Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD DDA i teraz sama alkoholiczka

Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 49)
  • Autor
    Wpisy
  • Gniewko
    Uczestnik
      Liczba postów: 185

      Dla Uwikłanej, ale także dla innych:

      Anonim
        Liczba postów: 64

        Uwikłana doskonale Cie rozumiem.

        Ja też doszłam do takiego wniosku.

        Czułam się i często nadal czuje jak wtedy kiedy byłam dzieckiem.Mieszkałam z rodzicami,miałam babcie razy 2 :)itp,ale na każdym kroku byłam zdeptywana,odrzucana i można by dużo więcej wymieniać co jeszcze.Ale wkońcu się do tego dostosowałam.

        Jak zaczęłam pracować to czułam się wśród ludzi jak w dżungli bo dostawałam sympatie i troske od nich ale mimo tego że nie czułam niechęci do nich to nie czułam się z tym „normalnie”.

        Byłam rozdarta.Powoli zaczęłam rozumieć m. innym dzieki innym ludziom że coś jest nie tak jak być powinno.Długo nie wiedziałam co i w miedyczasie wszystkich po kolei niestety odrzucałam.Oni nie wiedzieli o co chodzi bo też ukrywałam wszystko co mnie trapiło bo zostałam nauczona że nawet śmianie się jest nieodpowiednie i złe i tego nie powinno sie robić a co dopiero mówić komuś o swoich uczuciach.

        A że nie taka byłam od dziecka zresztą myśle jak większość dzieci jak nie wszystkie to męczyłam sie z tym całe życie nieświadomie.

        Nie chciałam źle,bo z natury chce dobrze:) ale wychodziło w kontaktach miedzy ludzmi zawsze gorzej niz lepiej.

        Nie rób tego co ja latami robiłam.Nie odrzucaj bliskich Ci osób.Rozmawiaj z nimi,próbuj terapii ale nie spychaj ich do czarnego wielkiego wora bo możesz tego jak sie „odmrozisz” bardzooooo żałować.

        Moje zamrożone uczucia zaczęły wkońcu topnieć i widze teraz wielka ranę,która bardzo boli bo zdaje sobie sprawe że tak wiele cudownych osób sttaciłam przez zamrożone uczucia,i trzymanie sie mocno negatywnych schematów.

        I został wstyd i ogromny smutek bo rozumiem jak te osoby mogły się czuć przez sam nawet tylko fakt że ich odtrącałam.

        A na tą chwile czuje że z szacunku do nich nie mam prawa do tego żeby próbować być w ich życiu.

        Może za bardzo sie obwiniam zamiast próbować to naprawić ale tak teraz czuje.Czuje teraz wstyd za swoje zachowanie i współczuje im wszystkim że tak ich potraktowałam:(

        Czułam i teraz nadal czuje w każdej chyba części mojego ciała ból ,który jest wydaje sie nie do zniesienia.

        Myśle,że jednak wszystko to co było złe paradoksalnie mi teraz pomaga bo gdybym nie była tak mocno świadoma tego wszystkiego dawno by mnie już na świecie mogło nie być bo chęć odejścia z tego świata była i jest bardzo silna.Ale wiem że nie zrobie tego nigdy choćby niewiem jak źle było bo wiem i jestem pewna że bedzie coraz lepiej bo staram się o to każdego dnia.Wiem że takie myśli to wynik depresji i innych skumulowanych spraw.Ale życie kocham mimo wszystko i wierze że jeśli „odkupie” swoje „winy” będe jeszcze mogła kiedyś żyć „normalnie” z innymi ludźmi.

        Narazie próbuje naprawić relacje w rodzinie bo mimo że widze że moi „oprawcy” nigdy mnie nie przeproszą itd. To wiem jyż mniej wiecej z czego to wynika bo sama to właśnie u siebie przerabiam.trudno jest ale moja miłość do nich jest zrozumiałam już to silniejsza niż wszystkie szkody które mi wyrządzili.

        pozdrawiam Cie ciepło, pozwól sobie pomóc dla siebie i dla bliskich:)

         

         

         

        Terapia pomoże powoli wyleczyć wszystko co wymaga leczenia u Ciebie.
        <p style=”text-align: center;”>Ale musisz być szczera ze sobą i psychologiem.Wiedz,że mogą być a napewno będą gorsze chwile,które jednak sa niezbedne w procesie uzdrawiania.Nie rezygnuj wtedy.</p>
        <p style=”text-align: center;”></p>
        <p style=”text-align: center;”>Ja rozumiem Cie z poczuci</p>

        Uwiklana
        Uczestnik
          Liczba postów: 83

          Karola, nie wiem co powiedzieć… W sumie to nie mam już rodziny ani znajomych z dawnych czasów, bo niestety ale znaczna większość ludzi którym zaufałam mniej lub bardziej mnie oszukała, wykorzystała. Nowych teraz nie mam jak poznać, siedzę w domu na urlopie macierzyńskim. Mam troje naprawdę fajnych, normalnych znajomych (stanowimy zgraną „paczkę” ze szkolenia), ale widujemy się rzadko, każde z nas ma zupełnie inne życie, ale wszyscy mamy je urozmaicone, więc nie mamy możliwości się za często spotykać. Bardzo tego żałuję, bo z nimi czuję się naprawdę fajnie, znamy się już trochę i każde z nas ma za sobą jakieś trudne przeżycia, może właśnie dlatego tak dobrze się czujemy w swoim towarzystwie, nikt nie odstaje, nikt nie robi żadnych chorych akcji. Co do relacji z najbliższymi, to staram się jak najczęściej mówić partnerowi o swoich uczuciach, podkreślać jego dobre cechy czy zachowania, ale wiem, że on zamiast słów wolałby zaprzestanie picia :(. Nie dlatego, że zachowuję się uciążliwie po spożyciu czy wszczynam awantury (zdarza się, ale b. rzadko), po prostu martwi się o moje zdrowie, poza tym podkreślał nie raz, że nikt nie chciałby mieć żony ani matki alkoholiczki…

          Anonim
            Liczba postów: 64

            Tak bo uzależnienie powoduje że nie można „normalnie” funkcjonować.Brakuje wtedy zaufania i trudno wtedy a wręcz jest to niemożliwe żeby żyć z taką osobą,jeśli nie widzisz nawet odrobiny poprawy czy ch?ci.
            Bardzo cieżko wyjść z jakiegokolwiek nałogu ale można.Trzeba tylko dać zgode temu że nieraz bedzie niełatwo i może boleć,ale jest to możliwe.Trzeba tylko zacząć i przyznać się przed samym sobą kim sie obecnie.
            Uwikłana – sama też byś nie chciała mieć męża alkoholika prawda? Pomyśl jak Ty byś się wtedy czuła i Twoje dzieci.Wszyscy chcemy żyć szczęśliwie bez wyjątku.

            Uwiklana
            Uczestnik
              Liczba postów: 83

              Miałam ojca alkoholika, a później byłam prawie 10 lat w „związku” z alkoholikiem. Nigdy w życiu nie życzyłabym takiej gehenny komuś, kogo kocham i szanuję- czyli partnerowi i córce. A jednak wychodzi na to, że sama im to funduję :(. Wprawdzie nie jestem agresywna (raczej „smęcę” nawet jak się wkurzę), nie biję, nie terroryzuję, ale kto wie, czy w przyszłości nie przejdę takiej metamorfozy, jeśli czegoś ze sobą nie zrobię… Brrrr 🙁

              Gniewko
              Uczestnik
                Liczba postów: 185

                Uwikłana – za przeproszeniem: skończ pieprzyć (tylko tak, bo ciśnie mi się pod palce nieco mocniejsze określenie) !! Chcesz przestać pić, to przestań – w czym problem?? Kur warszawa nie hoduje… nie chcesz krzywdzić swoich bliskich, ale robisz to chlejąc. Każdy z nas tutaj dostał w dupę od życia i każdy może rozpływać się nad swoim złym losem, ale ile można do ciężkiej dżumy? Dla mnie z alkoholem jest krótka piłka – nie chcę, nie piję; chcę, piję. Proste? W Twoim przypadku powinna być ta pierwsza opcja, skoro nie chcesz podłego losu dla swojej córki.
                Tyle z mojej strony.

                Tymczasowy
                Uczestnik
                  Liczba postów: 127

                  Gniewko się tutaj mocno uniósł, ale ze względu na tytuł tego tematu przyznam rację.

                  Jak rzucałem picie i tez sie umartwialem nad sobą, pewien niepijacy alkoholik powiedział mi „albo sie zmieniasz, albo wypie***j”. Tutaj nie ma miejsca na pierdoły

                  Uwiklana
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 83

                    Dosadnie napisane i jest w tym wiele prawdy, ale każdy uzależniony fizycznie i przede wszystkim psychicznie zapewne wie, jakie to jest banalne „po prostu przestać pić/ćpać/uprawiać hazard” i inne. Pisałam nie raz, że widocznie w moim obecnym życiu nie wydarzył się jeszcze ten punkt zwrotny, który skłoniłby mnie do stuprocentowego samozaparcia, oraz że boję się co by to musiało być. Ja obawiam się głównie o to jak miałoby wyglądać moje życie bez alkoholu, skoro przez kilkanaście lat jest w nim obecny? Przeraża mnie też, że przy moim zaawansowanym stanie uzależnienia musiałabym już nigdy nie tknąć alkoholu, to naprawdę wyzwanie. Radzono mi już znaleźć sobie hobby (jakby to było takie proste), zawziąć się, przemyśleć, przetłumaczyć, pomyśleć o rodzinie… W sumie to najgorszy jest ten strach co będzie bez picia, zapomniałam zupełnie jak to jest nie być uzależnionym, a przecież przez ponad 20 lat nie byłam, tylko okazjonalnie wypiłam na jakiejś imprezie. Wpaść szpony nałogu jest łatwo, nie wiadomo kiedy budzisz się z ręką w nocniku.

                    Gniewko
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 185

                      Pomyśl, co będzie w życiu Twojej córki, jak nie przestaniesz chlać. Ty? Ja, ja… volkswagen gut auto, zwei zylinder… Od kiedy powołałaś do życia swoją CÓRKĘ, to jesteś drugim planem jakoby – ona jest teraz najważniejsza. Chcesz jej zjebać życie? Pomyśl, PROSZĘ, o tym. 🙂

                       

                      Uwiklana
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 83

                        Gniewko, byłeś kiedyś uzależniony od jakichś substancji psychoaktywnych? Chciałabym wiedzieć, czy rozmawiam z kimś, kto próbował cytryny, czy tylko czytał/słyszał jak ona smakuje ;). To jeden z cytatów, jaki wrył mi się w pamięć podczas studiów na resocjalizacji, w kontekście relacji terapeuta-jego podopieczny.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 49)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.