Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Chcę wyjść na prostą

Przeglądasz 2 wpisy - od 1 do 2 (z 2)
  • Autor
    Wpisy
  • lhotse
    Uczestnik
      Liczba postów: 1

      Postanowiłam opisać tu (po raz pierwszy w życiu) moją historię, bo już sama nie wiem, co robić i gdzie szukać pomocy. Z góry przepraszam, bo jest to długi elaborat, ale wydaje mi się, że przynajmniej ujęłam w nim wszystkie wątki.

      Mam 21 lat, studiuję, mieszkam od urodzenia w jednym z największych polskich miast z dużo ode mnie starszymi rodzicami. Mój ojciec jest alkoholikiem i w ogólności despotą, egoistą, po prostu złym człowiekiem.

      Z piciem kojarzę go od momentu, gdy miałam jakieś osiem lat, wcześniej całkiem możliwe, że nie zdawałam sobie sprawy z problemu. Inna sprawa, że bywały też całkiem normalne, rodzinne momenty i mogę mówić o jakimś fragmencie szczęśliwego dzieciństwa. Jednak od tamtego czasu zdarzały się nieprzyjemne sytuacje z tym związane, kłótnie w domu, awantury. Gdy miałam jakieś dziewięć lat, miał miejsce chyba najgorszy moment w moim życiu. Mama dokądś wyszła, zajmowała się mną ciocia. Mój ojciec wrócił do domu zalany w trupa, nic do niego nie docierało, położył się na kanapie bez ładu i składu. Nie wiedziałam do końca, co się z nim dzieje i kiedy z ciekawości i dziecinnej naiwności do niego podeszłam, powiedział mi, że mnie zabije. Te słowa tkwią we mnie do dzisiaj i pewnie na zawsze. Był to całkowity przełom. Tego dnia po raz pierwszy stwierdziłam, że ?nie mam ojca?. Pamiętam, że w odruchu obronnym uciekłam do mieszkającej obok babci. Z uwagi na to, co działo się później (straszna awantura, w której na szczęście nie brałam żadnego udziału), zamieszkałyśmy z mamą na jakiś czas same. Pojawiły się problemy w szkole, byłam wrażliwa, często nie umiałam się dogadywać z rówieśnikami. Chodziłam na spotkania z psychologiem, ojca nie chciałam widzieć, z resztą nie było to wskazane. Miałam się ?stopniowo przełamywać?. Trwało to około roku ? w tym czasie ojciec założył własną firmę, zaczął lepiej zarabiać, w związku z czym kupili z matką dom. Kiedy już byłam zdecydowana zobaczyć go ponownie, zostało to powiązane z przeprowadzką, o co właściwie do dzisiaj mam żal do mamy, bo wspominam to jako pewien rodzaj manipulacji (?Jaki kolor ścian chciałabyś mieć w pokoju? Niebieski? A chciałabyś zamieszkać z tatą? Pomalujemy twój pokój na niebiesko?). Chyba liczyła także na wsparcie ojca i posadę w firmie, jako że sama straciła w tym czasie pracę.

      Skończyło się na tym, że ponownie zamieszkaliśmy razem. Przez moment ojciec zachowywał się niemal wzorowo. W moim życiu częściej pojawiał się dużo starszy ode mnie i dorosły już przyrodni brat, syn ojca, który od czasu do czasu nas odwiedzał. Jakiś czas później zaczęły się jakieś kłótnie, zdaje się, że początkowo niepowiązane z alkoholem. Gdy byłam w gimnazjum, wrócił do ostrego picia, przestali się dogadywać z mamą i od tamtego czasu żyją właściwie tak, jakby nie byli małżeństwem. Wtedy zaczęło do mnie docierać, jak potrafi ją zwyzywać i obrażać, a jak ona na to sobie pozwala, licząc być może, że on się zmieni. Bardzo mnie to przybijało, nie mogłam zrozumieć, jak ktoś może zachowywać się tak wobec kogoś, kto jest dla mnie ważny. Matka wściekała się na mnie, gdy pytałam, dlaczego się nie rozwiodą. Z tego czasu właściwie niewiele pamiętam, bo w którymś momencie zaczęłam wypierać z głowy co gorsze zdarzenia. Pamiętam tylko, jak ojciec od pewnego czasu zaczął mnie mieszać z błotem, kiedy mu to było na rękę, innym razem zaś wychwalał mnie pod niebiosa (zwłaszcza lubił to robić, gdy opowiadał o mnie swoim znajomym). Chyba udawaliśmy ?normalną? rodzinę. Jednak już wtedy zaczęłam odczuwać, jak on się mną nie przejmuje ? nigdy nie zapytał, jak tam szkoła, z kim się przyjaźnię. Wiedział lepiej ode mnie, czym się interesuję i jak lubię spędzać czas i takie zajęcia czasami mi narzucał (inna sprawa, że łatwo się nie poddawałam i mimo to robiłam swoje). Chętnie się ze mną ?pokazywał?, a pieniądze były chyba jedynym wsparciem, jakie faktycznie mi zapewniał. Z drugiej strony była mama, która przez ten czas stała się nadopiekuńcza i wszystkie sprawy chciała załatwiać za mnie ? ze wstydem wspominam ciągłe wizyty w szkole, gdy tylko wydarzył się jakiś błahy problem. Brat? Prawie nic o mnie nie wiedział i nigdy nie pytał. Miał własne życie i dopiero co sam założył rodzinę.

      Sytuacja ciągnęła się również, gdy chodziłam do liceum. Konflikt między rodzicami nasilił się do tego stopnia, że ojciec zaczął grozić matce wyrzuceniem z domu. Nie potrafili ze sobą normalnie rozmawiać (ona próbowała, on zawsze reagował awanturą lub unikał rozmowy). Coraz częstsze sięganie po alkohol ojciec tłumaczył tym, że ma ciężką pracę. Potrafił i wobec mnie być agresywny, niesprawiedliwy i okrutny. Za każde ?przewinienie? typu wagary wyzywał mnie od najgorszych; faktem, że miałam dobre oceny i zdałam świetnie maturę w ogóle się nie zainteresował. Byłam tym wiecznie zmęczona i zestresowana, miałam niską samoocenę, popadałam w perfekcjonizm, próbując podświadomie sprostać wymaganiom. Działało to na mnie negatywnie do tego stopnia, że wpadłam w depresję i brałam leki. Na pewien czas wyłączyłam się przez to z normalnego życia. Ojciec obiecał wtedy, że pójdzie na psychoterapię, w której i ja z urzędu uczestniczyłam. Myślałam, że coś się zmieniło, ale było to kłamstwo. Wielu z resztą obietnic nie spełnił ? że będzie pić mniej, że spróbujemy robić coś wspólnie, rozmawiać, czasem może zjeść razem obiad jak zwyczajna rodzina. Już wtedy kompletnie straciłam do niego zaufanie, nie chciało mi się wierzyć, że kiedykolwiek się zmieni. Ba, wręcz go znienawidziłam i możliwe, że odczuwam to do dziś. Obserwowałam mamę, która poddawała się jego pijaństwu. Gdy w trakcie awantury próbowałam wezwać policję, prawie wyrywała mi telefon. Tłumaczyłam, że on jest chory, że to jest zwyczajna przemoc (zdarzały się nawet rękoczyny typu popychanie, szarpanie), że nie ma sensu wierzyć, że coś się poprawi ? matka nie reagowała, jakoś to zawsze próbowała racjonalizować i dostosowywać się do sytuacji. Nie rozumiałam tego. Próbowałam szukać pomocy u stowarzyszenia AA. Rozmowa z ludźmi stamtąd przekonała mnie w pewien sposób, że tę chorobę można pokonać. Wymagało to jednak niemożliwego, czyli dobrowolnej decyzji ojca o podjęciu terapii. ?Czy ja wyglądam na pijaka? Przecież nie leżę w rowie! Mam firmę i pieniądze! Dajcie mi spokój!? ? tak skończyły się ?negocjacje? prowadzone na trzeźwo. Kiedy zauważył, że zaczęłam się mu stawiać, że raz czy dwa wykrzyczałam mu wprost, co czuję, zaczął robić mi piekło i wyrzucać z domu tym razem nas obie z matką.

      Życie stawało się nieznośne. Mieszkaliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Cieszyłam się, gdy mogłam przebywać poza domem; znienawidziłam weekendy i w szczególności święta, które były dla mnie jednym wielkim fałszem. Po przejściu depresji uodporniłam się na tyle, że w pewien sposób przestałam odczuwać emocje. Ze stoickim spokojem znosiłam kolejne awantury, gromadząc gdzieś w środku cały stres, ale nie odczuwając go (co koniec końców było dla mnie fatalne w skutkach). Matka zaproponowała w pewnym momencie przeprowadzkę do starego mieszkania, ale nie zabierała się do tematu zbyt konsekwentnie, więc sprawa się rozmyła. Później usłyszałam, że to z powodu mojego niezdecydowania ? błędne koło polega na tym, że było ono spowodowane jej niezdecydowaniem. Wciąż unikała tematu rozwodu, twierdząc, że nie wybroni się w sądzie, bo on będzie miał lepszego adwokata i urobionych świadków. Jego rodzina (siostry) stała za nim murem i nie przyjmowała do wiadomości, że jest alkoholikiem i awanturnikiem. W dyskusji z matką padł także argument, że nie chce mnie ciągać po sądach, bo tylko pogłębi to mój stres. Z resztą lista powodów, dla których nie warto było się rozwodzić, wydłużała się systematycznie. Tkwiłyśmy w tym nadal, choć ja coraz częściej myślałam o tym, jak się wyrwać z tej patologii.

      Rozpoczęłam studia i zrezygnowałam z nich po kilku miesiącach, bo sytuacja w domu nie pozwalała mi się skupić na nauce. Wróciła depresja, z którą tym razem chyba poradziłam sobie lepiej i dało to trwalszy efekt. Chodziłam do psychologa, jednak w żaden sposób mi to nie pomogło ? pomogła natomiast praca, pasja jaką jest fotografowanie, spotkania ze znajomymi, wybór nowego kierunku studiów, robienie czegoś konkretnego. Oderwałam się od problemu na tyle, że byłam w stanie zmienić moje życie: robić ciekawe rzeczy, być szczęśliwa, mieć przyjaciół i chłopaka, polubić siebie samą. Jednak im bardziej otwierałam się na ludzi i okazywałam emocje, tym słabsza stawałam się w obliczu warunków domowych. Mijanie się i brak rozmowy z ojcem było najlepszą sytuacją, jaka mogła się wydarzyć, a i tak zawsze była to cisza przed burzą. Nie pił codziennie, ale raz na jakiś czas, jednak zawsze z tym samym skutkiem. Firma funkcjonowała coraz gorzej. Im gorzej, tym częściej się upijał; tym gorzej, im częściej się upijał. Zaczęły się ciągi alkoholowe i picie przez tydzień bez przerwy, a także problemy natury psychiczno-neurologicznej (zaniki pamięci, otępienie, zdolność do mówienia tylko o sobie i inne). Stracił prawo jazdy, rozbił dwa samochody, zaniedbał wiele istotnych spraw. Ludzie dookoła w końcu chyba dostrzegli, że coś jest nie tak i zaczęli się od niego odwracać.

      Trwa to do dziś. Frustruje mnie sytuacja, że nie mogę nikogo zaprosić do domu, nie narażając się na upokorzenie. Z drugiej strony obawiam się, że ojciec przepije wszystkie pieniądze, firma zbankrutuje (to akurat kwestia czasu) i wszyscy zostaniemy z niczym, jako że matka nie potrafi się od niego odciąć i tym samym naraża nas obie na zadłużenie. Fakt, że sama nie pracuje i utrzymuje się z emerytury, nie pomaga. W wyniku podziału kamienicy utraciłyśmy też stare mieszkanie ? w razie krytycznej sytuacji nie mamy więc gdzie się podziać. Zmieniło się moje nastawienie do matki: o ile kiedyś było mi jej żal, chciałam, żebyśmy działały wspólnie w tej walce przeciw ojcu, o tyle teraz coraz częściej dostrzegam jej współuzależnienie i zwyczajnie jestem na nią wściekła za jej bezczynność. Wściekłość z resztą coraz częściej ze mnie uchodzi: po tym, jak niedawno ojciec obraził mojego chłopaka, przez dwa dni tłumiłam w sobie złość, po czym zdemolowałam jego pokój, rozrzucając i niszcząc przedmioty i pisząc wprost na drzwiach ?Jesteś ch**em?. Tylko tak potrafiłam nazwać rzecz po imieniu.

      Tydzień temu ojciec zaginął. Nigdy nie mówił nam, gdy wyjeżdżał, dokąd się udaje ? informował o tym swoje siostry lub pracowników. Tym razem tego nie zrobił. Zaginięcie zgłosił ktoś z hotelu, w którym się zatrzymywał. W domu po raz pierwszy (o ironio) pojawiła się policja. Gdy udało się ustalić, gdzie przebywa, dowiedziałyśmy się z matką, że są z nim poważne problemy. Nie wiedział, gdzie się znajduje, nie rozpoznawał ludzi wokół siebie. Dały o sobie znać skutki długoletniego picia alkoholu. O ile ja przejęłam się bardziej reakcją mamy, niż samym zaginięciem, o tyle wszyscy stracili sporo nerwów z jego powodu. Plusem sytuacji jest fakt, że najwyraźniej bratu po latach spadły z oczu klapki. Jednak jest na tym etapie, na którym byłam po wizycie u AA: wierzy, że jest możliwość terapii, że da się ojca z tego jakoś wyciągnąć. Z drugiej strony nie musi się nim aż tak przejmować; nie funkcjonuje z nim na co dzień w mieszkaniu. Być może doświadczył podobnych sytuacji w dzieciństwie, ale już pewnie nawet nie pamięta, bo sam miał okazję się wyrwać.

      Przy okazji całej tej nieciekawej sytuacji dowiedziałam się o rzeczach, jakie ojciec zrobił, a które zdecydowanie zapaliły mi w głowie czerwoną lampkę: zakładał matce podsłuchy, podpisywał za nią pewne dokumenty, przy ich składaniu oszukiwał, regularnie kłamie swoim siostrom, jak to my dwie go krzywdzimy. Był to ewidentny dowód na to, że robi wszystko, by zniszczyć moją matkę, a przy okazji także mnie.

      Od ponad roku myślę o przeprowadzce, którą zaczęłam uważać za jedyny sposób na odcięcie się od sprawy na tyle, by stanąć na nogach i żyć własnym życiem. Niedawno prawie się udało. Matka stwierdziła, że jest w stanie sfinansować mi wynajem mieszkania (chętnie zrobiłabym to sama, bo wolę całkowitą niezależność, ale studiuję kierunek inżynierski i nie mam możliwości pogodzenia pracy z nauką). Przed podpisaniem umowy zrezygnowałam, zdając sobie sprawę z nadciągających problemów finansowych. Wiedziałam, że gdy ojciec straci pracę, nie będzie jak zapłacić za wynajem i kłopoty się nawarstwią, a ja wyląduję? no właśnie, gdzie? Na ulicy? Tym samym upadł jedyny pomysł na dalsze funkcjonowanie, jaki wydawał mi się sensowny i jak najmniej inwazyjny.

      Od kilku dni odczuwam największą bezsilność w swoim życiu. Jedynym wsparciem, jakie mam, jest mój chłopak i przyjaciele. Bardzo to doceniam, choć wolę ich nie mieszać do całej tej sprawy i wiem przy tym, że nie są w stanie wspierać mnie inaczej, niż tylko psychicznie. Wiem, że MUSZĘ odciąć się od ojca, bo gotów jest sprowadzać na mnie coraz większe problemy, z których w końcu się nie wygrzebię. Wiem, że nie mam co liczyć na matkę, bo po wielu rozmowach, po mocnych słowach jakich niedawno wobec niej użyłam, wciąż pozostaje beznadziejnie bierna. Nie wiem, gdzie szukać realnej pomocy i boję się o swoją przyszłość. Chciałabym ukończyć studia, mieć rodzinę i życie, w którym nie powtarzałabym błędów rodziców.

      anna_92
      Uczestnik
        Liczba postów: 33

        Radzę Ci żebyś pomyślała sobie że musisz ukończyć te studia. Po prostu musisz, bez „ale”.

        Później żebyś pomyślała, że musisz znaleźć pracę – może uda Ci się w innej miejscowości od rodzinnej, oczywiście tak żeby Cie było stac utrzymać się za to co zarobisz – więc trzeba przemyśleć cenę mieszkań, zoorganizować sobie kuchenne nawyki itd. na pewno wiesz.

        Mam podobną sytuacje, że czuję się całkowitą sierotą, a nawet nie mam takiego tytułu na zadnym dokumencie co bym mogła liczyć na ulgowe podejście od ojczyzny, trudno… może trzeba zmienić ojczyznę.

        Co do mamy – mi się wydaje, że jak się ogarnę to chcę jej stworzyć lepsze warunki, wziąć do siebie jeśli tak będzie najlepiej. To ja się czuję jej mamą. To nie jest normalne ale chociaż ludzkie.

        pozdrawiam:)

      Przeglądasz 2 wpisy - od 1 do 2 (z 2)
      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.