Chciałabym opowiedzieć swoją historię. Robię to przede wszystkim dla siebie, aby wreszcie ubrać w słowa to, co dzieje się w mojej głowie.

Jestem córką wspaniałej, energicznej, optymistycznej kobiety oraz alkoholika ze schizofrenią paranoidalną oraz siostrą 25-latka, który właśnie urządza swój pierwszy dom, 19-latki, która kocha siebie i życie oraz 9-latki, którą mało znam, dziewczyną wspaniałego gorącego Hiszpana, który skradłby serce nie jednej dziewczynie, który pokazuje i udowadnia swoją miłość każdego dnia i który czeka z cierpliwością, aż dziewczyna, którą kiedyś poznał, do niego wróci.

Dzieciństwo: alkohol, strach, obawa, lęk. Tata lubił wychodzić popołudniami i przychodzić w środku nocy. Gdy wiedzieliśmy, że gdzieś tam pije ogarniał mnie ogromny strach.

Zawsze naciskał klamkę ufając, że drzwi są otwarte (nienawidzę dźwięku naciskanej klamki), a jak nie, to musiał pukać do tych drzwi, bo nigdy nie potrafił wyjąć i przekręcić klucza.

Uwielbiał stawiać cały dom na nogi o trzeciej w nocy. Siadał na swoim krześle w kuchni i rozpoczynał zabawę w piekło. W kuchni palił papieros za papierosem (do teraz nienawidzę tego smrodu), nie ściągał butów (nienawidzę czuć piach na podłodze w domu). Zaczynał wołać moją mamę, aby z nim porozmawiała. Był chorobliwie zazdrosny i potrafił przegrzebywać historie sprzed 20 lat. Ja wtedy leżąc w łóżku nasłuchiwałam, czy czasami nie rzuci się z pięściami na mamę. Usłyszawszy jakiś hałas biegłam do kuchni i stawałam między nim a mamą, żeby jej nie bił. Błagałam, żeby już sobie poszedł spać.

Nieraz niestety się zdarzało, że zaprowadzając go do łóżka kładłam się obok niego i wtedy mnie dotykał. Mama była obok i niczego nie widziała, a ja się bałam pisnąć jakiekolwiek słowo. Potrafił wkładać moją dłoń do swojej buzi albo brudnymi paluchami dotykać moich miejsc intymnych. Nienawidziłam tego, ale pamiętam uczucie przyjemności (miałam tylko 6 lat).

Sąsiedzi na pewno nieraz słyszeli co się dzieje u nas w domu, ciągłe krzyki i awantury, nikt nie podszedł z propozycją pomocy. Sytuacja uległa zmianie po tym jak moja mama dostała z całej siły pięścią w oko i wylądowała na parę dni w szpitalu, a mój ojciec na izbie wytrzeźwień. Wtedy to cała klatka nagle chciała zaopiekować się dziećmi. Mama i tak wybaczyła.

Po moich błaganiach mamy, żeby wreszcie od niego odeszła, zdecydowała się na terapię. Stała się zupełnie inną kobietą. Kiedy ojciec walił pijany w drzwi, ona dzwoniła na policję. W ten sposób dorwali go i znalazł się w więzieniu za wielokrotną jazdę po pijanemu. Tam poznał kolegę, który namówił go później na wyjazd do Norwegii. Po wyjściu z więzienia nic się nie zmieniło. Wręcz zrobił się jeszcze gorszy, bo miał świadomość, że wszyscy go postrzegają jako kryminalistę.

Wyjechał do Norwegii  Mama miała cały czas z nim kontakt, zresztą spodziewała się jego dziecka. Tata obiecując, że już nie pije, namówił mamę na wyjazd z rocznym dzieckiem i moją 13-letnią siostrą. Mojemu bratu został ostatni rok w szkole zawodowej, a ja byłam w klasie maturalnej. Zdecydowaliśmy, że zostajemy.

Z bratem zawsze żyliśmy w niezgodzie. Biliśmy się odkąd pamiętam. Jak dorośli mi mówili, że nam to przejdzie z wiekiem, szczerze w to nie wierzyłam, tak go nienawidziłam.

Zatem jako 18-letnia dziewczyna, zostałam sama. Miałam chlopaka, który zastąpił mi wszystkich po kolei – mamę, tatę, brata, przyjaciela, chłopaka. Na studiach od razu naciskałam, żebyśmy zamieszkali razem. Zaczęłam tworzyć mój własny dom. Gotowałam codziennie inny, wyszukany obiad. Utrzymywałam porządek, studiowałam, parę lat pracowałam. Czułam się bezpiecznie.

Po 5 latach tego związku zdecydowałam, że chcę go zakończyć. Zauważyłam, że Wojtek nie pełni roli mężczyzny w moim życiu, nie wiedziałam czy go kocham. Widziałam, że nie mam innego życia poza nim, byliśmy wśród jego przyjaciół, robiliśmy rzeczy, które on proponował, słuchaliśmy muzyki, którą on lubił… Koniec! Ja chcę wreszcie odnaleźć siebie.

To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Nie wiem czy do końca przemyślana, ponieważ podjęłam ją pod wpływem chłopaka, który mi się podobał, z którym rozmawiałam długo na temat wiary, miłości, (zresztą chłopak bardzo religijny),  który powiedział wprost, że nie widzi miłości w tym związku.

Zerwaliśmy i znowu zostałam sama. Tym razem sama jak palec. Cierpiałam tak bardzo, że nie mogłam nic przełknąć, koszmary i nocne poty, szybko był zauważalny spadek wagi. Zerwaliśmy w maju, mieszkał ze mną jeszcze przez ten miesiąc, ale w czerwcu się już wyprowadził.

Pod koniec czerwca taka chudziutka wyjechałam na sezon do pracy w norweskim hotelu. Tam poznałam Victora. Nie mogłam uwierzyć, że Bóg tak chciał, że po miesiącu zerwania z chłopakiem znalazłam właśnie miłość mojego życia. Tak byłam nim zauroczona, że nie chciałam zawalić i tego związku, dlatego każdy mój ruch był przemyślany i zaplanowany.

Czułam się silna (bo szczupła). Robiłam to na co mam ochotę. W hotelu mieliśmy zapewniony nocleg z wyżywieniem. Zawsze płakałam, że jestem gruba, ale co stało się przez te wakacje przeszło moje oczekiwania. Nie mogłam się opanować. Myślałam tylko o jedzeniu. Jadłam póki nie mogłam wstać z krzesła, zaczęły się przez to problemy z zaparciami, brak miesiączki, trądzik.

Victor stwierdzał, że nie chce się pchać w żaden związek, ale z chęcią ze mną pobędzie przez wakacje. Mimo wszystko czułam, że jestem szczęśliwa. Po 4 miesiącach naszego romansu czas było wracać na ostatni rok studiów. Ja do Polski, Victor do Hiszpanii.

W tym czasie nie skupiłam się na pisaniu pracy magisterskiej, ale na dwóch najważniejszych problemach – tęskniłam za Victorem oraz martwiłam się, że jestem gruba.

Myśl, że spotkamy się w następne wakacje była moją jedyną nadzieją na przetrwanie, bo ja znowu byłam sama. Ponieważ zajęcia miałam tylko raz w tygodniu, odcięłam się nawet od moich koleżanek ze studiów. Ześwirowałam. Moim jedynym celem w ciągu dnia było przeżyć dzień jak najmniej jedząc. Bo ja muszę schudnąć, bo Victor mnie wtedy na pewno pokocha. Muszę zrobić na nim wrażenie.

Przyjęłam zasady zdrowego stylu odżywiania. Tak wzięłam je sobie do serca, że po przeczytaniu „skończ jeść jak poczujesz pierwsze oznaki sytości” odkładałam swój talerz po 4 łyżkach pokarmu. Organizm czasami domagał się więcej pożywienia, chęć zjedzenia chociaż trochę więcej sprawiało, że miałam wyrzuty sumienia. Doprowadziło to do tego, że nie wiedziałam jak powinna wyglądać normalna porcja. Bałam się, że po zjedzeniu jednego ciasteczka przytyję i tak się działo. Stawałam na wagę codziennie. Byłam szczęśliwa jak szła w dół, ale nienawidziłam się za każdy 0,1 kg więcej niż dnia poprzedniego. Muszę sprostować, że moja waga od 13 roku życia to 48-49 kg, po zerwaniu z chłopakiem ważyłam 45-47 a w Norwegii przytyłam do 54 kg (wzrost 158). Na ostatnim roku studiów doprowadziłam się z powrotem do 45 kg.

Czułam się bardzo atrakcyjna, pewna siebie, myślałam, że odnalazłam siebie. Postanowiłam pojechać do Victora i przekonać się czy moja tęsknota ma rację bytu. Spędziłam z nim najwspanialszy tydzień mojego życia. Zakochał się po uszy i po dwóch tygodniach byliśmy już razem do dnia dzisiejszego. Obecnie mieszkamy w Norwegii.

O DDA dowiedziałam się, gdy miałam bodajże lat 19. Wiedziałam, że jestem osobą z problemami (częste wpadanie w histerię, wyrywanie włosów z głowy, itp.), ale nie wiedziałam, gdzie mogę pójść i tylko czekałam, aż ktoś mnie weźmie za rękę i przyprowadzi pod ośrodek.

Po osiedleniu się w Norwegii i zamieszkaniu z Victorem chciałam za wszelką cenę znormalnieć, aby mój związek przetrwał. Znalazłam ofertę psychologów przez skype, ale nie byłam usatysfakcjonowana. Ciągły brak miesiączki nawet po terapii pigułkowej, zmusił mnie do zerwania z tym okropnym sposobem żywienia, dlatego bo osiągnięciu mojej 48 kg wagi miesiączka jakaś wróciła.

Wiem, że ciągle jest coś nie tak. Nie wiem czy to są hormony, ale zauważyłam, że mam okresy kiedy mam pełno energii i są okresy kiedy nie chce mi się żyć. To nie są dni, ja mówię o tygodniach. Zauważyłam cykliczność. Nie wierzę w siebie i nie mam poczucia wartości. Kiedy patrzę się w lustro widzę ładną dziewczynę, kiedy siadam na fotelu, czuję się obrzydliwie. Kiedy idę ulicą wiem, że mężczyźni zwracają na mnie uwagę, ale ja cały czas widzę to, co jest we mnie niedoskonałe i co chciałabym zmienić. Nie potrafię siebie zaakceptować. Boję się przyszłości i tego, że któregoś dnia wyląduję w psychiatryku.

Chciałabym założyć wreszcie moją rodzinę, ale boję się, że nie podołam. Boję się, że te okresy depresyjne odbiją się na moich dzieciach. Mam ogromny problem z tym, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy kocham Victora. Nie wiem co chcę w życiu robić. Skończyłam studia wychowania fizycznego na AWFie, a boję się zostać nauczycielką. Wszystkiego się boję. Obecnie pracuję jako kelnerka. Są dni kiedy kocham swoją pracę, ale są okresy kiedy wiem, że nie jestem na właściwym miejscu, ponieważ mój brak poczucia własnej wartości odbija się na rozmowie z gośćmi, a jednocześnie wiem, że stać mnie na więcej.

Mój chłopak mówi, że coś jest ze mną nie tak, ponieważ ja czuję, że jestem inną osobą niż jestem. Zauważył również, że nigdy się nie cieszę, nic nie sprawia mi przyjemności. Kiedy ja chcę iść w góry, zawsze muszę zdobyć najwyższy szczyt, bo inaczej to nie góry, jak gotuję obiad to musi być to coś wyszukanego, bo inaczej jest beznadziejny. Nic mi nie pasuje. Zawsze wszystko chcę zmieniać.

Mam siebie dość. Czuję, że nic w życiu nie osiągnęłam. Mój angielski z czasem się pogarsza, a norweski stoi w miejscu. Nie mam siły, żeby walczyć. Od stycznia postanowiłam trenować bieganie. Pierwsze dwa tygodnie były magiczne, ponieważ miałam doping w postaci mojego trenera. Jednak trener zrezygnował, a ja straciłam chęci. Biegam do dzisiaj, ale ciężko jest tu mówić o przyjemności z biegania. Po prostu wiem, że to zdrowe i tyle.

Mam czasami także problem ze świadomością istnienia. Nie potrafię siebie opisać. Nie wiem co lubię, nie wiem gdzie jest moje JA. Lubię się ruszać, ale boję się, że jest to tylko i wyłącznie spowodowane chęcią bycia szczupłą. Jedno wiem, że kocham góry, tam czuję się wspaniale.

Ostatnio zawuażyłam moje problemy z pamięcią i koncentracją. Coraz bardziej zatapiam się w swoim własnym świecie. Jestem strasznie chaotyczna. Samo gotowanie, które uważałam za moją pasję, sprawia mi problemy. W porze obiadowej mam czarną dziurę, nie wiem co ugotować i zazwyczaj tak się zestresuję że zawsze coś zepsuję. Zero organizacji. Nie mam potrzeby kontaktów z ludźmi. Pogrążam się coraz bardziej. Chciałabym wyjść do ludzi i im coś zaoferować, ale jeśli ja czuję, że nie mam im nic do zaoferowania, bo czuję się zraniona i beznadziejna…

NIE CHCĘ SIĘ BAĆ.

 

Lentilla, 26 lat