Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD dziecko we mgle

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 25)
  • Autor
    Wpisy
  • margetta
    Uczestnik
      Liczba postów: 1

      ’Dziecko 'niewidzialne’ (zwane także dzieckiem we mgle lub dzieckiem zagubionym) zachowuje się tak, jakby go nie było. Godzinami potrafi zajmować się sobą. Nie sprawia kłopotów wychowawczych, zwykle niczego nie chce. W kontaktach społecznych jest wycofane, czasem uznawane za nieśmiałe. Robi wszystko, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Czasem udaje mu się to na tyle dobrze, że wychowuje się w swoistej izolacji społecznej, pomimo ludzi wokół. Takiemu dziecku brakuje podstawowych umiejętności interpersonalnych: nawiązywania kontaktu, wyrażania swoich potrzeb czy współpracy z innymi. W szkole wyraźnie odbiega od swoich rówieśników poziomem umiejętności społecznych.
      'Niewidzialne’ dziecko czuje się bezwartościowe, niegodne uwagi innych i osamotnione. Ale równocześnie jest zagniewane, iż nikt nie zwraca na nie uwagi.

      Chcialam zapytac czy komuś z was przypadła ta wlasnie rola? I jeśli tak to jak sobie z tym radzicie w życiu? Odnosze wrazenie ze we wszelkich publikacjach jest to rola najbardziej pomijana, kilka zdań w standardowej regułce. W mojej rodzinie to wlaśnie ja jestem ta niewidzialna. zawsze z boku, zawsze pomijana… zawsze samotna, w poczuciu ze nie zasluguję nawet na czyjąs uwage, nie wpominajac o przyjazni czy jakimkolwiek poswięcaniu mi czasu.nigdy nie mialam paczki przyjacioł czy nawet znajomych. relacje z mężczyznami- w miom slowniku nie ma takiego hasla.
      O tym że jestem dda dowiedzialam się jakies 4lata temu, niestety nie udalo mi się nigdy wytrwac na zadnej grupie wsparcia mimo ze probowalam kilka razy. zawsze konczylo sie na 1-2 spotkaniach. zawsze uswiadamialam sobie, ze ja wlasciwie nie mam o czym mowic. Ze moje zycie jest szare, nudne, ze nic sie nie dzieje. Definicja podaje kilka zdań, za ktorymi, za kazdym po kolei, kryje się smutek, bol i cierpienie, kryje sie piekło bo to jest prawda, bo tak wygladalo i wyglądanadal moje zycie. W domu zawsze bylo coś wazniejszego niz ja, niz moje sprawy, problemy, nawet jesli byly to jakies blachostki, dla moich rodzicow urastajace do rangi kataklizmu czy niewadomo jakiej tragedii. W takich warunkach kazdy walczy o uwagę i przetrwanie. Maskotki, bohaterzy i kozly zrobia wszystko by ją zdobyc.
      Jak zaczelam zauwazac w mojej rodzinie ale nie tylko, cechy przypisane kazdej z rol bylam strasznie zazdrosna. O to ze mimo emocjonalnej pustki kazdego z dda, pozostale role maja umiejetnosci ktore pozwalaja im BYC wsrod ludzi i zachowywac sie tak, ze ktos kto nie wie o problemie i przeszlosci dda, nigdy nie wpadl by na to jaka jest prawda, jak ta osoba czuje sie naprawde w srodku. Dusze towarzystwa, perfkcyjni pracownicy. Niewidzialne nie maja nawet tego. Niewidzialne uciekaja w swoj swiat.
      Swoj samotny, niby bezpieczny swiat. U mnie na poczatku byly to ksiazki, czytalam wszystko co wpadlo mi w rece. na szczescie, pomogalo to w szkole.
      dobre stopnie, zero problemow. widoczny znak ze wszystko jest ok i ze nie trzeba poswiecac uwagi. ze taki stan rzeczy to norma. niestety ksiżki sie skonczyly. przyszla depresja, brak koncentracji, czytanie stalo sie niemozliwe. Drugim mechanizmem ktory pozwolil mi przetrwac byl moj wymaginowany swiat. wiele dzieci we wczesnych latach przechodzi faze niewidzialnego przyjaciela, porzucaja go jednak, kiedy realne kontakty sa ciekawsze i bardziej satysfakcjonujące. ja nie wyszlam z tej fazy nigdy.
      opanowalam do perfekcji emocjonalna nieobecnosc mimo fizycznej obecnosci. nie wiem dokladnie jak to mozliwe- jest to jakis absurd, ale czesto bedąc gdzies potrafie wyobrazic sobie ze jestem gdzies indziej. i ze sa ze mna ludzie ktorzy mnie lubią, zauwazają, dla ktorych jestem wazna. i ja w tych wyobrazeniach tez jestem inna, zupelnie niepodobna do tej na zewnatrz. dwa swiaty. miemozliwe do polączenia. nałogowe zaspakajanie elementarnych potrzeb w najbardziej bezsensowny sposob. w chwilach kiedy jestem sama- niezastąpiony. kazdego dnia. od ponad 20 lat. wymyslanie ze ktos rozmumie, choc tak naprawdę nie rozumie, bo nikogo obok nie ma, bo ten ktos nie istnieje. wymyslanie że ktos jest obok, bo przyjęcie do wiadomosci ze nikogo nie ma i tak naprawdę nikt sie nie przejmuje jest za trudne do przyjęcia. prawda o samotnosci zabija. przychodzi depresja.a ona ułatwia…
      to jest moj mechanizm obronny, sposob zeby przezyc. ogromnie nieskuteczny, bo w momentach kiedy widac ze tak naprawde nikogo nie ma, ze to tylko wytwor umyslu- wtedy chce sie umrzec. zniknąć. nie byc. bo po co. kiedy nawiazanie realnych kontaktow staje sie niemozliwe. kolo się zamyka. najsmutniejsze jest to ze jest to poza moja kontrola. nie potrafie tego zatrzymac, zmienic.

      Wiem ,ze w miom alienowaniu się doszlam do perfekcji, i domyslam się nikt nie zyje w az tak potwornej pustce i samotnosci jak ja. napisalam tego posta z nadzieją ze ktos z podobnymi odczuciami w przeszlosci da mi jakis skrawek nadzieji, ze niewidzialne tez moga czegos dokonac w zyciu, znalesc szczescie z innymi ludzmi i cieszyc sie z tego ze zyja.
      i po to zeby sie przyznac przed sobą jak jest naprawdę

      pozdrawiam
      margetta

      bluszcz
      Uczestnik
        Liczba postów: 65

        Witaj,bardzo mnie poruszyło to co napisałas,tyle tu samotności i wołania o pomoc…wiesz,ja też jestem typem dziecka we mgle,teraz to wiem..tylko że ja jestem dużo starsza i mi pomogło zwykłe życiowe doświadczenie,które nabywa się z czasem,pomogła mi wiedza…kim jestem,ta wiedza pozwala zadziałac i przede wszystkim zrozumiec…co mogę zmienic..co jestem w stanie,jak sobie pomóc ,na ile to ja,mój charakter a na ile ten bagaż jak ja to nazywam..Mnie jeszcze pomogła moja praca..hmm,jakby to powiedziec..po liceum nie wiedziałam co mam ze sobą zrobic,nie bardzo miałam pomysł na życie..czarna dziura,a że to był czas śmierci mojej mamy,musiałam szybciej dorosnąc,chociaz juz będąc dzieckiem byłam dorosła…przejęłam więcej obowiązków,poszłam do szkoły medycznej,zostałam pielęgniarką i siłą rzeczy musiałam wyjśc do ludzi,sama pomóc innemu człowiekowi choc ja sama potrzebowałam pomocy…Ale zobaczyłam choroby,kalectwo,starosc,samotnośc i ..bezradnośc i zaczęłam dostrzegac światełko w tunelu..ze ja nie jestem aż taka bezradna,jak ci beznadziejnie chorzy…To zmieniło moje myślenie,moje kompleksy,zmusiło do refleksji,że nie jest tak żle dopóki mogę DZIALAC.Jesteś młoda,całe życie przed Tobą,wiesz kim jesteś,możesz wiele,wiem że to brzmi jak standard ale tak naprawde jest.Nie zamykaj się na ludzi,daj sobie pomóc,nie bój sie o nią prosic,może spotkania dda,terapia,poczytaj desiderate,poczytaj 12 kroków..to naprawde pomoga.

        doris
        Uczestnik
          Liczba postów: 396

          Witaj Margetta,

          Myślę, że jest nas więcej, niewidzialnych dorosłych dzieci. Nie wiem ile masz lat. Ja – 36 i swoją własną rodzinę.

          Dla pocieszenia powiem, że teraz żyje mi się o wiele lepiej niż w dzieciństwie i wczesnej młodości. Chociaż nadal odczuwam brak umiejętności społecznych. Ale pracuję nad tym i coraz częściej się zdarza, że zachowuję się "normalnie" i w kontaktach z innymi nie czuję skrępowania.

          Pamiętam cały czas jak okropnie odizolowana się czulam w szkole podstawowej czy liceum. Też zakopywałam się w książkach, nie sprawialam absolutnie żadnych kłopotów, nie mówiłam nikomu o swojej samotności. Moi rodzice nie zareagowali gdy pedagog zwróciła im uwagę na moją izolację. Moim największym przyjacielem był pamiętnik.

          Co mogę doradzić? Spróbuj malymi kroczkami popracować nad sobą. Szukaj towarzystwa osob, które uznasz za sympatyczne i przyjazne, które nie będą Cię peszyć. Ucz się zachowań obserwując te osoby.

          ps. paczka znajomych to moje marzenie, na razie jeszcze nie ziścilo sie … chcę, ale się boję;) nie umiem 🙂 I trochę tak przyzwyczaiłam się do swojej izolacji ale może kiedyś …

          Carola
          Uczestnik
            Liczba postów: 402

            doris, ja jestem w Twojej paczce przeciez 😛 zapomnialas o mnie "wredoto" jedna 👿

            Melduje sie jeszcze jedno niewidzialne dziecko – teraz juz calkiem widoczne i do tego bardzo lubiace zycie i calkiem dorosle – no prawie B)

            doris
            Uczestnik
              Liczba postów: 396

              Carola:cheer:

              A wiesz ja chyba też już widoczna się zrobiłam. Mój szef twierdzi, że asertywność mam na maksymalnym poziomie i nie należy jej już u mnie rozwijać;)

              A życie jest piękne, to fakt i smakuje coraz lepiej, jak wino, z każdym rokiem nabiera na wartości;)

              Anonim
                Liczba postów: 20551

                Jeden z lepszych opisów sytuacji jakie mogłem przeczytać. Mam podobne obrazy z dzieciństwa i nie tylko i chociaż wczuwam się w Twoje słowa to jednak nie dotknęła mnie ta mgła chyba tak bardzo. Od czasu do czasu ktoś się napatoczył i nawet jeśli nie rozumiał mojej sytuacji to jednak był przy mnie. Są pewne nieścisłości w tym co piszesz, które dobrze rokują. Jak chociażby ta, że piszesz na forum o swoim problemie, informując nas – czyli osoby z którymi łączy Cię niewiele a może jednak dużo. W każdym razie wychodzisz i obnażasz się bezpiecznie. Tak jak wspomniałem wiele razy przeżywałem to o czym piszesz – jednak w świadomości tkwią obrazy (niewiele ich – kilka) kiedy znalazłem prawdziwe współczucie. Nie da się ukryć, że jednym z lekarstw może być znalezienie pokrewnej duszy – to zadanie zależy jednak od losu a jeśli chciałabyś wziąć sprawy w swoje ręce to życzę wytrwałości, cierpliwości, i konstruktywnej rozmowy z samym sobą.
                Jak widzisz nikt z nas nie przeżywa tego samego – rady pod tytułem terapia, spotkania itp. o której pisałaś, że nie wytrzymałaś więcej aniżeli 1-2 sesje są nie trafne, tym bardziej że jak się później okazuje problem nie dotyczy tych osób. Jednak dla kogoś jak się okazało wyjściem z sytuacji była praca – i tutaj się zgodzę, że najlepsza terapią są obowiązki. Wtedy pojmujemy czy to co robimy jest dobre i, tego właśnie chcemy, tu się spełniamy bądź daje nam to dobre samopoczucie czy cokolwiek innego co sprawaia nam "dobrze", czy też powinniśmy odnaleźć się gdzie indziej. Widać, że szukasz i że chcesz szukać. Zyczę żebyś znalazła a dobrze. Pozdrawiam. ( może jakiś felieton)

                bułka_z_masłem
                Uczestnik
                  Liczba postów: 128

                  A co tam – wiele rzeczy jest z którymi chciałabym się podzielić ale naprawdę rzadko kiedy wypada – dzisiaj może warto. Przemawiająco, introwertycznie napisane podobnie jak tutaj http://www.youtube.com/watch?v=DXr3CCQPxJY

                  Edytowany przez: bułka_z_masłem, w: 2009/05/05 01:19

                  aqq75
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 50

                    ja jestem właśnie taki. podstawowe zadanie – nie wychylać się. zero inicjatywy, oczekiwań od kogokolwiek, uczyć się na tyle dobrze żeby nauczyciela nie mieli pretensji ale jednocześnie nic nie cudować żeby nie zwracać na siebie uwagi. i nie ma znaczenia ile jest osób wokoło ciebie. nie ma możliwości żeby mieć kogoś bliskiego. mam kumpla za którego dałbym sobie uciąć rękę. bez wahania. trochę z nim przeżyłem i wiem na 100 proc że nigdy nie zrobi niczego przeciwko mnie, nigdy mnie nie zawiedzie. niestety nawet z nim nie potrafię być szczery i otwarty. zrobię dla niego wszystko ale nie jestem w stanie się otworzyć. cholera!!!!! ja naprawdę nie widzę szansy!!!!! ludzie, przecież powinien tutaj być ktoś kto się zna na rzeczy!!!! naprawdę nic nie potraficie wymyśleć poza garścią sloganów i mówieniem o jakichś "stanach świadomości" czego zupełnie nie rozumiem?

                    gcypr
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 116

                      Mam duzo cech z dziecka we mgle i dziecka-bohatera. Jestem widoczna, podejmuje inicjatywe,jestem obowiazkawa,mozna na mnie liczyc,ale czasami nie umiem prosic. wole nie przeszkadzac, wole byc niewidoczna.

                      killer666
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 18

                        Hej!
                        Jestem tu nowy:)
                        Ja też się identyfikuję jako "dziecko we mgle".
                        Od wczesnego dzieciństwa, odkąd pamiętam, miałem trudności w kontaktach społecznych. Odczuwałem paniczny lęk przed przedszkolem i chodziłem tam zaledwie miesiąc. Potem w podstawówce nie umiałem wejść w prawdziwe relacje koleżeńskie. W liceum podobnie. Wiązało się to także z rolą kozla ofiarnego.
                        Całe życie żyłem marzeniami. Wyobrażałem sobie jako dziecko pojazd w którym jest wszystko potrzebne do życia, perpetuum mobile, i w którym jadę ja, moja siostra i dwa nasze psy.
                        Dziewczyny, które kochałem (tak mi się wydawało) były zawsze dla mnie niedostępne, bo mogłem wtedy je sobie idealizować zamiast naprawdę poznać.
                        Ojciec alkoholik opowiadał mi kiedyś o swojej pracy, ciekawej i dobrze płatnej, o swych możliwościach. W konfrontacji z tym co widziałem była kolosalna różnica. Dlatego wyobrażałem sobie, że jestem lepszy od innych, chociaż sam nie wiedziałem, na czym ta różnica polega i nie miało to żadnego odbicia w rzeczywistości, będąc dla mnie źródłem cierpienia. Marzenia pozwalały mi na kontrolowanie tego co przeżywam. Nie musiałem nic robić żeby je mieć. I nic nie robiłem.
                        Zawsze było mi najlepiej samemu, bo nikogo nie trzeba było rozumieć. Nie znaczy to że nie miałem wcale kolegów, ale wszystkie te relacje były takie jakieś powierzchowne, jakby czegoś w nich brakowało.
                        W domu rodzinnym nigdy się nie przelewało. Na jedzenie zawsze były pieniądze, ale już takie rzeczy jak wycieczka czy nowe buty podlegały ostrej dyskusji. Gdy czegoś chciałem, dostawałem tłumaczenie o tym, że w domu jest ciężko itp. jakby to była moja wina.Czułem się gorszy od innych, wyśmiewany z powodu swej materialnej niższości. Wyśmiewano się z mojego ojca alkoholika. Powodowało to izolację.
                        Dziś w pracy ciężko mi jest zdobyć się na wyrażenie prośby o np. urlop, który jest mi potrzebny aby pojechać z dzieckiem do lekarza. Odczuwam wtedy paniczny strach, omotanie serca. Zaprzeczam swoim potrzebom, zarabiam mniej niż bym chciał, tyle, że ledwie starcza na zaspokojenie podstawowych potrzeb, powielam dziadowską mentalność rodziców.
                        6 lat temu rzuciłem palenie. Od tamtej pory dużo się zmieniło.
                        Miałem problemy z narkotykami. Do dziś sporadycznie mam.
                        Ale chcę przeżyć życie godnie i pod koniec powiedzieć, że warto było. Pragnę iść nie oglądając się na innych i walczyć o własne szczęście, dla którego dużo już zrobiłem, ale to chyba był tylko czubek góry lodowej.
                        Pragnę wreszcie BYC i WYJSC Z CIENIA, czego sobie i wszystkim innym gorąco życzę.
                        PS: Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłem śmiertelnie moim postem:)

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 25)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.