osób zdaje sobie sprawę z tego, jak może to kaleczyć niektóre dzieci. A kaleczy trwale.

                Wciąż nie pozbierałam się jeszcze po poprzednich związkach i nie chcę na razie nikogo mieć. Jestem typem, który woli się trzymać jednej solidnej, wiernej i lojalnej osoby. Nie byłam taka w pierwszym związku, to fakt, ale nie powtórzyłam potem nigdy więcej tego błędu. Nikt święty nie jest, ale można pracować i pracować nad sobą.

                Związki w gimnazjum… W sumie z perspektywy czasu też widzę, że było to za wcześnie. Ale warto wiedzieć, że czułam coś do tamtego chłopaka już od piątej klasy podstawówki. Co za czasy…

                Na terapię zdecydowałam się, gdy psycholog stwierdziła, że bez niej mogę mieć problemy w pracy w przyszłości, a tego nie chcę. I bez tego przyciągam sporo kłopotów.

                buccaneer
                Uczestnik
                  Liczba postów: 35

                  Cześć, mam 22 lata i podobne doświadczenia do twoich. Też będąc dzieckiem nikt się mną nie przejmował mogłem robić co i kiedy chciałem, matka była za granicą a ojciec był/jest alkoholikiem. Skutkowało to wpadnięciem w złe towarzystwo i drobnymi kradzieżami w sklepie. W gimnazjum również byłem wyśmiewany i poniżany co spowodowało że stałem się odludkiem i ciągnie się za mną do dziś bo nie mam znajomych i z nikim ze szkoły nie utrzymuje kontaktu.  Może to paradoksalnie wyszło mi na korzyść bo nie wpadłem w bagno tak jak inni z tego towarzystwa. W technikum wcale nie było lepiej dalej byłem/ jestem nieśmiały, zamknięty w sobie. W drugiej klasie na 18 kolegi przez alkohol zrobiłem straszną głupotę, co skreśliło mnie z życia towarzyskiego na resztę szkoły, i jeszcze bardziej odizolowało od rówieśników.  Zawsze na początku jakiegoś nowego etapu w życiu, szkoła, któraś z kolei nowa praca, mam nadzieje na nowe otwarcie, potem dzieje się coś przez co czuje się tam źle i mam ochotę uciec. Podobnie jak Ty, postanowiłem zostać abstynentem, i dobrze mi z tym, przez alkohol są same problemy i głowa boli>:). Od kiedy uświadomiłem sobie że jestem dda, a stało się to nie dawno, na każdy problem patrze z pryzmatu trudnego dzieciństwa, a potem jestem na siebie zły że w ten sposób się usprawiedliwiam i tak w kółko.

                  To jakie mieliśmy dzieciństwo ma ogromny wpływ na nasze życie i często nie świadomo popełniamy błędy rodziców, widzę to po moim bracie który jest 12 lat starszy niż ja i staję się taki jak ojciec, a ja staję się taki jak mój brat był kiedyś, co bardzo boli. Dlatego oddaliłem się od domu i staram się żyć własnym życiem, co nie jest łatwe bo nie da się tak po prostu zerwać z tym co wynieśliśmy z domu,  ale tak naprawę sami stanowimy o swoim życiu musimy walczyć i zerwać tę pętlę czego sobie i wam życzę.

                  Sylak
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 12

                    Buccaneer – dziękuję za Twoje słowa. Ja nieświadomie stałam się jak moja matka, ale mam też cechy ojca i dziadków. Wierzę, że studia w nowym mieście, na kierunku wybranym świadomie i całkiem odbiegającym od poprzedniego, bez zbyt częstych przyjazdów do domu (wybieram się na informatykę, więc będzie roboty) a do tego terapia i budowanie nowej siebie mi pomogą. Jesteśmy godni dobrego życia i decydowania o sobie. Nie chcę być jak moja matka (już i tak pod wieloma względami się różnimy), ani jak mój ojciec. Wiem też, że nie jestem, ale kto wie, kiedy znów podejmę jakąś decyzję i wrócę w pętlę?

                    A poza tym, kolejne plusy abstynencji – wydajemy mniej pieniędzy :D.

                    Wcześniej nie patrzyłam na to pryzmatem dzieciństwa, ale uświadomiła mnie o tym inna dziewczyna, też chodząca na terapię – jak dużo rzeczy się z niego wynosi. Da się przełamać schematy, ale potrzeba wsparcia i czasu. Może i Ty zdecyduj się na terapię? Ja mam nadzieję załapać się na darmowe spotkania.

                    Zamknięcie w sobie nie jest taką najgorszą cechą. Po moich przygodach na studiach wiem, że nigdy nie wiesz, które słowa ludzie obrócą przeciwko tobie.

                    KimBycChce
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 13

                      Hej 🙂

                      Wiem, że wiele wynosi się z domu, ale sądzę, że zupełnie inaczej jest, gdy jest się tego świadomym. Choć z drugiej strony nie warto popadać w jakąś obsesję na tym punkcie. 🙂
                      Sądzę, że miłość to jest coś, co potrafi niesamowicie człowieka zaskoczyć.
                      Ja podobnie jak Ty, też zdradziłam i bardzo skrzywdziłam mojego pierwszego, poważniejszego chłopaka. Bardzo tego żałowałam. Potem byłam z kolejnym, który strasznie mnie zniszczył. Potem wpakowałam się w jeszcze gorszy związek… Po tym wszystkim dałam sobie spokój na jakiś czas ze facetami. Aż nagle, zupełnie przypadkiem, na ulicy spotkałam miłość swojego życia. Nie mam pojęcia dlaczego on się we mnie zakochał. Pochodzimy z dwóch skrajnie różnych domów. U niego zawsze była miłość, troska i dostatek. U mnie alkohol, ból i bieda. A jednak zakochaliśmy się w sobie bez pamięci.
                      Dlatego uważam, że nie musi być wcale tak, że będziemy wybierać partnerów podobnych do naszych ojców i matek. Pewne predyspozycję są i z tym musimy się niestety liczyć. Lecz przecież przy odrobinie szczęścia i zaufania wobec siebie (to ostatnie jest naprawdę ważne!) znajdziemy kogoś, z kim będziemy mogli stworzyć rodzinę pozbawioną patologicznego powielania schematów.

                      Sylak
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 12

                        @KimBycChce – masz rację, sama wiedza o DDA daje bardzo dużo.

                        I nawet nie wiesz, jak bardzo uradował mnie Twój wpis.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 20)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.