Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › dziecko we mgle
-
AutorWpisy
-
Mam 40 lat i dopiero teraz udało mi się wyprowadzić od rodziców, do których wróciłam po studiach. Wyobrażacie sobie jak mi jest trudno? Teraz czuję się jak dziecko i boje się.
Myślicie, ze to się uspokoi i stanę się odpowiedzialną osobą dorosłą? W tym wieku? Mam szansę na satysfakcjonujące życie?Znam DDA w wieku nawet 50-ciu paru lat. Nigdy nie jest za pozno. Jezeli nachodza Cie mysli, ze moze juz za pozno, nie warto, itd., to prawdopodobnie jest to glos krytyka probujacego przekonac Cie, ze walczyc o siebie nie warto. Ja uwazam, ze warto. Zgodnie z literatura DDA, trzeba jednal pamietac, ze samemu sie tego nie dokona. Potrzebna jest terapia, spotkania, literatura, wsparcie jakiejs blieskiej osoby. Ja mam 34 lata i tez myslalam, ze moze nie warto zawracac sobie tym glowy. W koncu od niektorych decyzji juz sie nie mozna odwolac. Ale pewna osoba przekonala mnie mowiac, ze jedyna gorsza rzecz niz przejscie przez te trudna terapie, to nieprzechodzenie przez nia i trwanie w tym samym obledzie. Powodzenia.
Jak pisała C. P. Estes na szukanie swojej drogi i swojego miejsca nigdy nie jest za późno.
Ale rzeczywiscie moze byc ciezko.
ja mieszkałam z moja mama mozna powiedziec do 27-28 roku zycia .I chociaz bardzo ja kocham to z perspektywy 3 lat widze ze nie było to dobre . we wszytko sie wtracała i wiele rzeczy robiła za mnie a ja czulam sie jak kaleka. Na moje szcescie wyjechałam i mieszkam z dala od domu ze swoim chlopakiem .I jest mi z tym dobrze.Hej,
mój problem polega m.in. na tym, że u mnie nie ma żadnej terapii. 12 króków robię sama z Bogiem i są efekty, pewnie powolne w porównaniu z profesjonalna terapią. Te moje postępy dokonują się poprzez kolejne kryzysy. Teraz też mam kryzys. Jest ciężko. A jeszcze do DDA i wyprowadzki – nagłego osamotnienia dołożył się ogromny zawód uczuciowy. Co prawda dzięki tej historii na wiele spraw nauczyłam się patrzeć inaczej. Więc oceniając całość tej sytuacji obiektywnie jest do przodu, tylko to tak strasznie boli i tak bardzo się boję.hmm..to zależy gdzie mieszkasz, ja idę na terapię bo wiem, że kluczem jest praca z ludźmi. Wiem że oprócz tych 12 króków i wiary potrzebne jest coś w rodzaju wyjścia z dotychczasowych ram swojej głowy i wiem że osoby trzecie w tym pomogą bo lepiej potrafią zdiagnozować nas niż my sami siebie. I na odwrót. Wtedy możliwe jest zaufanie sobie w pełni chyba, takie jest moje zdanie. To, co ci pozostaje, to internet i wyjazdy na mityngi. Spróbuj umówić się chociaż i odwiedź jakiś ośrodek przynajmniej dla uzyskania informacji od pracowników i otrzaskania się z tematem w realu. Jak już to zrobisz, to reszta odbywa się niejako automatycznie:)
powodzenia -
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.