Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD „idealny” związdek z DDA – zakończony z dnia na dzień

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 11)
  • Autor
    Wpisy
  • Kwaasny
    Uczestnik
      Liczba postów: 2

      Hej, mam 28 lat i od pół roku jestem w związku z kobietą DDA (będą ją nazywał O od pierwszej litery imienia, bo nie potrafię mówić o niej zaimkami…).

      Powiem tak – przez ten okres miała bardzo pozytywny wpływ na mnie, na moje życie i uważam, że jest super. Zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz był to dla mnie modelowy „udany związek”, dogadywaliśmy się bardzo dobrze, mieliśmy dużo wspólnych zainteresowań, byliśmy ciekawi siebie i wzajemnie się fajnie motywowaliśmy. Bardzo wcześnie dowiedziałem się też o tym, że O jest DDA i małymi kroczkami rozmawialiśmy o tym.

      <<<<sam będąc po terapii wiem, że to O powinna poruszyć ten temat i chęć do rozmowy o nim, więc nigdy nie naciskałem, natomiast gdy O sama poruszała ten temat to dopytywałem żeby lepiej zrozumieć jej zachowania itd.  >>>>

      Po pewnym czasie rozmów oraz słysząc o moich pozytywnych przeżyciach z terapeutami O zdecydowała się zapisac na meetingi online DDA, które ruszyły na początku bieżącego roku (raz w tygodnu 2h). Wiadomo towarzyszły temu nerwy, płacz itd. ale O bardzo fajnie szła do przodu (mieszkamy oddzielnie, więc miała swoją bezpieczną przestrzeń do rozmowy online i kota, który pocieszy :P). Bardzo często nawet opowiadała mi o tych meetingach, ja też dopytywałem chcąc razem z nią uczyć się o niej i o DDA. Raz nawet gdy miała wyjazd z pracy, który pokrywał się z terminem meetingu online udało mi się ją nakłonić do niepomijania meetingu pomimo niesprzyjających okoliczności, bo w życiu przecież zawsze znajdzie się wymówka żeby uniknąć takich nieprzyjemnych choć potrzebnych doznań.

      (ten moment uważam za początek końca, choć może się mylę i na siłe szukam takiego momentu) Na przełomie lutego/marca O miała sama wystąpić przed grupą i opowiedzieć swoją historię DDA (chyba nie muszę opisywać ile ją to kosztowało). Od tamtego momentu zauważyłem, że coś zmieniło się w jej zachowaniu. Wcześniej O publicznie potrafiła okazywać uczucia do mnie (choć oczywiście miała z tym trudności związane z DDA), flirtowaliśmy, była intymność jak byliśmy sam na sam, cieszyła się z malych rzeczy (czego mnie akurat uczyła) itd. Po tej sesji stopniowo zaczęło brakowało intymności, bycia ze sobą tu i teraz. Przymykałem na to oko, bo pomimo stosunkowej dojrzałośc naszej relacji i częstego spędzania czasu to nie chciałem „wchodzić z butami do jej życia i robić jakiegoś „przemeblowania”” (plus to nie były też jakieś rażące rzeczy, raczej pojedyncze, małoznaczące zdarzenia). Zwłaszcza, że wiedziałem, że O nie lubi się spieszyć w relacji (bardzo ostrożnie i zachowawczo podchodziła do rozwoju znajomości, choć były momenty, że totalnie mnie zaskakiwała (pozytywnie)). Padły też deklaracje z obu stron (pomimo, że sama często zaznacza, że ma problem z wyrażeniem emocji). Potem od 17 do 25 marca byłem na wyjeździe (niestety bez O). W czasie wyjazdu wszystko było dobrze, dużo rozmawialiśmy i starałem się poświęcać jej sporo uwagi (wcześniej zaznaczyła, że jest to dla niej ważne żebym chociaż raz na jakiś czas wysłał chociaż pojedynczą wiadomość). Natomiast 22 marca coś zaczęło zgrzytać (ja dalej z taką samą częstotliwością się odzywałem). Zacząłem odczuwać z jej strony apatię, brak większej chęci kontaktu, rozdrażnienie itd. Myślałem, że jest to po prostu związane z jej sytuacją w pracy (23-24 miała finalizacje projektu, którą się mocno stresowała). Jednak nie…

      26 marca mamy się widzieć i w miły sposób „nadrobić czas bez siebie”. Chwilę przed spotkaniem O je odwołała mówiąc o stanie depresyjnym, rozchwianiu emocjonalnym, płaczliwości itd (wcześniej coś takiego się nie zdarzało, jeśli już to zwykłe zmęczenie czy coś co zdarza się każdemu). Zapytałem czy chce pobyć sama, czy może jednak chce porozmawiać – odpowiedź brzmiała „sama”. Nie drążyłem, stwierdziłem, że poczekam. Kolejnego dnia jakichś suchy kontakt był ale widziałem, że dalej jest coś nie tak, zaproponowałem rozmowę – oczywiście propozycja odrzucona „porozmawiamy we środę jak się zobaczymy” (m.in. środy mamy domyślnie dla siebie). Udało nam sie jednak trochę porozmawiać kolejnego dnia przed jej terapią, choć jakość tej rozmowy była dość niska. Zakomunikowałem O moje obserwacje dot. powyżej opisanych problemów jak brak intymności czy wrażenie, że przed czymś ucieka, że boi się być blisko ze mną w warunkach „normalnego życia” (wcześniej bardzo dużo wyjeżdżaliśmy, a wiadomo wyjazd bardzo różni się od prozy życia, tam jest tyle bodźców, że jest dużo mniej czasu żeby skupic sie na sobie). Na końcu dostałem bombę w postaci, że to moja wina, gdzie uzasadnienie było strasznie dziwne: w dniu wyjazdu nie powiedział „kocham Cię”, że nie zawsze mówię dobranoc przed snem, często się nie odzywam czy że pojechałem na wyjazd ze znajomymi (których dość dobrze zna i już razem wyjeżdzaliśmy) bez niej (w momencie gdy rozmawialiśmy o tym i O sama finalnie zdecydowała, że jednak nie pojedzie bo już w tym roku była na nartach na wyjeździe z pracy).

      Teraz finał historii środa 29 marca – przyjeżdżam do O. Niby jest normalnie ale coś wisi w powietrzu więc odrazu mówię żebyśmy porozmawiali, w skrócie płacząc mówi do mnie: masz rację z tym brakiem bliskości, uciekaniem i kompulsywnym zachowaniem – przez tę terapię mam mętlik w głowie i muszę sama sobie z tym poradzić zanim stworzę związek – zrywa ze mną. Poczułem sie jakby to był jakiś żart/sen/coś nirealnego. Jestem jednocześnie zły/przerażony i nie rozumiem co się właśnie stało. Jak w ciągu nieco ponad tygodnia z super związku, deklaracji o miłości itd. można przejśc do zerwania wszystkiego? Po około godzinie stwierdziłem, że skoro mnie nie chce to wychodzę po prostu. Po 30 minutach chodzenia po okolicy stwierdziłem jednak, że za bardzo mi na niej zależy, żeby tak po prostu się rozstać (zadzowniłem do O i wróciłem porozmawiać). Kilka godzin rozmowy, ja nie wytrzymałem i się popłakałem. Mówię, że mi na niej zależy, że wspólnie damy radę i chcę jej pomóc. Że nie wierzę w to co powiedziała i że to jest po prostu ucieczka zamiast tym razem w końcu zrobić inaczej i nie uciekać. W odpowiedzi słyszę, że ona teraz nie wie co czuje, że nie chce za 10 lat się rozwieść, że na terapii wszyscy są sami i ona nie chce tak skończyć (zwłaszcza, że widzi podobny schemat w swoich związkach). Słysze, że dziękuje mi za super pół roku bycia razem, że jestem super, żebym po tym co się własnie wydarzyło nie zamykał się na kolejne relacje (no to jest jakiś absurd).

      Po prostu nie wiem co się stało, jakby któs przebił balon i zostało wielkie NIC. Wcześniej nigdy się nie pokłóciliśmy, nie było nawet wymiany zdań jakiejś nieprzyjemnej. Teraz myślę, że może w tym popełniłem błąd -> że powinienem zaczynać więcej rozmów o nas, bo O przez DDA jest raczej dość skrytą osobą.

      I nie wiem co robić. Byłem w wielu związkach, ale kogoś takiego nie poznałem, zależy mi jak nigdy. Mam wrażenie, że zaraz z frustracji/desperacji zrobię coś co tylko mnie ośmieszy.

      Bardzo proszę Was o radę. Czy walczyć dalej? Zaproponować terapię dla par DDA? Szukać nici porozumienia?

      Powiem szczerze, że dla mnie zawsze zerwanie to była tak głęboka rysa na związku, że z definicji uważałem to za koniec albo początek końca (może mylnie). Ale w tym wypadku po prostu za bardzo mi zależy.

      Z drugiej strony moje męskie ego mówi mi żebym się nie upokarzał i olał temat -> ale jak tu olać kogoś kto pasuje do mnie 1 do 1? (prawie wszystko nas łączy, ja mam więcej cech wspołnych z O niż z dwójką moich najlepszych przyjaciół)

      Czuję się po prostu oszukany. Proszę o pomoc 🙁

      • Ten temat został zmodyfikowany , 3 tygodni temu przez Kwaasny.
      j.b
      Uczestnik
        Liczba postów: 54

        Po pewnym czasie rozmów oraz słysząc o moich pozytywnych przeżyciach z terapeutami O zdecydowała się zapisac na meetingi online DDA, które ruszyły na początku bieżącego roku (raz w tygodnu 2h).

         

        Być może będę w mniejszości, ale wydaje mi się, że „nadgorliwość bywa gorsza od faszyzmu” i jeśli kobieta dobrze funkcjonowała, to po co było gmerać gdzie nie trzeba. Terapia jest potrzebna wtedy, kiedy funkcjonowanie jednostki jest nieadaptacyjne. A z tego, co piszesz, ona bardzo sprawnie tworzyła z tobą relację, co często jest problemem u DDA. Więc u niej problemu nie było, niejako wykreowałeś go sam, pchając ją w tę niepotrzebną terapię. Która jest bardzo kosztowna emocjonalnie, a na dodatek, co możesz przeczytać w innych wątkach na tym forum, zdarzają się bardzo niekompetentni psychoterapeuci. To jest bardzo delikatna materia i nie widzę sensu podejmować terapii bez naprawdę poważnej potrzeby. Podobnie jak zazwyczaj nie operujemy się „na zapas”…

        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 3 tygodni temu przez j.b.
        Kwaasny
        Uczestnik
          Liczba postów: 2

          Hej, dziekuję za odpowiedź.

          Jeśli chodzi o wysyłanie kogoś na siłę to O samą wspominała prawie od początku, że chce iść na terapię, że widzi że ma problemy, zachowania kompulsywne etc. Tylko do tej pory nie miała na to odwagi. DDA miało też podobno przełożenie na jej poprzednie związki i poszła na terapię mówiąc „chce żeby ten związek wyszedł”.

          j.b
          Uczestnik
            Liczba postów: 54

            Rozumiem. Daj jej może ochłonąć z tego wszystkiego, poukładać w głowie, może ona teraz potrzebuje takiej przestrzeni na przetworzenie tego wszystkiego, co miała poruszone na terapii. Może to tylko ten kryzysowy gorący moment, który przeminie.

            NIeistotne
            Uczestnik
              Liczba postów: 46

              Było, minęlo. Przegrałeś niestety z terapią, tak to bywa niestety.
              Terapia to pułapka, grupa mówi zostaw ją, zadbaj o siebie. Trzeba dużą równowagę w sobie mieć
              i zdorwy rozsądek.

              dda93
              Uczestnik
                Liczba postów: 620

                Tu się zgodzę z j.b – z człowiekiem jak z samochodem – nie trzeba prowadzać go do warsztatu, gdy wszystko jest w miarę w porządku, bo można tylko pogorszyć i niepotrzebnie przyspieszyć lub wymusić „remont generalny”.

                Prawdziwym celem terapii, mityngów itp. jest szczęśliwe życie. Cześć ludzi jednak o tym zapomina i dla nich terapia/mityng staje się celem sama w sobie, a nie środkiem do celu. Do tego działa zły przykład – „bo wszyscy tam są samotni” – więc osoba z niskim poczuciem własnej wartości uznaje, że trzeba się dopasować i być taka jak oni. Tymczasem osoby, które czują się naprawdę gotowe na realny kontakt z rzeczywistością (a nie tylko „walkę” z problemami wyłącznie w słowie i własnej głowie) szybko z takiego terapeutycznego gniazdka wylatują. Stają się kierowcami własnego życia, zamiast jego resztę spędzać na kursie jazdy.

                Nie ma co dramatyzować moim zdaniem, być może stało się, co i tak miało się stać, tego nie wiesz. Jeśli Twoja O da się namówić, możecie spróbować pójść do terapeuty razem – tylko musi być to terapeuta doświadczony, a nie świeżo opierzony, przeżarty podręcznikową wiedzą „zgadywacz”. Inaczej tylko stracicie czas.

                Być może Wasza relacja nie była też taka idealna jak Ci się wydaje. Gdybym był Tobą, nie zostawiłbym swojej Miłości na kilka dni samej z powodu głupiego wyjazdu na narty. Być może to był taki „test”, który Ty oblałeś i dla O związek skończył się w tym momencie – bo poczuła się dla Ciebie nieważna. Z kolei gdybym był O i tęsknił przez parę dni, nie odwołałbym spotkania z Tobą z powodu „focha”. Ale to też może typowa dla DDA reakcja „unikam robienia tego, czego najbardziej mi trzeba” – trochę taki samosabotaż. Albo wygląda to tak, jakbyście się trochę rozmijali w oczekiwaniach – tyle, że może o tym nie rozmawiacie.

                Jeśli się widujecie w wyznaczone dni, to nie jest to związek taki jak mieszkanie razem, kiedy z drugim człowiekiem musisz się dogadać niemal 24 h na dobę. I widzę trochę Twojego „ojcowania” w tej relacji – że to Ty namawiasz O, żeby poszła na mityng, pilnujesz. A to może rodzić problem – bo sama czuję się za słaba, żeby decydować o właściwej drodze. Ale jeśli Ty jej mówisz, co ma robić, może to powodować jej niechęć do Ciebie albo bunt.

                milena2129
                Uczestnik
                  Liczba postów: 5

                  Cześć, mam na imię Milena i chciałabym przeprowadzić badanie do pracy magisterskiej. Poszukuję takich osób jak ja, czyli Dorosłych dzieci alkoholików. W każdej waszej historii widzę siebie. Przez całe życie nie wiedziałam nawet jak dzieciństwo odbija się na wszystkim co robię, jak postępuje… dopóki nie poszłam na studia z psychologii. Studia otworzyły mi oczy. Dziś cieszę się, że mam taka wiedze, czasem po prostu jest mi łatwiej tłumaczyć swoje zachowania. Niestety „zdrowi” ludzie tego nigdy nie zrozumieją, co czujemy, czego doświadczamy. Dlatego proszę was o półgodziny waszego czasu na wypełnienie ankiety

                  https://forms.gle/hfX7Ha5qK37xCeKb8

                  Z góry dziękuję !

                   

                  Otymek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 4

                    Przeżyłem dokładnie to samo . Najgorsze uczucie w moim życiu.

                    Otymek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 4

                      Jestem Tymon. Byłem z kobietą DDA przez 9 lat . W tym czasie rozstawaliśmy się trzy razy , właściwie teraz jest trzeci. Zawsze tak samo . Nigdy się nie  kłóciliśmy zawsze  wszystko dobrze . I nagle z dnia na dzień zero kontaktu. Nie dzwoń nie pisz nie kontaktuj się ze mną. Pierwsze rozstanie to ponad rok .Drugie kilka miesięcy . Trzecie trwa rok. Przed każdym rozstaniem zauważałem u niej pewną nerwowość. O tym że jest DDA powiedział mi dopiero po trzecim rozstaniu.

                      dda93
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 620

                        Taki schemat rozstawania się jest ostatnio „modny” i nazywa się ghosting. Jest dowodem niedojrzałości i braku szczerości, gdyż osoba odchodzącą po pierwsze: nie mówi, co jej w zachowaniu lub systemie wartości osoby porzucanej przeszkadza (brak informacji zwrotnej, która może być dla drugiej osoby cenna i rozwijająca), po drugie: stawia osobę porzucaną w niepewnej sytuacji i na swojej łasce, bo nie wiadomo czy wróci, kiedy wróci, i czy jest to tylko chwilowy kryzys, czy ostateczne rozstanie.

                        Zachowanie takie jest bardzo toksyczne i osób porzucających w ten sposób myślę, że warto ze wszystkich sił unikać.

                        Druga rzecz to owe „nigdy się nie kłóciliśmy”. Może to taka fajna troska o siebie nawzajem i zgodność charakterów (zdarza się). Ale może to też oznaczać, że jedna lub obie strony związku nie są w nim sobą, tylko udają, żeby kogoś zadowolić i się dopasować. Wtedy nie dziw, że ktoś najpierw „rezygnuje z siebie”, żeby potem przez kilka dni, tygodni, miesięcy „odreagować”.

                        Gorzej, jeżeli posuwa to się w stronę rozdwojenia jaźni, gdy np. w tej samej osobie znajdzie się ktoś zarówno rozpaczliwie potrzebujący bliskości, jak i introwertyczny samotnik, albo zarówno „kura domowa”, jak i niezależna wojująca feministka. Wówczas robi się z tego dla drugiej osoby makabryczna huśtawka.

                        Choć niestety, osoby z nie leczonym syndromem DDA tak „lubią”, bo daje im to powtórkę relacji z emocjonalnie niedostępnymi rodzicami.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 11)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.