Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Zdrowienie, katharsis, nirwana
Otagowane: kobieta, poszukiwanie, smutek, syndrom dda, terapia, trudne emocje, zdrowienie
-
AutorWpisy
-
Odnośnie 2 miałam na myśli dokładnie to co napisałeś.
Odnośnie 3 Rozumiem Twoją obawę i podejrzenie o manipulację. Jednak zupełnie nie o to chodziło.
To był wstęp do pożegnania się. Od dłuższego czasu czułam coraz większe zmęczenie uczestnictwem w forum. Czułam, że podzieliłam się już całym moim jakimś doświadczeniem i nie mam już nic więcej do powiedzenia. W pewnym momencie forum stało się dla mnie w całości rodzajem pamiętnika, który przez ostatnie kilka miesięcy pomagało mi w jakimś stopniu poradzić sobie z żałobą po rozstaniu.
Zaangażowałam się w rozmowy z Tobą, bo zauważyłam, że nie tylko piszesz o swoich problemach ale także aktywnie je, stopniowo rozpracowujesz i chcesz rozwiązać a nie tylko ograniczasz się do nazwijmy to użalania się i siedzenia w przeszłości i wkładasz w to swój wysiłek. Nie czekasz na to, że ktoś Ci poda gotową receptę i wyleczy za Ciebie Twoje zranienia. Dzięki czemu właśnie nie czułam w kontakcie z Tobą takiego zagrożenia ratownictwem. Czym byłam już zmęczona.
Ja też lubię z Tobą rozmawiać jednak nie chciałabym, żeby te rozmowy w końcu poszły w jakimś niezdrowym kierunku. Właśnie dlatego, że dobrze mi się z Tobą rozmawia. Nie chciałabym się wpakować w pozorną bliskość.
Nie oznacza to, że odcinam się zupełnie. Teraz potrzebuję czasu dla siebie, na taki odpoczynek po wędrówce. Od czasu do czasu pewnie zajrzę na Twój wątek zobaczyć jak Ci się dalej wędruje. Pewnie od czasu do czasu napiszę, że cieszę się, że idziesz dalej. Jeżeli jeszcze tu będziesz.
Myślę sobie jednak, że dla Ciebie nadszedł moment na pozbycie się asekuracji i ruszeniu dalej samemu, żebyś się coraz bardziej umacniał. Bo z tym co dla nas trudne w końcu trzeba zmierzyć się samemu tylko wtedy dojdzie się tam, gdzie się chce.
Jesteś inteligentny, potrafisz analizować i wyciągać wnioski. Wykorzystaj to, bo masz silne karty w rękawie. Ja wykorzystałam pisanie, także tutaj na forum, jako dodatkową formę rozmowy ze sobą. Mnie to pomogło. Może u Ciebie też to się sprawdzi.
A myślami i tak Cię będę wspierała.
Nie zapominam ludzi, którzy w jakiś sposób stali mi się bliscy i zostawili ślad w moim życiu
Dasz radę 🙂
ps
Jesteś naprawdę fajnym mężczyzną, rozmowy z Tobą były dla mnie prawdziwą przyjemnością i cieszę się, że stanąłeś na mojej ścieżce. 🙂
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez Fenix.
Ok. rozumiem. Odnośnie pozornej bliskości to akurat mam podobne podejście przy czym z powod?w jeszcze sporej ilości moich deficyt?w stąd też m?j dystans aby się nie władować. Mam świadomość co więcej wiem już w co uderzyć, ale jest też trzecia składowa działanie i to są trzy oddzielne sprawy. Co do działania poczyniłem kroki, ale to będzie wymagało czasu (podobno niektore działania dają efektu po roku) i tak sobie ubiłem, że dopiero gdy uzupełnię deficyty będę m?gł iść dalej.
Jednak w tej sytuacji gdy nie czuję żalu do swoich rodzic?w w tym przede wszystkim ojca coraz bardziej skłaniam się ku rozwojowi( coachingowi) a nie terapii. Bo osobiście u siebie (takie mam odczucie) widzę więcej deficyt?w na poziomie osobistego rozwoju. ( np. utożsamiam się z tematami Magdy z selfmastety natomiast nie czuję w sobie jakieś traumy, krzywdy, lęku itp)
powodzenia jak odpoczniesz odezwij się
Aby poradzić sobie z deficytami, chociaż bardzo nie lubię tego słowa, najpierw trzeba znaleźć odpowiedź z czego one wynikają a dopiero później szuka się rozwiązania.
Jeżeli pralka przestaje działać albo leje się z niej woda. Najpierw sprawdzasz dlaczego a nie kupujesz w ciemno części, bo to strata pieniędzy i czasu na ich wymianę.
Ja bardzo długo nie widziałam głównej przyczyny swoich problemów, jakim była moja relacja z mamą. A nawet gdy to sobie uświadomiłam, ciężko mi było przyznać, że nie traktowała mnie tak jak powinna, jak ja potrzebowałam. Bo po pierwsze przecież miała takie ciężkie życie, tyle przeszła w związku z tatą alkoholikiem. Po drugie przecież o rodzicach nie można mówić źle, bo jest się wtedy niewdzięcznym dzieckiem. Rozumiem, że jej zachowania są wynikiem zachowań innych ludzi ale prawda jest taka, że moja mama jest właśnie takim drapieżnikiem w skórze ofiary, który wykorzystuje właśnie rolę ofiary i potrafi bardzo dotkliwie pogryźć. To wszyscy ludzie są źli, niewdzięczni i fałszywi a ona jest święta.
Jest mi jej szkoda, bo patrząc na nią widzę, że cierpi w tej swojej klatce. Ale to jest jej życie, jej wybór, bo nic z tym nie robi. Moim wyborem jest życie na wolności. Wiele razy pomogła mi w życiu ale wystawiała za to wysoki emocjonalnie rachunek. Dzięki niej jestem dlatego do końca jej życia będę jej pomagała ale nie pozwolę, żeby dłużej na mnie emocjonalnie żerowała, bo zapłaciłam już wystarczająco wysoki rachunek.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez Fenix.
Też to widzę podobnie jak Fenix. Ja nawet miałem świadomość przychodząc na terapię, że rodzice byli nie w porządku, ale patrzyłem na to z dzisiejszej perspektywy, jak dorosły wobec dorosłych, więc trochę kwasu, ale poza tym wszystko w porządku, już żyję samodzielnie, więc to już dawno za mną.
Tymczasem na terapii miałem okazję zastanowić się jak działa rodzina, jakie miejsce zajmuje w niej dziecko, że ono nic nie może – i ja sobie nie zdawałem sprawy z tej skali bezradności, jakiej doświadczyłem. I że wtedy to rodzice byli za mnie odpowiedzialni, a nie ja za siebie. I że ta część we mnie pozostała w poczuciu bezradności i winy, że nie poradziłem sobie lepiej i mam jakieś kłopoty teraz. I ja dorosły ileś rzeczy robię po dorosłemu, ale w sytuacji np. bliskości w związku albo innych takich doświadczeń, gdzie emocje są silne, ta część odruchowo broni się jak w dzieciństwie.
Słyszę ile poczucia winy na sobie dźwigasz (te słówka, na które zwróciłem uwagę) i mam wrażenie, że to może być właśnie to, co winni ci byli rodzice, ale sami się ustawili w roli ofiary i jeszcze okazali, że to przez ciebie te wszystkie kłopoty, więc bierzesz to na siebie. Oczywiście to tylko moja intuicja, że tak to słyszę, bo zawsze filtruje się przez siebie i swoje doświadczenia…
Dziecko może nawet w to nie wierzyć do końca, ale to najważniejsze osoby w życiu to mówią, więc wchodzi w wyznaczoną rolę tylko po to, żeby przetrwać. A powtarzane setki razy rzeczy wbijają się mocno w głowę i serce, aż staną się odruchowe (automatyczne czynności, niechciane myśli…). I to są cholernie skuteczne automaty, bo od tego zależy przeżycie dziecka w rodzinie. A jak bardzo silne to są emocje i dlaczego to tak zostaje niewidzialne, to znalazłem ostatnio bardzo dobre porównanie co to znaczy dla dziecka odrzucenie przez rodziców (cały wykład jest fajny, ale ten fragment jest dla mnie najmocniejszy):
W pełni dojrzałym, wolnym człowiekiem stajemy się wtedy, kiedy w jakimś sensie zrzucimy rodziców z piedestału boskości, nietykalności i zobaczymy w nich tylko ludzi a nie bóstwa decydujące o naszym życiu czy śmierci. I to od nas zależy czy chcemy odciąć pępowinę, głęboko zaczerpnąć powietrza i zacząć wreszcie być wolnym, niezależnym człowiekiem.
To tyle z mojej strony
’Czułem’ się już taki 'mocny’ a po Waszych postach poczułem się bezradny, zawstydzony, malutki.
Co prawda konstrukcja jest inna (bardziej korzystna dla mnie) ale mechanizmy się zgadzają. (zwłaszcza wrzucanie poczucia winy, bo to mnie najbardziej wkurza. Granicę umiem? postawić, ale przerzucanie winy jest masakryczne plus inne, które wbijają się w przytoczone przez Was mechanizmy-nie sposób ich przytoczyć wszystkich, ale ogólnie mówiąc pokrywają się z typowymi zachowaniami dla takiego mechanizmu) – przy czym choroba bliskiej mi osoby mocno skomplikowała sytuację, bo ew. 'straty’ mocno wzrosły (i nie chodzi wyłacznie o bliską mi osobę i matkę, choć też też ale o rodzinę bliskiej mi osoby – nie mogę o tym tutaj opowiedzieć i nie dlatego, że unikam, a z racji prywatności) – tyle, że ostatnio zaczynam siebie podejrzewać, że jest to moja forma usprawiedliwienia powrotu do schematu –
Jeżeli chodzi o egoizm, to paradoksalnie nie chodzi w tym, że 'czuję się egoistą’, ale piszę to często, bo pewna forma egoizmu była chlebem powszednim w mojej rodzinie i dziś 'odsuwając to’, zapobiegawczo 'nie chcąc być odbieranym?’ jako egoista (bo egoista kojarzy mi się z zachowaniami w mojej rodzinie) – często używam 'nie chcę wyjść na egoistę’
Fenix i Truskawek dzięki za te wpisy, bo sprowadzają mnie z powrotem na właściwy tor. Nie obejdzie się bez terapi. Co prawda Fenix udowodniła, że można samemu, ale widząc siebie jednak potrzebuję motywatorów.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
Bo widzę podobne mechanizmy. Fenix sytuacja jest mocno skomplikowana. Uwierz mi, że to nie chodzi wyłącznie o relacje z matką. To wpływa, ale to mnie nie uwiązuje, bo umiem? W każdym razie taki ruch poczyniłem już wcześniej spisać relacje z matką w straty. Doszło sporo innych zależności przez co ewentualnie. straty są uwiązujące. Wiesz jak słucham porady pani psycholog dla Asi i przenoszę to na osobowości w mojej rodzinie ( nie chodzi tylko o matkę) to po prostu myślę sobie o tej panni psycholog ’ dziewczynko o czym Ty mówisz, naiwa jeste’ – przy czym nie wątpię, że przypadku Asi takie rozwiązanie przyniesie efekt ( tzn. uważam, że to jest mądra podpowiedź dla Asi, ale jak przeprojekruję na swoją rodzinę to załamuję ręce na takie podpowiedzi)
Dodam, że z sytuacją mierzyła się osobą z dużym podobno doświadczeniem naukowym i zawodowym. (Wyroznienia itd) z dziedziny nie tylko psychologii ale i psychiatrii. Nie będę tutaj przytaczał nazwiska. Chodzi mi w tym momencie o to, że przedstawiłem całą sytuację i zależności oraz nakreśliłem osobowości, bo celem było właściwe leczenie bliskiej mi osoby.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.