Szanowny niewyrafinowany, przy częstotliwości spotkań rzędu raz na miesiąc ja bym się w ogóle zastanawiał, czy taka „korespondencyjna” znajomość ma jakikolwiek sens. Owszem, zdarzają się (choć rzadko) pary z różnych miast i nawet zakładają potem rodziny, ale tak rozpoczęty udany później związek to raczej wyjątek niż reguła…
Jedynym sposobem przekształcenia takiej relacji w coś bardziej „normalnego” jest przeprowadzka jednej ze stron, żebyście mogli widywać się częściej (choćby 1-2 razy na tydzień). Jak jednak o niej zadecydować, gdy przy tej formie spotykania się nie ma tej drugiej osoby jak poznać, sprawdzić jaka jest w codziennym życiu itd. Można, owszem, zaryzykować, ale czy warto, przy aż takim ryzyku? Bo rozumiem, że nie żyjesz na pustyni…
Z jednej strony prawdziwa miłość podobno nie uznaje odległości ani granic. Z drugiej jednak czasem ludzie (a zwłaszcza DDA/DDD) mają tendencję do samoudręczania się poprzez inwestowanie uczuć w związki, które mają nikłe szanse na przetrwanie…