Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Gdzie jest granica, bo zwariuję!!!

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 23)
  • Autor
    Wpisy
  • Estera Milewska
    Uczestnik
      Liczba postów: 542

      Wychodzić ok, ale nie "mieszkać" w pubie. A poza tym nie wiem czy doczytałaś, ale ja miałam z nim problem, to on nie chciał nigdzie iść, a teraz wiecznie gdzieś biega. Wpadł ze skrajności w skrajność. Nie pamiętam już nawet kiedy ostatnio poszedł sam lub z Przemkiem porobić zdjęcia, tak dla przyjemności. Nic tylko wieczne przesiadywanie w pubie czy w innym tego typu miejscach. Nie może skończyć książki od miesiąca, bo wyłazi ze znajomymi itd. Jakoś wątpliwym jest dla mnie, że on tam odpoczywa. Ja czekam kiedy znowu jego mama zrobi mu na ten temat pogadankę, że mógłby w domu zamieszkać.

      kaktus
      Uczestnik
        Liczba postów: 694

        No to tak: po pierwsze, facetowi zawsze zaczyna odbijać, jak znajdzie pracę, w której może się wykazać.Ego mu rośnie, odrywa się od rzeczywistości i nie bardzo wie, o co wszystkim chodzi, przecież chcieli, żeby był szczęśliwy, pewnie są zazdrośni, zaborczy, zacofani (i inne słowa na z). Nie rozumieją, jak on się spełnia, nie chcą się cieszyć jego sukcesami, a profesjonalnie też się z nimi nie pogada…Skończyła się ponura codzienność z marzeniami, których nie można dosięgnąć, można się też oderwać od problemów "zwykłych" ludzi i zacząć prawdziwie żyć.
        Estera, ja wiem, że Ty jesteś mocno odpowiedzialna i myślisz, że pewnie nie straciłabyś kontaktu z rzeczywistością w taki sposób. To się też łączy z poczuciem kontroli, a projekcja zdań o ojcu na Twojego narzeczonego o tym świadczy. Im mocniej będziesz się starała zatrzymać go na ziemi, tym bardziej on poczuje się nierozumiany.
        Trudno zrozumieć partnera, jeśli się go boi stracić, a nie jest się na identycznym etapie życia.
        Przypomnij sobie wszystko, co razem przeżyliście. Myślisz, że naprawdę może bez mrugnięcia okiem od Ciebie odejść i nigdy tego nie żałować?

        Katarzynka21
        Uczestnik
          Liczba postów: 808

          "..Zastanawiam się czemu kochamy ludzi, choć oni nas krzywdzą." – no wlasnie zastanow sie nad tym powaznie i znajdz odpowiedz. Mysle,z e to moze okazac sie kluczem do calej zagadki.

          Zdrowa milosc polega na kochaniu i tworzeniu bliskosci dobrowolnej z inna osoba. Milosc ma szanse sie poglebiac jedynie gdy jest obustronna. Jesli jest jednostronna to jest to jedynie moze zauroczenie, zakochanie lub ostatecznie po dluzszym czasie uzaleznienie. Poczucie krzywdy nie ulatwia poglebiania relacji, wiec sto w sprzecznosci z miloscia. Milosc do partnera to milosc z wyboru, ktora powinna byc poparta pozytywnymi uczuciami. Milosc do osob, ktore nas krzywdza (o czympiszesz) jest zrozumiala jedynie w zwiazkach typu rodzic-dziecko. W innych (w zwiazkach z wyboru), utrwalanie wiezi z ludzmi, ktorzy w naszym przekonaniu nas krzywdza jest niezdrowe i moze wynikac wg mnie albo ze stanu faktycznego (ta druga osoba na prawde nas krzywdzi) i kontynuacja zwiazku z nia polega na uzaleznieniu bardziej niz milosci lub innych mechanizmach wynikajacych z potrzeby drugiej osoby, a nie z bycia razem z woboru; badz na urojonych przez nas krzywdach (to znaczy uwazamy,z e ktos nas krzywdzi tym, ze jest jaki jest) i bycie z ta druga osoba jest uzasadnione z punktu widzenia logiki, ale albo mamy problem z pogodzeniem sie, ze zbyt duzo nas rozni od tej osoby, albo nie mozemy tych malych roznic zaakceptowac-to moze wynikac z nadmiernej potrzeby zawlaszczenia tej osoby i braku umiejetnosci zadbania o siebie, co moze tez w konsekwencji prowadzic do uzaleznieniowego bycia z ta osoba. W kazdym razie oba te przypadki sprowadzaja sie w moim przekonaniu do panicznego leku przed utrata tej osoby czyli ogolnie rzecz biorac do leku przed samotnoscia. A jak powiedziala kiedys moja kolezanka "nie da sie byc w zwiazku szczesliwym jesli nie jest sie soba", a osoby z rodzin DDA/DDD zazwyczaj w zwiazku nie sa soba, bo siebie po prostu nie maja. Dlatego cala soba angazuja sie w zwiazek i ta osobe, nie zostawiajac miejsca dla siebie, bo to miejsce to pustka, a pustke najlepiej zamieszkuje strach i lek. Wg mnie powinnas w pierwszej kolejnosci popracowac nad soba, nad tym kim jestes, jakie masz potrzeby, plany, pragnienia, a potem skonfrontowac je z Twoim chlopakiem i zastanowic sie,czy da sie to pogodzic i czy ilosc kompromisow na jakie bedzie trzeba isc jest do zaakceptowania i dla jednej i dla drugiej osoby. Potem podjac decyzje czy Wasz zwiazek oparty na takich fundamentach sie nie zawali i czy ma szanse przetrwac w formie satysfakcjonujacej, gwarantujacej obopolne zadowolenie. Pora zrozumiec, ze milosc to nie bajka gdzie ksiaze sie pojawia i rzuca wszystko dla zwiazku i zyja dalej dlugo i szczesliwie. Milosc, trwala i satysfakcjonujaca to ciagla praca z dwoch stron, szukanie porozumen, tworzenie bliskosci, a jesli to niemozliwe podejmowanie decyzji o rozstaniu.

          A na koniec zdam Ci pytanie, ktore zadala mi moja terapeutka, z reszta nie wiem czy juz go nie zadawalam. Odpwiedz na nie jest kluczem do zrozumienia wielu Twoich problemow:

          "A co jak sie rozstaniecie? Co stracisz jak sie rozstaniecie? Dlaczego tak boisz sie tego rozstania"?

          I podpowiem, ze nieprawidlowa jest odpowiedz, ze stracisz jego, stracisz wielka milosc, stracisz czlowieka ktorego kochasz. Zastanow sie co Ty stracisz pod wzgledem uczuc; jakie uczucia sie pojawia i gdzie jest ich źródło, jakich uczuc sie boisz, a ktore moga sie wtedy pojawic.

          Pozdrawiam

          Margo
          Uczestnik
            Liczba postów: 244

            z tego co piszesz "mogłby zamieszkać w pubie"… pije w nim … soczki?
            nie sugeruje ze jest uzalezniony , ale czesto wypady do pubu, sugeruja czesto spozywanie alkoholu, nie musi byc nawalony….a przez telefon tego nie wiesz…
            bardzo sie nakrecasz Esterko… probowalas sie z nim spotkac i powiedziec o swoich obwach i o tym co cie martwi?

            Katarzynka21
            Uczestnik
              Liczba postów: 808

              Tylko Margo czasem jest tez tak, ze nie boimy sie tak do konca alkoholu, a raczej tego ze ktos zaczyna spedzac z innymi wiecej czasu, co jest zagrozeniem dla naszej pozycji w tym zwiazku. Zaczynamy nabierac przekonania (i czasem moze i slusznego), ze jestesmy mniej wazni, na drugim czy ktoryms tam planie. Mi sie wydaje, ze nie ma tak do konca w tym nic zlego, tylko trzeba wiedziec gdzie jest granica i w pore postawic na siebie, a nie na walke z wiatrakami.

              Choc pewnie alkohol tez jest wazny i ja z moim dosc podejrzliwym podejsciem, w rzeczy samej z trudem uwierzylabyum, ze moj partner (Jezu jak ja nie lubie tego slowa ;-)) chodzac do knajpy po pracy kilka razy w tygodniu siedzi przy kaweczce lub coca coli. A moze to nie jest podejrzliwosc tylko raczej realne podejscie do sprawy?

              Margo
              Uczestnik
                Liczba postów: 244

                Katarzynko, to nie jest podejrzliwosc.
                to jest pytanie o fakty.
                z Alkoholizmem jest tak ze jest on najczesciej szczytem gory lodowej, pod ktorą czają sie inne glebsze problemy.
                dobrze jest znalezc zrodlo problemu, w sobie i w drugiej osobie.
                w ktorym momencie pojawia sie lek czy obawa.co jest zrodlem naszego strachu.
                nie ma nic zlego w spotkaniach ze znajomymi, w gospodarowaniu sobie czasu wolnego. wazna jest jakosc spedzanego czasu, czy nie pociaga ono za sobą innych konsekwencji.

                Carola
                Uczestnik
                  Liczba postów: 402

                  Estera Milewska zapisz:
                  „Wychodzić ok, ale nie "mieszkać" w pubie. A poza tym nie wiem czy doczytałaś, ale ja miałam z nim problem, to on nie chciał nigdzie iść, a teraz wiecznie gdzieś biega. Wpadł ze skrajności w skrajność. Nie pamiętam już nawet kiedy ostatnio poszedł sam lub z Przemkiem porobić zdjęcia, tak dla przyjemności. Nic tylko wieczne przesiadywanie w pubie czy w innym tego typu miejscach. Nie może skończyć książki od miesiąca, bo wyłazi ze znajomymi itd. Jakoś wątpliwym jest dla mnie, że on tam odpoczywa. Ja czekam kiedy znowu jego mama zrobi mu na ten temat pogadankę, że mógłby w domu zamieszkać.”

                  no widze ze ciegle masz z Nim problemy… albo za malo wychodzi albo za duzo, tylko jestem ciekawa kto wyznacza te zasady ? bo jak wiesz dla jednego pol szklanki to jest tylko pol a dla drugiego az pol. Czy te zasady "normalnego funkcjonowania" On wyznacza sobie jako wolny czlowiek czy Ty Jemu wyznaczasz… mysle jednak ze to drgie, czytajac o zdjeciach i ksiazce. Tylko nie wiem czy sie zastanowilas nad tym ze On moze nie miec ochoty ani na zdjecia ani na ksiazke ? ot tak sobie, bez powodu, albo z braku czasu bo ma wazniejsze zajecie jak naprzyklad wyjscie do knajpy ze znajomymi.
                  Jestes jak Jego matka a nie jak dziewczyna, Ona tez robi Mu pogadanki i Ty tez ciagle cos od Niego wymagasz…… powiem prawde ze ja bym zwiewala i od jednej i od drugiej, bo nie zapominajmy ze On jest doroslym czlowiekiem.

                  I nie zapominajmy o tym ze On jest wolny, ja wiem ze ty jestes na etapie biala suknia, welon itp ale On napewno nie jest i nie mozesz wymagac od Niego zeby zachowywal sie jak maz, ojciec rodziny itp

                  ps. nie bierz tego co pisze jako wrogie czy napasc na Ciebie, chce Ci uzmyslowic ze kazdy czlowiek ma prawo do decydowania za siebie, czy to sie komus podoba czy nie.

                  Jak bylam mloda to tez mialam napady siedzenia w domu, miesiacami koniami nie mozna bylo mnie wyciagnac nigdzie i mialam napady wychodzenia kiedy nigdy mnie w domu nie bylo… i bylo to obojetne ze mialam chlopaka. Mienie chlopaka nigdy nie wiazalo sie u mnie z zalozeniem chusty na glowe jak turczynki i zamkniecia sie w domu na klucz, bo przeciez mam chlopaka i juz mnie pogrzebano 😉 nie mam zadnych praw, tylko obowiazki.

                  Edytowany przez: Carola, w: 2007/12/06 15:59

                  Anonim
                    Liczba postów: 20551

                    Wiecie dziewczyny , widziałam się dzisiaj z nim. Jakoś sam zaczął ten temat. Stwierdził, że jednak mam trochę racji, że musi przystopować, bo faktycznie on trochę przesadza i ja się przez to denerwuję. Ten drugi argument nie przypadł mi do gustu, ale już nie chciałam się czepiać. Choć ma rację, że się denerwuję.
                    I wiesz Kaktus, po raz kolejny usłyszałam też, że bardzo żałuje, że wypowiedział tamte słowa, że czas to skończyć, że bardzo chce, żebym przestała się bać i płakać. I że tak się cieszy, że dzisiaj znowu zaczęłam się śmiać, bo on tak uwielbia, kiedy mój śmiech drży w jego uszach. I masz w jeszcze jednym rację, trudno mi bywa go zrozumieć.
                    Wiesz Katarzynko ja chyba przestałam się zajmować jego piciem. Ma prawo pić, nawet się upić, ale musi pamiętać o konsekwencjach tego, co robi czyli np. kac nastepnęgo ranka i to nie tylko poalkoholowy. Mam rękę na pulsie. Jak do tej pory mnie nie zawiódł i siebie zresztą też, bo nie lubi się upijać. Czego się boję, gdyby on odszedł? Hmm chyba tego, że znów przestałabym się śmiać, straciłabym część siebie. Jak rozstaliśmy się czułam się, jakby mi ktoś wydarł połowę serca. Przy nim jestem inną osobą, swobodną, niekontrolującą się na każdym kroku, mniej perfekcyjną, bo on i tak mnie kocha.Ktoś nareszcie mnie kocha tak w cudzysłowie bezwarunkowo, ktoś mnie potrzebuje, bo mnie kocha.I ja go potrzebuję, bo go kocham, a nie jest łatwo mi o tym pisać. I teraz, gdy on jest przy mnie nie obchodzi mnie reszta świata, bo dzięki niemu moge być taka jaką chcę być, bo on bedzie przy mnie cokolwiek się zdarzy, czy zdechnie mój kotek, czy zostawi koleżanka. I dobrze mi z tym wszystkim, ale nawet teraz zastanawiam się czy to są prawidłowe odczucia. Czy za chwilę nie usłyszę, że to wcale nie jest miłość, tylko moja potrzeba posiadania kogoś.
                    Wiesz Carola ja nie wyznaczam, żadnych zasad. To były moje prośby, żeby wyszedł ze mną i z moimi znajomymi. W końcu jak chciał, żebym poszła z nim na jakiegoś tam grilla, na którego nie miał ochoty iść, ale nie mógł się już wykręcić, to poszłam, bo mnie poprosił, że nie chce iść sam, tylko ze mną. Może się mylę, ale chyba mogło tak być, że raz spotykamy się z jego znajomymi, raz z moimi. To nie były zasady. A poza tym ja nie chcę, żeby przestał wychodzić, tylko żeby nie przeginał. We wszystkim są granice. Co do fotografowania, to on to uwielbia, to jego druga kochanka po mnie jak on to mówi.
                    Slub, ja myślę, że on jest do niego dużo bardziej gotowy niż ja. To on wprowadził ten temat do naszego związku nie ja. To on powiedział, że nareszcie spotkał kobietę, z którą chciałby mieć dzieci. Ja byłam w niezłym szoku jak to usłyszałam. Zatkało mnie. Ja naprawdę nie chcę decydować za niego, ale czy nie mam prawa bać się o niego i wyrażać swoich obaw, nawet jeżeli się mylę. A jak do tej pory już parę razy usłyszałam: jaki ja głupi jestem, że Cię nie słucham. Może popełniam błąd, ale czy dusząc wszystko w sobie, czy my oboje będziemy dużo szczęśliwsi?

                    Carola
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 402

                      no i widzisz hihi zmusilam Ciebie do racjonalnego myslenia :laugh: przeczytaj pierwsze swoje posty, pisalas jak rozwydrzona dziewczynka tupiaca noga, ostatni Twoj post napisala dorosla dojrzala kobieta 🙂

                      na tym forum to jest jak na przesluchaniu, zawsze jest jeden dobry policjant i jeden zly 😉 ale razem pracuja na te same zeznania :laugh:

                      yucca
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 588

                        Przeczytałam cały wątek i mam wrażenie, że kazde z Was ma swoje problemy i swoje skłonności do popadania w skrajności. Ale jako, że to Ty Estero tu napisałaś a nie Twój facet, postaram się napisać Ci swój pogląd i podzielic się tym co myślę i co Ty możesz zrobić. Chciałabym się skupić zwłąszcza na jednym mechanizmie.

                        Otóż, jesli w relacji działa jakaś forma przemocy, persfazji, niezadowolenia czy pretensji, to u samodzielnych dorosłych facetów (czasem też u kobiet, ale zwłaszcza u facetów), rodzi się bunt. Tu się kłania cały temat wychowania zgodnego z płcią, dlatego kobietom trudniej to pojąc niż facetom, my zwyczajnie inaczej jesteśmy wychowywane, od nas nie wymaga sie aż takiej indywidualności, samodzielności, samowystarczalności. Ale o co chodzi, Napisałas, ze gdy mu wspominasz o zbyt czestych wyjściach, to on zachowuje się jak dziecko któremu zabiera się zabawkę. On faktycznie może się tak właśnie czuc, może uciekać z klatki, bo czuje, że właśnie taką klatkę mu fundujesz. To, że jestscie ze sobą może wcale nie oznaczać dla niego zgody na tak głeboką ingerencję w jego zycie z Twojej strony. Myślę, ze to sprawa jaknajbardziej indywidualna, ale wielu facetów tak dobrze nauczyło się zyć samemu (mówi się na to czasem syndrom starego kawalera, ale dotyczy mężczyzn w róznym wieku), że nie wyobrażają sobie, by ktoś miał za nich decydować w sprawach z jakimi sobie radzą. Gdy tak jest, czują pomieszanie nadopiekuńczości z włażeniem z butami w ich życie. Pewien aktor czy pisarz – nie pamiętam – w dość zaawansowanym wieku, kiedyś zapytany dlaczego jest samotnym kawalerem i nigdy się nie ożenił, odpowiedział, ze miewał kochanki, przyjaciółki, ale kończył te związki w momencie gdy jak pozwolił którejś pomieszkiwać u siebie to ona zaczynała od przemeblowywania JEGO mieszkania, sprzątania, wyrzucania jego bibelotów, które choć stare i zakurzone były JEGO pamiatkami i prania JEGO ciuchów. Myślę, ża anegdota dobrze obrazuje samodzielność, potrzebę prywatności i własnego świata u facetów, stojącą w opozycji do potrzeby kontroli i opieki kobiet względem swoich lubych.

                        "..Zastanawiam się czemu kochamy ludzi, choć oni nas krzywdzą."
                        tę kwestię poruszyła już Katarzynka. Ale mi się wydaje, że w Twoim przypadku Estero, to nie ktoś Cię krzywdzi tylko krzywdzą CIę Twoje własne ograniczenia, blokady i poglądy, Twoja wizja związku, tego jaki facet być powinien a jaki nie powinien.Widziałaś za dużo we własnym domu i wywarło to wielkie piętno.Tak bardzo nie chcesz powtórki, że właśnie w jej stronę się kierujesz zataczając regularne koło. Musisz dla własnego dobra odkleić się od faceta i stanąć na własnych nogach, a zapewniam się, ze lęki, smutki i poczucie skrzywdzenia miną. Sama właśnie przez to przechodze w swoim związku, przez kolejne etapy odklejania się od mojego faceta. Daj chłopu luz, nie zadręczaj gadkami o imprezach za kazdym razem jak go widzisz, nie miej nosa na kwintę i obrażonej minki gdy się spotykacie, i co najważniejsze, nie popadaj w panikę że może odejść, bo to mi pachnie uzaleznieniem od niego. Odejdzie to odejdzie, nie on jeden na świecie. Ważne byś Ty nie odeszła od siebie samej. Jest wolnym człowiekiem, niezaleznym i ma wolną wole. Zawsze istnieje możliwość, że odejdzie lub zmieni się (nawet poprzez alkohol) do tego stopnia, że sama będziesz miała go dość. A napominania i strach tylko nakręcają tę machine. Czasem warto zadać sobie pytanie – Jak bym się czuła gdyby ktoś zachowywał się tak względem mnie? A tak na marginesie. Faceci uparci są, byli i będą. Ot patriarchat ;P
                        Polecam serdecznie wszystkim kobietom szukającym oparcia w sobie ksiązkę – "Biegnąca z wilkami" Pinkola
                        Pozdrawiam
                        yucca

                        P.s. Jeszcze coś.
                        "Wiesz Carola ja nie wyznaczam, żadnych zasad. To były moje prośby, żeby wyszedł ze mną i z moimi znajomymi. W końcu jak chciał, żebym poszła z nim na jakiegoś tam grilla, na którego nie miał ochoty iść, ale nie mógł się już wykręcić, to poszłam, bo mnie poprosił, że nie chce iść sam, tylko ze mną. Może się mylę, ale chyba mogło tak być, że raz spotykamy się z jego znajomymi, raz z moimi."

                        Po pierwsze, w życiu nei ma tak, że ustalamy sobie, ze raz idziemy do moich znajomych raz do twoich i to funkcjonuje nieprzerwanie. Aby tak było, zycie musiało by być martwe.

                        A druga rzecz, to o zasadach. Oczywiście, ze proszenie nie jest wyznaczaniem zasad, ale pytanie czy umiesz przyjąć odmowę i przejść nad nią do porzadku dziennego? Czy akcepetujesz, że partner może powiedzieć NIE? Jeśli przyjmujesz ją bez przeszkód to spoko, ale jeśli gniewasz się, złościsz, lub masz żal, to włąsnie jest to wyznaczanie kryteriów i zasad. Pokazujesz co akceptujesz a co nie i w wypadku nieakcpetowania odmowy sama PROSBA rozchodzi się po kościach, staje się raczej wymaganiem. A już widać, że na odmowy reagujesz żalem i poczuciem, że to czego chcesz i o co prosisz jest mało dla niego ważne. Masz ochotę iść do przyjaciół – idz sama skoro on nie chce. I nei wychodz z nim tylko dlatego, że Cię prosi. Nie umie odmówić przyjaciołom, jego problem, niech się nauczy, a jesli będziesz łagodzić skutki tej niemocy to się nie nauczy. Ech, czuję, ze zadne z Was ani nie umie prosić po ludzku ani po ludzku odmawiać. Każde z Was ratuje partnera przed światem, a kto uratuje was przed soba nawzajem?
                        Nie wiem czy jestes na terapii, ale zachęcam, sporo wiesz, jesteś otwarta na zmiany, myślę, że to czego potrzebujesz to ukierunkowanie i wsparcie, jakie moze Ci zapewnić terapeuta, a jakiego nie ma na forum wśród dziesiątków zdań i podejść.

                        Edytowany przez: yucca, w: 2007/12/07 10:49

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 23)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.