Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Jak postępować z DDA po rozstaniu

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 35)
  • Autor
    Wpisy
  • Barbasia
    Uczestnik
      Liczba postów: 6

      @Aggy jak się trzymasz teraz po czasie? Czy jest Ci łatwiej?

      Ja mimo, że mijają kolejne dni to co raz gorzej to znoszę i nie wiem jak się z tego podnieść.

      dda93
      Uczestnik
        Liczba postów: 621

        Barbasia, wprawdzie pytanie nie było do mnie, ale może to choć trochę zmniejszy Twą samotność, gdy odpowiem…

        Ja w takich sytuacjach próbuję sobie zadać pytanie: co mi tak naprawdę robi takie rozstanie?

        Z jednej strony na pewno jest to poczucie pustki i bycia pozostawionym samemu sobie – tak dobrze znane z domu rodzinnego.

        Do tego dochodzą myśli. W skrajnym przypadku: nie jestem tego wart/warta by mieć kogoś, być z kimś. W łagodniejszym: a co, jeśli na świecie nie ma żadnego partnera dla mnie?

        Są też wątki zmysłowe – mi na przykład bardzo często, gdy słyszałem skrzypienie schodów, wydawało się, że zaraz wejdzie po nich moja dziewczyna. Odezwie się do mnie, położy się przy mnie. I nawet nie potrzebowałem do tego ostatecznego rozstania – wystarczyła drobna kłótnia lub dłuższa nieobecność.

        Możesz też zadać sobie pytanie, czego Ci najbardziej brakuje. Obecności drugiej osoby obok? Rozmowy? Przytulenia? Seksu (który w wielu związkach służy za zamiennik wszystkich innych „mniej bezpiecznych” rodzajów bliskości)?

        W każdym razie wiedz, że to, co przeżywasz jest udziałem wielu osób, nie tylko DDA/DDD. A gdyby nie było tych rozstań, nie mielibyśmy szans na spotykanie nowych osób, pozytywne zmiany, czasem powroty.

        Barbasia
        Uczestnik
          Liczba postów: 6

          Czuje się z tym dziwnie. W głowie pojawiają mi się myśli, że może nie byłam dla niego wystarczająca, że może przy innej by się przełamał.

          Dużo się naczytałam o tym żeby stawiać siebie na pierwszym miejscu, żeby nie wchodzić w rolę terapeuty. A prawda jest taka, że znam swoją wartość, chodzę na terapię od wielu miesięcy, wiem jakie mam problemy, wiem czego się boję w życiu oraz wiem, jakie rzeczy mimo strachu i bólu jestem w stanie przetrwać. Nigdy nie próbowałam i nie chciałam wchodzić w rolę terapeuty. Nie mam do tego kompetencji i aspiracji, jednak uważam, że związek to bycie przy drugiej osobie nie tylko w dobrych chwilach, ale też w tych złych, w chwilach słabości.

          Jestem egoistką i stawiam siebie na pierwszym miejscu bo też wiem co na mnie dobrze działa. W tej relacji czułam się bezpieczna, od swojego byłego wiele się nauczyłam i czułam, że przy nim mogę się rozwijać i przełamywać swoje lęki, bo czułam, że nie jestem w tym sama a on rozumie co się dzieje w mojej głowie. Z tego co on mówił, on też czuł się w tym dobrze, też czuł się przy mnie spokojny i pomagałam ukoić ból istnienia. I myślę, że doskonale wiedział, że nie chcę być jego terapeutką, sama jestem zwolenniczką sięgnięcia po pomoc osoby z zewnątrz.

          Mimo wszystko czuje się winna. Czuję się winna za to, że nie umiem odpuścić, że mówię o swoich uczuciach. Przeraża mnie myśl o tym, że ktoś mógłby uznać to za osaczanie, próbę nacisku, manipulacji. Bardzo doceniam fakt, że mój były wie, że nie próbowałabym za nic w świecie takich rzeczy, że po prostu ja w taki sposób radzę sobie z tą „żałobą”, że nie potrafię blokować swoich emocji i uczuć w sobie.

          Czytając też wątki na forach zauważyłam zarzuty do osób, które znalazły się w sytuacji takiej jak moja, że walczą bo mają problem ze sobą, że traktują związek jak misję naprawienia drugiej osoby. Zastanawiałam się mocno nad tym i chyba nigdy w życiu nie miałam myśli, że chciałabym coś w nim zmienić. Nigdy nie będę w stanie zrozumieć co przeżył i co dzieje się w jego głowie, ale w nim, jako w człowieku nic bym nie zmieniła. Jedyna „misja” jaką sobie postawiłam to pokazanie, że w przyszłości nie musi być zawsze źle i można cieszyć się z małych codziennych spraw.

          Niemniej jednak… wiem, że muszę zaakceptować jego decyzję. Wiem, że każde z nas jest silne, przeszło przez swoje problemy i da sobie radę w życiu. Mimo wszystko w tym momencie pójście dalej wydaje się abstrakcją i odejście od walki o tę relację napawa mnie ogromnych strachem.

          dda93
          Uczestnik
            Liczba postów: 621

            O tym, co było lub jest między Wami, wiecie tak naprawdę tylko Wy. Nikt nie jest święty i każdy czasem robi coś nie tak. A jeśli ktoś uważa inaczej, to moim zdaniem najlepsza rekomendacja do tego, żeby w żadnym związku nie był 😉

            Uświadomiony człowiek może być całkiem dobrym terapeutą sam dla siebie. Bo przecież o to chodzi – żeby pomoc specjalisty w końcu przestała być dlań konieczna. Może też w pewnym stopniu pomóc członkom swojej rodziny czy przyjaciołom. Grunt, żeby to była pomoc, której ta druga strona chce i potrzebuje.

            Byłem kiedyś w relacji z terapeutką, która popełniła parę fauli – próbowała (poza gabinetem) terapeutyzować mnie, robiła terapię osobom, z którymi mogła być osobiście związana w przeszłości lub przyszłości. To było złe.

            Sam kiedyś byłem z kolegą na herbatce w domu u mojego terapeuty (mężczyzny), ale nie było w tym nic damsko-męskiego. Rozmawialiśmy o książkach (miał godną podziwu bibliotekę).

            Gdy ktoś jest Ci osobą bliską i masz go terapeutyzować, jest to niebezpieczne, bo jako partner/partnerka być może wielu rzeczy o nim lub o niej nie musisz wiedzieć (lub nie tak od razu). Poza tym pacjent w stosunku do terapeuty pozostaje w relacji zależnej – trudno więc tu o równość.

            Zarówno skrajny egoizm („ma być dobrze tylko mnie”), jak i gwałcenie czyichś granic („ja cię uzdrowię, bo wiem jak powinno być”) nie są dobre…

            Barbasia
            Uczestnik
              Liczba postów: 6

              Zgadzam się z tym co piszesz, dlatego jedynie poprosiłam by wrócił na terapię bo nie chcę żeby nasza relacja przepadła, a wierzę że to mu może pomóc. Ja ze swojej strony mogę dać tylko pomoc w formie wsparcia i bycia dla tej osoby.

              Niestety na ten moment cały czas jestem w zawieszeniu. Nie wiem co będzie dalej, mamy kontakt, ale ja bardzo cierpię przez to oczekiwanie. Nie czuje się gotowa na inny związek, więc go nie szukam. Wiem co czuję do byłego, więc ta rozłąka mnie boli. Ciężko przez to wszystko przejść. Wyrzucenie swoich myśli na tym forum przynosi trochę ulgi.

              blabla
              Uczestnik
                Liczba postów: 4

                Hej, Aggy. Spotkało mnie dokładnie to samo co Ciebie. Czy istnieje możliwość bezpośredniego kontaktu z Tobą? Chętnie wymieniłbym się spostrzeżeniami, wnioskami. Po prostu wygadał się komuś i wysłuchał kogoś kto został podobnie skrzywdzony. Niestety ale nie ma co liczyć na to, że od tych osób otrzymamy jakąkolwiek odpowiedź, powody, empatię czy współczucie. Nie mówię nawet o słowie „przepraszam”. Są to w końcu zachowania typowe dla ludzi. Nie wiem natomiast czy te osoby można nazwać ludźmi.

                Barbasia
                Uczestnik
                  Liczba postów: 6

                  @blabla jak można napisać coś tak krzywdzącego, poddając pod wątpliwość czy te osoby można nazwać ludźmi? To, że Ty nie spotkałeś się z empatią czy współczuciem od drugiej strony nie znaczy, że możesz tak wyrażać o całej grupie osób.

                  Aggy
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 17

                    Cześć

                    odniosę się krótko:

                    Barbasiu – zakończenie kontaktu z mojej strony pomogło mi bardzo. Nie czekam. Dzięki temu życie w całym swoim spektrum może mnie spotkać na codzień – nie żyję przeszłością, nadzieją.

                    Uczucia – te mam jeszcze pokołtunione 😉 tęsknię czasem, ale przywołuję trzeźwą myśl „głupia! za czym?za niestabilny emocjonalnie, oziębłym człowiekiem?” i wracam na ziemię. Umysł jest plastyczny, adaptuje się do nowej sytuacji jeśli mu na to pozwolić. Nie szukam nowej relacji – buduję ją sama ze sobą i przynosi mi ona więcej radości niż budownie jej z kimś z zewnątrz. Ta radość i spokój emanują na zewątrz. Najlepiej się dzieje gdy spędzam czas z ludźmi których znam i lubię, nie rozmawiamy o moim byłym dda – jest tyle innych wciągających tematów. To pozwala być Tu i Teraz. Polecam.

                    Barbasia Nie obwiniaj się! Na pewno Ci zależało na związku i na pewno zrobiłaś wszystko co mogłaś. Nie jesteśmy idealni i to jest ok. Związki nie powinny być AŻ TAK trudne, powinny być dużo lżejsze. Warto się zastanowić dlaczego na takim właśnie dalej TOBIE zależy. Ja po ucięciu kontaktu zagłębiłam się w siebie – znalazłam moje odpowiedzi, dlaczego tak trudno było mi odpuścić. Cały ten związek choćby miał mnie kosztować tyle bólu i wysiłku był tego wart, bo teraz rozumiem siebie i z tą wiedzą idę dalej w świat.

                    dda93 ma rację – rozstania są trudne nie tylko dla ludzi z problemem dda.

                    blabla  – na pewno bardzo Cię zabolało to rozstanie, myślę że nie pomoże tu wchodzenie na głębokie poziomy bólu przed obcą osobą jaką jestem, potrzebujesz ukojenia – daj sobie pomóc i nawiąż kontakt z psychologiem. Ja tak zrobiłam w pierwszym momencie i pomogło mi to wsparcie.

                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 3 miesięcy temu przez Aggy.
                    blabla
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 4

                      Barbasia – napisałem to w odniesieniu do mojej byłej dziewczyny oraz do innych osób DDA przejawiających te same zachowania (a w zasadzie ich brak). A historia autorki tematu i sposób w jaki została potraktowana wydała mi się analogiczna do mojej. Zresztą sama opisałaś te osoby w słowach „nie spotkałeś się z empatią czy współczuciem od drugiej strony”. Właśnie te osoby miałem na myśli. Myślałem, że jasno to wynika z mojej wypowiedzi.

                      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 2 miesięcy temu przez blabla.
                      dda93
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 621

                        Blabla, Koleżanka zapewne miała na myśli to, że nie zbudujesz sobie ani lepszej przyszłości, ani poczucia własnej wartości podchodząc do sprawy na zasadzie „Ja jestem OK, Wy nie jesteście OK”.

                        Podobnie jak żona alkoholika nie otrzymuje go w spadku, ani nie dostaje z urzędu, tylko WYBIERA go sobie sama, tak samo i Ty możesz mieć tendencję do WYBIERANIA sobie takich właśnie osób z nierozwiązanymi problemami. I jest to Twoja część odpowiedzialności, i to Ty mógłbyś próbować coś w tym zmienić.

                        To, że naskarżysz się do kolejnej dziewczyny na to, jak zła była ta poprzednia, nie rozwiąże problemu – dopóki Ty sam będziesz sobie robił krzywdę spotykając pewien rodzaj osób.

                        Były już w historii ludzkości postacie, które dzieliły bliźnich na ludzi i nie-ludzi. I zobacz do czego to doprowadziło. A teraz historia się powtarza. Zdecydowanie myślę, że lepiej nie iść tą drogą…

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 35)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.