Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Co robią Dorosłe Dzieci w pracy

Przeglądasz 7 wpisów - od 11 do 17 (z 17)
  • Autor
    Wpisy
  • Madeline1986
    Uczestnik
      Liczba postów: 4

      A ja wciąż dążę do perfekcjonizmu w pracy. Nie chcę zawieść przełożonych i współpracowników. Nie chcę, żeby ktoś powiedział, że coś robię źle. Praca jest najważniejsza. Nie potrafię wyluzować… stanąć na chwilę i porozmawiać z kimś, pośmiać. Jestem straszną służbistką. Boję się, że ktoś mi coś zarzuci.  Lubię mieć wszystko pod kontrolą i wszystko zrobione na tip-top.

      Wynik jest taki, że często pracuję za kogoś… bo nie chcę, żeby powiedziano, że jestem niekoleżeńska. Źle się z tym czuję, ale… dociera to do mnie za późno…co inni chętnie wykorzystują.  Nie potrafię powiedzieć nie.

      Kiedy ktoś coś zawala, a wynik zależy od pracy całego zespołu, szybko się wściekam… robię się nie miła, opryskliwa itd.  Uważam, że nic w danej chwili nie jest ważniejsze od pracy i zadania, które należy wykonać.

      Tak mam.

      kosmita987
      Uczestnik
        Liczba postów: 244

        W dotychczasowych pracach przy współpracownikach byłem dorosły, ale musiałem albo zaraz po każdej dniówce, albo ze 2-3 razy w ciągu dniówki na kilka minut iść gdzieś na osobność i odreagowywać na różne dziecięce sposoby. Ale możliwe, że gdy w najbliższej przyszłości znajdę pracę, to któregoś dnia skończy się ona tym, że na przykład wybiegnę z zakładu pracy z płaczem, bez zwracania uwagi na możliwe konsekwencje. W dotychczasowych pracach jeszcze to się nie zdarzyło, ale było już bardzo blisko. Patrząc na to, co się w ostatnich latach dzieje z moją psychiką, to, że zacznę zachowywać się jak dziecko nie tylko na osobności, bez patrzenia na konsekwencje, jest prawdopodobnie tylko kwestią czasu.

        Mary Yellan
        Uczestnik
          Liczba postów: 63

          <p style=”text-align: justify;”>Niesamowite jak tak czytam to mam większość podobnych objawów. Nie zdawałam sobie wcześniej z tego sprawy. Ale takie jak: wściekanie się gdy coś nie idzie idealnie i robienie za kogoś. Tak było do momentu zbytniego obciążenia pracą (fizycznie wysiadałam) i jednoczesnym okazaniu się przez ulubioną koleżankę dwulicową osobą, która za plecami robiła ze mnie nieroba. To mnie otrzeźwiło. I dziś nie uważam pracy  za najważniejszej. Tzn jest ważna ze względu na rachunki do opłacenia. Ale nie w sensie spełnienia w życiu. W tym momencie poczulam się tak że nie ważne ile z siebie dajesz – zawsze znajdzie się ktoś kto uważa Cię za niewystarczające dobrego. I po prostu trzeba odpuścić. Myślę że to taki moment ozdrowienia. Czego i wam życzę. A może sami też tak mieliście? Co do chęci wyjścia z pracy i trzaśnięcia drzwiami to też miałam taki kryzys raz, mimo sumiennej cichutkiej pracy przez 9 lat większości w jednej firmie. Ale powstrzymała mnie tylko wizja utraty mojego mieszkania i powrotu do domu rodzinnego 😱 więc tak mam teraz cicha nadzieję że to 2 z objawów mojego uzdrowienia…</p>

          dda93
          Uczestnik
            Liczba postów: 624

            Osobiście raz zdarzyło mi się zakończyć pracę – w dosłownym sensie – trzaśnięciem drzwiami. I to było po prostu NORMALNE. Oczyszczające doświadczenie. W sprzyjających warunkach naprawdę polecam 🙂

            Po ochłonięciu wróciłem na rozmowę z szefem, który wreszcie zrozumiał, że problemy organizacyjne, jakie zgłaszałem mu wiele tygodni wcześniej, są naprawdę poważne. Zaś „typowe dla DDA” było to, że tkwiłem w tak beznadziejnej sytuacji zbyt długo.

            Moim zdaniem eleonora ma rację – mając jakikolwiek problem nie należy się nad sobą przesadnie rozczulać, ani traktować siebie jak „nienormalnego” – bo to przynosi tylko efekt odwrotny od zamierzonego…

            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez dda93.
            Mary Yellan
            Uczestnik
              Liczba postów: 63

              <p style=”text-align: justify;”>Racja. Ale nie do końca. W swoim życiu przekonalam sie że ten „normalny” z początku pracodawca potrafi z czasem wyłapać osoby podatne na manipulowanie lub biorące na siebie za dużo obowiazkow i przejmowania się przesadnie pracą kosztem swojego życia  prywatnego. I notorycznie nadużywać sił tej osoby. Gdy do innych podchodzi neutralnie, bo wie że one potrafią na trzeźwo ocenić kiedy oczekuje się od nich zbyt dużo nieadekwatnie do sytuacji. Być może to wina tego pracownika, że w porę się nie spostrzeże, niemniej jednak zauważyłam taką  tendencje, że jak szef raz wylapie takie osoby w zespole to je wykorzystuje niestety. I to dodatkowo stresuje takiego pracownika, bo narasta nim bunt i myśli że to on robi coś nie tak i w ostateczności wychodzi z pracy strzelając drzwiami rzucając wypowiedzenie i pakując się w kłopoty finansowe jeśli szybko nie znajdzie innej pracy 🤔 inna sprawa że taki szef nie powinien zarządzać ludźmi 😬Ale rzeczywistość sobie a zasady sobie.</p>

              dda93
              Uczestnik
                Liczba postów: 624

                Ale zobacz za to, ile okazji do rozwoju 🙂

                Gdy szef wymaga ode mnie, żebym robił więcej, niż jestem w stanie, mogę się uczyć mówić „nie” – w asertywny, niekonfliktowy, ale zarazem stanowczy sposób. Ja po tamtej pracy szczerze zastanawiałem się, jak mogłem wytrzymać parę lat (plus być docenianym i do pewnego momentu odnosić sukcesy) w tak niesprzyjających warunkach. „Syndrom kapitana tonącego okrętu” to naprawdę mocna rzecz…

                Podobnie jak chyba wielu spośród Was, ja także nie przepadam za pracą zespołową. Dlaczego? Bo zwykle oznacza ona, że ktoś musi nadrabiać za tego najgorszego, któremu się nie chce, któremu wszystko wisi, albo który kolejny raz przyszedł na kacu. Z drugiej strony jest to kolejna okazja, żeby powiedzieć jakimś zachowaniom „nie”. Albo, żeby przyjrzeć się własnemu perfekcjonizmowi i odpuścić choć trochę…

                Mary Yellan
                Uczestnik
                  Liczba postów: 63

                  Tak. Oczywiście otwiera się wtedy furtka na nowe możliwości. Byle tylko w nowej pracy nie powielalo się znów błędów kapitana tonącego okrętu, bo pokusa częstej zmiany pracy będzie coraz silniejsza i wtedy nie wpłynie to pozyttwnie już na nic. Ani na zdolność kredytową w banku, A co za tym idzie posiadanie własnego mieszkania z daleka od toksycznej rodziny na przyklad ani na uspolecznkenie się bo znów trzeba będzie wchodzić w nowa grupę. Jedynie na możliwość rozwoju w pracy Ale wtedy można popaść znowu w życie dla samej pracy bo trzeba się wykazać… ehh błędne koło.

                  A umiejętność asertywnego odmawiania to ciągła nauka🙂 pewnie też przeżywaliście szok po asertywnym odmowieniu czegoś komuś, że jednak świat się nie zawalił? Po latach wiecznego prania mózgu w domu, że nie wolno musisz zrobić tak jak oczekuję bo tak, twoje odczucia się nie liczą. Ale wierzę też w efekt katharsis po takim solidnym trzaśnięciu drzwiami w pracy. To.wręcz dosłownie zamknięcie za sobą jakiegoś etapu bycia wiecznie dla kogoś, ratowania czegoś kosztem swojego zdrowia.

                   

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Mary Yellan.
                Przeglądasz 7 wpisów - od 11 do 17 (z 17)
                • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.