Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Boje się związku/mężczyzn
-
AutorWpisy
-
Jakubku, przepraszam, może niezręcznie się wyraziłem, że terapeuci nie chcieli mi pomóc w takiej sprawie jak bycie świadkiem przemocy. To raczej było tak, że albo nie czuli się kompetentni, albo traktowali ten wątek jako nieistotny. Kiedyś pewien młody psycholog zaoferował mi „A może wrócimy do Pańskiego dzieciństwa i Pańskich relacji z matką?” (po tym, gdy robiłem to przez kilkanaście lat!). Wyśmiałem go delikatnie i nigdy już do niego nie wróciłem. Bo, sorry, albo się chce komuś pomóc, albo naciąga na dziesiątki godzin sesji za kasę.
Afrodyta i Marry Yellan, co do Waszych problemów z płcią przeciwną, widzę jedną istotną rzecz – jeśli pojawi się w Waszym życiu ktoś być może pozytywny i warty uwagi, rada nr 1 brzmi „NIE UCIEKAJ”. Jeśli uciekniesz, nigdy się nie rozwiniesz, niczego nie dowiesz, niczego nie sprawdzisz – krótko mówiąc przez kolejne miesiące i lata będziesz tkwiła dokładnie w tym samym punkcie, w którym już byłaś. Trudne doświadczenia i emocje wymagają stawienia im czoła, „odczarowania”, przepracowania – ucieczka i autodestrukcja w związku nigdy tego nie załatwią.
Jeśli chodzi o otworzenie się na płeć przeciwną, to mnie na samym początku pomogło to, że miałem kobietę za terapeutkę. Po koszmarnych doświadczeniach z ojcem i szczątkowych dobrych wspomnieniach kontaktu z wujkami czy nauczycielami byłoby mi bardzo trudno otworzyć się przed terapeutą mężczyzną. Potem grupa DDA/DDD, gdzie poznałem dobre koleżanki i przyjaciółki. Tutaj poczułem prawdziwe braterstwo (i siostrzeństwo) broni, bo wszyscy mieliśmy podobny problem. Poczułem się tam naprawdę akceptowany i przećwiczyłem bliższe kontakty z kobietami. Następne było otworzenie się na ludzi, którzy nie przeżyli podobnego problemu, ale mieli problemy innego typu. Były to po części nowe osoby, a po części odnowione szkolne znajomości. Na studiach też poznałem trochę koleżanek. Moja najbliższa znajoma ze studiów to kobieta.
Wydaje mi się, że naprawdę bardzo dużo w tym temacie można zrobić, tylko może to trochę trwać jeśli pierwotne doświadczenia były mocno traumatyczne. Ja wiele lat temu przyjąłem żelazną zasadę, zgodnie z którą dystansuję się od toksycznych ludzi. Na świecie żyje taka masa życzliwych, że dla tych pierwszych zwyczajnie nie mam czasu. A swój czas i swoje towarzystwo nauczyłem się cenić i do tego samego wszystkich zachęcam.
Spotkałem się też z twierdzeniem jednej kobiety, że poprawiła swoje relacje z mężczyznami dopiero wtedy, gdy nawiązała zdrowe relacje z innymi kobietami i uzdrowiła swój konflikt z matką. Może tak jest, że dopóki wisi nad nami widmo rodzica tej samej płci, dopóty nie jesteśmy w stanie stworzyć dobrego związku. Bo albo odgrywamy rolę tego rodzica albo usilnie staramy postępować przeciwnie. W obu przypadkach nie żyjemy swoim życiem.
Truskawek,
wątek seksualny jest dla mnie trudny, ale z tego powodu, że nie potrafię sobie dokładnie tego przypomnieć… może to się jednak nie wydarzyło, tylko skąd takie myśli w głowie???
Ale tu nie chodzi tylko o tą kwestię, a raczej o całokształt. Mimo wielu lat terapii jest we mnie sporo lęku w kontaktach z mężczyznami. I są pewne rzeczy, które mogę przerabiać na terapii bez końca, mam świadomość pewnych schematów mojego działania, a w emocjach i tak pozostaje lęk i napięcie:)
Na każdym kroku uświadamiam sobie jak poważne deficyty mam w relacji z ojcem. Siedzę w kolejce do lekarza i widzę, jak ojciec głaszcze córkę po włosach, jak pomaga jej wpiąć spinkę we włosy.. jak tak nigdy nie miałam…. wychodzę z płaczem, ja dorosła kobieta…. siedzę na plaży i widzę, jak tata buduje ze swoją córeczką zamek na piasku… ja tak nie miałam…. i znowu łzy… Ja wiem skąd się bierze taka reakcja, wiem, że są to moje niezaspokojone dziecięce potrzeby, co nie zmienia faktu, że w emocjach cały czas jest smutek … mnie w dzieciństwie nigdy ojciec nie przytulał, nie mówił, że pięknie wyglądam, że jestem jego kochaną królewną i nawet teraz kiedy słyszę to w dorosłym życiu od mężczyzny to mu nie wierze, ale jak mnie zwyzywa to mu wierzę:)
Cały czas chodzi mi głównie o to, że w porównaniu z dziećmi wychowanymi powiedzmy w atmosferze przyjaznej, nieprzemocowej mamy o wiele mniejsze szanse na spokojne życie, trwałe i satysfakcjonujące relacje i że terapia nawet najlepsza, nie usunie w całości naszych problemów wynikających z przemocowego dzieciństwa. Bardzo chciałabym się jednak mylić… Truskawek a Tobie udało się osiągnąć spokój w życiu i w relacji dzięki terapii? Piszesz, że najtrudniejszymi tematami zająłeś się właściwie po terapii. Sam?
Na koniec dodam, że za to mam dobre relacje z kobietami, mam wiele koleżanek i kilka wieloletnich przyjaciółek.. bo miałam wzorzec matki kochającej, choć też nie do końca była to prawidłowa relacja, (wiadomo matki są współuzależnione) Tak czy inaczej matka zaspokoiła w dużym stopniu moją dziecięcą potrzebę akceptacji, bliskości, więc w relacjach z kobietami nie mam lęku, napięcia, wręcz przeciwnie, jest to dla mnie coś naturalnego… dlaczego więc po tylu terapiach nie mogę czuć czegoś takiego wobec mężczyzny?
„I są pewne rzeczy, które mogę przerabiać na terapii bez końca, mam świadomość pewnych schematów mojego działania, a w emocjach i tak pozostaje lęk i napięcie:)” – po to właśnie są m. in. grupy wsparcia, żeby trenować to w warunkach, które nie są aż tak cieplarniane jak terapia. Ja z niektórymi z mojej grupy po mitingu wybierałem się czasem na spacer, na lody, na jakąś przekąskę. Czasami szli do kina czy teatru. Parę takich osób odwiedzało mnie jak byłem w szpitalu. Więc były i są to prawie normalne znajomości, chociaż pod pewnymi względami szczególne. Ale szczególne w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
„Na każdym kroku uświadamiam sobie jak poważne deficyty mam w relacji z ojcem. Siedzę w kolejce do lekarza i widzę, jak ojciec głaszcze córkę po włosach, jak pomaga jej wpiąć spinkę we włosy.. jak tak nigdy nie miałam….” – mnie też widok czułości ojca wobec dzieci i odwrotnie przyprawił parę razy o łzy w oczach.
<p style=”text-align: right;”>Afrodyto rozumiem Cię. Też za każdym razem gdy widzę jak jakiś ojciec głaszcze córkę albo np podczas górskich wycieczek ojciec pomaga córce pokonać trasę i wspiera ją duchowo jak i podając rękę mam żal że mój ojciec nie dość że miał nas całe życie gdzieś mieszkając pod jednym dachem, ale jednocześnie nie przepuścił okazji żeby niszczyć i mamę i potem nas też nie potrafiący odejść od nas. Tkwiąc w błędnym kole. Nigdy nie odczuwałam by się kiedykolwiek martwił o nas o mnie. Mam wręcz wrażenie że rywalizował z nami o uwagę u Mamy. Takie kolejne dziecko. Więc właściwie nie miałam ojca. Nigdy nie przypuszczalabym jakie to będzie miało znaczenie w przyszłości. Gdybym wiedziała poszłabym wcześniej na jakąś terapię, Ale u mnie w domu było to zawsze wyśmiewane że jest wszystko ok. Że psychoterapia to jakieś wymysly, które nie pomagają. Dlatego przestrzegam mlodsze osoby, by nie czekały, ale od razu szły na nią jak tylko zauważą że jest im źle. Szkoda mlodego życia w samotności i strachu o przyszłość. Nie słuchajcie toksycznych doradców, że terapia to wymysł. Lepiej spróbować ja już żałuję że nie poszłam. A teraz sytuacja jest jak jest😔</p>
Dużo wątków mi się otworzyło z tym, co napisałaś. Mam wrażenie, że to się wiąże najbardziej z twoimi oczekiwaniami wobec terapii.
Ja miałem nadzieję, że terapia mi pomoże w problemach jakie miałem w związku, i że poza tym będzie mi lepiej. Związek zdecydowałem zakończyć, więc trudno ocenić czy to mi się spełniło, ale faktycznie lepiej mi się żyje.
Nie opuściły mnie emocje, także te schematy z dzieciństwa, to nie jest taki bezwzględny spokój, że nic mnie nie rusza i nie mam problemów. Mam, każdy pewnie ma, ludzie z funkcjonalnych domów też. Pewnie, że jest nam (DDA/DDD) trudniej. Słyszę w tym żal, że wymaga to od ciebie więcej wysiłku, i to jest coś, co mi terapia dała – możliwość wyrzucania z siebie tego żalu w takim gronie, że nikt tego nie wyśmiewał ani nie podważał. Nawet bym powiedział, że to był etap przeżywania prawdziwej żałoby, gdy sobie uświadomiłem ile rzeczy straciłem dorastając w takim domu.
Nam na terapii powiedzieli wprost, że takie dzieciństwo zdarzyło się nam naprawdę i to się już nie zmieni. To takie dość przygnębiające było. Ale też powiedzieli, że terapia też z nami zostaje na zawsze. I tak rozumiem dorosłość właśnie – cokolwiek się zdarzyło bez mojej decyzji, zostaje i nie mam na to wpływu, ale teraz mogę już decydować i to też ma wpływ na moje życie. Mogę się uczyć z innych wzorców niż dom i z własnego doświadczenia, i tak właśnie robiłem między innymi na terapii. Dzieciństwo się skończyło, ale moje życie trwa. To nie jest taki zerojedynkowy obraz, że jesteśmy skazani na powtarzanie wzorców z domu, ani też że wystarczy chcieć i wszystko się cudownie zmieni.
Po terapii rozmawiałem z przyjaciółmi – i tymi, których poznałem w trakcie i z innymi – uczestniczyłem w zajęciach związanych z pracą z ciałem, nawet próbowałem mitingów, więc trudno mi powiedzieć, że sam. Korzystałem z narzędzi, których się nauczyłem i wyćwiczyłem na terapii, więc tym bardziej można powiedzieć, że z cudzą pomocą i wsparciem.
Nie wiem dlaczego masz takie emocje wobec facetów. Nie zawsze nawet wiem dlaczego ja mam takie a nie inne emocje akurat i bardzo mało z dzieciństwa pamiętam. Skupiam się jednak nie na rozumieniu i przypominaniu, tylko raczej jak już mam kontakt z tymi emocjami, to sprawdzam co dla siebie mogę w tej sytuacji zrobić. Bo nie chodzi o to, co ktoś ci powie, tylko czy sama sobie chcesz to dać i czy innym pozwolisz. Sama widzisz, że to nie od gadania mężczyzn zależy w co wierzysz i jak się z tym czujesz.
Ja jestem świadomy skąd jest np. moja duża potrzeba kontaktu. Ale to nie sprawiło, że nagle ludzie częściej zaczęli się ze mną spotykać, moje potrzeby nadal pozostały takie, jak w dzieciństwie, a w czasie pandemii szanse na spotkania są tym mniejsze. Ale nauczyłem się nie czekać na ludzi, tylko zajmować sam sobą, jeśli nie reagują na moje zaproszenia. To się wiązało z przeżyciem na terapii bolesnego rozczarowania, że ile bym się nie starał i nie czekał, to i tak inni ludzi decydują po swojemu. Być może wierzysz jeszcze, że ktoś ci powie wreszcie coś, co cię przekona i uszczęśliwi, ale nikt nie ma takiej mocy moim zdaniem. Natomiast sobą zająć się mogę zawsze i okazywać sobie zrozumienie, miłość czy uwagę.
Wydaje mi się, że terapia nie sprawi, żebyś czegoś nie czuła albo zaczęła czuć. Emocje są w tobie takie, jakie są. Ale można się ich wstydzić, uciekać od nich, dowalać sobie za to, że jest się takim a nie innym, i to jest automat z domu, a można też nauczyć się ich słuchać, iść za nimi, i w ogóle dbać o siebie jak się potrafi. Dzieci też się tego uczą, jeśli mają fajny dom, więc się da nauczyć. Ja się nauczyłem tego trochę bardziej niż przed terapią i o to właśnie mi chodziło, nie jest za późno, żeby się tym zająć. I uczę się nadal, bo chcę, żeby było mi jeszcze lepiej, i to nie wypierając się żadnych swoich emocji.
te słowa: „…bo miałam wzorzec matki kochającej, choć też nie do końca była to prawidłowa relacja, (wiadomo matki są współuzależnione) Tak czy inaczej matka zaspokoiła w dużym stopniu moją dziecięcą potrzebę akceptacji, bliskości, więc w relacjach z kobietami nie mam lęku, napięcia, wręcz przeciwnie, jest to dla mnie coś naturalnego… dlaczego więc po tylu terapiach nie mogę czuć czegoś takiego wobec mężczyzny?”
– to nasuwa mi się myśl, że to właśnie mama nauczyła Cię równocześnie, że trzeba znosić partnera, który jest przemocowy, narcystyczny, nie okazuje szacunku, niszczy poczucie wartości w kobiecie, ma nałogi i inne problemy ze sobą, itd.
Czy Twoje przyjaciółki, to są kobiety, które dobrze układają sobie życie z mężczyznami? Czy są kochane i szczęśliwe w związkach, czy to silne i świadome siebie kobiety, które potrafią potrafią wywalczyć sobie szacunek mężczyzny i otoczenia? Twoja matka była typem ofiary. Pytanie, jak się czujesz wobec kobiet będących jej przeciwieństwem – silnych, niezależnych, wiedzących czego chcą, umiejących bronić swoich granic. Ciekawe, czy one dostrzegały ukryte cechy Twoich mężczyzn i ostrzegały Cie przed nimi.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Jakubek.
<p style=”text-align: justify;”>Ja nie wiem czy mój partner raz dokonał gwałtu.</p>
W kontrze stoi moje wewnętrzne poczucie w tamtej chwili, że ktoś zrobił coś wbrew mojej woli niezważając na mój niejednokrotny sprzeciw zestawione z wydawałoby się możliwym tłumaczeniem, że źle się dane zachowanie odebrało. -
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.