Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Dom moim uzaleznieniem?

Przeglądasz 4 wpisy - od 1 do 4 (z 4)
  • Autor
    Wpisy
  • jolanda
    Uczestnik
      Liczba postów: 1

      Czesc

      chce sie podzielic z wami rozterkami o moim domu do ktorego wrocilam po 10 latach.

      Mam wrazenie ze jestem przykuta tam łancuchami bo nawet w tym miescie nie widze swojej przyszlosci ale ten dom nie pozwala mi ruszyc z miejsca.

      Wiec w skrocie moja historia.

      Jestem z domu w ktorym piła mama.I całą nasza rodzina byla chora.Jest chora bo nadal istnieje ale juz pomniejszona.Oczywiscie nie wiedzialam tego jako dziecko srodkowe ktore do teraz zylo w rozowej bance wspomnieniami cudnego dziecinstwa.Powrocilam tu na jakis czas po powrocie z emigracji z wlasna rodzina.Mielismy plan zatrzymac sie u mojej mamy w wielkim domu dopoki nie znajdziemy wlasnego i gdy ruszy nasz biznes.Mama miala pomoc przy dzieciach gdy my planowalismy rozkrecanie firmy.Szybko wrocily znane obrazki i potem sprzeczki i ciche dni z moja mama.Myslalam ze z powodu choroby przestala pic.Nie wiele pomogla.Pol roku po naszym przyjezdzie zmarla.W domu po kolejnym ciągu.Przezylam to bardzo.Dopiero teraz po  3 latach wracam do jako takiej normalnosci.Zaczelam terapie.Zaniedbalam moje male dzieci ryczac po nocach i siedzac w domu zapatrzaona w jej rzeczy.Nasza firma nie wypalila.Zaczelismy szukac pracy.Male miasto jednak nie oferuje rozwojowej pracy ani nawet dobrze platnej.Moj maz po kilku probach postanowil wrocic na emigracje zeby sie troche odkuc.Przez pierwsze dwa lata marzylam o powrocie.Teraz nie wiem co robic.Mialam wiele pomyslow na siebie.Cociaz tez nie jestem juz pewna czy to realne.Albo poprostu  nie wierze ze cos jeszcze mi wyjdzie.Mam 40 lat i wrazenie ze w  tym wieku to juz nie wystartuje od nowa.Zostalismy sami w duzym domu i szukajac pomyslu co dalej wymyslilam wynajem pokoji w sezonie.Rejon turystyczny latem.Kiedy wyjezdzalam stad lata temu jako singielka taki mialam plan.Odremontowac dom z moja mama i otworzyc pensjonat.I mimo ze nie tak mial wygladac nasz powrot wydaje mi sie to jakim sposobem na zycie.Jednak nie do konca wiem czy to bylo moje marzenie.Czy moze mojej mamy?Dawniej marzylam o malym domku na wsi.Potem o town house w angielskiej dzielnicy.Ale nie myslalam ze wroce do domu.Dom jest stary i wymaga remontu.Od 3 lat sie zbieram i nie moge zaczac.Zyc tu tez nie chce.Kusi mnie wyjazd daleko stad.Jednak wiem ze to nie rozwiaze problemow.Czas dorosnac i cos postanowic.

      I teraz wlasnie dlaczego ten dom?Nie rozumiem dlaczego tak trudno mi z niego zrezygnowac?Moglibysmy przeprowadzic sie do innego miasta,poszukac pracy gdzie indziej czy wrocic tam gdzie bylo nam dobrze.Nie wyobrazam sobie nawet zebym mogla go sprzedac.Ludzie sprzedaja kupuja nowe.Wyjezdzaja,wracaja,jada tam gdzie lepiej.Co to jest?Co mnie tu trzyma i jak sie z tego wyleczyc?Chce jeszcze cos przezyc,gdzies pojechac i tyle pokazac dzieciom a nie mam na to sil.Probuje odkryc czy moj problem to to ze nie moge pogodzic sie ze swoim losem czy moze jestem emocjonalnie uzalezniona od domu w ktorym nie czuje sie szczesliwa.

      Czy komus znajome jest to uczucie?Jest na to jakis sposob?Gdyby bylo na to lekarstwo zaplacilabym kazda cene.Czuje ze nie zyje swoim zyciem ale nie wiem jak zyc.Jakby mi je ktos ukradl.

      Piszcie jesli wiecie co to jest.

      Pozdrawiam

      • Ten temat został zmodyfikowany 4 lat, 3 miesięcy temu przez jolanda.
      truskawek
      Uczestnik
        Liczba postów: 581

        Skoro nie czujesz, że żyjesz własnym życiem, to ja to znam, chociaż akurat z domem jako budynkiem to nie miało nic wspólnego. Cieszę się, że poszłaś na terapię, i ciekaw jestem co tam dla siebie znalazłaś do tej pory (o ile w ogóle coś)?

        Mnie terapia pomogła zobaczyć co w dzieciństwie mnie ustawiło na dalsze życie i co z tego domu wyniosłem. Trwało to wiele miesięcy, ale faktycznie jestem przekonany, że za to „lekarstwo” warto było zapłacić, bo nie widzę nic innego, co by mi mogło pomóc zrobić takie generalne porządki. Odzyskałem tam (a właściwie dopiero się nauczyłem) wystarczająco dużo poczucia sprawczości, żebym teraz miał przekonanie, że to moje życie faktycznie i że jestem dorosły (też po 40). I nie chodzi o prosty podział, że jak wyniosłem coś z domu, to jest nie moje, tylko nieważne skąd coś mam, to sprawdzam czy tego chcę czy nie. Niektóre rzeczy z domu mi się podobają, a inne nie, ale to ja decyduję za czym idę.

        Smutno mi się zrobiło jak napisałaś o tym ukradzionym życiu, ale bardzo mnie to przekonuje. Mam właśnie takie wrażenie, że rodzice czegoś mi nie dawali, co mi się należało przez sam fakt, że mnie wychowywali, a nawet że sobie to ode mnie zabierali i jeszcze wmawiali, że ze mną jest coś nie tak. Na szczęście jak zrzuciłem z siebie ten żal, to widzę, że już mogę sam o siebie zadbać i nie muszę w tym celu zmieniać przeszłości.

        FreeMan
        Uczestnik
          Liczba postów: 2

          Nie zjawiska zewnętrzne są naszym problemem ale nasz postrzeganie.Czyli to co mamy w głowie. Zazwyczaj mamy zły pogląd i złe narzędzia dlatego błądzimy. Owszem łatwiej jest z dala od miejsc gdzie kształtowała się nasza psychika. Niestety nigdy od własnej głowy nie uciekniemy. Możemy założyć kolejną maskę ale nigdy nie będziemy wolni. Zrozumienie tematu i ciężka praca to jedyna szansa.

          dda93
          Uczestnik
            Liczba postów: 628

            Jolando, moim zdaniem to, co odczuwasz na myśl o swoim rodzinnym domu nie jest w żaden sposób złe czy nienormalne.

            Składamy się po części ze wszystkich miejsc, w których żyliśmy, ludzi, których spotkaliśmy i chwil, które przeżyliśmy. Jeśli mowa jest o kimś „zdrowym”, chyba tak naprawdę należy mówić o kimś wewnętrznie zintegrowanym. Doświadczenia mamy dobre, mamy również złe. Zapominając i zaprzeczając temu, że coś złego się kiedyś stało nie zrobimy kroku naprzód. Musimy z tym się pogodzić.

            Jedni wolą porzucić dawne miejsce zamieszkania. Inni lubią mieć jakieś korzenie. Nowe życie wyrasta na zgliszczach poprzedniego. Ja na przykład bardzo czasem lubię pospacerować po tych samych miejscach, w których spędzałem godziny jako nieszczęśliwy nastolatek. Nie brak mi atmosfery grozy domu, z czasów gdy moja matka „chodziła po ścianach” czekając aż ojciec znów przyjdzie po pracy pijany, jednak teraz to też nie jestem ten sam ja, mały i bezbronny, i atmosfery tamtych murów – gołębi gruchających na dachu, kaflowego pieca i dziadka rąbiącego drewno w komórce obok – mi brakuje.

          Przeglądasz 4 wpisy - od 1 do 4 (z 4)
          • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.