Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Co ze mną jest nie tak? Czy to DDA?

Przeglądasz 2 wpisy - od 1 do 2 (z 2)
  • Autor
    Wpisy
  • Moesha
    Uczestnik
      Liczba postów: 1

      Witam. Zarejestrowałam się tutaj tylko, aby poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Może zacznę od początku…

      Odkąd pamiętam zawsze w rodzinie były problemy z ojcem – niestety alkoholikiem. W dzieciństwie (muszę tak to powiedzieć) od zawsze wychowywała nas tylko matka (mnie i moje rodzeństwo). Ojciec zajmował się przynoszeniem pieniędzy a matka ogarnianiem domu i zajmowaniem się dziećmi. Mój ojciec zawsze przychodził z pracy późną porą w dodatku wiecznie pijany – raz mniej a raz więcej. W dodatku zawsze myślał, że jak kupi coś dzieciom to będą go kochały bezgranicznie i odwrócą się od matki. Tak …tak nas zawsze przekupywał, abyśmy obierali jego stronę a nie matki, bo nigdy nie mogliśmy stać pośrodku co według mnie jest bardzo nie fair. Rodzice od zawsze wciągali nas w swoje konflikty i ustawiali jak pionki w swojej grze – zawsze grali nam na emocjach. Kłótnie dotyczyły zawsze albo jego alkoholizmu albo pieniędzy. Moja matka zawsze starała się zrobić wszystko, abyśmy w miarę odczuli normalne dzieciństwo. Poświęcała nam praktycznie cały swój czas czego nie można powiedzieć o ojcu. Gdy mieliśmy jakikolwiek  problem, gdy tylko pojawiła się łza w oku to zawsze była pierwsza, żeby nam pomóc mimo, iż czasem problemy te były błahostką – czego nie można powiedzieć o ojcu, bo dla niego nasze problemy to nie problemy. Gdy tylko się dowie, że coś nas gryzie to zawsze jest jedna a ta sama śpiewka na zasadzie „ja mam gorzej niż ty”. Dlatego z problemami od zawsze przychodziliśmy tylko do matki, bo ona zawsze nas wysłuchała. Szkoda mi jej, bo doprowadził ją do tego, że poza nami nie ma znajomych, koleżanek z którymi mogłaby porozmawiać. Praktycznie, gdyby każdy z nas wyprowadził się z domu to ona zostałaby w samotności.Dziś mówi, że nie widzi starości przy nim.

      Ojciec odkąd pamiętam zawsze poniżał matkę w towarzystwie w postaci jego nieśmiesznych a wręcz prostackich żartów, ponieważ wiedział w jakie jej słabe pkt może uderzyć. Do dziś traktuje ją jak pomiotło mimo, że ona broni go i wspiera nawet jak wyrządził jej tyle zła. Muszę też wspomnieć, iż po ślubie „kazał” rzucić mamie pracę za co dziś non stop jej to wypomina dając jej do zrozumienia, że jest pasożytem.

      Matka często żali się nam na temat ojca przez co ostatnio od siostry dowiedziałam się paru ciekawostek m.in. że gdy przyszedł na świat mój brat (a już wtedy pił dużo) to zostawił moją matkę na 4 miesiące samą z dzieckiem, bo „nie pozwoli sobie wchodzić na głowę kobietom”. Za przeproszeniem spierd*lił jak pizda do mamusi, bo zarówno matka jak i babcia próbowały ograniczyć jego zachowania i pijactwo – teraz przynajmniej rozumiem dlaczego mój brat stał się jego gorszą kopią. Dowiedziałam się również, iż parę lat temu wyznał mojej mamie, że „musi zapierd*alać na nasze gęby” – co nie jest miło słyszeć takie hasła. Ojciec na każdym kroku obwinia moją matkę za swoje porażki. Ogólnie jest toksyczny. Nie mówię, że moja matka jest święta, bo swoje zauszami też ma, ale to jest masakra jakaś.  To jest człowiek, który nie powinien zakładać rodziny. Nieodpowiedzialny, konfliktowy….na jego temat mogłabym książkę napisać.Ostatnio moja siostra wyznała mi, że ojciec wzbudza w niej obrzydzenie, nienawiść i jak dla niej matka mogłaby się rozwieść z nim lub żeby… umarł. Muszę dodać, iż siostra od zawsze broniła matki najbardziej z nas wszystkich przez co ojciec znęcał się nad nią psychicznie. Do dziś boję się o nią, że zrobi sobie krzywdę, dlatego gdy tylko się załamuje to staram się ją podnieść na duchu, podkreślić, że jest dla mnie i matki najważniejsza.

      Obecnie mam 20 parę lat. Niedawno się skończyłam studia i rozpoczęłam pracę, więc mogę powiedzieć, że weszłam w dorosłość. Moje życie wygląda tak, że nie mam chłopaka, przyjaciół (nie wiem co to prawdziwy przyjaciel), mam tylko „kumpele”, czyli osoby z którymi mogę pogadać tylko o pierdołach. Gdyby mnie tylko ktoś zapytał „opowiedz coś o sobie” to odpowiedziałabym, że jestem osobą introwertyczną, pesymistyczną, aspołeczną (od zawsze bałam się ludzi i stroniłam od nich, bo jestem nauczona, że ludzie ranią dlatego wolę zwierzęta), zakompleksioną, lękliwą,znerwicowaną, czasami egoistyczną, ale za to empatyczną. Często sama narażam się na krzywdy ze strony ludzi, bo starając się z kimś zaprzyjaźnić (z tego co zauważyłam) zawsze daję od siebie więcej niż ludzie by chcieli przez co później „potencjalni kandydaci na przyjaciela” uciekają ode mnie. Moja aspołeczność, moje fobie społeczne i inne wynikają z tego, że mój ojciec w dzieciństwie często sprowadzał obcych ludzi do domu. Nie mam chłopaka, nie wiem nawet co to jest mieć kogoś. Czy chce? nie wiem. Jedna strona mnie mówi tak, druga nie, bo samotność jest wygodniejsza- nikt cie nie skrzywdzi, bo nie powielę schematu mojej matki. Jeśli chodzi o chłopaków to od zawsze byłam niezauważalna, ta brzydsza i głupsza. Mogę powiedzieć, że tak naprawdę miałam tylko koleżanki. Obecnie mam taką pracę, że mam więcej kolegów niż koleżanek. Problem jest tylko taki, że gdy któryś stanie się dla mnie milszy to od razu jestem w nim zauroczona  i to nie ważne czy ma partnerkę czy jest singlem. Na szczęście uczucie te nie trwa zbyt długo, ale wg. mnie nie jest to normalne. Dodam, że rodzina mojego ojca też jest toksyczna. Na każdej imprezie rodzinnej wypominają mi brak partnera, bo każda dziewczyna w moim wieku powinna mieć już męża i dzieci.  A ja nawet o tym nie myślę. Nawet nie wiem czy mogłabym mieć kogoś. Ba! Gdyby hipotetycznie znalazłby się jakiś chłopak, który nawet zacząłby mnie podrywać to na pewno ogarnęłoby mnie takie przerażenie, że chyba bym uciekła od tej osoby i starałabym się jej unikać za wszelką cenę.

      Piszę to, bo chcę zrozumieć co ze mną jest nie tak. Dlaczego jestem na tyle zjeb*ana, że nie mam tego co normalny człowiek ma. Dodam jeszcze, że u psychologa byłam raz w życiu i to w sprawie mojej fobii społecznej. Zrezygnowałam tylko dlatego, że nie chciałam obciążać finansowo rodziców, bo mieli swoje problemy.A ostatnio znów mam stany apatyczne i ogólnie jestem żałosna, że pisze o swoich problemach w internecie xP

      To wszystko w dużym skrócie i przepraszam, że jest to wszystko napisane tak chaotycznie…

      truskawek
      Uczestnik
        Liczba postów: 581

        Cześć, Moesha!

        Jak dla mnie to co napisałaś jest bardzo spójne, zrozumiałe i po części znajome. Jestem po terapii grupowej DDD/DDA i spróbuję ci krótko opowiedzieć czego się tam nauczyłem.

        Dysfunkcyjna rodzina tak kształtuje dziecko, że nie wie co jest normalne, ono stara się to zgadnąć i się do tego dopasować, nie zwracając uwagi na swoje uczucia, potrzeby i możliwości. To jest zupełnie zrozumiała i typowa reakcja na lata spędzone w domu nie dającym bezpieczeństwa. Taka postawa miała sens, to znaczy pozwalała przetrwać w dysfunkcyjnych warunkach, ale z czasem, zwłaszcza w samodzielnym życiu, bardzo przeszkadza. Wzorce zachowań, których dziecko się uczy, nie działają skutecznie w innych warunkach, a innych wzorców nie zna, więc na przykład znajduje sobie podobnie dysfunkcyjnego partnera albo pracę. Dzieje się to nieświadomie i automatycznie, tak jak oddychanie albo chodzenie.

        Niezależnie od tego w jakiej rodzinie się dorasta, uczucia przeżywamy wszyscy i wszystkie są w porządku, co wcale nie znaczy, że każda forma ich wyrażania jest równie dobra. Różnica jest taka, że w rodzinie funkcjonalnej dziecko uczy się je traktować jako kompas, a w dysfunkcjonalnej nie wie co z nimi zrobić, bo nikt mu ich nie objaśnia i nie daje przestrzeni na ich przeżywanie, a dziecko skupia się na emocjach rodziców zamiast na swoich, bo wtedy jego potrzeby są choć częściowo zaspakajane. Inna wyraźna różnica jest taka, że w rodzinie funkcjonalnej o problemach (bo każdy jakieś ma) mówi się i wyraża emocje wprost, a w dysfunkcyjnej albo wcale, albo dokoła, przez manipulacje. Rodzina funkcjonalna pozwala każdemu członkowi realizować jego potrzeby, a dysfunkcjonalna ma zaspakajać przede wszystkim potrzeby rodziców i wymaga dbania o stabilność całego układu kosztem członków rodziny, zwłaszcza dzieci.

        Tak ja rozumiem przyczyny tego, z czym się zmagasz ty czy ja. Na szczęście te wzorce można świadomie zauważać (na przykład ty je dostrzegasz), uczyć się innych, wypróbowywać je i powtarzać te, które działają i pozwalają realizować swoje potrzeby w dorosłym życiu.

        Dużo napisałaś i nie chcę się odnosić do każdego problemu (obawiam się, że wyszłoby mi jeszcze więcej 🙂 ), a wydaje mi się, że najważniejsze odpowiedzi na twoje pytania są dość proste, ale przedostatni akapit zwrócił moją uwagę. Słyszę, że masz poczucie winy że w ogóle jesteś sobą (właśnie tak, jak to wywołuje wychowanie w rodzinie dysfunkcyjnej), że mimo swojego cierpienia stawiasz potrzeby rodziców wyżej niż własne, a także że wstydzisz się nawet tego, że w ogóle szukasz pomocy. Bo czuję, że szukasz nie samych odpowiedzi, ale właśnie pomocy.

        Znam to i rozumiem, choć akurat w moim domu alkohol nie był problemem. Mnie terapia pomogła zrozumieć z grubsza jak naprawdę działam, ale teorię to mógłbym może gdzieś wyczytać albo usłyszeć. Przede wszystkim jednak pozwoliła poznać funkcjonalne sposoby realizowania swoich potrzeb, kontaktu ze swoimi uczuciami (nie tylko tymi „przyjemnymi”) i kontaktu wprost z innymi ludźmi, zwłaszcza bliskimi, i pozwoliła mi je wypróbowywać, a tej praktyki nie miałbym skąd wziąć. Teraz je ćwiczę po trochu już na własną rękę. Choć nie zawsze się decyduję coś zmieniać i nieraz jadę starymi schematami, bo są mi dobrze znane, to coraz bezpieczniej się czuję okazując emocje i przeżywając je wprost.

        Jak się masz z tym co napisałem? Czy to jakoś odpowiada na twoje pytania, czy może potrzebujesz czegoś jeszcze?

      Przeglądasz 2 wpisy - od 1 do 2 (z 2)
      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.