Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Agresja

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 12)
  • Autor
    Wpisy
  • KiiiXa
    Uczestnik
      Liczba postów: 25

      Witam

      Od jakiegoś czasu nie umiem sobie poradzić z wewnętrzną potrzebą odreagowywania. Czuję, że tylko uderzenie pięścią w ścianę czy głową da mi ulgę. Robię to i faktycznie tak jest. (Oczywiście to chwilowe)

      Miewam te ataki już od długiego czasu, kiedyś spowodowane były napiętą sytuacją w domu. Ojciec krzyczał, bił matkę, wyzywał mnie. Ja zamykałam się w pokoju i odreagowywałam  na sobie (cięcie się) czy na ścianie

      Teraz nie mam tak mocnego bodźca jak kiedyś, nikt mnie nie wyzywa, nie bije, nie poniża. Zmierzam się jednak z ciągłym strachem, boję się o to co inni pomyślą, że chłopak mnie nie kocha, że mnie rzuci, boję się wymyślonych negatywnych scenariuszy, które wciąż tkwią w mojej głowie i nakręcają mnie.

      Zazwyczaj nocną pora kiedy wszystkie te myśli się kotłują czuję potrzebę odreagowywania, robię to na chwilę przechodzi potem znów wraca.

      Miał ktoś podobnie ?, jak sobie z tym radzicie ?

      milka37
      Uczestnik
        Liczba postów: 18

        Ja mam podobnie.

        U mnie w domu nie było fizycznej przemocy, albo sobie z niej nie zdawałam sprawy. Było za to dość sporo napięcia i bardzo dużo właśnie takiej autoagresji – mój tata bardzo często powtarzał, że popełni samobójstwo.

        Często mam w sobie takie poczucie, że zrobienie sobie krzywdy da jakiś upust targającym mną emocjom. Naprawdę bardzo często mam myśli samobójcze. W swoim życiu okaleczyłam się raz – jako nastolatka pocięłam sobie rękę żyletką. Nigdy więcej już potem nie pozwoliłam sobie być dla siebie niedobra.

        Mam całe mnóstwo czarnych scenariuszy w swojej głowie. Mój chłopak też w mojej głownie non stop mnie nie kocha i mnie porzuci – mimo, że mieszkamy ze sobą już 7 lat, mamy za sobą kawał historii, który wręcz powinien nie pozwalać mi myśleć o nim w ten sposób, ale moja głowa odrzuca racjonalne myślenie. Moja głowa „lubi” myśleć kastastrofą, bo katastrofy zna i umie się w nich odnaleźć. Noc jest najgorsza. Listopad jest dramatem bo noc trwa długo…

        Jak sobie z tym radzę?

        Po pierwsze rozmawiam ze sobą. Jak nie ma nikogo w pobliżu to nawet na głos. Opowiadam sobie dlaczego te wymyślone katastrofy są tylko wymyślone. Mówię do siebie miłe rzeczy, odczytuje sobie swoją listę swoich zalet i mocnych stron. Odtwarzam sobie wszystkie swoje nowe automatyczne myśli (stworzone po to, żeby dać sobie siłę do działania). Jeśli nie przechodzi i napięcie fizyczne jest tak duże, że muszę coś zrobić – to robię. Tylko nie robię sobie krzywdy, nie tnę się nie uderzam głową w ścianę, robię rzeczy miłe. Robie rzeczy, które przynoszą mi spokojne ukojenie. Biorę kąpiel, robie sobie herbatkę, jem czekoladę, głaszcze królika itp. Czasem idę na spacer, czasem wsiadam na rower. Czasem piszę do siostry, o bzdurkach zwykle, po prostu rozmawiam, ale to bardzo pomaga.

        To są wszystko takie bardzo zastępcze czyny, i nie przynoszą ulgi jak ręką odjął. Pierwsze minuty robienia tych rzeczy to jest straszna walka sama ze sobą – taka walka, że czasem czuję, że nie mogę oddychać – ale na dłuższą mete działają dobrze. Moje dziecko zaczyna rozumieć, że agresja i samobójstwo nie rozwiązuje problemów. Że w ogóle nie ono musi rozwiązywać te problemy, ono musi tylko poczuć się dobrze, problemem zajmie się później dorosły 😉

        KiiiXa
        Uczestnik
          Liczba postów: 25

          Twoja odpowiedź bardzo mnie uspokoiła, zacznę się stosować do rzeczy, które napisałaś. Spróbuję walczyć ze sobą.

          Dziękuję ci za odpowiedź  🙂

          dorotaa77
          Uczestnik
            Liczba postów: 171

            milka37,

            Czyli coś jakbyś uruchamiała w sobie dobrego i mądrego rodzica, który próbuje się niesfornym dzieckiem zaopiekować

            Ja tak sobie myślę, że kiedy jest we mnie autoagresja to patrzę na siebie wg wzoru wyniesionego z dzieciństwa: jest to rodzic krytyczny, pozbawiony wyrozumiałości i innych pozytywnych cech. To pewien schemat zachowania wyniesiony z domu i chyba też tak jest, że to w jaki sposób traktowali mnie rodzice w dzieciństwie, to potem ja w życiu dorosłym w ten sam sposób traktuję siebie…
            Dziecko robi się niesforne, kiedy jest mu źle. Rodzic krytyczny będzie po nim krzyczał i nie będzie go próbował zrozumieć, będzie próbował je ukarać. Dziecko zareaguje płaczem. W życiu dorosłym ten schemat (kiedy ja zbyt krytycznie patrzę na siebie) może przejść w autoagresję czyli w formę karania się.

            Rodzić mądry i opiekuńczy, podejmie próbę rozmowy z dzieckiem, kiedy jest ono niesforne, będzie próbował je zrozumieć i wytłumaczyć sytuację. Zaopiekuje się dzieckiem.

            Tak mi twój wpis dał do myślenia….

            milka37
            Uczestnik
              Liczba postów: 18

              KiiXa – cieszę się, trzymam za Ciebie kciuki! To nie jest najłatwiejsza zmiana nawyków, jest trudna i długotrwała, ale myślę, że naprawdę warto.

              dorotaa77 – na pewno jest dużo łatwiej, jeśli w dzieciństwie miało się wzór rodzica opiekuńczego. Łatwiej jest robić coś co się mogło chociaż przez chwilę poobserwować. Ale jestem przekonana, że nawet jeśli nie czujesz w sobie rodzica-opiekuna w tej chwili, to on gdzieś tam jest. Ja zaczęłam od tego, że po prostu wyobrażałam sobie jak traktuję swoich bliskich i zwierzęta – z wsparciem i zrozumieniem i zaczęłam stosować na sobie.

              Mam wrażenie, że mamy (dda) w sobie dużo takich autoagresywnych i dążących do realizacji popędu śmierci ( 😉 ) zachowań i po prostu trzeba się nauczyć być dla siebie miłym, wyrozumiałym i tłumaczyć sobie. Wszystko co boli, często i dużo tłumaczyć.

               

              dorotaa77
              Uczestnik
                Liczba postów: 171

                tak, tak – czyli przełamywać złe nawyki. 🙂

                i uruchomić w sobie empatię.

                dorotaa77
                Uczestnik
                  Liczba postów: 171

                  A te złe nawyki często uruchamiać się mogą przy ludziach krytycznych.
                  Więc, to już dla mnie powinna być „lampka ostrzegawcza”, kiedy przebywam w tak 'doborowym towarzystwie’.

                  KiiiXa
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 25

                    dorotaa77 głównym problemem jest chyba kwestia tego, że empatii jest w nas wiele ale w stosunku do innych ludzi nie dla nas (przynajmniej w mojej sytuacji).

                    Jestem dla siebie surowa, wymagająca zupełnie jak mój ojciec kiedyś w stosunku  do mnie.

                    Ciekawi mnie jednak jak nie wpływa w tej sferze to jak traktowała mnie moja matka.Może tu wchodzić w grę to, że zawsze była uległa ojcu i jej troska o mnie, jej okazywanie miłości(przytulanie,pocieszanie etc) nie grają tu już żadnej roli. Jak to możliwe, że to ją kocham, jego nienawidzę a mimo tego zachowanie jest jakie jest. Przecież wiem jak bardzo nim gardzę, jak żałosne było jego zachowanie. Wiem, że to co o mnie mówił nie było prawdą.

                    Dlaczego więc wciąż gdzieś podświadomie tylko opinia tego „gorszego” rodzica wpływa na to jak widzimy siebie ?

                     

                    Fenix
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 2551

                      Bo zły rodzic podkopał nasze poczucie wartości.

                      dorotaa77
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 171

                        KiiiXa,

                        wyrządzonej krzywdy nie da się zapomnieć. Często też jest tak, że nie pamięta się dobrych rzeczy, które zrobiła dana osoba ale pamięta tylko wyrządzone krzywdy. Krzywdy pozostają jak zadra w sercu. Wyrządzone krzywdy można wybaczyć, choć nie jest to takie proste i wymaga pewnego nakładu pracy.

                        Tak, jak trzeba umieć wybaczyć katowi, tak trzeba umieć wybaczyć i sobie, że się sobie taką krzywdę robiło, przychodzi w pewnym momencie taka chwila olśnienia. I wtedy, to jest taki moment, że zaczynasz się sobą opiekować a nie karać.

                        Nie wiem czemu jedni mają te myśli a u innych pomimo złych doświadczeń, nie idzie w tą stronę… Być może wynika to też z pewnych skłonności i predyspozycji do wyżywania się na sobie.

                        Po za tym, kiedy to robisz, to kierujesz złość do siebie. Złość -tego też trzeba się nauczyć- można rozładowywać w jakiś inny, mniej destrukcyjny sposób. Złość kierowana do siebie, to też depresja. Pod tego typu zachowaniem może się kryć, niestety.

                        Z pewnością pomaga znalezienie się wśród osób, które też mają ten sam problem i wtedy zaczynasz rozumieć, że nie jesteś z tym sama.

                         

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 12)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.