Mój ojciec jest alkoholikiem.Na początku niewinnie sobie piwkował z kolegami aż doszedł do etapu porzucenia pracy i wynoszenia fantów z domu.
W sumie nie miałem tak źle bo nikogo nie bił (raz powiedział,że mnie uderzy ale uciekłem) a pijany był bardzo spokojny.
Gorzej gdy był trzeźwy albo niedopity,wtedy ciągle krytykował,ubliżał i oskarżał o nieróbstwo.
Od kilku lat nie pije,widać jak z tym walczy.Jak wrócił ze szpitala to nawet mnie przytulił.
Na początku próbowałem być bliżej,spędzać z nim więcej czasu.Były jakieś próby rozmowy (wyglądało to bardziej jak koleżeńska rozmowa,a nie ojciec-syn).
Niestety z charakteru nic się nie zmienił.Ciągle to źle tamto niedobrze, czemu tego nie zrobiłeś etc.
Jakieś pół roku temu,po tym jak mnie sprowokował odpyskowałem mu.Na pytanie co tak ważnego teraz robię,że nie mogę nic zrobić dla domu,odpowiedziałem „gówno”.
Obraza majestatu była tak wielka,że nie odzywa się do mnie po dziś dzień.Na początku próbowałem chociaż mowić dzień dobry czy cześć ,
ale bez odzewu.
I ja też przestałem się odzywać i pałam coraz większą nienawiścią.Mam wrażenie,że wszystkie moje niepowodzenia to jego wina i nie chce z nim przebywać w domu.