Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › dziecko we mgle
-
AutorWpisy
-
Witaj Adam.
Czytając Twojego posta, tę część o pojeździe w którym jest wszystko, przypomniałam sobie, że miałam calkiem podobne wyobrazenia. Tylko u mnie był to "dom" ukryty na ogrodzie. Wyobrazałam sobie, ze jest taki dom pod ziemią, o którym nikt nie wie, do którego tylko ja mam klucz i w tym domu jest wszystko co potrzeba. To było moje wyimaginowane poczucie bezpieczenstwa, miejsce w którym nikt by mnie nie atakował i w którym czulabym się bezpiecznie, sama.
Witam wszystkie niewidoczne dzieci
tez jestem niewidoczna cały wiek dziecięcuio szkolny byłam taka niewidoczna kryłam sie za kolezankami przyjaciólkami i tak przebrnrłam studia zkolezanką z liceum , nie potrzfiłamnawiązac innych głebszych przyjaźni bałam sie ich bałam sie swej widzialnosci . Po skończonych studiach przyjacciólka wyjechała do innego miasta i zoatłam sama i zaczeła sie lekka depresja ,jakoś sie odnalazłam nawiązałam kontskty w pracy ale jakieś płytkir znajomości z ludzmi dla których istotą były tak naprawdę pozory i pustka, wpracy miło i przyjemnie a wdomu odreagowanie złościa na siebie
tak złośc mi najlepiej wychodzi
relacjie nie były głebokie ale mi odpowidały bo realizowały potrzebe bycia z ludzmi a jednocześnie nie mogły mnie zranić bo pokazywałmtym ludziom tylko maskę
potem kontakty sie rozmyły
Inna praca iinne relacjie tez niezbyt głebokie bo boje sie pokazywac siebie aby nikt niemogł mnie zranić tylko po co ?
Nie daje to radości
Niczym sie potrafie sie cieszyć dlaczego? bochce więcej lepiej -perfekcjionizm ? pycha ? co o tym sadzicie
Niewierzyłam wewłasne zdolności dażyłam żeby być najlepsza i w pewenym momencie okazłosie ze jestem w paracy bardzo dobra i moje nazwisko jest pewenych srodowiskach znane icenione ale ja nadal pozostawałam niewidzialna i niepewenaMam często wrażenie, że ludziom nieświadomym jest w życiu o wiele lepiej. Jeżeli nawet im się nie układa uważają, że to inni są za to odpowiedzialni (pech, sąsiedzi, zły szef itd).
Po co mi ta wiedza, że to ze mną jest coś nie tak i że to ode mnie zależy żeby coś zmienić? Nie zdając sobie z tego sprawy żyłabym sobie w roli ofiary, nie oskarżając siebie za to, że życie przecieka mi pomiędzy palcami a ja nie mam siły żeby mocniej zacisnąć dłoń.Anonim
6 maja 2009 o 22:14Liczba postów: 20551Ja jestem dzieckiem we mgle. Mam troche cech dziecka bohatera, dziecka maskotki, ale glownie jestem jednak dzieckiem we mgle. Nigdy nie sprawialam problemow moim rodzicom. Jak cos bylo nie tak, to staralam sie nie wchodzic nikomu w droge. Nie absorbowalam soba nikogo; moglam siedziec cichutko godzinami, nie przeszkadzac, nie narzucac sie, nie byc. Pamietam, jako okolo 10 letnia dziewczynka bylam u sasiadki, ktora postanowila ulozyc mi wlosy lokowka. Nie potrafila chyba tego za dobrze robic, bo kilkakrotnie przypalila mi skore. Ja siedzialam z zacisnietymi zebami, nie powiedzialam nic, nie skarzylam sie, nie plakalam, pozwolilam sie przypiekac zywcem, zeby sasiadce nie sprawic przykrosci i klopotu. Chyba balam sie, ze jak cos powiem, to ona bedzie zla na mnie. Wlosy byly ulozone tak sobie, a ja potem zdrapywalam strupy ze skory.
Dziecko we mgle czasami nazywane tez jest dzieckiem niewidzialnym. I ja wlasnie taka jestem. Zdarza mi sie czesto przedstawiac sie po kilka razy, ludzie mnie nie pamietaja, musze naprawde ciezko pracowac, zeby pozostac w czyjejs pamieci. Szczerze mowiac meczy mnie to. Wydaje mi sie, ze jestem calkowicie nijaka, wrecz do perfekcji. Jestem, nie ma mnie, to nie ma zadnego znaczenia. Inni ludzie wydaja mi sie tacy ciekawi, fascynujacy, a ja moglabym sie zlac ze sciana. Mam meza, dziecko, mam znajomych, moze i paru blizszych znajomych, ale na to wszystko musze ciezko pracowac, nic nie przychodzi naturalnie. Mysle, ze gdybym przestala (sie starac), to powoli, powoli wszystko zaczelo by ode mnie powoli odpadac, odklejac sie, wszyscy zaczeliby odchodzic i z czasem zostalabym sama.
też mam z siebie dużo z dziecka niewidzialnego – sama siebie nie widzę, nie dostrzegam swoich potrzeb – a jeśli nawet dostrzegam to boję się je jakolwiek wyartykułować. nie dbam o siebie, swoje samopoczucie, mam dużą łatwośc wchodzenia w życiowe dramaty innych, wybaczania im wszystkiego, wyrozumiałości – ale sama dla siebie nie istnieje
nawet w głupiej scholi śpiewam najczęściej wtedy kiedy nikt inny nie chce, taka moja rola, że zawsze można na mnie liczyć, prawie nigdy nie udaje mi się zaśpiewać tego co sobei wcześniej wymarzyłam, nawet jak już odważe się zgłosić to potem i tak z byle powodu pozwalam to sobie zabrać, w końcu liczy się dobro grupy a nie moje
jednocześnie bardzo mnie boli kiedy ludzie mnie nie widzą… kiedy oglądam zdjęcia z wyjazdu z imprezy a mnie NIE MA prawie wcale. kiedy chłopcy na imprezie traktują mnie jakbym była właśnie niewidzialna
wszyscy którzy mnie się czepiają mają oczywiście rację, często staram sie ich zrozumieć… a potem się dziwię że ludzie włażą mi na głowę i robią ze mną co chcą 🙁
Dziecko niewidzialne to także ja w 100% nawet.Nigdy nie sprawiałam kłopotów, dobrze się uczyłam byłam obok tego wszystkiego, trochę paradoksalnie chciałam żeby zwracano na mnie uwagę podczas gdy nie lubiłam jak byłam w centrum uwagi, natomiast w dorosłym życiu nie radzę sobie z emocjami, które tłumione przez lata pragną znaleźć ujście.Wszyscy zawsze myślą"że jakoś sobie poradzi" bo zawsze tak było, a ja chciałabym żeby ktoś się nade mną w końcu zatrzymał.
Mając 25 lat mam problemy emocjonalne jak nigdy dotąd.Chciałabym w końcu pokazać jak jestem słaba, i nie udawać kogoś kim nie jestem. Postawa dziecka niewidzialnego nauczyła mnie oszukiwać emocje swoje i innych. Chciałabym w końcu zrzucić tą "maskę".Jaśminie – samo zrzucenie maski nic nie da, ponieważ łatwo zacząć ją znowu nakładać. Zyczę żebyś się uczuliła na ową przypadłość i nie pozwoliła sobie na przywdzianie nowej "bezpieczniejszej" bądź "wytrzymalszej" kiedy wreszcie zrzucisz z siebie ten ciężar. Trudno jest się pozbyć balastu ale już wiesz że jest Ci zbędny. Będzie dobrze jak w piosence – "nazwij rzeczy po imieniu a zmienią się w oka mgnieniu"
Wszystko pięknie tylko gdyby to było takie łatwe…nie potrafię, nie mogę, bronię się przed tą zmianą… chcę i nie chcę wszystko pełne sprzeczności.:unsure:
Zgadzam się. Zobaczyć jakiś mechanizm to jedno, chcieć się z niego wyrwać to drugie, a MÓC to zdaje się, ostatni etap. To nie jest tak, że się widzi swoje błędy i bez wahania odrzuca stary nawyk, bo po pierwsze – coś tkwi w człowieku od lat i nie tak łatwo się pożegnać z częścią siebie – nawet jak jest chora. Po drugie trzeba się dowiedzieć, z czego to wynika. A po trzecie, w przypadkach traumatycznych, chyba trzeba przeżyć swoją krzywdę, uświadomić sobie uczucia… Wtedy to już samo odchodzi, nie trzeba codziennie siebie pokonywać, bo tym co odchodzi jest właśnie przymus robienia wszystkiego, żeby nie czuć i nie pamiętać…Co do sprzeczności, to bardzo charakterystyczna dysfunkcyjna cecha, terapeuci często zwracają na nią uwagę.
kaktusie – a Ty gdzie mi się tu z tymi kolcami ładujesz 😉
Lepiej tego nie potrafiłabym ująć, szczególnie o traumatycznych przeżyciach, sprawdzone na własnej skórze. Brawo, brawissimo! -
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.