Mam na imię Karolina, mam 20 lat.

Najtrudniej jest zrobić ten pierwszy krok. Zrobiłam ich już wiele, a może nie? Inni próbują postawić mnie na nogi, ale dla mnie nie liczy się ja. Liczą się oni, po mimo tego, że robią i robili mi krzywdę. Ja nadal im chcę pomóc. Mowa o moich rodzicach, są alkoholikami.

Zaczęło się od alkoholizmu taty, później mama zaczęła pić, bo nie potrafiła sobie poradzić z codziennością. Wzięła przykład z taty, bo jeśli mu to pomaga, to jej też pomoże. I wytoczyło się błędne koło. Ja chcąc mieć dom gdzie jest miłość rodziców, którzy będą mnie kochać zapomniałam o sobie. Za wszelką cenę chcę pomóc im, a ja w tym wszystkim się zatraciłam zapominając, że żyję sama dla siebie, nie dla nich. Do dziś nie rozumiem za bardzo, że żyję właśnie dla siebie, że to moje życie, a oni sami wybrali taką drogę dla siebie.

Dzieciństwo to chyba okres, gdzie życie pozostawiało mi największe rany. Wtedy przeżywałam ból, rozpacz, tęsknotę i do dziś mam rany w sobie po tym okresie. Ciągłe awantury, przemoc, alkohol i ja i mój brat (młodszy o rok). Kiedy przychodziły te najgorsze chwile, czyli awantury, brat chował się w kącie i płakał, a ja próbowałam jakoś zapanować nad tym wszystkim, ale zawsze i tak obrywałam, że to moja wina, że to przeze mnie, że to ja jestem ich największym problemem.

Kiedy miałam 6-8 lat próbowano mnie zgwałcić. Pan był ubrany na czarno, miał niebieskie oczy. Wydarzyło się to w podwórkowej kamienicy. Gdyby nie mój brat, to nawet nie chcę myśleć, jakby się to skończyło. Pobiegliśmy do domu, powiedzieliśmy o tym rodzicom, bałam się wtedy strasznie. A mama zamiast mnie wesprzeć, dołożyła jeszcze bardziej, pobiła mnie. Tata z wujkiem bronili mnie i brata, mama wpadła w furię, koszmar…

I tak żyłam z dnia na dzień, byle przeżyć. Z każdym dniem i kieliszkami moich rodziców było coraz gorzej. I jeszcze śmierć dwóch najważniejszych osób w moim życiu. Na początku zmarła babcia, na raka w 2002. A 8 lat temu mój autorytet, chrzestny, powiesił się. Z obydwóch pogrzebów musieli mnie wynosić, bo nie umiałam sobie z tym poradzić. Do dziś nie umiem, ale z jakieś przyczyny zabrano mi ich. Boli mnie to bardzo…

I tak to trwało. Byłam bystrym dzieckiem i rozumiałam więcej niż im się wydaje.

Czasy gimnazjum to kolejne piekło dla mnie. Byłam popychadłem w domu i w szkole. Coś okropnego. Czułam się samotna… Miałam jedną osobę, której mogłam się zwierzać, ale nie robiłam tego często, bo ona też miała swoje własne problemy. Kiedy miałam 16 lat tata nas zostawił. My się od niego wyprowadziliśmy. Z mamą mieszkaliśmy u babci w mieszkaniu, a tata miał inną kobietę, nową rodzinę…

Przyszedł ten feralny dzień. Mama mnie biła drewnianym wieszakiem za to, że nie chciałam iść do sklepu po colę, bo miała kaca. Uciekłam… Szczerze to nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Miałam pręgi i rany do krwi na nogach i tyłku. Było lato, nie mogłam chodzić w krótkich spodenkach. Poszłam do taty, bo nie miałam innego wyjścia.

Zaczęłam się okaleczać, oczywiście w miejscach takich, żeby nie widzieli. U taty było jeszcze gorzej. Nie interesowałam go, bo miał swoją nową rodzinę. Już zaczęłam wątpić w to wszytko. Z każdym dniem było więcej ran na moim ciele.

U taty spędziłam 6 miesięcy. Nie wytrzymywałam, nie radziłam sobie z tym. Tułałam się od mamy do taty, trochę tu, trochę tam.

Od ich rozstania minął rok. Pogodzili się, znowu zamieszkaliśmy z tatą.

Była zima. Okaleczyłam się na nadgarstku, zawiązałam chustką i poszłam do szkoły. Byłam już wtedy w szkole ponadgimnazjalnej. Dziewczyny z klasy zauważyły, że coś jest nie tak i siłą odwiązały mi chustkę. Jak to zobaczyły, od razu poszły do pani pedagog i wtedy trafiłam na dwa miesiące do psychiatryka.

Byłam załamana, ale jak się okazało, pomogli mi, tam czułam się dobrze. Jak wyszłam stamtąd miałam nadzieję, że może coś się zmieni. Jak się okazało po krótkim czasie, była to złudna nadzieja. Było jeszcze gorzej. Brat mnie bił, rodzice się wyżywali na mnie. Byłam służącą. Czekałam na ten dzień, kiedy skończę 18 lat, będę mogła iść do pracy i się wyprowadzić od nich.

Wyprowadziłam się dwa tygodnie przed moją 18, bez kasy, bez niczego. Spałam u przyjaciółki, trochę u babci. Później jak najszybciej znalazłam pracę wyprowadziłam się.

Na początku nie utrzymywałam z nimi kontaktu, ale zaczęłam za nimi tęsknić. Odbudowałam z nimi kontakt i tak wykończyło mnie to psychicznie. Pomagałam im, czasem dawałam kasę jak nie mieli, bo ja się nie liczę, to oni są najważniejsi, a za pomoc i tak dostaję kopa w dupę. Dzwonią jak potrzebują pomocy, a kiedy ja potrzebuję ich, to nie ma ich przy mnie.

Około trzy miesiące temu mama piła pod sklepem. Brat do mnie zadzwonił, żebym ją zaprowadziła do domu, bo on nie daje rady. Przyjechałam pod ten sklep taksówką ze swoim chłopakiem, żeby było szybciej. Próbowałam ją zaciągnąć siłą, nie wytrzymałam bluźniłam na nią, darłam się i wyzywałam. Kiedy udało mi się ją zaciągnąć do domu, ona i tak wyszła, bo było jej mało alkoholu. Wtedy zaczęła się kręcić policja w okolicy. Ja, nie chcąc by zamknęli mamę i nas przesłuchiwali, zabrałam brata i chłopaka i uciekliśmy przez płoty podwórkami, żeby nam nic się nie stało i żeby oni nie musieli na to dłużej patrzeć.
Nie myślałam wtedy o sobie. Nigdy nie myślę w takich sytuacjach o sobie.

Miałam też operację przed tym zdarzeniem. Musieli wyciąć mi jajnik i jajowód, bo nie dało się go uratować. Miałam torbiel wielkości dużej pomarańczy. Drugi też jest zagrożony.

A dziś nie mam już chłopaka, zostawił mnie. Przyjaciółka, z którą przyjaźniłam się 10 lat, też się odsunęła i tata powiedział, że mam nie mówić do niego tato.
Leczę się psychiatrycznie, jestem na lekach. Mam ludzi, którzy chcą mi pomóc, ale ludzie, którzy nie przeżyli podobnej historii, nie pomogą mi, bo nie wiedzą jak się czuję. Często zakrywam ból, uśmiecham się, by nikt nie dopytywał, a później wybucham, tak jest dziś. Przerasta mnie to wszytko i już nie daję rady. Płaczę cały dzień, a od czterech dni mam nie przespane noce…

Mała dziewczynka, która utknęła w miejscu.

Karolina
karolinaszczesnia@o2.pl