Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Jak sobie radzicie na codzień?

Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 40)
  • Autor
    Wpisy
  • serena66
    Uczestnik
      Liczba postów: 240

      Na codzień brakuje mi wsparcia w kimś. Nie potrafię uwierzyć w to, że ktoś mnie lubi zwłaszcza, że musiałam nowe konto na facebooku na dzień kobiet założyć bo ktoś mi się włamał na konto.

      Brakuje mi tego bym się mogła komuś zwierzać, wypłakać czy też zasnąć w czyichś ramionach. Czasem chce się do kogoś przytulić, ale z drugiej strony boję się tej bliskości. Boję się związków.

      Wielokrotnie rówieśnicy mnie oszukiwali. Ze wszystkim byłam sama nikt mnie nie wspierał.

      Gniewko
      Uczestnik
        Liczba postów: 185

        serenko – jeśli bariera wieku Tobie nie przeszkadza, to napisz do mnie na maila: dziad_morowy@wp.pl

        czteryiksyxxxx
        Uczestnik
          Liczba postów: 13

          A co robicie żeby cieszyć się życiem, tak zwyczajnie, na codzień? Macie problemy z motywacją? Ja tak … Nigdy niczego formalnego nie zawalam, zawsze jestem terminowa, ale kiedy sobie coś obiecuję jest mi ciężko się do tego przyłożyć. Miliardy zapisanych list do zrobienia, notatek. Na kartce, w telefonie,  notesie i mailu. Wszystko wypełnione w połowie, bo stawiam sobie chyba nieosiągalne progi, a potem te wyrzuty sumienia. Gdy mam coś zrobić przypominają mi się przykre wspomnienia – mam wrażenie, że to leń wpycha mi je w świadomość – ale wtedy mam ochotę tylko leżeć. Tak jest tylko kiedy jestem sama, gdy mam kogoś kto może zobaczyć moją słabość nigdy tego nie pokażę. Może przez to, że nigdy nikt mnie do niczego nie motywował, ani zachęcał, a już mam chyba dosyć robienia tego sama.

          Pozdrawiam

          kataszka
          Uczestnik
            Liczba postów: 16

            czteryiksyxxxx

            Ciężko mi jest cieszyć się na co dzień. Nie potrafię się śmiać być zadowoloną, bo wtedy wkrada się lęk , że przecież zaraz zdarzy się coś co mnie zrani, nie umiem się bawić, denerwuje mnie hałas i taka nie pohamowana radość.

            Ja jestem nastawiona na zadania, często przekraczające moje możliwości, zawsze wszystko muszę dopiąć na ostatni guziki oczywiście z wyprzedzeniem, muszę być o jeden krok do przodu. Jeżeli nie wykonam czegoś co sobie zaplanowałam to się złoszczę i nie daje mi to spokoju, przrpłacam to przemęczeniem , całyczas mam wrażenie , że jest jeszcze coś czego nie zrobiłam, nie dopilnowałam, a co powinnam zrobić . Czasami myślę, że jak coś zawalę to załamie się świat. Lenia o którym piszesz doświadczyłam jedynie gdy byłam w depresji ale to osobna bajka.Mnie też nigdy nikt do niczego nie zachęcał ale niestety u mnie przez to rozwinęło się nadmierne poczucie odpowiedzialności.

             

            awi
            Uczestnik
              Liczba postów: 9

              Witajcie. Takich jak my jest naprawdę dużo.Normalne są częste zmiany nastroju,nadwrażliwość,odczucie samotności ,złość,agresja itd.Udawanie,że jest się silnym,twardym,wesołym a w środku…emocjonalnie wciąż dziecko.Trochę mi rażniej jak czytam Wasze posty,dużo z tego co piszecie rozumiem bo sama tak czuję.Umiem już czasem prosić innych o pomoc,że potrzebuję kontaktu bo czuję się samotna.Nie lubię jak mam mało zajęć bo wtedy głupoty w głowie i niepotrzebnie się nakręcam i niepokoję.Często myślę jaki jest mój sens życia,że powinnam robić coś bardzo sensownego,pomagać innym bo wtedy jestem potrzebna i ważna jak w dzieciństwie.Skoro mnie nikt nie potrzebuje do pomocy to jest dziwnie-jakbym nie była nikomu potrzebna.Ogólnie pełno mam wątpliwości,myślę czasem za dużo,analizuję a to takie męczące….

              Luthien
              Uczestnik
                Liczba postów: 2

                Witajcie.

                Ja przez jakiś czas sobie radziłam. Tak mi się wydawało. Osiągałam to głównie dzięki udawaniu, nawet przed samą sobą, że jest ok. Że to wszystko wcale AŻ TAK na mnie nie wpłynęło. Udawanie wymagało jednak dużego wysiłku. Czerpałam energię z jakichś awaryjnych rezerw, albo może ,,brałam na kredyt”? W końcu przyszedł moment, gdy dług trzeba spłacić z nawiązką. Przyszła depresja (nie pierwsza). Jestem więc na zwolnieniu z pracy, lekarze eksperymentują na mnie z lekami, a ja na siłę próbuję w sobie podtrzymać wiarę, że któryś z nich pomoże.

                Nie mam siły ani ochoty dosłownie NA NIC, a jednocześnie leżenie i robienie niczego też sprawia mi ból. Ten ból rozdziera mnie od środka.

                Jestem jak zamknięta w kokonie, z którego bardzo pragnę się wydostać, ale nie umiem i boję się.

                Odsunęłam się od ludzi i pozwalam się zbliżyć tylko nielicznym, ale też połowicznie, bo unikam bezpośredniego kontaktu. Telefon –  to już dla mnie dużo.

                Nocami marzę o tym, że kiedyś wyzdrowieję i może ktoś mnie jeszcze pokocha, a ja jego. Będę miała normalny dom, męża, dziecko, a po przebudzeniu nie będę myśleć tylko o tym, jak potwornie się czuję i jak ciężko mi oddychać…

                 

                 

                begin25
                Uczestnik
                  Liczba postów: 10

                  Czesc Luthien 🙂

                  Ja Cie doskonale rozumiem.Odkad pamietam zawsze uciekalam od ludzi jednoczesnie pragnac kontaktu,zylam w odosobnieniu,izolowalam sie.Potem jak wyszlam do ludzi i zaczelam zyc na wiekszych obrotach widzialam u siebie zmiane,jak z miesiaca na miesiac jest coraz lepiej,ale jak przychodzilo blizsze spotkanie czy ktos chcial nawiazac blizszy kontakt to uciekalam,potrafilam znalezc milion wymowek zeby sie oddalic,nie bylam wtedy do konca swiadoma dda i nie chodzilam na terapie.Po dlugim czasie zycia na pelnej petardzie jak przyszedl spokojniejszy moment w moim zyciu poczulam pustke,zmeczenie i wielki bol.Mysle ze trzeba pozwolic sobie na przezywanie go ,zeby uwolnic wszystkie niechciane emocje i uczucia.Bez tego wydaje mi sie sie nie obejdzie,trzeba przezyc ten bol zeby odrodzic sie na nowo 🙂 psychoterapia mysle moze byc bardzo potrzebna i pomocna.Trzymaj sie mocno 🙂 Pamietaj ze zycie jakie by nie bylo jest piekne i warte naszych staran po to zeby sie nim cieszyc.

                  marta0006
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 56

                    Czesc Wszystkim,dawno nie pisałam. Czytam te wpisy i jestem poruszona… emocjonalnie jestem jak Wy! Może nie mam dzieci, mam faceta, mamy psa,wynajmujemy mieszkanie, mamy pracę, wydaje się być ok. Mimo iż mam upragniony święty spokój ( pół roku temu mieszkałam z rodzicami- trwałam tam w patologii) to wciąż nie jest dobrze. Poszłam na 3-cią terapię, jakiś postęp jest jednak… bardzo dużo zostało złych schematów. Jestem wciąż osobą impulsywną i ciągle potrzebuje akceptacji i zwracam na siebie uwagę. Mam też skłonnosci do depresji i łatwo rezygnuję z dobrych dla mnie rzeczy. Wydaje mi się na dzień dzisiejszy że pomimo tego co przeszłam i tych 3 lat naprawiania siebie… teraz się cofam :-/ czesto jestem nie zadowolona, nie portafię od kilku miesięcy podjąć decyzji o zmianie pracy ( nie zarabiam rewelacyjnie) wpieprzam się w sytuacje które mi nie odpowiadają… przeraża mnie życie, rachunki, czynsze, kredyty…. uwielbiam swoją pracę ale wypalam się ( brak mi motywacji). Boje się podjąç jakiejkolwiek decyzji, pozostawiam innym decydowanie za mnie :-/ sytuacja w domu rodzinnym wciąż na mnie się odbija ( włóczę się po sądach, jestem wiecznym słuchaczem załamanej matki)…. na dodatek moj facet jest alkoholikiem mimo ze od ponad pol roku nie pije, jest w terapii i NAPRAWDE sie stara… to ja go podejrzewam o picie… zyje w kłamstwie bo mama nie do końca wie, że.wróciłam do Maćka ale w sumie… jej to nie obchodzi, bo jej życie jest ważne i jej problemy. Nawet nie wie jak cierpie, tylu rzeczy by nie zrozumiała….  kolejną rzeczą którą psuję w swoim życiu są moje przyjaźnie… pod wpływem impulsów ranię tych ludzi. A potem zostaje sama 🙁 mam jakies ogromne wymagania wobec najbliższych i oczekuję za dużo. A wszystko dlatego że nie mam pełnej akceptacji na siebie…. tak.bardzo chce być zauważana!!! I lubiana… ( zawsze miałam problemy z przyjaźniamy bo szybko się kończyły a ja za bardzo się angażowałam). Nie ogarniam tego życia… :-/ na dodatek obawiam sie ze przedadzam z alkoholem… pije ostatnio duzo za jednym razem apotem mam mega moralniaka…boje się ze jestem na dobrej drodze do alkoholizmu… a moj facet coraz mniej ma na to akceptacji….co ja ze sobą robię?? :'(

                    pawenet
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 2

                      czesc, tez wawa  jak masz ochote spotkać się pogadać to jestem za, jestem nowym członkiem dopiero będę się mierzył ze swoja przeszloscia

                      marta0006
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 56

                        Pawenet: pisz śmiało: marta0006@gmail.com

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 40)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.