Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Knockin' On Heaven's Door…

Przeglądasz 10 wpisów - od 611 do 620 (z 686)
  • Autor
    Wpisy
  • Jakubek
    Uczestnik
      Liczba postów: 931

      DDA – moc zmieniania

      (pisane na stacji benzynowej)

      Zjechałem na tę stację nie tylko po kawę, ale właśnie po to, by podzielić się refleksją.

      Przed chwilą jechałem zatłoczoną dwupasmową drogą, obserwując twarze kierowców, którzy wolno zbliżali się do mnie na przeciwnym pasie. W różnych samochodach przesuwały się koło mojego auta twarze młode i stare, kobiece i męskie, ładne i przeciętne. Przemykali jak wycięte fragmenty jakiegoś filmu. Przez te kilka sekund, kiedy byli naprzeciw mnie, starałem się zajrzeć im w oczy i rozpoznać o czym myślą. Jedni wyglądali na skupionych, inni na zdenerwowanych, jeszcze inni na radosnych. Po którymś z kolei aucie naszła mnie nagła myśl, że oto mijają mnie zupełnie odrębne światy, do których nie mam dostępu. Każdy z tych ludzi patrzy na świat, tak jak ja – ze swojej centralnej pozycji. Każdy z tych ludzi jest Stwórcą w swym osobistym świecie, wymyśla go.

      Przeniknęło mnie poczucie ogromnej prawdy. Nie mam wpływu na tych ludzi. Nie jestem w stanie zmienić ich światów. Nie wejdę do ich głów. Jedyne co mogę zrobić, to zmieniać mój świat siebie.

      Odczułem ulgę. Nie mogę zmieniać niczego, poza sobą. Nie mogę pomóc nikomu, poza sobą. Tylko „mój” świat się liczy.

      Ta ulga, jest odpowiedzią na dręczące mnie ostatnio pytanie, jak pomóc bliskiej osobie. Wydaje mi się, że wiem, jak pomóc. Ona jednak takiej pomocy nie chce. To mnie frustruje. Mam wrażenie, że ta osoba popelnia błąd i nie dostrzega wielu aspektów sytuacji. Obecnie ta frustracja odpuszcza. Ja odpuszczam sobie. Nie mogę zmienić tej osoby. Ona ma własny świat i własną drogę. Przyznała mi tam jakieś miejsce. Jednak nie mogę kłócić się o większy wpływ. Mogę tylko wpłynąć na siebie.

      Musiałem zjechać na stację i zapisać to.

       

      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat temu przez Jakubek.
      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat temu przez Jakubek.
      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Do poprzedniego tematu.

        A jednak kiedy ta bliska osoba wybiera kogoś innego do pomocy (kto proponuje rozwiązania  zupełnie inne od moich), wtedy czuję złość. Moja oferta pomocy została zignorowana. Bliska osoba wciągnęła mnie w świat swoich problemów, poprosiła o wsparcie, a potem odrzuciła wymyślone przeze mnie rozwiązanie. Co więcej, wybrała postępowanie zgodne z cudzymi radami. Czuję się w tej sytuacji podobnie jak w przeszłości wobec matki. Zapisałem sobie wczoraj taką notatkę:

        „Chcąc jej pomóc mam odczucia podobne do pojawiających się wtedy, gdy chciałem pomóc mamie. Uważam, że wiem, jak należy postąpić, jednak nie czuję przyzwolenia z drugiej strony. Jest tylko ograniczona zgoda na wsparcie. Czuję się tak, jakbym dobijał się do kogoś z pomocą. RATOWAŁ NA SIŁĘ. Kiedy ona nie ujawnia przede mną szczegółów sprawy, rodzi sie we mnie dziecięce rozżalenie i BUNT. Już nie mam ochoty pomagać. Czuję się, jak traktowany niepoważne, bez zaufania, pobłażliwie i z wyższością. Zaczynam czuć się faktycznie niezdolnym do pomocy. Niedorosłym. Niedojrzałym. Niemęskim (KASTRACJA). A w końcu naprawdę zaczynam się bać, że moja pomoc jednak zostanie przyjęta, a ja nie podołam, nie sprawdzę się, zawiodę zaufanie. Tracę wiarę w siebie. Zaczynam wierzyć, że nie nadaję się.”.

        Tą osobą, mającą problem jest moja partnerka. Echo relacji z matką ciągle odzywa się w moim związku.

         

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          DDA – poszanowanie i ochrona wewnętrznego domu

          Dziś skontaktowałem się z przejawem mojego Zdrowienia. Czuję, że to jeden z ważniejszych objawów zdrowotnej Przemiany, która we mnie zachodzi. To element nowego „ja”.

          W skrócie, chodzi o ochronę mojego wewnętrznego domu (używam tego pojęcia w znaczeniu zbliżonym do Bradshawa), przed „intruzami”, przed emocjonalnymi zaburzeniami, powstającymi pod wpływem innych ludzi (ich zachowań). Dziś uświadomiłem sobie, że coraz rzadziej dopuszczam do tego (rzadziej pozwalam), by inni ludzie (świadomie lub nie) regulowali moje emocje.

          Miałem takie mocne doświadczenie dziś przed południem. Około 10 siadłem do medytacji (prowadzonej na youtube przez mnicha) ze słuchawkami na uszach podłączonymi do telefonu. Po około pół godzinie w mój spokojny i rozluźniony stan wdarł się dźwięk telefonu. Zapomniałem wyciszyć dzwonek. Dzwoniła dziewczyna. Wiem, że ma trudny okres i szuka mojego wsparcia. Mocno przeżywam jej problemy. Czasem jednak czuję się zmęczony i bezradny, bo wymyślam pomocne rozwiązania, które ona odrzuca, mimo to nadal oczekując wsparcia. Zaczynam się czuć jak w zabawie w kotka i myszkę, próbując „uchwycić” takie wsparcie, które wreszcie zaspokoi jej potrzeby (głównie emocjonalne). Czuję się trochę uwikłany.

          Kiedy telefon wdarł się w medytację, poczułem ukłucie niechęci. Mogłem go wyciszyć jednym ruchem i medytować dalej. Przez chwilę rozmyślałem o tym, starając się zachować spokojny rytm oddechu. Pojawiła się myśl, że medytacja ma mi pomagać w doświadczaniu innych obszarów życia. Jestem akurat w tym momencie zrelaksowany i mam umysł wolny od trosk i niechcianych emocji. To doskonały stan, by wpuścić do niego osobę z zewnątrz i zobaczyć co się stanie.

          Pozostając w pozycji medytacyjnej, dbając o to, by nie zgubić rytmu oddechu, odebrałem telefon. Miałem słuchawki z mikrofonem, więc podczas rozmowy nawet ręce mogłem trzymać złożone na podołku, jak zwykle, gdy medytuję. Z zewnątrz nic zatem nie zmieniło się w mojej postawie. Tylko w słuchawkach zamiast Ajahna Brahma słyszałem teraz głos mojej kobiety;)

          Usłyszałem znajome skargi, wynurzenia i płacz. Wiem, jak mocno i boleśnie ona to przeżywa. Tym razem jednak za główne zadanie postawiłem sobie: zachować równy oddech i nie stracić spokoju umysłu. Dziewczyna mówiła, a ja oddychałem i pozwalałem, by słowa wpadały w moją przestrzeń, jak kamyki wpadają do cichego stawu. Wpadają i toną. A fale na powierzchni wody po chwili znikają.

          To nie znaczy, że jej nie słuchałem. Byłem uważny i w stosownej chwili odzywałem się, próbując ukoić jej wzburzenie. Przede wszystkim jednak nie pozwoliłem swojemu ciału i umysłowi na rezonowanie z jej stanem emocjonalnym. Nie wszedłem w to, jak to zwykle robię. Nie pozwoliłem, by pojawiło się u mnie zdenerwowanie czy podekscytowanie. Ale przede wszystkim nie pozwoliłem, by zrodziło się we mnie współczucie. Zwykle tak się działo (osobowość symbiotyczna) i wtedy już całkowicie wchodziłem w jej emocje. Zatracałem się w kontakcie i byłem po nim bardzo wyczerpany. Tym razem nie dopuściłem do tego. Po dłuższej chwili dziewczyna uspokoiła się i pożegnaliśmy się. Wydawała się zadowolona z przebiegu rozmowy. Ja też byłem zadowolony. Nie wpuściłem jej problemów do mojego wewnętrznego domu. Tam i tak bym jej nie pomógł. W tym domu jest miejsce tylko dla mnie.

          P.S. To nie znaczy, że wybieram postawę egoistycznego sk…yna. Po prostu prawdziwe współczucie nie ma nic wspólnego z pełnym chaosu i kompulsji braniem na siebie cudzych stanów emocjonalnych. Ta ostatnia postawa wręcz zaburza zdolność do rozumnej pomocy.

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            Do poprzedniego tematu.

            Przypomniałem sobie ile osob wdzierało się do tego mojego wewnętrznego domu. Ile guana wniósł tam ojciec. I jak bardzo matka, swoją czułością (ale nierozumną) osłabiła mury tego domu, tak że nie potrafiłem dać ojcu odporu. A później wielu innym osobom.

            To jedno z ważniejszych odkryć, że matczyna miłość była mi okazywana w sposób, który mnie równocześnie osłabiał. Matka też wdzierała się do mojego wewnętrznego domu i udając, że tam sprząta, w rzeczywistości próbowała ułożyć wszystko po swojemu. By mogła się tam dobrze czuć. W moim domu.

            Czerwonewino
            Uczestnik
              Liczba postów: 99

              Jakubku, jestem kobietą i jako kobieta coś Ci powiem… wiele z nas, w obliczu własnych problemów, ma czasami ochotę tylko i wyłącznie wyrzucić z siebie swój ból i swoje problemy. Możliwość uzewnętrznienia się przy bliskiej nam osobie – bywa czasami największą pomocą. Wiele z nas nie oczekuje podania nam na tacy rozwiązania, a tylko wysłuchania. Kobiety w tym zakresie bardzo różnią się od mężczyzn. Mężczyźni najczęściej problem chcą rozwiązać, a kobiety go „przegadać”. Często samo „przegadanie” tematu powoduje, że rozwiązanie się znajduje.
              Ja osobiście rzadko kiedy rozmawiam o własnych problemach, ale tę kobiecą cechę 😘 wypaczyło akurat moje dzieciństwo. Odpowiedzialność, kontrola, samodzielne radzenie sobie z problemami, brak umiejętności proszenia o pomoc itp. – to akurat mój bagaż, a też chciałabym tak zwyczajnie, czasami „gadaniem” zrzucić z siebie cały trud dnia codziennego 😭 🙈🙉🙊

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                Trochę już poznałem te „kobiece” zwyczaje i jestem w stanie znosić je do pewnych (moich) granic… które są coraz lepiej ochraniane. Wydaje mi się, że  mężczyzna jest tym bardziej skłonny znosić takie stany, im bardziej kobieta rewanżuje mu się podobną wyrozumiałością dla jego słabości. Zdarza się jednak, że kobieta uważa, iż tylko ona może wypłakiwać się na ramieniu partnera – on zaś ma zawsze być silnym i wspierającym twardzielem. W dawnych latach bywało i tak, że udawałem silniejszego niż się czułem, bo wiedziałem, że u partnerki nie mam przyzwolenia na słabość. To bardzo wycieńczające i frustrujące.

                Czerwonewino
                Uczestnik
                  Liczba postów: 99

                  Nic nie jest zero jedynkowe Jakubku. Tak samo jak są kobiety, które potrzebują mieć przy sobie rycerza na białym koniu, który uratuje je z każdej opresji… są także mężczyźni, którzy boją się silnych, samowystarczalnych kobiet. Szkopuł w tym, aby trafił swój na swego 😉

                  Zwróć uwagę na jeden malutki szczególik, który niestety rozlał się kulturowo na całe społeczeństwo i przechodził z pokolenia na pokolenie (choć, na całe szczęście, jakieś zmiany zaczynają być w tym aspekcie widoczne). Wychowywano nas w duchu: mężczyzna musi być silny i być głową rodziny, a kobieta musi być eteryczną towarzyszką, nie daj boże pokazywać, że daje sobie radę bez mężczyzny i być boginią ogniska domowego. Takie schematy zostały wdrukowane w całe masy społeczne. Jeżeli do tej kulturowo myślowej dysfunkcji dodamy jeszcze indywidualne doświadczenia życiowe, to czasami robi się takie bagienko, że łatwo w nim ugrzęznąć na dobre.

                  Dlatego bez umiejętności właściwego komunikowania się nie ma możliwości osiągnąć satysfakcjonującego poziomu relacji. A, niestety, język marsjański i wenusjański różnią się od siebie. O mózgach nawet nie wspomnę. Cudownie obrazuje to w swoim występie amerykański komik – nie pamiętam nazwiska – ale, gdy wpiszesz na Youtube mózg kobiety, mózg mężczyzny, powinno wyskoczyć – płakałam ze śmiechu. No, widocznie jakiś plan nasz Stwórca w tym zakresie miał 😁

                  Egoizm, ale tylko zdrowy, i własne granice owszem, ale, jeżeli jest się w związku, to koniecznie z poszanowaniem granic partnera. Będąc dwoma odrębnymi bytami, z własnymi zaznaczonymi granicami, trzeba znaleźć wspólny zbiór (jak w matematyce 😉). Bez tego nie ma szansy na stworzenie dojrzałej relacji.

                  Nie masz nawet pojęcia jak bardzo wkurzający potrafi być mój mąż z tymi typowo męskimi poczynaniami i męskim spojrzeniem na pewne sprawy i analogicznie, według niego, ja bywam wkurzająca ze swoim damskim widzeniem świata i jeszcze do tego dda… 🙈🙉🙊

                  Gdyby nie fakt, że zaczęliśmy rozmawiać i tłumaczyć jak widzimy pewne rzeczy i co w związku z tym czujemy – myślę, że nie bylibyśmy już razem. Jeżeli w Waszej relacji tego nie praktykujesz to uwierz mi – tak samo jak Ty jej psychiki do końca „nie ogarniasz” – Twoja partnerka Twojej też „nie ogarnia” (i mam na myśli tylko i wyłącznie fakt, że jesteś mężczyzną, bez Twojego bagażu). Samo życie 🤷‍♀️

                  Jakubek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 931

                    W zupełności zgadzam się, że komunikacja i rozmowa są najważniejsze.

                    Bagaż nieszczęśliwego dorastania bardzo jednak to utrudnia. Nie mamy wypracowanych mechanizmów i narzędzi zdrowej komunikacji. Nie potrafimy określić, co czujemy. Rządzą nami kompulsje. Mamy skłonność i umiejętność manipulacji. Nie nauczyliśmy się, że szczerość jest nagradzana. Jesteśmy pełni lęków i nieufności. Boimy się odrzucenia. Boimy się uwiązania. I tak dalej… Dotyczy to nie tylko relacji damsko męskich, ale międzyludzkich w ogóle. Można na poziomie „technicznym” opanować umiejętność komunikacji. Jednak bez przemiany wewnętrznej trudno będzie nawiązać prawdziwy dialog z drugim człowiekiem. Raczej stawiałbym na to, że człowiek wewnętrznie pomieszany, który jednak „powierzchownie” opanował takie umiejętności komunikacyjne, wykorzysta je w celu manipulowania innymi.

                    Ostatnio raczej odchodzę od uniwersalnych (lub stereotypowych) pojęć „kobiecości” i „męskości”. Na mojej osobistej drodze zdrowienia wydają mi się one przeszkodami. Szkodliwymi generalizacjami, które zdejmują ze mnie obowiązek i trud docierania do prawdy o sobie, o swojej męskości i o tym, co dla mnie oznacza kobiecość. Uważam, że w życiu osobistym, każdy z nas musi sam odkryć znaczenie tych pojęć. Mogę być nawet mężczyzną z Wenus, który związał się z kobietą z Marsa:))

                     

                     

                    Czerwonewino
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 99

                      Hhhhmmm🤔… mam chyba jednak inne spojrzenie. Według mnie kobiety i mężczyźni tak bardzo różnią się od siebie, że nie jestem w stanie spojrzeć na tak różne płcie w tożsamy sposób. Oczywiście uważam, że zarówno mężczyźni jak i kobiety mają prawo do wyrażania swoich odczuć, swoich słabości, swoich lęków, swojej wrażliwości itp. i oczekiwać poszanowania tych aspektów przez innych. Jednak nasze mózgi, fizyczność, gospodarka hormonalna (np. u kobiet syndrom pms, na którego nie mamy wpływu on nami rządzi 😂😇😭) za bardzo różnią się od siebie i pomijanie tych różnic w relacji damsko-męskiej, jestem przekonana, że będzie negatywnie odbijało się na samej relacji.

                      Praca z samym sobą, z własnymi deficytami, nie powinna zawężać nam pola widzenia.

                      Oczywiście Jakubku, to moje subiektywne spojrzenie na ten temat i jest wynikiem życia z jednym mężczyzną przez 23 lata. Przechodziłam i nadal przechodzę w tym związku przez różne etapy i to mi pokazało i nadal pokazuje, że trzeba mieć zrozumienie dla siebie, ale również należy poznać punkt widzenia drugiej osoby. Codzienne życie to nie tylko psychologiczne zgłębianie własnego wnętrza, ale także przyziemne rzeczy typu: walające się skarpetki czy długie włosy w odpływie 😉😘

                      Jakubek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 931

                        Jednak budowanie opinii na temat mężczyzn na przykładzie tego jedynego wybrańca, to właśnie potwierdzenie mojej tezy. On stał się dla Ciebie nośnikiem informacji o męskości. A jest przecież tylko jednym z ok. 4 miliardów ludzi płci męskiej. I wobec tego jedynego wybranego realizujesz/określasz swoją kobiecość.

                        Dlatego właśnie nie przerzucam automatycznie obserwacji poczynionych na przykładzie mojej dziewczyny na pozostałe ok. 4 miliardy kobiet. Dla mnie aktualnie ona wypełnia definicję kobiecości, bo (jej) kobiecość realizuje się tylko w kontakcie z męskością (moją). Tak więc szukam „kobiety” w niej i wobec niej odnajduję się „mężczyzną”. To co dzieje się między nami dwojgiem jest zupełnie wyjątkowe i nie sprawdziłoby się w innym układzie osobowym. Pozostałe kobiety jednak nie interesują mnie. Wiem (rozumowo i doświadczalnie), że nie są identyczne z moją aktualną dziewczyną (choćby dziewczyny z przeszłości też różniły się i od obecnej i między sobą). Takie rzeczy jak hormony, progesteron, estrogen, testosteron…, nie mówiąc już o cechach osobowości są bardzo różnie rozrzucone między płciami. Jestem przekonany, że jakiej byś nie podała cechy „typowo” męskiej lub żeńskiej znalazłbym odpowiednio kobietę bardziej „męską” lub mężczyznę bardziej „kobiecego”. Według naukowców ok. 1/4 mężczyzn przechodzi nawet swoisty pms:))

                         

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 611 do 620 (z 686)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.