Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Czy związki Z DDA mogą być „normalne”?
-
AutorWpisy
-
A ja mimo wszystko uważam, że osoby z rodzin dysfunkcyjnych mogą być dla siebie najlepszymi partnerami.
Dlaczego?
Bo są w stanie zrozumieć siebie, swoje lęki, obawy.
Pod jednym warunkiem. Obie strony pracują nad sobą a nie nad partnerem. I uczą się komunikacji.
Czyli to o czym pisał Jakubek.
Poza tym każdy związek, to praca, bo to zawsze jest spotkanie dwóch światów.
W życiu bardzo często na kolejne związki przenosimy także nasze wcześniejsze doświadczenia i zachowania wcześniejszych partnerów.
Ja przeniosłam obawę przed zdradą.
Dlaczego?
Bo byłam zdradzana przez wcześniejszego partnera, który dodatkowo podkopywał moje poczucie atrakcyjności jako kobiety. W efekcie każda kobieta wydawała mi się atrakcyjniejsza i z żadną nie miałam szans.
Także nie wszystko to co się dzieje w kolejnych związkach jest wynikiem dysfunkcji w domu rodzinnym.
Fenix, ale wybór partnera, który później zdradza i podkopuje nasze poczucie wartości też nie bierze się znikąd. Sygnały takiego zachowania na pewno widać na wcześniejszym etapie znajomości – to, że je ignorujemy/wypieramy i brniemy dalej w relację, starając się skupić tylko na pozytywnych bodźcach (cechach drugiej osoby) jest właśnie często wynikiem dysfunkcji zakorzenionej już w domu rodzinnym. Nauczono nas zaprzeczać własnej intuicji, ignorować ostrzeżenia emocjonalne i własne zdrowe potrzeby.
@ Jakubek
Jeżeli chodzi o podkopywanie atrakcyjności to mogę się z Tobą zgodzić.
Jeżeli chodzi o zdrady to już nie.
Zazwyczaj to co nowe, nieznane wydaje się atrakcyjniejsze.
I ogólnie, żyjemy w czasach, kiedy łatwo ludziom przychodzi zmiana, wymiana niż naprawa.
Zdrady mogą być różne. Zdolność do dostrzeżenia/rozpoznania u drugiej osoby cech ewidentnego seksoholika albo przeciwnie ignorowania/zaprzeczania, że te cechy u niej istnieją, choć je wyraźnie widzimy – to często też kod postępowania nabyty w dysfunkcyjnej rodzinie.
Natomiast podkopywanie atrakcyjności partnera, to już wyraźny sygnał, że zdrada najprawdopodobniej pojawi się przy pierwszej okazji.
Drugiej osoby zmienić się nie da. Siebie można. Dlatego sami siebie możemy zapytać, dlaczego tkwię przy osobie, która podtrzymuje moją niską samoocenę, dlaczego trafiam na zdradzających partnerów, dlaczego zignorowałem pierwszy sygnał, że coś tu nie gra, dlaczego wszedłem w to, chociaż czułem opory, dlaczego stłumiłem głos mojego wewnętrznego dziecka, ktory mówił „z ta kobietą” („z tym mężczyzną” – wersja dla kobiet) nie będziesz szczęśliwy(a).
To nie jest tylko kwestia uroku „nowości”. To byłoby zbyt proste wytłumaczenie. Pytanie: dlaczego związałem się z taką osobą, która zamiast pracować nad naszym związkiem woli wymienić mnie na „nowszy model”?
Jakubku odpowiem Ci tak.
Jeżeli chodzi o mojego pierwszego partnera. Dla mnie to było szokiem.
Dlaczego?
Bo w mojej najbliższej rodzinie nie było zdrad. Zarówno jeżeli chodzi o mężczyzn jak i o kobiety. Pomimo tego, że dziadek, wujek i tata mogli podobać się kobietom, to byli wierni swoim partnerkom, odnosili się do nich z szacunkiem i liczyli z ich zdaniem.
Dlaczego weszłam dalej po pierwszym przypadku?
Bo każdy może się podknąć.
Myślę, że podkopywanie atrakcyjności partnera niekoniecznie musi się wiązać ze zdradą. Bardziej jest to na zasadzie uwiązania kogoś przy sobie. „Patrz jesteś taka/taki do niczego, na pewno nikt Cię nie będzie chciał a ja jestem z tobą „. I takie podejście wiąże się z niską samooceną wiążącego. Myślę, że dalej może to się wiązać z jeszcze większym umniejszaniem partnera albo właśnie szukaniem potwierdzenia swojej atrakcyjności na zewnątrz.
Jeżeli chodzi o seksoholików. Jeżeli nie masz wcześniejszej styczności, to chyba nie ma szans na szybkie rozpoznanie.
Czy nauczyłam się słuchać swojej intuicji? Myślę, że coraz lepiej mi idzie kierowanie się nią. Ale intuicją dorosłej Fenix a nie małej Fenix. Bo dorosła Fenix jest zdecydowanie bardziej świadoma siebie.
W 100% zgodzę się z Tobą, że drugiej osoby zmienić się nie da ale można zmienić siebie. Dlatego uważam, że nie można kogoś skreślać za pierwszym razem i warto dawać drugą szansę. Bo każdy może się zmienić, jeżeli sam tego chce i pracuje nad sobą.
Myślę, że o trwałości związków moich dziadków i wujostwa w dużym stopniu zdecydowało także nie podkopywanie przez moją babcię i ciocię męskości swoich partnerów. Nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek, któraś z nich krytykowała swojego męża w obecności osób trzecich.
To co mnie fascynuje w moim wujostwie, to jest to, że po 40 latach małżeństwa oni poprostu lubią być ze sobą i to faktycznie widać. Nie ściemniają, że cały czas jest cudownie, mówią o tym, że bywają chwile ciszy, ale to są chwile
W czym tkwi sekret. W tym, że przede wszystkim lubią siebie, darzą się szacunkiem i została zachowana równowaga między kobiecością i męskością.
<p style=”text-align: justify;”></p>@Fenix”Bo w mojej najbliższej rodzinie nie było zdrad. Zarówno jeżeli chodzi o mężczyzn jak i o kobiety. Pomimo tego, że dziadek, wujek i tata mogli podobać się kobietom, to byli wierni swoim partnerkom, odnosili się do nich z szacunkiem i liczyli z ich zdaniem.”
Czyli Twoja rodzina nie była dysfunkcyjna? Nie było tam alkoholu lub innych nałogów? Sorka, że dopytuję, ale nie pamiętam tego elementu Twojej historii. W mojej był alkohol i nauczyłem się, że pijany w sztok facet nie ma nic wspólnego z szacunkiem wobec kobiety.
Była w tym sensie, że mój tata pił. Natomiast nie było przemocy fizycznej, nie ubliżał nigdy mamie, nigdy nie mówił o niej w negatywny sposób. Prowodyrem awantur była moja mama i to ona bardzo często jakby próbowała prowokować tatę. Nigdy nie kojarzę, żeby za cokolwiek pochwaliła mojego tatę albo podziękowała. Zawsze było coś nie tak. Dlatego uważam, że w znacznym stopniu swoim zachowaniem pogłębiła nałóg. Bo każdy nałóg jest ucieczką przed czymś. Mój tata z tego co wiem uciekał przed trudną relacją z własnym tatą, jego ciężką chorobą, w wyniku czego jako młody chłopak został z babcią sam i na to nałożyło się nieudane małżeństwo, w którym mama toczyła ciągłą rywalizację o to, żeby być ważniejsza niż mama męża. Nie rozumiała tylko jednego, że jej mąż jest jedynakiem a jego mama też czasem potrzebuje pomocy syna i żadna z nich nie powinna być ważniejsza. Bo każda pełni inną rolę. Myślę, że to było poprostu dla mojego taty zbyt wiele.
Pozostała część mojej najbliższej rodziny była wolna od nałogów, z wyjątkiem palenia.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.