Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Gdzie jest granica, bo zwariuję!!!
-
AutorWpisy
-
Anonim
7 grudnia 2007 o 20:30Liczba postów: 20551Wiesz Carola, moim zdaniem ja nie napisałam w przedostatnim poście niczego innego niż w pierwszym, jest to dla mnie jakkolwiek wątpliwym. W mojej postawie i myśleniu niewiele się zmieniło w tym względzie.
Yucca, czytając Twoją wypowiedź mam wrażenie, że im bardziej tutaj wyjaśniam o co chodzi to, gmatwam to wszystko jeszcze bardziej do tego stopnia, że ludzie już wcale nie rozumieją o co chodzi. Zwłaszcza jak przeczytałam Twoją wypowiedź. To dlaczego ja byłam na niego zła, że nie chciał ze mną wychodzić to jest jeszcze bardziej skomplikowana sprawa i mało związana z jego wyjściami obecnie. Wspomniałam o tym tylko dlatego, żeby udowodnić, że wpadł ze skrajności w skrajność. Nie wiem czy jest sens tłumaczyć. Tak może po trochu, chciałam się iść z nim pobawić, a że nie jestem osobą, która świetnie bawi się w gronie nowo poznanych osób, dlatego chciałam, by wyszedł ze mną i z moimi znajomymi. I usłyszałam, że nie pójdzie, bo chłopak mojej koleżanki to taki i taki. I uwierz mi on odmawiając mi wiedział, że ja też nie pójdę, bo jestem uzależniona od niego, bo nie mam powrotu do domu z imprezy. Poza tym ja też nie lubię wszystkich jego znajomych, ale nie mówię, mu nie nie idziemy, bo ich nie lubię. Jakbyśmy tak postępowali to każde z nas musiałoby wszędzie chodzić osobno. Trzeba umieć przyjmować odmowę, ale i iść na kompromis.Wątpię, żebym to nawet teraz wyjaśniła na tyle dobrze byście zrozumieli mnie jak trzeba. Miałam prawo się zdenerwować i nawet on o tym wiedział w tamtym momencie.
Mam też prośbę, nie piszcie mi, że jestem przyklejona do niego i nie mam życia prywatnego poza nim, bo to nieprawda. Nie jest ono może wypełnione imprezami, bo jednak dla mnie dojazdy to poważny problem, a szczególnie powroty z Wrocławia po imprezie, ale ono istnieje czy to zakupy z koleżanką, czy to spacery, lody, kawa. Choć kiedyś łatwiej mi było wychodzić, bo pracowałam i mogłam sobie pozwolić na więcej. W chwili obecnej muszę się liczyć z każdym groszem. Kiedy znowu będę miała pracę, znowu będę robić, co chcę. I będę mogła sobie pozwolić na szaleństwa w ciągu miesiąca.
Myślę, że mam się prawo bać, że On zechce odejść, raz już to zrobił. To podobnie jak ze zdradą. Czy kobieta, która pozwala wrócić do siebie mężczyźnie, który ją zdradził, nie ma prawa bać się jeszcze przez jakiś czas, że on może zrobić to znowu. Nie sądzisz Yucca, że mój strach jest spowodowany faktem, że w tej kwestii nie udało mi się jeszcze odbudować zaufania do niego. Nie mam więc prawa się bać?
Chciałam Ci także powiedzieć, że chodzę na terapię, nawet dzisiaj byłam, ale nie miałam ochoty o tym rozmawiać i nawet terapeutka powiedziała mi, że mogę o tym pogadać kiedy będę chciała.
Myślę, że muszę sobie sama poradzić z tym problemem, bo tylko ja dokładnie wiem jak jest, a jak zauważyłam nie potrafię tego tutaj wytłumaczyć.
Dziękuję za wszystkie rady, część z nich na pewno mi się przyda. I przepraszam wszystkich, że nie potrafię wytłumaczyć sytuacji na tyle dobrze, a także jeżeli kogoś uraziłam swoją wypowiedzią.
Pozdrawiam wszystkich i dziękuję raz jeszcze.Droga Esterko, nie wiem czy już zakonczyłaś ten post, ale dopiszę coś. Wybacz nie przeczytałem wszystkich odpowiedzi, bo dziś jest sobota, oczy mnie juz bolą siedzę długo przy kompie (windows pada) Swoją drogą bardzo Cię wszyscy lubią bo niezła książka z tych odpowiedzi mogłaby wyjść, przecież Yucca to prezydenckie przemówienie napisała:)). A ja chciałem dodać, że Twój narzeczony nie jest idealny. Czy musi być? Nie musisz się tak martwić co będzie to będzie i tak się dowiesz. Z tego co pamiętam jak zwykle o sobie nie myślisz. Zajmij się sobą, nauką, rozrywką tym co lubisz i co możesz robić sama. Niech się chłopak nie dusi Twoją kontrolą, a przede wszystkim Ty odpocznij. Ktoś mi kiedyś fajnie napisał "w miłości się nie myśli się czuje";) ciekawe kto. może to trochę nie pasuje tutaj ale mądre wypowiedzi będę cytował jak blondynka.
Gdyby coś się stało gdyby coś nie poszło tylko gdybam, nie on jedyny. Ale wątpię:). Musisz uwierzyć że sama ze wszystkim sobie radę doskonale dajesz, że sama jesteś silna i że w niczym nie zależysz od nikogo. Nie możesz być dziewczyną panicznie bojącą się porzucenia, bo to wykańcza (to normalne u nas:) u mnie? ale trzeba z tym walczyć). Bo musisz uwierzyć że sama sobie radę zawsze dasz. ZAWSZE.
tyle mojego (może ktoś już napisał podobnie?) ps. mi często trudno uwierzyć w siebie
pozdrawiam VisNo to ja jeszczen a koniec dodam swoje pare groszy. Piszesz "prosze nie piszcie mi, ze jestem przylepiona do mojego chlopaka". Po pierwsze dlaczego mamy tego nie pisac? Kazdy pisze to co uwaza, dziwna ta prosba, bo to troche tak jakbys nie chciala pewnych rzeczy sluchac-weic moze to taki punkt do zastbanowienia dla Ciebie. Bo pamietaj, ze zwracaja szczegolna nasza uwage, i wzbudzaja szczegolne emocje sprawy, ktore nas dotycza. Jesli to Cie dotyka to pytanie dlaczeg?
Swoja droga ja, z tego i wielu poprzednich postow, wnioskuje, ze JESTES przyklejona do swojego chlopaka i nad tym najprawdopodobniej bedzesz bardoz duzo na terapi pracowac, ale na razie chyba sama przed soba nie chcesz sie do tego rpzyznac i to Cie blokuje.
Twoja odpowiedz, ze gdyby odszedl tracilabys usiech i nie moglabys byc taka jaka jestes, a taka siebie lubisz jest odpowiedzia przykrywka. Jesli mozesz byc soba taka jaka lubisz tylko bedac z kims i jesli usmiechasz sie tylko bedac z inan osoba to utrata tych rzeczy jest jedynie skutkiem rozstania, a nie prawdziwa utrata. Wg mnie utracilabys poczucie bezpieczenstwa przede wszytkim, a jesli dorosla osoba traci poczucie bezpieczenstwa bedac sama to swiadczy o pewnych niedomogach emocjonalnych i emocjonalnej niedojrzalosci.
Strach przed utrata chlopaka mialas juz wczesniej-zanim Cie zostawil, wiec odpowiadajac Yucce,z e teraz po tym jak Cie zostawil masz prawo sie bac, jest jakby wytlumaczeniem biezacym, a zapominasz ze balas sie tez wczesniej. Ja tez uwazam, ze trzymasz sie go ja, przepraszam za wyrazenie, grzyb-pasozyt. Nie mozesz bez niego normalnie zyc, i chcesz z bycua z nim czerpac profity dla siebie, bo sama po rpostu emocjonalnie nie potrafisz funkcjonowac.
Generalnie, uwazam ze w postach powyzej jest bardzo duzo prawdy o Tobie, a Ty w zasadzie kazdego posta negujesz, zaprzeczasz wszystkim tym rzeczom, mowiac ze znasz sytuacje lepiej i, ze zostalas zle zrozumiana. Otoz, ja uwazam ze pewnie wiele osob duzo bardziej jest swiadomych Twojej sytuacji niz Ty sama, dobrze zrozumialo, ale zinterpretowalo to w sposob nieemocjonalny i bliski obiektywnemu. Wg. mnie pewnie bardzo duzo moglabys z tych postow konstruktywnego dla siebie wyciagnac, ale zeby to zrobic musisz sie otworzyc, na rzecz ktore nie sa nieraz mile, ale sa konieczne dla zrozumienia swojej wlasnej sytuacji.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.