Chcę napisać tu na stronie DDA, bo chcę może pokazać świadectwo innym, pomóc innym – będę najszczęśliwszy jeżeli chociaż jedna osoba z moich krótkich rozważań i doświadczeń skorzysta.
W sumie to nie jestem „hardkorowym” DDA. Pochodzę z rozbitej rodziny. Ojciec odszedł jak byliśmy mali, ale widywał się co weekend. Niestety sam był DDA i miał toksyczny wpływ na rodzinę. Potrafił wzbudzić poczucie winy – jest bardzo inteligentnym człowiekiem. Stwarzał wrażenie wszechmocnego, a wewnątrz czuł się jak mały chłopiec. Nie wiedziałem co to jest normalna rodzina, jak nawiązywać relacje partnerskie – zawsze porównywałem się do innych („lepszych” oczywiście). W pewnym momencie Tata urwał kontakt. Miałem 18 lat i świat mi się zawalił. Wszystko było bez sensu. Nie miałem jakiejkolwiek motywacji do życia. Studiowałem wymagający kierunek i udało mi się wszystko zaliczać nawet w najgorszym stanie. Ale lęk i depresja ciągle trwały. Miałem tak samo jak Ojciec. Wewnątrz czułem się nikim i lubiłem błyszczeć wśród innych. Sukcesy i powodzenie u kobiet były moim paliwem o nazwie „samoocena”. Sukcesy jako tako (choć zawsze czułem niedosyt), ale relacje z kobietami kompletnie nieudane (odrzucenie straszliwie brałem do siebie).
Wtedy zainteresowałem się problemem DDA – czytałem o cechach charakterystycznych Dorosłych Dzieci – szok i niedowierzanie!!! 90 proc. było o mnie. Wtedy byłem na etapie, że to nigdy się nie skończy. Zacząłem masowo pochłaniać literaturę o DDA i zaburzeniach lękowych. Próbowałem rozwiązać problem racjonalnie – bezskutecznie. W tym samym czasie terapia, farmakologia i terapia DDA. Długi czas tylko i wyłącznie gadałem i gadałem. Ale po 4 latach udało się. Miałem dołki i wzloty. Straszne uczucie. Ale łzy też były – szczególnie trudna rzecz dla faceta.
Kluczem do wyzdrowienia jest tylko i wyłącznie POKOCHANIE SAMEGO SIEBIE. Zadne pieniądze, żadna kobieta, żadne sukcesy (ani żadne komplementy od innych), nic nie jest w stanie tego zmienić. Zdystansowanie się do świata, siebie i problemów to klucz – i zrozumienie, że nasi rodzice to nie Bogowie i, że można przyjąć inną (zdrową) perspektywę życiową. To się po prostu we mnie obudziło. Mimo porażek życiowych od tego czasu nie zachwiana była u mnie samoocena. I czułem, że lubię przebywać sam ze sobą, choć mam wady i nie wszystko jest zawsze w porządku. DDA to nie jest nasza tożsamość, to tak jak grypa – trzeba leczyć i człowiek jest w stanie mieć SPOKÓJ WEWNĘTRZNY – tutaj również rolę pełni wiara w Boga.
Paradoks jest jeden! Moje życie wygląda podobnie jak wtedy (w sensie sytuacji życiowej, materialnej etc.). Ale różnica jest jedna! Wreszcie szanuję sam siebie! To nie jest tak, że wszystko jest dobrze jak mam dobrą pracę, żonę, dzieci i się układa. Może być ok jak jestem kawalerem, z pracą różnie bywa, i ogólnie lekko nie jest (czasem lęk też wraca – ale wtedy sobie mówię – dziś jest gorszy dzień, ale wkrótce będzie lepiej :D. Sam fakt celebracji daru życia jest istotny. I jeszcze jedno: Każdy człowiek ma swoje powołanie i przypisane do niego talenty. Musimy je wykorzystać by poczuć pełnię życia!
I jeszcze jedno. Nawet jak jesteś z dysfunkcyjnej rodziny, ale przejdziesz wartościową terapię, to będziesz miał lepiej w życiu niż standardowa osoba bez takiego wglądu w siebie! Uświadomienie i edukacja pozwoli wybierać korzystniejsze rozwiązania życiowe.
Co chcę innym powiedzieć? To Ty jesteś Panem swojego życia! Nie lękaj się porażek i stosuj regułę „krok po kroku”. Nie porównuj się do innych! Ważne że jesteś o 0,5 proc. lepszym człowiekiem we wtorek niż byłeś w poniedziałek. Trzymam za Ciebie kciuki! 🙂
Adam, DDA, 24 lata