Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Czuję że się cofam

Otagowane: , ,

Przeglądasz 4 wpisy - od 1 do 4 (z 4)
  • Autor
    Wpisy
  • Lilly0012
    Uczestnik
      Liczba postów: 4

      Hej, potrzebuję czyjejś perspektywy

      Czuję że się cofam i jest mi głupio. Żyłam przez 20 lat w domu z ojcem alkoholikiem, który przez dużą część mojego dzieciństwa pracował za granicą, współuzależnioną matką i młodszą siostrą. Sama wyjechałam za granicę żeby zarobić pieniądze na kolejny rok studiów i tam poznałam chłopaka. Studia zatrzymałam i zostałam tam z nim przez prawie 2 lata. Powrót do alkoholowego wtedy domu, studia zaoczne, szukanie pracy i mieszkania mnie przerosło po tym, jak zobaczyłam że za granicą czuję się inaczej. Ucieszyłam się, że w końcu kogoś mam, to był mój pierwszy związek, choć bardzo trudny, ale ja byłam nim pochłonięta. On sam był od czegoś uzależniony, a ja próbowałam go bezskutecznie ratować.
      Po tych 2 latach ojciec już nie pił, dlatego poczułam że mogę wrócić do domu choć na jakiś czas po zerwaniu. Długo szukałam pracy, finalnie po kilku miesiącach znowu wyjechałam, bez żadnych znajomości. Czułam od początku, że to nie jest do końca zgodne ze mną, zwyczajnie się bałam. Chciałam sprawdzić siebie, pokazać że potrafię. Od samego początku czułam się zlękniona, rodzaj pracy jeszcze bardziej to potęgował, ale zdążyłam już wrócić na studia zdalne i próbowałam motywować się tym, że muszę na nie zarobić.
      Po 8 miesiącach wróciłam wykończona i tak siedzę w rodzinnym domu od miesiąca, studiując zaocznie, nie mając pracy i przyjaciół, bo z biegiem lat wszystkie relacje się wykruszyły. Przeszłam 7 lat psychoterapii, a czuję się jakbym się zregresowała do poziomu 17-latki, która w tym samym domu walczyła ze stanami lękowymi i depresją. Tylko, że jestem już 7 lat starsza i przez to co znów czuję, czuję się jak porażka.
      Przeraża mnie próba usamodzielnienia się, znalezienia stałej pracy i wyprowadzki. W moim wieku kobiety już często mają skończone studia i stałe związki, a mnie jest ciężko ruszyć. Mimo, że namiastkę dorosłego życia już mam za sobą, i to w innym kraju, to będąc tutaj czuję, że jest to nie realne. Potrafiłam sama podróżować, żyć w innym kraju, a w głębi przeraża mnie to.
      Mam lęk o to, że sama sobie nie poradzę, tak jakbym nie znała siebie i bała się być sama. Boję się, że coś mi się stanie. Wiem, że im dłużej będę w domu, z którego kiedyś uciekłam, tym gorzej dla mojej psychiki, jednak ten lęk o przyszłość mnie paraliżuje. Chciałabym czuć spokój, być w fajnej relacji i żyć dla siebie. Teraz codziennie siedzę w 4 ścianach, tylko się uczę i czuję że nie mam życia, a lęk mnie pożera.

      Jeśli ktoś z was miał kiedyś podobne odczucia, co wam pomogło z tego wyjść? Jakie przekonania zmieniliście na inne i od czego zaczęliście zmianę?

      • Ten temat został zmodyfikowany 3 tygodni, 2 dni temu przez Lilly0012.
      Pablooo
      Uczestnik
        Liczba postów: 31

        Hi lily

        bardzo dużo by pisać.

        może chcesz pogadać jakoś online ?

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 966

          Znane mi uczucie. Poczucie sprawczości i wiary we własne siły narastało we mnie wprost proporcjonalnie do odległości dzielącej mnie od domu (a nawet miasta) rodzinnego. Kiedy wyjeżdżałem za granicę im dalej byłem od domu, tym bardziej napinała się we mnie jakaś psychiczna „guma”, łącząca mnie z moim starym „domowym” ja. Rozciągała się, by pęknąć gdzieś np. nad Kanałem La Manche czy w okolicach Berlina (zależy do ktorego kraju mnie niosło). Wtedy miałem uczucie uwolnienia się.

          Za granicą stare dysfunkcje pozornie przycichały lub wycofywały się. Z perspektywy czasu widzę jednak, że one przybierały bardziej  subtelną maskę. Byłem odważniejszy, otwarty, asertywny, potrafiłem walczyć o swoje, nie tęskniłem za domem – myślałem: „Ozdrowiałem!”. Cechy DDA nadal jednak kierowały mną, z tylnego siedzenia. Moje wybory nie były zupełnie wolne.

          Wracałem jednak do mojego kraju, miasta, domu pełen nowej energii,  nadziei, wiary we własne możliwości. I co? Po przekroczeniu progu mieszkania wszystko ulatywało ze mnie w jednej chwili, jak z przekłutego balonika. Stary dysfunkcyjny „ja” wracał. Odnawiały się znajome toksyczne więzi z domem rodzinnym. Znowu stawałem się synem swej współuzależnionej matki i synem swego uzależnionego ojca. O czym w innym kraju próbowałem zapomnieć. Odradzały sie moje wewnętrzne demony.

          Nie widzę na to prostej rady. Poza jedną obserwacją: dystans fizyczny od dysfunkcyjnego domu pomaga w zdrowieniu. Mózg jest zmuszony do innego funkcjonowania, zmaga się z inną rzeczywistością. Samo to jest leczące. Choć oczywiście nie wystarczy. Trzeba to wesprzeć standardowymi narzędziami: terapia, samorozwój, mityngi, itp.

          Studia zaoczne czy onlinowe nie wyrywają człowieka z izolacji, rzadko pomagają poznać ludzi. Wychodzenie z roli DDA wymaga też kontaktu z ludźmi, relacji, poczucia wspólnoty. Pomyśl o mityngach.

          Miesiąc w domu z poczuciem bezsilności, to jeszcze nie tragedia. Jeśli jednak ten stan się wydłuży, może warto pomyśleć o zmianie lokalu czy nawet miasta. Jeśli czujesz, że „gaśniesz” w tym domu może warto oddalić się fizycznie, dać głowie odpocząć. Pretekstem może być ułatwienie w szukaniu pracy, czy lepsze warunki do nauki. Nawet skromny pokój gdzie indziej może być odmiana dla Twojej psychiki. No i przegadałbym całą sprawę z zaufanym terapeutą.

           

           

           

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 tygodni, 1 dzień temu przez Jakubek.
          szarotka3
          Uczestnik
            Liczba postów: 73

            Ja poszłam  na terapię, sama nie dasz sobie radę . Ściskam !

          Przeglądasz 4 wpisy - od 1 do 4 (z 4)
          • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.