Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Jak postępować z DDA po rozstaniu

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 35)
  • Autor
    Wpisy
  • Aggy
    Uczestnik
      Liczba postów: 17

      Cześć,

      czytam wpisy na forum już od jakiegoś czasu. Zaczęło się po tym jak rzucił mnie chłopak po roku mieszkania razem. Ostatnie kilka miesięcy było fatalnych (brak możliwości skomunikowania się z nim, chłód emocjonalny, dystans, przy próbie konfrontacji gdzie leży problem jego złość w moją stronę). Pomimo prób dostosowania mojego zachowania tak aby nie było konfliktów między nami i tak one się pojawiały. Byłam emocjonalnie obolała, ponieważ początek tego związku to była bajka – ufaliśmy sobie, cieszyliśmy się swoim towarzystwem, było wspaniale i łatwo. Jak wprowadziłam się do niego dość szybko zaczęły się sprzeczki o pierdoły które mnie dziwiły. Po sprzeczkach nigdy nie następował moment siadania razem przegadania sprawy, wyciągania wniosków na przyszłość (ja tak chciałabym), tylko on próbował zamiatać problem pod dywan i przechodzić nad sprzeczką jakby nic się nie stało. Potem dłuuuugo trwało zanim potrafił odzyskać w miarę dobry humor. Myślałam że jest inaczej skonstruowany (tak zresztą mówił) i że jest nieśmiały mniej otwarty, myślałam że jest introwertykiem z innej planety (taki żarcik) bo ja jestem wesołą ekstrawertyczką. Mówił że mnie ceni za opiekuńczość, pogodę ducha i entuzjazm. Starałam się dawać mu tego jak najwięcej, bo to kochany człowiek, choć nad wyraz poważny i trochę gburowaty i smutny.

      No niemniej nie połączyłam kropeczek w porę że jego dziwne zachowania i sabotowanie związku możne mieć źródło w DDA. On mi mówił ze jego ojciec pił jak ten był dzieckiem, mówił mi że był na terapii ale jej nie ukończył (z uwagi na nadarzająca się okazję wyjazdu za granicę do pracy) ale myślałam że temat już na niego nie wpływa bo ma kontakt rzadki ale poprawny ze swoim niepijącym już ojcem, który jednak rozwiódł się z jego mamą i nigdy nie spełniał roli ojca poprawnie.

      Połączyłam kropeczki, kiedy po jakiejś sprzeczne rzucił mnie z dnia na dzień przez telefon, kiedy byłam na wakacjach. No tego się nie spodziewałam. Tak mnie to rozwaliło…i nie pasowało do tego za jakiego człowieka go miałam. Pomimo zerwania byliśmy w kontakcie (z mojej inicjatywy) potrzebowałam zrozumieć, wyjaśnić czy aż tak źle było między nami? Czego ja nie zauważyłam? Czy byłam zaślepiona miłością, że nie zauważyłam że mu nasz związek nie pasuje? Rozmawiając z nim przyznawał mi rację, że związek był dobry – otrzymywał z mojej strony wszelkie wsparcie (gdy miał problemy w pracy a jest ona super ważna w jego życiu, lub gdy ludzie z którymi pracował dawali mu w kość). Powiedział mi finalnie że coś jest z nim nie tak, że on nie ma siły na związek, nie chce go.

      To wszystko było tak sprzeczne, byłam na niego zła – zadał mi ból decyzją o poddaniu się i nie podjęciu walki o nas- pisałam mu o tym wiadomości, które kwitował: No tak, teraz mi rzygasz urazą, tak to mówisz że mnie kochasz a teraz tylko wieczne pretensje masz do mnie.

      Próbowałam mu uzmysłowić, że to że czuję żal po stracie to normalne, że czuje się porzucona z niezrozumiałych powodów to także normalne. I to  że dalej go kocham, bo uczucie nie znika z dnia na dzień. Nie chciał tego słuchać – najeżył się, stwierdził że jestem fajnym człowiekiem , chce mnie w moim życiu ale nie chce nic bliskiego – od tak , możemy pogadać sobie czasem o pierdołach  Proponowałam spotkanie, a on nawet nie chce rozmawiać przez telefon.

      Kiedy odkryłam to forum wszystko stało się jasne. Nie wiem czumu wcześniej na to nie wpadałam. DDA – to jest klucz do tej pogibanej sytuacji!

      Napisałam mu o tym, stwierdził że dzięki za troskę, on może pójdzie może nie na terapię i on nie chce żebym go agitowała i  na nią namawiała ani nawet mówiła na tak „głębokie i prywatne” problemy z nim. Nasz kontakt ma się ograniczać do koleżeńskich rzadkich wiadomości i tyle.

      No więc oczywiście – co on sobie wyobraża! Z miłości, wspólnego zgodnego mieszkania razem i codziennego kontaktu mamy się zredukować do znajomych?? Natychmiast chciałam tą znajomość zakończyć, bardzo wiele w nią zainwestowałam emocjonalnie. Ale…. uporządkowałam sobie to w głowie, poszłam do psychologa po wsparcie, bo to był szok to rozstanie. I teraz nie wiem co zrobić. Wiem że mój były wspomniał o tym że poszuka psychologa jak przywoził mi moje rzeczy (czyli moment który dla niego był chyba najcięższy – oznaczał ostateczny koniec kontaktu wtedy). Kontakt się nie skończył – potem pisaliśmy i już odpychał każdy temat o terapii który poruszałam. Nie wiem czy zgadzanie się na kontakt koleżeński nie „odroczy” jego decyzji o podjęciu terapii. Czy może też lepiej bym została z nim w kontakcie bo to mu dodaje otuchy? Powiedziałam mu kiedyś że nigdy nie wrócimy do siebie jeśli nie podejmie terapii, ale może takie trzymanie mnie na dystans mu wystarcza jako proteza relacji i nie motywuje go? Żal mi go strasznie, życzę mu jak najlepiej – zrezygnuję z mojego szczęścia z nim w parze jeśli mogę mu pomóc jako przyjaciółka tylko nie wiem jak najlepiej się teraz zachować. Doradźcie proszę. Dziękuję i pozdrawiam Was wszystkich.

      Aggy
      Uczestnik
        Liczba postów: 17

        Aha jeszcze dodam tylko, żebym nie brzmiała na zaślepioną dziweczynę która sobie jego uczucie do mnie wymyśliła, że do końca mówił że mnie kocha ale , że „sama miłość czasem nie wystarczy” ( dla mnie to niezrozumiałe było, teraz rozumiem bardziej dlaczego DDA tak myśli), zrywając mówił że zasługuję na kogoś lepszego, lepsze traktowanie (w ostatnich miesiącach był dla mnie szorstki, krytyczny, tracił cieprliwość – niewiele sobie z tego robiłam bo mam dość lekkie podejście do wszystkiego ale kiedy przesadzał – to mu na to nie pozwalałam i sprzeczka gotowa), mówił że nie umie być najlepszą wersja siebie. Że musi zrozumieć o co mu chodzi, że jest zmęczony

        Adoptowaliśmy psa – ten pies stał się jego oczkiem w głowie, najmilszą istotą. W czasie kiedy między nami było źle, on wylewał na psa oceny czułości, nie mogłam tego zrozumieć, że dla mnie był oschły a o psa jak o swoje dziecko się troszczył.

        Na początku związku, mówił mi że jestem cudowna, że „chce mu się więcej, że wyciągam go ze stagnacji, lenistwa”…ach teraz wiem że upatrywał w tej miłości ideału który miał mu skompensować braki emocjonalne z przeszłości, ale mogłabym być matką Teresą a i tak bez jego przepracowania traum nic by z tego nie wyszło. Więc się nie łudzę, ze coś mogłam zrobić lepiej (choć na pewno dużo błędów popełniłam nie uzmysławiając sobie że jest DDA).

        Kochane osoby DDA, które to czytacie, nie widziałam czym jest ten syndrom zanim poznałam tego chłopaka, nie wiedziałam jaka jest skala tego problemu w naszym kraju. Postaram się uświadamiać ludzi z mojego otoczenia, że to jest bardzo poważny problem, żeby zrozumienie tego uczuliło społeczeństwo na waszą wrażliwość aby można było Was wesprzeć. Każdy jest wart miłości, każdy potrafi ją czuć i okazywać.

         

        dda93
        Uczestnik
          Liczba postów: 628

          Aggy, ten wątek ciągle wraca na nasze forum jak bumerang – człowiek dotknięty syndromem DDA to nie święta krowa, nie wolno się z nim obchodzić jak ze zgniłym jajkiem i ciągle do jego fochów dostosowywać.

          To, co przebija przez Twoje posty, to że starasz się zadowolić faceta i cały swój szacunek do siebie czerpiesz z jego wobec siebie postaw. A tak chyba być nie powinno.

          Czy Ty sama nie jesteś DDA/DDD?

          Być może Twój były chłopak ma DDA, a może nawet borderline (to takie „DDA na wypasie”, że raz kocha, a raz nienawidzi).

          Ale co z tego?

          To jego działka, żeby chciał z tego zdrowieć. A jeśli nie chce, to moim zdaniem mogłabyś go po prostu ominąć.

          Na pewno nie warto, żebyś poświęcała swoje szczęście dla jego fochów i jego niezdecydowania kim jest i czego chce.

          A może Cię po prostu nie kocha i nie jesteś kobietą dla niego? (o ile którakolwiek jest…) – tego też wykluczyć nie można…

          Oczywiście, że każdy jest wart miłości, ale DDA, które nie chce zdrowieć (ta akcja z wyjazdem, to brzmi jak tani wykręt…) jest nieco podobne do alkoholika – potrzebuje „twardej” miłości, takiej, która potrafi stawiać granice, typu „na to się nie godzę”, „tego mi nie zrobisz, nie pozwolę”.

          Aggy
          Uczestnik
            Liczba postów: 17

            dda93  Dziękuję ci za ten wpis. Masz rację, wczoraj właśnie doszłam do podobnego wniosku a propos tej „twardej miłości”. Nie chcę żeby ten człowiek w moich oczach zaczął być Dzieckiem, dlatego jedyne co mogę mu zaoferować, aby być uczciwa ze sobą to traktowanie go jak dorosłego człowieka z całym zrozumieniem dla jego przeszłości. Dla mnie do tej pory był mężczyzną z którym wiązałam życiowe plany i tylko traktując go w ten sposób (a więc nie pobłażając za jego uczynek) mogę być autentyczna dla siebie i jego.  dda93 myślę że nie jestem dda choć mój ojciec był bardzo nieobecną figurą (niedostępny emocjonalnie mizogin) więc pewnie mam tendencje do trwania przy facetach, którzy nie dają z siebie 100% w związku. Tak jak robiła to moja mama wiecznie usprawiedliwiając ojca i chcąc tłumaczyć jego zachowanie. Wiem, że wątek się powtarza, dlatego dziękuję za odpowiedź 🙂

            Sama poszłam na psychoterapię (indywidualną, nie konkretnie dla dda) na NFZ, terminy wcale nie są takie długie jak myślałam a pomoc jaką otrzymuję jest super  – polecam dzwonić na ogólny numer NFZ  – 800 190 590 – w całej Polsce jest bezpłatny i tam pytać o najbliższe terminy w swojej miejscowości.

            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 4 miesięcy temu przez Aggy.
            noname
            Uczestnik
              Liczba postów: 23

              Cześć Aggy. Wiem, że to trudne i bolesne. Sama jestem dda i popełniłam wiele błędów, których dzisiaj żałuję. Będąc w związku, szukałam „dziury w całym”. Raz byłam zazdrosna i nieufna, raz mówiłam, że nie zasługuję na taką miłość. Koniec końców, pewnego dnia odeszłam od partnera. Nazwał mnie psychopatką i nie chciał mieć już ze mną nic wspólnego. Załamałam się, ale… rozumiem go… i dzięki temu, że potraktował mnie „twardą ręką”, poszłam wreszcie na terapię, bo już nie mogłam ze sobą wytrzymać. Myślę, że rozstanie będzie w efekcie dobre dla Ciebie i dla niego. Nie powinnaś być wobec niego zbyt pobłażliwa i czekać na niego w nieskończoność. Jeśli będzie mu zbyt „wygodnie” w relacjach, to nigdy niczego nie zmieni. Żyj swoim życiem, zadbaj o własne szczęście, a może wtedy wreszcie się chłopak ogarnie. Jeśli nie, to jego decyzja i jego strata. Wszystkiego dobrego.

              Aggy
              Uczestnik
                Liczba postów: 17

                noname000 Dziękuję. To jest rozdzierające uczucie zdać sobie sprawę, że osoba którą pokochałam przeszła przez takie bagno w życiu i teraz może w pełni cieszyć się i budować relacji.

                Oczywiście egoistycznie marzyłabym żeby nasz związek był dla niego motywacją, aby iść na terapię. On musi o siebie zawalczyć sam o zdolność do zaufania i wyjścia poza swoje ograniczenia. Ja wyjdę poza moje ograniczenie i uznam wreszcie, że ja tu nie pomogę, jeśli on sam nie będzie chciał. Mam zapędy na bycie „naprawiaczem, ratownikiem” a tak nie działają zdrowe relacje. Ja też zasługuję na szczęście z kimś kto chce i potrafi rozwiązywać problemy a nie od nich ucieka. Dziękuję jeszcze raz za radę, wszystkiego dobrego – wzajemnie 🙂

                 

                Aggy
                Uczestnik
                  Liczba postów: 17

                  miało być , że „i teraz NIE może w pełni cieszyć się i budować relacji ”  😉

                  Niemniej ucięłam tą znajomość, bardzo to było straszne – napisać to i pożegnać się. Okropne uczucie –  wcale nie czuję się z tym dobrze, bo jest on dla mnie ważny i nie chcę go krzywdzić, ale nie ma innej drogi. Czas, abym skoncentrowała się na sobie i swoim szczęściu. Dziękuję za Wasze rady.

                  Powodzenia dla nas wszystkich 🙂

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 4 miesięcy temu przez Aggy.
                  zielonaoliwka
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 1

                    Hej Aggy. Bardzo Ci współczuję takiej sytuacji. Wydajesz się być bardzo kochaną i dojrzałą osobą, która wykazuje się bardzo dużym zrozumieniem w stosunku do Twojego byłego chłopaka, pomimo tych wszystkich przeszkód. Nawet jeśli nie będziecie już razem, to wierzę, że zrobiłaś wszystko co w Twojej mocy, by mu pomóc.

                     

                    Ja odwiedziłam to forum, ponieważ piszę pracę dyplomową o konsekwencjach funkcjonowania w systemie alkoholowym. Jednak po przeczytaniu Twojego wpisu coś mi się tak samo jak i Tobie otworzyło w glowie… Niby to już wiedziałam wcześniej, ale chyba nie dopuszczałam tego do siebie. Mój obecny narzeczony, zarówno jak i ja jesteśmy DDA. Z tym, że jego sytuacja rodzinna wygląda znacznie gorzej niż moja, u niego wciąż to trwa (dopiero od niedawna zamieszkaliśmy razem), u mnie jednak ojciec już dawno ograniczył picie, choć zdarzają mu się epizody raz na rok/dwa lata. Wiem, że nie wszystko można tłumaczyć alkoholizmem rodzica, ale są niektóre kwestie, których wręcz nie da się inaczej. I to nie chodzi o trudny charakter czy temperament, tu chodzi właśnie o tak trudne dzieciństwo 😒 Przykre to jest. Wiem, że mój partner bardzo mnie kocha, okazuje mi to, ale miałam podobną sytuację do Twojej, że dwa razy, bez większego powodu zerwał ze mną. Raz tłumaczył mi to tym, że nie jest gotowy, że poważny związek go przerasta. Jego mama jest sztandarowym przykładem żony współuzależnionej. W domu nie rozmawia z tesciami, niestety mieszkają razem. Ta sytuacja domowa ma ogromne odbicie w zachowaniu mojego chlopaka, dzisiaj nawet rozmawiałam z jego siostrą na ten temat. Ty już zrobiłaś wszystko, co mogłaś zrobić by pomoc Twojemu chłopakowi. Mnie dopiero czekają rozmowy, z tym, że on nie chce i nie lubi rozmawiać na trudne tematy. Ech. Martwię się o niego. Jest wyizolowany społecznie, nie chce utrzymywać kontaktu z rodziną. A ma takie świetne rodzeństwo. Musiałabym się teraz tutaj rozpisywać, opisywać różne sytuacje, ale też nie to miałam na celu. Chciałam napisać Ci słowa otuchy i powiedzieć, że nie jesteś sama..

                    Wierzę, że jeśli jesteście sobie pisani, to Wasze drogi jeszcze się zejdą. Jeśli jednak nie, to że poukladasz to też sobie sama w głowie, i że jeszcze znajdziesz tę jedyną osobę. Trzymaj się, powodzenia!

                    Aggy
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 17

                      zielonaoliwka dziękuję za słowa wsparcia – też żywię cichą nadzieję, że jeśli jesteśmy sobie pisani to się znajdziemy jeszcze z moim byłym. Ale mądrze – świadomie i w pełni na to gotowi. A na razie jestem ja i cały świat jest mój i to jest mój czwartek i tylko ode mnie zależy jaki on będzie. Szanuję zasoby swojej energii, łąduję baterię z bliskimi i robiąc rzeczy z któych jestem zadowolona.

                      Potrzebowałam tych słów wsparcia tutaj, żeby upewnić się że zrobiłam wszystko co mogłam po mojej stronie dla naszego zwiazku, któego sama nie potrafiłam uratować.  Pozostaje mi tylko świadomość że wiem na 100% że to co było między nami to była autentyczna miłość. Tego mi żadne rozstanie nie zabierze, więc cieszę się że poznaliśmy się i byliśmy razem choć przez chwilę 🙂

                      Co do Twojej sytuacji  – trzymam kciuki, że uda Wam się omówić problemy zanim napięcie przybierze zbyt duży rozmiar.Jeśli mogę coś doradzić, to to aby możliwe rozmawiać bezpośrednio w tej samej przestrzeni fizycznej o umówionej godzinie i czasie w ciągu tygodnia.  U mnie zaraz po sprzeczce były partner „uciekał”  a  przy próbie wyjaśnienia problemu przez telefon jeszcze łatwiej uciekał w swoje mantry: „nie szanujesz mnie”, „nie jestem wystarczajaco dobry”, „nie wiem co czuje”. Tylko przy bezpośredniej rozmowie twarzą w twarz czasem udawało nam się skomunikować na serio.

                      Mój były też ma wspaniałą rodzinę, wszyscy po terapii chociaż cień w ich domu nadal pozostał (nieswojość jakaś w powietrzu, dziwne miny czasem, tematy urwane w pól zdania). Mój były nie lubił tam jeździć choć nie rozumiałam czemu..porzecież to dom rodzinny! No właśnie – tam spędził to dzieciństwo i też że teraz jest dobrze to jeszcze nie leczy ran. Szkoda – ma on problem by być z rodziną blisko – powiedzieć im że ich kocha tak po prostu, choć wiem że tak jest bo mówił mi o tym… ach ciężkie to wszystko.

                      Będzie dobrze 🙂

                      Ściskam Cię mocno.

                       

                       

                       

                      Barbasia
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 6

                        Aggy jestem w identycznej sytuacji co Ty. Na prawdę czytając Twoją historię miałam wrażenie, że ktoś opisał moje przeżycia. Mój partner również rzucił mnie z dnia na dzień, ale my się nie kłóciliśmy. Po prostu jednego dnia było ok, a następnego mnie pożegnał.

                        Cały czas mamy ze sobą kontakt i to pozytywny kontakt. Za każdym razem staram się mu przekazać, że rozumiem jego ograniczenia i dalej chcę cierpliwie przy nim zostać, aby mógł na spokojnie, w poczuciu bezpieczeństwa przełamywać ten mur. Niestety nie potrafię tak jak tu wyżej opisano pokazać „twardej miłości”, ale też postanowiłam się już odsunąć. Wie, że jeżeli się przełamie i będzie chciał to zawsze może się do mnie odezwać i nie zamierzam go opuścić.

                        „Potrzebowałam tych słów wsparcia tutaj, żeby upewnić się że zrobiłam wszystko co mogłam po mojej stronie dla naszego zwiazku, któego sama nie potrafiłam uratować. Pozostaje mi tylko świadomość że wiem na 100% że to co było między nami to była autentyczna miłość. Tego mi żadne rozstanie nie zabierze, więc cieszę się że poznaliśmy się i byliśmy razem choć przez chwilę” – czuję to samo po przeczytaniu tego wątku i mam nadzieję, że znajdę też siłę żeby jakoś się z tego otrząsnąć 🙂

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 35)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.