Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Głód uwagi

Przeglądasz 10 wpisów - od 41 do 50 (z 140)
  • Autor
    Wpisy
  • marta2985
    Uczestnik
      Liczba postów: 106

      Widzicie a ja w tej sytuacji wyzywam się na partnerze, odsuwam go od siebie,moją złość, frustrację za to że mama jest chora wyrzucam na niego. Kiedyś tak robiłam z mamą, to na niej skupiały się moje emocje,jak coś mi nie szło albo było mi źle. Teraz przerzucam to na niego, nawet nie chce mi się z nim gadać. Jest mi źle ale co on jest temu winien ? Ciekawa jestem czy ja bym chciała być tak kiedyś potraktowana, jak ja traktuje jego. Ale nie umiem się przełamać i być dla niego taka jak byłam dotychczas.

      ona.ddd
      Uczestnik
        Liczba postów: 73

        Cieszę się, że znajdujesz w sobie emocje, i to całkiem dużo, choć przykro mi, że ci ciężko. Czy masz pomysł, czego w związku z tymi uczuciami potrzebujesz ? może ode mnie, a może w ogóle?

        Niestety nie wiem czego potrzebuję 🙁 Mam tylko fałszywe potrzeby, fałszywe bo ze starych schematów – jakiegoś zapewnienia, że będzie dobrze, że nikt mnie nie opuści.

        Odnośnie kontroli. Ja o tym problemie z kontrolą wiem od początku wizyt u psychologa i psychiatry. To było pierwsze co im się rzuciło w oczy. Także już od roku próbuję puścić. Chyba w sumie mam pewne sukcesy nawet. Niewielkie ale jednak. Staram się nie radzić całej rodzinie co mają robić. Jak już wspominałam o tym wyżej strasznie mnie drażni to moje przyzwyczajenie i chcę się od niego uwolnić.  I już coraz mniej widzę się angażuję w te rodzinne sprawy. Staram się zostawiać sprawy swojemu biegowi. Na razie postęp jest w strefie rodzinnej, chociaż w ogóle staram się nie radzić nikomu ale jak ktoś nowy tu na forum się pojawia to korci strasznie żeby się wypowiedzieć (oczywiście w dobrych intencjach-jak zawsze), podpowiedzieć jak robić żeby było lżej i lepiej. Ale heca cała jest w tym, że jest jak piszesz – trzeba NIE robić. Więc taki jest dylemat i dyskomfort – chcesz pocieszyć, ale nie doradzać jednocześnie. To wyjdzie że olewasz kogoś. Ja nie wiem jak to moje panie psychiatra i psycholog robią ale mają taką fantastyczną umiejętność nie radzenia, a jednak wspierania. Nie umiem tego odtworzyć np. dla @Ibra i @marta2985. Jak mi było źle to słyszałam tylko od innych – jak to ty taka osoba silna, zaradna, w tym stanie? co się stało, nie nie można tak (słowo klucz – nie można). Nie, nie to musisz (słowo klucz – musisz): biegać, iść na basen, spacer, znaleźć motywację, hobby. I moje ulubione: dziewczyno, byś miała dziecko to byś miała tyle zajęć że byś na smuty nie miała czasu! A u psych: spokój. Dostałam potwierdzenie, że tak, ja się tak czuję jak się czuję, mogę i mam prawo się tak czuć (słowa klucze – mogę i mam prawo). Zostałam tym jakoś ugłaskana, pocieszona, użaliły się nade mną jakby – to czego od nikogo nie dostałam, a co było mi bardzo potrzebne i to czego @marta 2985 oczekuje od partnera. To bym chciała też przekazać innym DDD i DDA ale nie umiem. Boszzze i znowu się nakręcam z pomocą… a tym samym z kontrolą. W szkole średniej kolega podpowiedział mi „fantastyczny” trik. Który niestety przyjęłam i który zaczął się rozwijać ostatnimi czasy (parę ostatnich lat) w niekontrolowany sposób. Powiedział mi że on sobie wyobrażą w głowie scenki jak się z kimś widzi i jak rozmowa przebiega. I ćwiczy różne warianty tych rozmów, żeby nikt go nie zagiął. Myślę sobie – genialne! U mnie zawsze ciężko z rozmowami bo mam refleks szachisty i tak dopiero po 2 dniach może bym coś mądrego odpowiedziała komuś. Zaczęłam więc ćwiczyć różne scenki w głowie. Skończyło się na tym że nie mając znajomych, będąc bardzo zamkniętą w sobie i samotną, całe życie rozgrywam w głowie. W głowie rozmawiam ze znajomymi, randkuję, kłócę się. Przerabiam tematy na kilka sposobów. Kiedyś parę razy zdarzyło mi się że już się pogubiłam i nie wiedziałam czy w końcu na prawdę z kimś rozmawiałam o czymś czy tylko w głowie to było. To jest dopiero kontrola. Level hard. Czasem – rzadko dochodzi do konfrontacji rozmowy wyćwiczonej i rzeczywistości i jak rozmówca nie idzie moim torem to jest dramat… Koszmar, katastrofa, nie wiem co robić wtedy. Ale takie sytuacje są baaardzo rzadko. Bo nie gadam z ludźmi. Od tego kreowania scen bym też się chętnie uwolniła. Tylko o czym ja będę wtedy myśleć?

        marta2985
        Uczestnik
          Liczba postów: 106

          Ona.ddd ile ja już takich rozmów przeprowadziłam, ile ja razy tłumaczyłam racje mojemu partnerowi w głowie a jak przychodziło do konfrontacji toooo….. on mnie zaginał, bo ja przeciez inaczej ustawiłam ta rozmowę. Raz jedynie raz w zyciu poprowadziłam rozmowę tak jak chciałam i byłam w szoku, że poszło jak ja chciałam. Ale to było 1 raz na milion. Tez jak ty nie mam koleżanek, znaczy tłumaczę sobie że mają dzici mężów, nie mają czasu. Zawsze czekam na zaproszenie od nich, nauczono mnie abym się nie narzucała i się nie narzucam. I jestem sama ze sobą.

          ona.ddd
          Uczestnik
            Liczba postów: 73

            I właśnie tu jestem w kropce @marta2985. Chcę coś Ci napisać doradzić, powiedzieć coś mądrego, ale nie chcę się wrzucić znowu w schemat doradzacza co się wymądrza. Zwłaszcza że ja sama bardzo potrzebuję pomocy, więc co ja mogę. Chyba jedyne co mogę sensownie Ci napisać to to że rozumiem w dużym stopniu Twój problem i ból i że myślę o tym, chociaż nie piszę. Na pewno potrzebujesz tego o czym pisałaś – żeby ktoś się użalił nad Tobą. Tak czujesz, to jest prawda i nie ma co tłumić tej potrzeby. Ja się więc użalam, jestem i współodczuwam. Nie wiem czy to jest wystarczające dla Ciebie. Czy potrzebujesz czegoś więcej. Tak jak pyta zawsze Truskawek, napisz czego potrzebujesz.

            marta2985
            Uczestnik
              Liczba postów: 106

              Wiesz Ona.ddd moja terapeutka powiedziała że próbuje z partnera zrobić opiekuna. ma rację. Ale ja tego potrzebuje. Chodź wiem że to tak nie powinno być bo On nie jest moim rodzicem tylko partnerem. Potrzebuje teraz aby ktoś mnie przytulił, abym poczuła się  bezpieczna, ale nie mogę udawać małego dziecka które się boi

              ona.ddd
              Uczestnik
                Liczba postów: 73

                Jak przeczytałaś wyżej ja ze swojego partnera zrobiłam opiekuna. Ma to swoje plusy i minusy. Plusy: czuję się bezpiecznie i spokojnie, wiem że co by się nie działo mogę na niego liczyć, ciepnąć wszystkim a on będzie i pomoże, załatwi wszystko w razie czego. Na początku terapii bałam się otworzyć bo bałam się że jak dopadnie mnie wtedy depresja, rozłożę się na jakiś czas i co wtedy z życiem i pracą? Kto będzie załatwiał, pracował, ogarniał, robił? Moja pani psych. jakoś pomogła mi się otworzyć i sięgnąć tego dna. Okazało się że nie było to aż takie dramatyczne w przebiegu jak myślałam, tzn. jest to ciężkie i to do tego stopnia że mam straszny problem żeby znowu zanurkować, ale nie rozłożyłam się w depresji jak myślałam. Ale wiem też że gdyby mnie tak dopadło to partner będzie tym opiekunem i rodzicem i mogę się tak rozłożyć. Minus jest natomiast taki jak już pisałam i może czytałaś, że nie mam partnera-mężczyzny. Czuję się strasznie samotnie w tej sferze, tęsknię. Ale nie jestem w stanie tego odwrócić, żeby przestał być opiekunem, a był mężczyzną. O żadnych sytuacjach intymnych nie ma mowy, czy o dziecku. Jest ciężko w zw z tym. Przecież nie pójdę na skok w bok.

                Inna sprawa że partner też musi tego chcieć. Ja nie wiem jak do tego doszło i kiedy że mamy taką relację. Nie wiem czy to była moja czy jego inicjatywa. Tak się porobiło jakoś… I dobrze i źle jednocześnie.

                Potrzebuje teraz aby ktoś mnie przytulił, abym poczuła się bezpieczna, ale nie mogę udawać małego dziecka które się boi

                Wg mnie masz pełne prawo do tego aby pobyć tym małym dzieckiem. Piszę „pobyć” a nie „udawać”bo to nie udawanie, jak piszesz. Tego zapewne nie miałaś i tego Ci brakuje. To jest wiec realna potrzeba. Ja właśnie też tego potrzebowałam i jak słyszałam rok temu jak było ze mną bardzo źle te rady w stylu że trzeba się w garść brać nie być dzieckiem itd. to mnie szlag zaczął trafiać i odsunęłam się od osób które tak mówiły. Buntowałam się jakoś po cichu wewnętrznie. Jakoś miałam takie poczucie, że właśnie nie, że mam w d… to branie się garść, radzenie sobie. Miałam taką potrzebę żeby właśnie rzucić wszystko w cholerę i sobie nie radzić. Być tym dzieckiem.Wreszcie być dzieckiem! I dobrze czułam bo to na terapii wyszło. Czytałam też w tym czasie książkę „Droga artysty” (już tu o niej wspominałam na forum) i tam duży nacisk kładzie autorka na to żeby dostrzec w sobie to dziecko i dopieścić je wreszcie. Oczywiście najlepiej jeśli sama o siebie zadbasz, dasz sobie bezpieczeństwo i nie będziesz liczyć w tej kwestii na partnera. No mi się nie udało. Musiałam się nim podeprzeć.

                W ogóle wydaje mi się jak czytam wpisy na tym forum, że ja mam takie podejście bardziej, nie wiem jak to ująć nawet, może dziecinne do tego wszystkiego niż inni (niż np. @Truskawek czy @2wprzod1wtyl) takie bardziej opiekuńcze, zrzucające odpowiedzialność. Chyba na początku drogi takie podejście jest bardziej wskazane. Dużo się pisze o tym żeby brać za siebie odpowiedzialność. Że owszem rodzice wyrządzili krzywdę ale jesteśmy już dorośli i teraz możemy już inaczej reagować że czasu nie cofniesz i dzieckiem nie będziesz. I trzeba nauczyć się żyć samodzielnie bez strachu o reakcje innych. Dobrze. Ja się z tym zgadzam ale jakiś bufor musi być pomiędzy tymi dwoma stanami. Musi człowiek jakoś odreagować, znaleźć najpierw bezpieczny kąt żeby dalej działać. Pobyć dzieckiem to jest coś pięknego. Ja np. czasem lubię chociaż zawołać do partnera:

                • m!
                • co?
                • marudna jestem!
                • aha

                I tyle. Jak jestem marudna, coś nie leży mi. Takie pierdoły. Przytulić, pomarudzić, zapomnieć o czymś, nie zrobić czegoś, bo mi się zwyczajnie nie chce albo mnie coś mierzi, odłożyć coś na później, strzelić ultra focha, zawalić coś, zachować się niepoprawnie, zmienić zdanie, kupić sobie duperele jakieś niepotrzebne bez wyrzutów sumienia, być zła na rodziców, zwalić na nich winę a najlepiej zwalić za więcej niż dzieciństwo, np. za nieudany ważny dla mnie związek (w końcu się przyczynili tym dzieciństwem jakby nie było). To zwalanie winy mi bardzo pomaga, daje ulgę co mam wrażenie tu na forum nie jest tak do końca pochwalane. Może dlatego że właśnie to nie przystoi dorosłemu..? (I znowu wchodzimy w te nasze wyuczone role DDD/DDA).

                Puścić hamulce, być dzieckiem… Tu jest duży plus, bo nie będziesz wtedy agresywna. Przynajmniej mi przeszło jakoś, a byłam zażarta strasznie. Pewnie ten brak możliwości bycia dzieckiem odreagowywałam w ten sposób. Jak myślisz co by było jakbyś spróbowała być tym dzieckiem, co Twój partner by wtedy zrobił?

                 

                marta2985
                Uczestnik
                  Liczba postów: 106

                  Ciężkie pytanie zadałeś. Z jednej strony bym chciała być tym dzieckiem ale co to mi da tak sobie myślę ? Uzależnie się od następnej osoby. Pierwszą jest mama a nie chce Z partnera chyba robić opiekuna. Bo chyba związek na tym nie polega. Z drugiej strony by wrócił ten spokój wewnątrzy. Ale Ja wiem na ile? Błędne koło chyba. A takie tylko znam. Nie wiem co to normalny związek takiego W domu nie widziałam. Co do pytania co by partner zrobił . Pewnie by był opiekunem ale ile czasu by tak wytrzymał ? A co potem.?

                  truskawek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 581

                    Strasznie fajnie mi się was czyta. Jestem wam wdzięczny, że się dzielicie swoimi uczuciami i doświadczeniami. Lubię pisać o swoich, ale słuchanie też sprawia mi przyjemność. Tyle tego dobrego, że nie odpiszę na wszystko co mnie zaciekawiło i poruszyło, więc trochę powybieram.


                    @ona
                    .ddd Ja też wierzę, że twoje potrzeby są jak najbardziej prawdziwe. Wchodzenie w role to tylko strategia ich realizacji, jedna z wielu możliwych, na szczęście. Jeśli czegoś potrzebujesz, to potrzebujesz, jak coś czujesz, to czujesz, nie widzę w tym nic fałszywego. Potrzeby bliskości, czułości, sprawczości, kontroli itp. mi nie zniknęły, ale szukam sobie sposobów jak je realizować nie robiąc sobie przy okazji krzywdy. Są tylko mniejsze teraz, bo je szybciej i lepiej zaspokajam, ale są dla mnie tak samo prawdziwe jak zawsze.

                    A jeśli chcesz komuś pomóc, a ten ktoś chce tej pomocy od ciebie i w takiej formie jaką chcesz i możesz zapewnić, to czemu nie? Jak się zastanawiam, to faktycznie znam kilka powodów, żeby tego nie robić:

                    • jeśli się obawiam, że może mi to zrobić krzywdę,
                    • jeśli nie jestem akurat gotowy, żeby wziąć odpowiedzialność wobec drugiej osoby za to co powiem,
                    • jeśli chcę sprawdzić co będzie jak się zachowam inaczej.

                    Być może jeszcze więcej się tego znajdzie, ale i tak sprawdzam to na bieżąco, więc nie mam gotowej listy. Ale jak akurat chcę pomagać, to mogę. Oczywiście jest większe ryzyko, że wpadnę w rolę bohatera, ale zauważyłem ostatnio, że potrafię pomóc komuś w trudnym momencie, który trwa krótko, a potem się zająć czym innym i nie wywołuje to we mnie niepokoju ani wstydu. Zrobiłem to, co wybrałem i na co mi wskazywało sumienie. Nie walczę z potrzebami i nawykami, obawiam się tylko żeby nie wpaść w koleiny tego, co „powinienem” albo „nie powinienem”. Jak to nie są sztywne zachowania, tylko moje, żywe, to czuję się z tym bezpiecznie. I to miłe, jeśli ktoś coś z tego bierze, ale też uczę się prosić kogoś o wsparcie kiedy ja tego potrzebuję, i to też jest miłe.

                    W kwestii partnera – ja się czuję zupełnie bezpiecznie z tym, co piszesz. Dla mnie branie odpowiedzialności nie oznacza „brania w garść”, tylko przeciwnie. Jak mówisz „jestem marudna”, to nie zrzucasz winy za swój nastrój na drugą osobę, i dla mnie to właśnie jest sens brania odpowiedzialności za siebie. Jak mi dziś było smutno, to napisałem do bliskiej osoby, że tak mi jest i że potrzebuję teraz czułości – i okazała mi to. Ale to był mój jasny komunikat co czuję i czego mi potrzeba, a jej wybór, że chciała się tym podzielić. Branie odpowiedzialności nie oznacza dla mnie ani izolacji, ani samotności, tylko nie sugerowanie jakoś dokoła, że to czyjaś wina albo obowiązek, żeby się mną zająć.

                    I właściwie wszystko byłoby dobrze, gdyby to dla ciebie było dobrze, bo obydwoje jesteście odpowiedzialni za ten związek. To może nie było głośno powiedziane i nie wiadomo kto zainicjował, ale nie trwałby i nie wyglądałby tak, gdyby którekolwiek z was było inne albo gdyby się z niego wycofało. Nie ma przecież jednoosobowego związku. Ale można o tych potrzebach i problemach rozmawiać. Nie musi zostać taki na zawsze ani nie musi się gwałtownie zmienić ani skończyć, to nie fatum. Ja akurat na terapii znalazłem bezpieczne miejsce, bo właśnie związek mi przestał pasować i od partnerki nie miałem wsparcia ani zainteresowania, jakich potrzebowałem.

                    A jaka kolejność nastawienia i co jest potrzebne na początku, to nie wiem. U mnie najpierw był kryzys w związku, potem bezpieczeństwo na terapii, aż się zaniepokoiłem, że nic z tego bezpieczeństwa nie wynika, więc potem próbowanie zmian, dotarcie do ran z dzieciństwa, sprawdzanie brania odpowiedzialności za siebie, a teraz najbardziej jest to dbanie o siebie i doświadczanie bycia dorosłym (mogę robić co mi przyjdzie do głowy, kupować różne fajne rzeczy, stawiać innym granice itp.). O bycie dzieckiem się nieraz ocieram, najwyraźniej teraz nie jest to dla mnie najważniejsze, ale mam czas i na to.

                    Nie wiem co komu jest potrzebne i kiedy, ale mam przekonanie, że nie jest to tylko jedna rzecz, bo doświadczenie DDA/DDD odciska się we wszystkim. Mam wrażenie, że o ile potrzebę pobycia dzieckiem już sobie spełniasz (i mnie to cieszy), to potrzeby bycia dorosłą (potrzeba sprawczości, stawiania granic, bycia dorosłą kobietą i partnerką, zajęcia się sama sobą) jeszcze czekają na coś, żebyś je zaczęła sobie realizować. Nie mam nawet pojęcia na co właściwie (kryzys w związku? wstępne nasycenie bezpieczeństwem? znudzenie rolą? ciekawość jak by to było?), ale wyraźnie je słyszę.

                    ona.ddd
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 73

                      Truskawek,

                      Piszesz:

                      Oczywiście jest większe ryzyko, że wpadnę w rolę bohatera, ale zauważyłem ostatnio, że potrafię pomóc komuś w trudnym momencie, który trwa krótko, a potem się zająć czym innym i nie wywołuje to we mnie niepokoju ani wstydu.

                      Właśnie w tym sęk, że ja kiedyś radząc komuś nie czułam nic – ani lęku ani wstydu. Nie wiem co czułam, chyba takie spełnienie obowiązku (pozytywnie) jak coś. W pewnym momencie w życiu, w okolicach rozpoczęcia terapii, zaczęłam odbierać to doradzanie jako coś negatywnego, że nie powinnam bo wychodzę na kogoś kto pozjadał wszystkie rozumy. Także teraz jakbym chciała znowu zacząć radzić innym, idąc za tym żeby jednak nie tłumić potrzeb, to mogę wpaść znowu w wir i znowu wychodzić na zarozumialca bez pokory który posiadł całą wiedzę świata. Nie wiem gdzie jest ta granica. Jak ze wszystkim zresztą. Ale będę testować, zobaczymy…

                      Jak mi dziś było smutno, to napisałem do bliskiej osoby, że tak mi jest i że potrzebuję teraz czułości ? i okazała mi to. Ale to był mój jasny komunikat co czuję i czego mi potrzeba, a jej wybór, że chciała się tym podzielić. Branie odpowiedzialności nie oznacza dla mnie ani izolacji, ani samotności, tylko nie sugerowanie jakoś dokoła, że to czyjaś wina albo obowiązek, żeby się mną zająć.

                      Nie sugeruję że to czyjaś wina ani obowiązek. Tzn. mówię że winą moich rodziców jest to że taka jestem teraz i w dużej mierze ich winą jest to jak potoczyło się moje życie, ale nie mówię tego im, tzn. ludziom od których czegoś chcę. Ludzi od których czegoś chcę – tzn, uwagi – proszę. Tylko że bardzo często jest tak, że nie dostaję tego. I wtedy pojawia się izolacja i samotność. Kiedyś napisałam że zawsze warto zagadać, zapytać bo co mi szkodzi, a wtedy Ty odpowiedziałeś że to ja zobaczę później czy szkodzi czy nie. I wiesz co takie to proste, a dopiero teraz mi się otworzyły oczy co robiłam. Ja zawsze ze wszystkim tak sobie mówiłam: co mi szkodzi, zapytam, pójdę, zagadam. Jak nie wyjdzie to mnie to nie ruszy nie dotknie nie zabije przecież. A jednak… właśnie tak sobie to wmówiłam, że przy odmowie od razu chowałam negatywne emocje. Nie czując ich potwierdziłam sobie, no faktycznie i co się stało, no nic. Przecież nic nie czuję, nie zraniło mnie to. Ale jednak to rani i dopiero teraz widzę że to miałeś na myśli mówiąc że to się okaże czy mi szkodzi czy nie. Szkodzi zawsze. Pytanie co ja z tym zrobię świadomie, wiedząc że mnie to rani. Niby proste, oczywiste, a tak późno się kapnęłam. Jest to ważna rzecz dla mnie. Dziękuję. Chociaż na koniec jeszcze muszę dodać że wydaje mi się że nawet jeśli świadomie podejmę ryzyko, ktoś mnie odrzuci, ja to wezmę na klatę do przeżycia i przetrawienia emocji (bo w końcu wzięłam na na siebie to ryzyko) to koniec końców i tak będę samotna i wyizolowana i tak.

                      Mam wrażenie, że o ile potrzebę pobycia dzieckiem już sobie spełniasz (i mnie to cieszy), to potrzeby bycia dorosłą (potrzeba sprawczości, stawiania granic, bycia dorosłą kobietą i partnerką, zajęcia się sama sobą) jeszcze czekają na coś, żebyś je zaczęła sobie realizować. Nie mam nawet pojęcia na co właściwie (kryzys w związku? wstępne nasycenie bezpieczeństwem? znudzenie rolą? ciekawość jak by to było?), ale wyraźnie je słyszę.

                      Brzmi to złowieszczo, bo zawsze rozwój wiąże się początkowo z bólem. Znowu… Ale to jeszcze chyba daleko przede mną. Póki co jestem głęboko na etapie wysycania się dziecinnością. Np. jeszcze odczuwam i to dość intensywnie strach przed odrzuceniem, porzuceniem, zdradą. Tak jak miałam w przedszkolu czy podstawówce jakąś koleżankę, to zawsze gdzieś na horyzoncie pojawiała się trzecia i mi zabierała tą koleżankę. Tu też, realnie boję się że przestaniecie się do mnie odzywać. 2wprzod1wtyl już sobie poszedł z wątku, magda2985  jak zobaczyłam że napisała w innym wątku to mnie tak zabolało lekko w sercu. Jeszcze nie potrafię na spokojnie do tego podchodzić, że ludzie przychodzą i odchodzą i nie musimy być tak ze sobą związani. Kiedyś ważny dla mnie chłopak powiedział mi że jestem jak kula u nogi. Długo nie docierało do mnie co ma na myśli. Chociaż to ja ogarniałam nasze życie, sprawy typu mieszkanie/praca/studia itd. i robiłam coraz więcej za niego żeby nie być tą kula to teraz widzę że nie o to mu chodziło. Ja emocjonalnie się uwieszam na kimś jak teraz wydaje mi się że uwieszam się na Tobie Truskawek i wpadam w panikę na myśl że przestaniesz pisać. I znowu, gdzie są granice, jak złapać dystans do tego…

                      marta2985
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 106

                        Ona.ddd jakie to znajome jest, zazdrośc nawet o osoby których się nie zna, no ale którym się zwierza ze swoich sekretów, Ja w dzieciństwie  miałam problem z zawieraniem znajomości. Też jak miałam jedną koleżankę to uwieszałam jej się a jak nie daj Boże ktoś przyszedł to byłam zazdrosna że mi ją zabierze. Hmmmm może dlatego mam problem z partnerem, nie jestem zazdrosna np. o kobiety o to że mnie zdradzi ale o jego kolegów. Irytuje mnie to że zamiast spędzać czas ze mną on wychodzi gdzieś z kolega. Może to syndrom jedynaczki bo tak sobie tłumaczyłam.

                        Ja mam jeszcze jeden dylemat, jestem na tym forum parę lat, wchodzę kiedy mam kryzys. I właśnie nie wiem czy dobrze robię. Zaczęłam znów terapię po raz 3 , chcę na nią chodzić, bo chce zrobić ze swoim życiem porządek i nie wiem czy bycie tu mi pomaga, nie umiem tego sprecyzować nie wiem czy mnie zrozumiecie. Wiem że mamy podobne problemy, wiem że nie raz fajnie radzicie  ale zastanawiam się co na to by powiedziała terapeutka. Czy jej droga prowadzenia ze mną terapii jest zgodna z tym forum. Trochę lepiej się czuje psychicznie w ostatnich dniach i nie wiem czy nie pomaga mi czytanie postów na forum a nie chce aby moja terapeutka poczuła się hmmm ,,zdradzona” ?

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 41 do 50 (z 140)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.