Cześć! Jestem Gosia. Mam 22 lata.

Chciałabym krótko opisać moją historię.
Nigdy nie było łatwo, nie wybieramy domu, rodziny. Mimo to jestem za swoją wdzięczna pomimo… No właśnie…

Urodziłam się w bardzo biednej rodzinie, podobnie jak większość tu obecnych. Mój tato był alkoholikiem. Bił moją mamę – do krwi. Mieszkaliśmy w skrajnych warunkach – zimna woda, minimalny metraż mieszkania, grzyb pleśń na ścianach (czarny) na wszystkich, brak ubikacji, łazienki. Dostawałyśmy śmieszne alimenty na 4 osoby. Na mało wystarczało.

Napisałam o tacie: był.. bo już nie żyje. Wybaczyłam mu. Wiem, że też nie miał w życiu lekko. To takie zapętlające się koło biedy.. Mama miała i nadal ma (już w mniejszym stopniu) problemy psychiczne, ale kocham ją bo wiem ile przeszła i jak to się na niej odbiło…

W wieku 14 lat poszłam do szkoły z internatem. Tam już musiałam dbać o siebie praktycznie sama, następnie w wieku 19 lat wyjechałam do Anglii na rok. Gdzie byłam już kompletnie sama… Myślałam, że nikt mnie nie chce, że jestem nikomu niepotrzebna i że to moja wina… Słabo znałam język. Miałam jedynie Biblię ze sobą i możliwość modlitwy. Jedynie to mnie ratowało.

Do zboru Świadków Jehowy (tu dostałam Biblię) chodziłam od małego (z przerwami), tata był temu przeciwny, ale ja z mamą i siostrami chodziłyśmy pomimo to. Pamiętam, że było to jedyne normalne miejsce dla mnie. Ludzie tam byli bogobojni, sympatyczni, pomocni. Zupełnie coś innego niż miałam w domu i sąsiedztwie. Gdyby nie to, myślę, że bym skończyła inaczej.

Dziś mam 22 lata, mieszkam już sama. Nie jest łatwo. Miewam ataki złości, płaczu. Najciężej jest chyba z poczuciem bliskości do mężczyzn. Zawsze brakowało mi ojca i myślę, że przez to pakowałam się w złe znajomości… Mężczyzn, którzy chcieli mnie jedynie wykorzystać. Do dnia dzisiejszego mam niestety z tym problem.

Po paru przerwach znowu wróciłam do zboru Świadków Jehowy. Prowadzę stronę dotyczącą Biblii, wspieram innych, czuję jak Bóg Jehowa się o mnie troszczy. Dzięki temu mam piękne nadzieje na przyszłość, z każdym dniem odkrywam smaki życia na nowo. Uprawiam sporty – motywuję innych.

Mam nadzieję, że kiedyś (przy zmartwychwstaniu ludzi na ziemi) spotkam mojego tatę, nauczę go jak kochać samego siebie i innych. Zawsze byłam nieśmiała, zastraszona, jąkałam się i do dziś się trochę zacinam, miałam mało znajomych. W zborze mam ich dużo. Nie chce tu kokietować – ciągle mam czarne dni, kiedy jest strasznie, wracają dawne sceny. Płaczę cały dzień albo jestem niemiła, ale naprawdę widzę duże zmiany po przeczytaniu Biblii, modlitwie czy wizycie w zborze.

Pozdrawiam tu wszystkich, mam nadzieję, że u Was też się jakoś ułoży. Zachęcam (nie namawiam) tu wszystkich do zbliżenia się do Boga – każdemu jest to potrzebne. Trzymajcie się ciepło.

Gosia