Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Czy jest ktoś samotny i zagubiony i smutny?
-
AutorWpisy
-
Witaj serdecznie Jolu76 🙂
Jestem niewiele młodsza od Ciebie i w trochę podobnej sytuacji, więc jestem w stanie Cię zrozumieć. Też się kiedyś podobnie czułam.
Napiszę tak, masz dopiero 42 lata i jeszcze mnóstwo czasu na ułożenie sobie życia. Sama możesz zacząć zmieniać swoją rzeczywistość. Jedyne co trzeba zrobić, to zebrać się w sobie, przełamać strach i zrobić chociaż jeden, mały krok do przodu. 🙂 Mamie życzę zdrowia.
Trzymam za Ciebie kciuki. 🙂
Dziękuję Fenix za odpowiedź, nie tak łatwo zrobić ten krok ponieważ nie wiem, w którą stronę, a poza tym sama też mam przewlekłą chorobę, w tej chwili tez jestem po zabiegu chirurgicznym z bólem fizycznym, który nie mija i rokowania na jego uśmierzenie są nikłe, ale ból psychiczny jest dużo gorszy… kiedy patrzę na swoje wpisy np. na plasterek.pl jak kilka lat temu ciągnęłam ludzi w górę, kiedy upadali, ile miałam siły i wiary to trudno mi uwierzyć, że teraz jestem takim wrakiem fizycznym i psychicznym… dzięki Fenix za odzew
Ja uważam, że nigdy nie można tracić nadziei. Czasem ciężko jest wędrować. Ścieżka bywa kręta i trudno dojrzeć obrany cel. Czasem trzeba się zatrzymać, odpocząć. Ale jaka jest satysfakcja po dotarciu na miejsce. Tylko od naszego uporu i determinacj zależy dotarcie do celu. Sama już od dawna stosuję tę filozofię i w moim przypadku niejednokrotnie się sprawdziła. Chociaż wymagało to wiele razy czasu. 🙂
Witaj Jolu76. Myślę, że po części rozumiem twoje problemy, bo mam podobne. Może, żeby lepiej się poczuć spróbuj też zadbać o swój spokój wewnętrzny. Zadbać o siebie. Np. poszukać jakieś grupy wsparcia np. osób z podobnymi problemami, wyjść trochę do ludzi. Zrobić coś tylko dla siebie. Nie żyć tylko chorobami i problemami bo wykończysz się psychicznie. Wbrew pozorom będzie to lepsze i dla ciebie i dla twojej mamy.
Dzięki Alizee, niestety u mnie nie ma grupy dda, gdyby była poszłabym bardzo chętnie, pamiętam ile dobrego dała mi terapia przeprowadzona kilka lat temu. Wyjść do ludzi? tylko gdzie i jak? Jedna ręka na temblaku, a druga zwykle w ortezie…
To prawda,że ból i cierpienie psychiczne jest dużo gorsze od tego fizycznego… Jeśli psychicznie człowiek jest szczęśliwy i zdrowy,to o wiele łatwiej zniesie ból fizyczny… Choć ból fizyczny też jest bardzo trudny…
Masz racje ból i cierpienie psychiczne jest wykańczające ale trzeba się przed tym jakoś bronić bo co mamy się poddać?
Dzięki Alizee, tak się boję właśnie o dzieci, tak bardzo chciałam dać im inne życie niż miałam. Jak płaczą bo ja płaczę, martwią się o mnie (8 i 12 lat) serce mi pęka i rośnie nienawiść do siebie samej i koło się zamyka. Przeszłam terapię półrocza indywidualna, roczna grupę rozwoju i jestem na antydepresantach- niewiem, ale mam wrażenie że jest gorzej. Nie dotarła na grupy dda. Wszyscy mają o mnie zupełnie inne zdanie. Alizee czy dzieci mogą odziedziczył te leki? Syn jest bardzo wrażliwy i niepewny siebie, córka bardziej przebojowa aż zbyt pewna siebie i czasem okrutna. O wszystko ciągle drzę.
Tak Wienia twoje dzieci jak najbardziej mogą nie tyle może odziedziczyć ale po prostu przejąć twoje stany depresyjne, lęki. Nawet więcej mogą już to mieć. Przynajmniej ja w ich wieku miałam już jakieś tam stany depresyjne, napady lęku. Tylko, że ja byłam sama z mamą więc od małego wręcz wychodziłam z siebie, żeby jej już więcej nie martwić, nie denerwować. Wszystko dusiłam, w sobie nigdy nie dałam poznać po sobie, że coś jest nie tak. W zasadzie to nawet nie mogłam być smutna bo moja mama już wpadała w panikę, smutek. W każdym razie na twoim miejscu zwróciłabym większą uwagę na dzieci, więcej im tłumaczyła może dlaczego czujesz się tak a nie inaczej, że to nie przez nie. Bo ja np. bardzo często siebie obwiniałam jako dziecko bo nikt mi nigdy nie powiedział, że to nie moja wina.
No i właśnie chyba przez to wszystko dziś jestem, żywym dowodem na to, że człowiek w depresji może się uśmiechać, normalnie funkcjonować i nikt nawet nie zauważa, że coś mi jest. Gorzej z nerwicą to już ciężej ukryć choć też się staram. Taki już mam mechanizm.
Też nie wiem jak jest z twoim mężem. Czy ma np. dobry kontakt z dziećmi? Może skoro ty nie dajesz rady to on przejąłby na siebie np. poważniejsze rozmowy z dziećmi. Może to on stałby się takim wsparciem dla nich. Osobą z którą o wszystkim mogą porozmawiać?
W każdym bądź razie nie wiń siebie bo to nie twoja wina. Ważne, że chcesz się leczyć i nad sobą pracować. I pocieszę cie, że mimo wszystkich smutków i nerwów nie zamieniłabym mojej mamy na żadną inną:) Ale bądź czujna i myśl też o nich. To, że dziecko nie jest smutne nie znaczy, że wewnątrz nie cierpi.
Alizee, dziękuję Ci za twoje refleksje mąż mój nie jest rozmowny, poza tym raptus więc dzieci wola przyjść do mnie. Pytam ich o to jak się czują, mówię że to choroba, że nie mają z tym nic wspólnego. Wiem tylko że pokazuje im taka życiową nieporadnosc i chwiejnosc emocjonalna. Mąż jest typem niecierpiacy sprzeciwu, nie ma co za dużo gadać, nie potrzebuje pomocy, raz przyznał znajomym że jest ze mną bezradny. Na ile potrafi wspiera mnie i dzieci. Niewiem sama, bo ciągle zgaduje jak być powinno. Alizee, wszyscy mnie pocieszają, ty napisałaś szczerze, to ważne, dziękuję Ci za to. Mam 40 lat a niepewność życia 2 latka.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.