Przeczytałam od wczoraj kilka historii i mam wrażenie, że w każdej jest coś, co mnie dotyczy…

„Od zawsze” wiedziałam, że jestem dzieckiem alkoholiczki, ale nie wiedziałam, że jest coś takiego jak DDA. Po wielu latach zdecydowałam się coś ze sobą zrobić. Od kilku dni mam kontakt SMS-owy z psychologiem. Po wielu latach w końcu złapałam za słuchawkę, na razie to mój pierwszy jakiś krok… Bo znów mam chyba depresję, bo sobie nie radzę, bo sypie mi się małżeństwo…

Moja mama jest dzieckiem ojca alkoholika i matki niepijącej w ogóle. Z takiego całkiem dzieciństwa to pamiętam niewiele, jedną sytuację jak mama zostawiła mnie w nocy, zapaliła światło i poszła tam gdzie był tata, a ja wystraszona poszłam zapukałam do sąsiadki i tam spałam póki nie wrócili. Drugą jak z pijaną mamą wracałam w Wigilię taksówką do domu, gdzie czekał na nas tata. I to Jej straszne zgrzytanie zębami w taksówce… Jak ja tego nie lubiłam…

Od około 8 roku życia (jeszcze byłam przed Pierwszą Komunią Sw.) pamiętam już więcej… Zaczęło się więcej wódki, prawie ciągłe spotkania ze znajomymi, pijaństwo, za nic dostawałam po buzi od pijanej mamy, ciągłe ubliżania, do dnia dzisiejszego, wyzywanie nas wszystkich od najgorszych, kłótnie i bijatyki w domu nad ranem, bo mama chciała znów wyjść na kilka dni do jednej z sióstr bądź koleżanki, a tata nie chciał Jej puścić… Krzyki, bicie, nasz krzyk (mam 3 lata młodszego brata)…

Mój tata zachowuje się do dziś po alkoholu bardzo kulturalnie do ludzi, do nas itp., ale nigdy nie wziął sprawy w swoje ręce, nigdy w żaden sposób nam nie pomógł, a wręcz przeciwnie… Gdy miałam ok. 11-13 lat, tak jakoś wtedy się zaczęły „kolejne etapy mojego uczestniczenia w Ich piciu”. Mogłam już jeździć sama autobusem. Gdy miała przyjechać do nas babcia, która do końca nie zdawała sobie sprawy z tego, co się u nas dzieje, a mamy nie było od paru dni, to tata zawsze wysyłał mnie na poszukiwanie i przygarnięcie mamy do domu. Sam nigdy nie pojechał po Nią, poszukać Jej.


Różne sytuacje wtedy widziałam – jakie to było upokarzające, jak było mi wstyd…

Jak wstyd mi było, gdy koleżanki, koledzy ze szkoły wyśmiewali się, że Ją widzieli jak szła do domu, jakim krokiem albo z mokrą plamą na tyłku, bo się posikała…

Jedną sytuację z poszukiwań pamiętam najbardziej, gdy ciocia powiedziała, że nie ma Jej u Niej, że jest na dole u sąsiada. Zapukałam myśląc, że minęło kilka dni, więc pewnie jest trzeźwa, tylko boi się wrócić do domu.

Otwiera mi mężczyzna, zalany, totalna melina (moja mama pedantka w takiej melinie? szok!). Podchodzi mama, również zalana, widoku Jej twarzy chyba już nie zapomnę…

Wierzę, że nigdy mojego ojca nie zdradziła. Zresztą po alkoholu była bardzo agresywna, a co dopiero jakby ktoś Ją chciał tknąć… Ale ten widok był straszny…

I tak to się ciągnie od około 20 lat, nic się nie zmieniło.

Tata jak wróciła trzeźwa po paru dniach to zawsze przez parę dni po złości pił i wracał wieczorami robiąc awanturę za to, że Jej nie było itd. Mama, pierwszy dzień po, zawsze leżała spokojna, zmęczona, odchorowywała, chciała żeby z nią spać, żeby być przy Niej, jak tata wróci. Zawsze w drugi dzień trzeźwości wszystko sprzątała, ciągle o coś się darła, wyżywała się, itp. Bałam się Jej powrotów do domu, zakrywałam uszy po nocach i w dzień. Do dziś jest bardzo wulgarna po alkoholu, a na trzeźwo podobno w domu płacze tacie, że tego nie chce, ale tak na prawdę to siebie uważa za ideał. To Ona wszystko najlepiej robi i od zawsze – obojętnie czy była pijana, czy trzeźwa – bardzo dużo mnie krytykowała. Jak nie zrobiłam nic – to źle, jak pomyłam naczynia – to też źle, bo Ona przecież zrobi szybciej, mniej gazu i wody zużyje.

Przepili nasze sygnety złote, które dostaliśmy po dziadkach (miałam najlepszych dziadków pod słońcem, u Nich zawsze był szacunek, spokój, radość, miłość..), pieniądze, które mieliśmy dostać na dojrzałe życie, łańcuszki złote, które dostałam na komunię i inne… Mimo to ja zawsze ile mogłam to Im pomagałam, jeśli brakowało pieniędzy. Sama miałam ciężko, ale nie chciałam żeby stracili mieszkanie itp. Wiele razy znalazłam mamie pracę, ale każda praca na kilka tygodni, bo zapiła…

Najgorsze, czego się wstydzę (brzydzę siebie, bo do mnie wraca to często), że mając 11 lat o mało straciłabym dziewictwa. „Uciekałam” w ramiona, do przytulenia, dotykałam się wiele i całowałam z chłopakami… Strasznie siebie za to nienawidzę i nie mogę o tym zapomnieć. Moja mama uważa, ze latałam za chłopakami, itp. A ja w tak okropny sposób szukałam akceptacji i myślałam, że wtedy będzie Im bardziej zależało na mnie… Mówiłam sobie jedno, a jednak popełniałam przez lata ten sam błąd.

Mój brat też wiele przeszedł, ale od późniejszego wieku niż ja i zresztą moja mama nie ukrywa, że jest dla Niej ważniejszy – bo w końcu urodził się chłopak w rodzinie, bo bardzo chorował jak był mały. Córki znajomych, do których jak miałam około 8 lat „chodziliśmy pić”, pamiętają jak było, jak źle nas traktowała, a przede wszystkim mnie…

Teraz mam 27 lat, od dwóch lat po ślubie i widzę kolejny raz, że się chrzani, że się oddalam, że mam wady, które ma moja mama i to mnie przeraża, bo tak bardzo nie chcę taka być. A to jest silniejsze ode mnie… Jedyne co, to nigdy nie uciekałam w używki.

Mam teraz kryzys w małżeństwie. Mój mąż, który tak mnie rozumiał, wspierał, teraz ledwo chce ze mną rozmawiać, ma dość moich fochów, żadna rozmowa nam się nie klei, nie potrafimy się dogadać, a ja reaguję jak reaguję. Wiem, że On też ma wady, które mi nie pomagają, a wręcz przeciwnie, więc nie wezmę całej odpowiedzialności za to co się dzieje na siebie. Natomiast wiem, że wiele spraw ze mną związanych, moich zachowań, może też powodować takie Jego nastawienie do mnie. Z tym, że nie wiem czy On chce zrozumieć, czy ja się chcę tak przed Nim otworzyć, czy to coś da…

Nie mogę zajść w ciążę, bo mam chorobę jajników. Dlatego też przytyłam ok. 20kg i mimo, że Ona wie z jakiego powodu, mimo że Jej tłumaczyłam jak to działa, to i tak słyszę, że Ona chce być babcią, ale nie od zoo (mamy 4-letnią kotkę, a od 3 miesięcy 4-miesięczną suczkę Beagle), że jak ja wyglądam, taka gruba… Tak jakby nic do Niej nie docierało, jakby nie rozumiała, co Ona mi robi… Około tydzień temu w Rozmowach w Toku mówili o dziewczynach z problemami hormonalnymi i jakby coś trochę zrozumiała. Ale Ona zawsze wie wszystko najlepiej, liczy się to, czego Ona chce.

Co do pracy, to też w ciągu ostatnich lat zmieniłam parę razy. Bardziej przez wzgląd na rodzaje umów. Natomiast od maja nie mam możliwości rozwoju itp., ale ostatnio siedzę, wszystko robię w spowolnionym tempie, nie cieszy mnie prawie nic, nie mam energii do życia, w domu leżę, jakieś TV, czasem coś posprzątam, przestaję sobie radzić… Niby jestem wygadana, ale tylko „przy swoich”, bo mimo dobrych kontaktów z prezesami czasem, a tym bardziej ostatnio mówię, zachowuję się jakbym była szarą myszką, nie potrafiła się zachować, czy należycie odezwać w danej sytuacji…

Wiem, że przez swoje „humory”, patrzenie na pewne sprawy dystansuję do siebie ludzi… Ostatnio od koleżanki, z którą od małego się kolegowałam, która trochę widziała i znała moją sytuację, dowiedziałam się, że dzieci z naszego osiedla pytały, dlaczego Ona ze mną się koleguje, skoro ja jestem taka i owaka. Mówiła, że ja się różniłam od Nich wszystkich zachowaniem i odpychałam od siebie ludzi.

Co do spraw zdrowotnych ktoś pisał, że ma migrenę z aurą. Ja od 1 klasy szkoły średniej też mam migrenę z aurą wzrokową, od około 20 lat strzelam paluchami, mam dwie inne dłonie, krzywe i trzęsące się palce, latami obgryzałam paznokcie, nadmiernie przejmowałam się wszystkim i krzywdą innych osób, a jak tak poczytałam o cechach DDA to byłam zaskoczona, że tak wiele tam do mnie pasuje z tych wymienionych: moja niska samoocena, wrażenie, że każdy, kto na mnie patrzy jak coś robię, pomyśli że zrobię to źle itp.

Nie wiem czy sobie poradzę, czy tak do końca dam sobie pomóc. Na razie wiem, że naprawdę chodzi o to, że nie mam finansów na terapię raz w tygodniu, a jak zacznę, to chcę chodzić. Chciałabym do pana, z którym od paru dni nawiązałam kontakt, jakąś relację. Powiem więcej, już mi brakuje, że nie mogę z Nim choćby dalej popisać SMSów.

Będę chciała jak najszybciej coś z tym zrobić, w końcu zrobiłam pierwszy krok po latach, napisałam też tutaj.

Zyczę Wam, aby się Wam udało uwierzyć w siebie i nawiązywać dobre relacje z innymi ludźmi. I tego też życzę sobie.


Mariola, DDA, 27 lat