Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Ciągnący się za mną alkohol

Przeglądasz 8 wpisów - od 11 do 18 (z 18)
  • Autor
    Wpisy
  • aktywny187
    Uczestnik
      Liczba postów: 87

      DDA to syndrom, schemat…., a alkoholizm to choroba…. Z alkoholizmu człowiek się nigdy nie wyleczy….można tylko tę chorobę zatrzymać…. Alkoholikiem jest się do końca życia, tylko albo trzeźwym albo pijanym….

      Z alkoholizmem, tak jak z innymi nałogami, tak naprawdę chodzi o EMOCJE I UCZUCIA….

      Coś przeżywam, jest mi źle, idę się napić…. rozluźniam się i jest OK….

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Jednak nie spotkałem na mityngach DDA alkoholików świadomych swego nałogu, którzy nie byliby równocześnie w grupach AA.

        Jeśli w moim mieście niepijący alkoholicy przychodzili na spotkania DDA, to zwykle mieli już za sobą kilkuletni staż w AA.

        Zdarzały sie natomiast osoby DDA, mające problemy z używkami, ale jeszcze nie bardzo tego świadome. Zwykle trudno im było wejść na Program 12 kroków w DDA.

        Wydaje mi się, że rozdźwięk pomiędzy leczeniem alkoholizmu i syndromu DDA polega na tym, że:

        1. w DDA skupiamy się na krzywdach, których jako dzieci doświadczyliśmy od pijących rodziców,

        2. w AA skupiamy się na krzywdach, jakie nasze picie wyrządziło nam i innym.

        Pomijając już konieczny warunek abstynencji, myślę, że alkoholik zaczynający swoje zdrowienie od mityngów DDA mógłby dość łatwo ulokować się w roli ofiary swych pijących rodziców, zdejmując z siebie odpowiedzialność za własne alkoholowe czyny i krzywdzenie własnej rodziny.

         

         

        dda93
        Uczestnik
          Liczba postów: 628

          Tak mi się skojarzyło z jedną z Waszych wypowiedzi… W wyobrażeniu wielu osób trzeźwiejacy alkoholik to ktoś taki, kto przez resztę życia tylko marzy o butelce. A to raczej nie tak. Poznałem wielu trzeźwych alkoholików, którzy mają ten etap dawno za sobą i całkiem skutecznie starają się wieść godne, wartościowe i sensowne życie – bez potrzeby napicia się alkoholu.

          Raczej nikt nie myśli jednak kategoriami „teraz mogę pić, a potem AA mnie z tego wyciągnie”. Jeżeli jest okazja uniknięcia utraty pracy i kontaktu z rodziną, pobytów w areszcie czy na wytrzeźwiałce, leżenia w kałuży własnego moczu czy „tylko” utraty szacunku do samego siebie – większość osób woli tego uniknąć.

          Ewentualne przedwczesne zajrzenie na mityng AA skutecznie uświadamia zagrożenia i pozbawia „komfortu picia”. Na zbyt późne może nie starczyć już życia.

          BERNII
          Uczestnik
            Liczba postów: 1

            Autopilot ? Mam wrażenie że oczekujesz poklepania po plecach, z tego co piszesz to dostajesz małpiego rozumu gdy widzisz alkohol w zasiegu. Znam to z autopsji, tyle ze ja wyjąłem baterie i autopilot nie działa już czternaście lat, pozdrawiam

            wanttobreakthecircle
            Uczestnik
              Liczba postów: 12

              Tak jak wspomniał aktywny187, dzieci alkoholików są 3-krotnie bardziej narażone na alkoholizm. Trzeba mieć tego świadomość i za każdym razem, gdy sięgamy po alkohol, powinniśmy mieć to z tylu głowy.

              Zazdroszczę wszystkim tym DDA co nie zaczęli w ten alkohol uciekać, nie stworzyli sobie dodatkowego problemu.

              W moim życiu alkohol uczestniczy – czasami częściej, czasami rzadziej. Wiem, że nie powinien, ale postanowiłam żyć w zgodzie ze sobą, tak by nie definiowało mnie dzieciństwo. Nie muszę powielać błędów moich rodziców. Mimo moich doświadczeń w rodzinie, nie boję się alkoholu. Nie mam problemu z odmówieniem wypicia ze znajomymi – odmowa sprawia mi przyjemność, dodaje mi siły. Często robię sobie przerwy, by coś sobie udowodnić.

              Moja rada: Gdy zaczynasz analizować, zastanawiać się czy przypadkiem nie przesadzasz, czy nie przekroczysz granicy – robisz to w porę, to dobre rozkminy. Kiedy tylko zaczynasz je mieć, zrób sobie przerwę od alkoholu i udowodnij SOBIE, że nie ma on nad Tobą kontroli. Reaguj w porę. A jeśli nie potrafisz – walcz i zrezygnuj całkowicie, bo ryzyko jest zbyt wielkie.

              Dzięki moim doświadczeniom z dzieciństwa jestem wyczulona na możliwość uzależnienia się, niestety wiele moich rówieśników nie wie jakie spustoszenie alkohol może zrobić w życiu – i często w porę nie reagują, co sprowadza się później właśnie do tego, że bardzo trudno im go sobie odmówić.
              Nie zapominajmy, że dzięki naszym doświadczeniom jesteśmy silniejsi!

              dda93
              Uczestnik
                Liczba postów: 628

                Często robię sobie przerwy, by coś sobie udowodnić.

                Te słowa zabrzmiały dla mnie bardzo niepokojąco. Skojarzyły mi się z opisem którego słuchałem w początkach mojej terapii – że alkoholik to taki ktoś, kto umie nie pić przez cały sierpień (albo przez cały post, albo przez jakiś inny okres), żeby sobie i innym coś udowodnić) – a potem nadrobić zaległości w piciu hurtem. Tak działa alkoholowy mur zaprzeczania.

                Nie mówię, że tak jest u Ciebie, ale „udowadnianie sobie” brzmi bardzo alarmująco.

                Człowiek który nie ma problemu z piciem nie musi sobie niczego udowadniać okresami abstynencji.

                On po prostu nie potrzebuje pić.

                wanttobreakthecircle
                Uczestnik
                  Liczba postów: 12

                  Masz rację. Zdecydowanie użyłam złego określenia – nie tyle chodzi o udowodnienie sobie, że potrafię nie pić – nie muszę sobie tego udowadniać – tak robią alkoholicy. Mi też wielokrotnie udowadniano, że mój rodzic wcale nie ma problemu z alkoholem, właśnie w podobny sposób.

                  Bardziej chodzi mi to, że traktuję alkohol poważnie –  z racji tego, że wiem, jak potrafi namieszać w życiu. Takie przerwy są dla mnie przypomnieniem, może potrzebuję „namacalnie czuć”, że mam nad nim kontrolę? Może mnie to umacnia w przekonaniu, że jestem silna i nigdy nie pójdę tą samą drogą, którą szedł mój rodzic.
                  Mam niestety taką cechę, jaką jest potrzeba kontroli. Muszę mieć wszystko pod kontrolą, bo inaczej nie czuje się komfortowo. Odnosi się to do wszystkich aspektów mojego życia: relacji, pracy, a także niezdrowego jedzenia czy alkoholu itd. Nie mówię, że to dobrze. Chętnie pozbyłabym się tej cechy lub zminimalizowała do takiej zdrowej potrzeby kontroli – pracuję nad tym.
                  Mechanizm działania, który opisałam w poprzednim poście dla mnie się sprawdza. Ja dzięki temu czuję się dobrze ze sobą, pewna i spokojna.

                  Zdaję sobie sprawę, że to nie jest normalne – zazwyczaj ludzie bez zaburzeń nie analizują tego, czy nie piją przypadkiem za dużo, kiedy jest ta granica itp. Ja analizuję, bo wiem, z czym wiąże się jej przekroczenie.

                  dda93
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 628

                    Znam ten przymus kontroli. Świat jest niebezpieczny i wrogi nawet, gdy nam się wydaje, że mamy kontrolę. A gdybyśmy jej nie mieli, byłoby w ogóle nie do zniesienia…

                    Tak na marginesie, znakiem dzisiejszych czasów chyba staje się alkoholizm wysoko funkcjonujący. Polega to na tym, że człowiek nie śpi pijany pod płotem ani nie wydaje z siebie gardłowych wrzasków na ulicy, tylko po cichu ukradkiem zapija ból swojej duszy.

                  Przeglądasz 8 wpisów - od 11 do 18 (z 18)
                  • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.