Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Jakie osoby wchodzą w związek z dda?

Otagowane: ,

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 16)
  • Autor
    Wpisy
  • ladybird
    Uczestnik
      Liczba postów: 29

      Witam Was,

      zastanawiam się ostatnio, jakie osoby wybierają na swojego partnera/partnerkę dda? Co te osoby widzą w nas, co je przyciąga do nas, czego od nas oczekują? Jeśli nie są to też dda lub alkoholicy, to jakie to mogą być jeszcze osoby, o jakich cechach?

      I druga rzecz mnie zastanawia, czy jeśli spotkają się dwoje dda lub ddd, to są w stanie stworzyć stabilny związek? Czy w tym celu potrzebna jest terapia obojga, czy wystarczy tylko jednej osoby, czy mogą żyć w ogóle bez terapii? Piszcie, również o własnych doświadczeniach, chętnie dowiem się, co o tym myślą inne osoby.

      czl
      Uczestnik
        Liczba postów: 27

        Kochające, czułe,troskliwe, opiekuńcze, chcące nieść pomoc, czyli nudne dla Was. Na takiej osobie możecie wyładować wszystkie swoje negatywne emocje, niszcząc bez litości, to co dobre w człowieku, a kiedy rozchwiejecie człowieka tak, że pokaże wreszcie jakiś słaby punkt, rzucacie jak niepotrzebną rzecz do śmietnika i wracacie!do facetów, którzy traktują Was przedmiotowo i rzucają kiedy znajdą nową zabawkę, choć dla nich jesteście bardzo miłe. Wtedy szukacie następnego obiektu do zniszczenia, by zemścić się za to, że zły chłopiec Was nie chce. Bardzo to jest niesprawiedliwe. Ci , którzy Was kochają, kochają szczerze, bo nie da się bez wielkiej miłości znosić zdrad, poniżenia, atak9w nienawiści spowodowanych tym, że kupiłeś złą pastę do zębów. Miłość wybaczająca, usprawiedliwiająca najgorsze podłości jest traktowana uako słabość i niemęskość. Kochacie złych chłopców. Oni Wami się bawią. Obrywa ten kto pokocha.

        ladybird
        Uczestnik
          Liczba postów: 29

          Uuuu, z Twojej wypowiedzi wynika, że nie identyfikujesz się z dda, ale miałeś taką osobę za partnerkę? Twój post jest pełen złości, bólu i rozczarowania, takie mam wrażenie. Rozumiem, że dda są trudni w relacjach…

          Może ktoś inny jeszcze się wypowie.

          czl
          Uczestnik
            Liczba postów: 27

            Dwa razy w życiu byłem w związku, dwa razy z dda,dwa razy uwierzyłem w te wszystkie kłamstwa o cierpieniach, lęku przed bliskością, potrzebie opieki, mechanizmach obronnych. Jako twardy facet, który znosi kaźdy ból fizycznyuwierzyłem, że mężczyzna powinien z dumą przyjmować te wszystkie kopniaki, bo jest piorunochronem dla cierpiącej ukochanej. Dwa razy uwierzyłem, że zdradzają z miłości, bo chcą udowodnić miłość do jedynego na zasadzie doświadczalnej. Nie wiem o co w tym chodzi, bo jest tomdla mnie nie do ogarnięcia. Miłość jest ślepa. Wykorzystywanie dda do usprawiedliwiania każdego świństwa, podłe. Trudno po tym podnieść głowę do góry. U mnie trwa to już lata. One za to są już w kolejnych związkach. Ja mogę się odważyć co najwyżej na koleżankę. Na związek już nigdy. Najbardziej oczekiwałem od nich przyjaźni. To dawały swoim kolegom plus inne miłe chwile w pakiecie

            Dahlia Rose
            Uczestnik
              Liczba postów: 475

              Ladybird,nikt z napisem DDA na czole nie chodzi wiec ludzie wiaza sie ze soba z rozmaitych powodow o DDA nie majac zwykle zielonego pojecia.Do czasu oczywiscie-bo te problemy sie pojawiaja jak zwiazek przechodzi do fazy powaznej i pojawia sie dzieci.U mnie partner- DDA a ja ani alkoholiczka ani DDA ani jeszcze co innego nie jestem-chyba ze jeszcze tego nie wiem.Tworzymy zgodne szczesliwe malzenstwo ale na poczatku rzeczywiscie mielismy standartowe problemy…

              Uzytkowniczka
              Uczestnik
                Liczba postów: 23

                Ciekawy temat. Myślę, że nie można wszystkich wstawiać do jednego worka: są DDA/DDD egoiści i manipulatorzy i tez są tacy nie DDD/DDA. Są DDD/DDA z sercem na dłoni, są tacy, co dają się wykorzystywać i co siebie nie szanują…

                Myślę, że w związki z DDD/DDA wejść może każdy – jeśli jest zdrowy i silny i naprawdę pokocha, stawia warunek w postaci przejścia terapii a potem razem starają się zbudować fajny związek. A jak ktoś sam ma „coś”, co go przyciąga do w jakiś sposób ludzi potrąconych, to może nie być wesoło…

                ladybird
                Uczestnik
                  Liczba postów: 29

                  Dziękuję wszystkim za komentarze. Zaczęłam ten temat, bo nie raz spotkałam się z twierdzeniem, że dda wchodzą w toksyczne związki. Aczkolwiek wiem, że to nie reguła, że tak jak pisze Użytkowniczka nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Czasem mozna wejść w związek, który nas będzie niszczył, a czasem na odwrót, jak w przypadku Czl.

                  Do Czl: Bardzo mi przykro, ze akurat trafiłeś na takie osoby. Ja jako dda mam niestety różne lęki i ograniczenia, bywam zołzą, ale nigdy nie zdradziłam swojego partnera, żeby „sprawdzić” miłość do niego, nigdy go nie okłamałam i nie mam lęku przed bliskością, wręcz odwrotnie.

                  Do Dahlia Rose: Wiem, że patrzenie na osobę jako tylko na dda jest niepełne, bo każdy jest sumą różnych cech, zachowań, itp, w tym również cech dda. A możemy zakochać się w kimś z różnych powodów. Twoje małżeństwo  jest przykładem, że można stworzyć dobry związek z dda, dziękuję za ten głos.

                  medulla
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 713

                    dwukrotnie byłam w związku z mężczyzną DDA, chociaż co do pierwszego nie mam pewności, bo nigdy nie był na terapii. wiem tyle, że jego ojciec jest alkoholikiem i że przejawiał wiele cech przynależnych do tego syndromu. drugi był zdiagnozowanym DDA w trakcie wieloletniej terapii.

                    może zanim napiszę co moim zdaniem takiego jest we mnie, że wiążę się z takimi osobami, napiszę co mnie przyciągnęło do tych mężczyzn. a śmiało mogę powiedzieć, że byli totalnymi przeciwieństwami. pierwszy – pewny siebie (jak się potem okazało, pozornie), wygadany, przystojny, towarzyski, aktywny, pomysłowy.. ujął mnie właśnie tą pewnością, masą pomysłów na życie.. jak się później okazało, ta pseudo pewność siebie i pseudo uwielbienie towarzystwa ludzi to były sposoby na radzenie sobie z masą, ogromem kompleksów, nienawiścią do siebie, niemożnością (dosłownie) wytrzymania samemu z sobą. jego pomysłowość okazała się być raczej słomianym zapałem, wiązała się z rozpoczynaniem wielu rzeczy, a potem nie doprowadzaniem ich do końca. generalnie – fasada społeczna bez skazy. dla mnie – potwór. wbijanie szpil, wyszydzanie, flirty z innymi kobietami i wmawianie mi chorobliwej zazdrości, choroby psychicznej… szkoda gadać. na koniec potrafił mi jeszcze powiedzieć, że jeśli komukolwiek opowiem o tym, co robił, to i tak nikt mi nie uwierzy. tak potrafił grać. manipulant, gra na emocjach opanowana do perfekcji. teatralne sceny, klękanie na kolana, płacz w miejscach publicznych.. kocham, a potem nienawidzę. zrywanie co chwilę z idiotycznych powodów, a potem wracanie, bo kocham. a ja w środku tego kołowrotka, zakręcona, uzależniona i bezradna. mimo że ostatecznie to ja powiedziałam, że nie chcę już powrotów, to bardzo długo zmagałam się ze skutkami tego rozstania. ciągle wydawało mi się, że straciłam kogoś wyjątkowego, potrafiłam pamiętać tego księcia, którego udawał, tylko te dobre momenty, mój przystojny, mój zdolny.. a ostateczne rozstanie nastąpiło, gdy po tym jak mnie uderzył postawiłam ultimatum, że albo terapia, nawet wspólna, albo koniec. usłyszałam, że to ja się powinnam leczyć na zmianę z tym, że on sobie ze sobą nie radzi i że rzeczywiście powinien szukać pomocy. ale nic konkretnego. to ja leciałam do terapeuty DDA, opowiadałam, on mi powiedział wprost: powinna pani uciekać z tego związku. ja cała we łzach, ale że misu biedny, misiu sobie nie radzi, że ja przyjdę z misiem jak się zgodzi. terapeuta przewidział, że marne szanse i poprosił mnie, bym zadzwoniła i powiedziała czy przyjdziemy razem, a jeśli nie, to żebym przyszła sama, żeby mógł mnie wesprzeć w tym ciężkim czasie, który dla mnie nastąpi. poszłam sama. spotkania polegały generalnie na moim płaczu i opowiadaniu. bardziej wsparcie niż terapia. wtedy byłam jeszcze na etapie raczej bólu rozstania i straty.

                    on nie dawał mi spokoju, odzywał się co jakiś czas na różnych portalach społecznościowych, na telefon, pisał, że tęskni, kocha mnie dalej… nie będę opisywać tej kołomyi, jedna wielka tragedia po prostu włącznie z moim miotaniem się w tym wszystkim. jak na detoksie, dosłownie. wszystkie fazy wychodzenia z nałogu włącznie z fizycznym bólem. mijały miesiące, a kiedy znalazłam się w fazie depresji i nicmisięniechce, postanowiłam skorzystać z pomocy specjalisty. przez 3 miesiące chodziłam na „terapię”. moja terapeutka nazywała to pomocą psychologiczną, bo mimo moich usilnych próśb pt. proszę nazwać to co mi jest, że dałam się tak traktować, twierdziła, że jestem zdrowa. dopiero jak doszło do tematu rodziny, zadała mi pytanie, którego ja sama nigdy sobie nie zadałam. zapytała mnie, czy jego zachowanie przypomina mi zachowanie któregoś z członków mojej bliskiej rodziny. byłam przerażona, bo… no tak. on w furii, on wyzywający mnie, on zmienny w nastrojach… moja matka. terapeutka powiedziała, że prawdopodobnie działało to na zasadzie takiej, że to co on robił nie wydawało mi się wtedy przesadzone, naruszające moje granice, bo po prostu było mi to znane. tak więc powtórzyłam pewien schemat. plus wyszło niskie poczucie własnej wartości i przekonanie, że on taki książę z bajki wybrał taką zwykłą mnie i że powinnam chwalić niebiosa za to. on sam pielęgnował we mnie to poczucie, nieustannie mi przypominając, że mógłby być z tyloma kobietami, a jest ze mną i że nie potrafię tego docenić (włącznie z pokazywaniem zdjęć niektórych potencjalnych zamienników). teraz za taki tekst bym go wyśmiała. albo poleciła wybranie zamiennika 🙂

                    mój ostatni chłopak to jak pisałam, przeciwieństwo tamtego. raczej zamknięty w sobie, stroniący od ludzi, cichy, nie rzucający się w oczy. ja w nim zobaczyłam po prostu dobrego, wrażliwego człowieka. plus podobał mi się, pociągał fizycznie. sam siebie nazywał DDA, o domu i terapii powiedział mi chyba już na pierwszym spotkaniu. jak już tutaj pisałam – myślałam, że wiem, na co się decyduję, bo mówił o wieloletniej terapii. wydawało mi się, że demony ma przerobione. on też tak sądził. niestety. ja uważam, że nie ma. pisałam o nim w swoim wątku – stany depresyjne, mnóstwo somatyzacji, lęki o wszystko, strach przed nowościami, brak spontaniczności… ja uporczywie trzymałam się myśli, że przecież taki dobry, że wrażliwy, że szczery, nie taki jak tamten, nie manipuluje, nie udaje. ale brakowało mi coraz bardziej… normalności. to znaczy normalności takiej jak ja ją pojmuję. po prostu. że możemy pójść gdzieś nie planując wszystkiego w detalach nie wiadomo ile naprzód, że możemy mieć normalny seks, a nie że on wiecznie dół, albo nie wie co albo coś go boli, że możemy się cieszyć z małych chwil, a nie muszę ciągle patrzeć na człowieka, który wiecznie czymś się martwi, wszystkim, wszystkiego się boi, wszystko go przeraża. to przykre co teraz napiszę, ale przestałam w nim widzieć mężczyznę. myślę o swoim tacie, z którym mam bardzo dobry kontakt i widzę uosobienie pewności siebie, siły, odwagi, odpowiedzialności. to jest dla mnie męskość. on coraz bardziej tracił w moich oczach. to, co wcześniej uznawałam za wrażliwość, później widziałam jako zwykłą słabość. na szczęście, prawdopodobnie dzięki tym 3 miesiącom z psychologiem, nie zadziałał we mnie mechanizm ratowniczki, który był aktywny wcześniej. no i uciekłam. do tej pory mam wyrzuty, że zostawiłam naprawdę dobrą, wartościową osobę. ale poznałam też siebie na tyle, że wiem, że to po prostu osoba nie dla mnie.

                    teraz wiem, czego chcę, na co sobie nie pozwolę, a co jestem w stanie zaakceptować. co do ostatniego, to na przykład kilkugodzinne zastanawianie się nad tym, co się zepsuło, skoro jestem inteligentna i mu się podobam i próba nie wiem rozważania tego razem nie wchodzi w grę. bo nie jestem terapeutką i to nie są rzeczy, nad którymi będę się pochylać. niejasność uczuć, niepewność tego, czego się chce, czego nie, jakie emocje się odczuwa – facet nie dla mnie.

                    podsumowując mój przydługi wywód 😉 wszystko jest kwestią dobrania się. ale żeby się dobrze dobrać, to trzeba wiedzieć, kto do nas będzie pasował i czego się chce. ja tego nie wiedziałam, teraz już wiem. nie chcę nikogo obrazić, ale z moich doświadczeń wynika, że DDA często mają problem właśnie z określeniem swoich preferencji. albo mają je nierealistyczne. pierwszy mężczyzna, o którym pisałam miał horrorystycznie wyidealizowaną wizję związku. jak kłótnia – zerwanie. nawet mała, o cokolwiek… dla niego jak ktoś jest szczęśliwy i kocha, to się nie kłóci. mówił mi, że gdybym go kochała, to bym go nie raniła, a wszelkie moje próby wytłumaczenia mu, że ludzie ranią się niecelowo i to nie oznacza brak miłości, kończyły się fiaskiem. on widział związek swoich rodziców, więc na zasadzie przeciwieństwa dąży do ideału. ideał, w ogóle często to słowo powtarzał. kiedy odstawałam od tego ideału w czymkolwiek, byłam szykanowana. drugi mężczyzna – trudność z wyrażaniem uczuć, niejasność ich, niepewność. kiedy powiedziałam mu, że byłby szczęśliwszy z osobą podobną do siebie, tj. spokojną, lubiącą mieć zaplanowane itd. a nie ze mną spontaniczną i posiadającą przeciwne cechy, to nie. on chce taką jak ja. jednocześnie jakby nie widząc, że to się nie może udać. kwestia dopasowania i tyle. czy to DDA czy nie 🙂 a jeszcze na koniec napiszę, że moim zdaniem, jeżeli wchodzi się w związek na zasadzie chęci ratowania, albo pozostaje się w nim z takich pobudek (jak ja swego czasu – misiu mnie uderzył, bo ma ojca alkoholika, a on sobie nie radzi i powinnam mu pomóc), to koniecznie sam powinien poszukać profesjonalnej pomocy, bo to nigdy nie będzie zdrowa, budująca relacja i najprawdopodobniej po prostu to z tą osobą jest coś nie tak.

                    ladybird
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 29

                      Medulla, dziękuję Ci za tę długą wypowiedź. Dda dda nierówny. Myślę, że tu widać jak na dłoni różnice temperamentów Twoich byłych partnerów, pierwszy zdecydowanie sangwiniczno-choleryczny, natomiast drugi melancholiczno-flegmatyczny. Ciekawe swoja drogą, że ten drugi już długo chodził na terapię, a nie mogł sobie jednak poradzić z wieloma syndromami dda.

                      Bardzo do mnie też trafiły słowa psychologa, wyjaśniające, czemu związałaś się z tym pierwszym partnerem, że pozwoliłaś mu na pewne zachowania, bo były Ci one znane z domu. Ja nie do końca jeszcze rozumiem, na jakiej zasadzie wchodzimy w relacje z innymi, czemu wybieramy takie osoby, a nie inne na partnerów, czemu pozwalamy na np złe traktowanie. I to mi bardzo rozjaśniło w głowie. Gdybym wychowywała się w rodzinie pełnej miłości i miała dobre wzorce, to wiedziałabym, że np szantaż psychiczny, ciągłe narzekanie albo wpadanie w furię z byle powodu jest złe. Nie mówiąc już o wyzwiskach czy biciu. Zarówno z mojej strony, bo to rani drugą osobę, sprawia jej przykrość, jak i z drugiej w stosunku do mnie. Kurcze, jak to dzieciństwo jednak wpływa na całe życie człowieka…

                      zytka
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 156

                        Świetne  pytanie  ladybird.Tez  często sie  nad tym zastanawiam ,a zwłaszcza teraz  w  ciągu  kilku  ostatnich  mcy.

                        Ja  byłam w  3 wiązkach z dda.Pierwsze  dwa spokojni  faceci,wrażliwi itp .Szybko sie  rozpadły.Ostatni  trwał  3  lata ,facet  wygadany  ,pewny  siebie , ale też wrażliwy, czuły i  czasem trudny.Aktualnie jestesmy przyjaciółmi ,bo  dobrze  przy  Nim sie  czuje  i nawet ostatnio jakoś  bardziej  czuła sie robię  dla  Niego ,a  to chyba dlatego ,ze „dowalają „się do mnie inni starsi Panowie  ,z którymi nie  chce  być więc chyba  uciekam  do przyjaciela, bo tu czuje sie  bezpieczna i  pewna.

                        Ostatnio też jestem w  takim zagubieniu  ,dezorientacji bo  jak wspomiałam starsi Panowie(ok  50)  doczepija się do mnie,a ja nie wiem dlaczego? Bo jestem szarą ,spokojna myszką??? Poza tym kolega  z pracy  ,żonaty  , zaczął mi wyznawać  takie rzeczy  ,że  mnie ścina z  nóg. Jak mu powiedziałam ,ze czuję sie gorsza ,nie  mam  poczucia  wartości itd ( on zreszta to widzi po  mnie  ,sposobie  mojego bycia  ,mowi  mi ,ze jestem zagubiona )to  zaczął  mi dzis  komplementować -jest  to miłe ,ale  ja  tego nie przyjmuję , bo mu nie  wierzę ,a poza tym on ma żonę i nie  wypada  mu tego  pisać  co piszę( też  o seksie) Dodam ,że  facet  ma gadane  ,dobrze umie  manipulować  ,grac  na  emocjach  i tez kłamać ,bo widzę  to  w relacjach  w pracy .Sam zresztą mówił ,ze  dużo  czyta i umie  zagrać.Naprawdę  nie wiem co o tym myśleć  ,czemu tak jest?Czemu ciągną  do mnie  tacy faceci dojrzali?

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 16)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.