Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Knockin' On Heaven's Door…

Przeglądasz 6 wpisów - od 691 do 696 (z 696)
  • Autor
    Wpisy
  • Jakubek
    Uczestnik
      Liczba postów: 979

      @Mirka 221. Dzięki za podzielenie się. Największym „odkryciem” było dla mnie to, że takie stany dopadały mnie przez większość życia, mniej więcej od nastoletności. Tak jakbym funkcjonował w jakimś cyklu psychicznym. W sumie odpychałem od siebie prawdę, że źródło tego smutku noszę gdzieś głęboko w sobie.

      Przychodzi mi na myśl, w odniesieniu do Twojej sytuacji, że takie tąpnięcie psychiczne następujące bez wyraźnej przyczyny i po dłuższym okresie dobrej pracy nad sobą, może jednak być powiązane z zewnętrznymi warunkami – fizyczność, a nawet wrażliwość na zmienne warunki meteo. Przykładowo, u mnie nastroje często poprawiały się z nadejściem wiosny. Warto też sobie przebadać podstawowe parametry. Kilka lat temu, w ramach powracania do troski o siebie, zrobiłem sobie kompleksową diagnostykę i odkryłem, że mam niedoczynność tarczycy, podjęcie leczenia mocno poprawiło mi komfort życia.

      Powodzenia w odzyskiwaniu równowagi.

      Mirka 221
      Uczestnik
        Liczba postów: 39

        Hej, Jakubek. Też zauważyłam te stany od młodości. Ostatnie dni są trochę lepsze i mam jakieś spostrzeżenia, wglądy skąd takie 'tąpniecie’. Pomimo wykonanej pracy (która przecież wciąż trwa), zdumiła mnie siła tego i widzę, że te stany raczej będą wracać i muszę sięgnąć po wsparcie. To akurat jest trudne z dwóch powodów: moim brakiem wiary w innych oraz prozaiczną sprawą: finansami. To spory wydatek a wiem, że to nie jest na przysłowiowe dwie sesje. I tak, jak napisałeś może to być sprawa hormonów, choć robiłam ostatnio badania ogólne ( tez akurat tarczycy) i są ok. Oczywiście tak ogólne badania podobno nie są miarodajne więc wiem, że nic nie wiem 🙂 Dziękuję za Twoją odpowiedź i uwagę.

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 979

          REGRESJA

          (powrót do roli dziecka)

          Dziś obudziłem się ze łzami w oczach i dotkliwą świadomością, że moja mama nie żyje. Śniła mi się przeszłość. Wróciłem do czasów nastoletnich, chodziłem między blokami po starym osiedlu, wypatrywałem dawnych znajomych, ale nie poznawałem nikogo. Przy wejsciu do naszego bloku naraz uświadomiłem sobie, że mojej mamy nie będzie w mieszkaniu, bo już nie żyje. Zacząłem płakać i obudziłem się.

          Wcześniej tej samej nocy miałem sen o ojcu, z którym szarpałem się w złości.

          Te dwa sny są przejawem mojej regresji – powrotu do roli dziecka. Jestem w nich dzieckiem uwikłanym w żal i złość. Na jawie to uwikłanie też przeszkadza mi we wchodzeniu w rolę dojrzałego dorosłego. Trzeba odpuścić przeszłość.

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 979

            CZARNO BIAŁE MYŚLENIE

            Zauważyłem, że opanowanie złości i pretensji, odczuwanych wobec ojca, poprawia mi nastrój. Czasem napływają fale wściekłości, ale staram się nie podążać za nimi, pozwalam, aby przelały się przez mój umysł i ciało, a potem odpłynęły w dal. Próbuję być obojętny wobec ojca. Ignoruję go. Łatwiej mi w ten sposób unikać wewnętrznych napięć.

            Nie czuję się w obowiązku „czcić ojca swego”. Powoli (i niechętnie) jednak dopuszczam do siebie uczucie wdzięczności za „dary” otrzymane od niego. W zasadzie to dwa nurty pomocowe: wspierał mnie finansowo oraz uczył różnych umiejętności (aktywności sportowe, gry, jazda samochodem). Momentami nieźle się z nim bawiłem. Niezależnie od jego prawdziwych intencji – bo podejrzewam, że mógł to robić również z nudów, dla własnej rozrywki, z potrzeby „ulepszania” przedmiotu swojej własności (syna) lub dla własnej wygody (szybko po otrzymaniu prawa jazdy stałem się kierowcą, odbierającym go pijanego z imprez). Mój umysł jednak woli wspominać to, co było poza miłymi momentami – zło, które wyrządził. Tymczasem wspomnienie, że bywało miło, nie oznacza braku poszanowania dla doświadczonej traumy. Trzeba wychodzić z podstawowej wady DDA – czarno białego myślenia. Nikt nie jest tylko zły lub tylko dobry. Tyran czy ktoś z patologicznym rysem osobowości też może mieć chwile dobroci.

            Poza tym pomaga mi kontakt z ludźmi. Nawet rozmowy o sprawach zawodowych. Osadza mnie to w rzeczywistości. Zmusza choć na chwilę do ogarnięcia wewnętrznego rozmemłania.

            • Miewam też napady lęku. O finanse. O zdrowie. O przyszłość. Wtedy biorę głębokie wdechy i powtarzam sobie, że zgadzam się na te lęki i kocham siebie z tymi lękami. Nie zaprzeczam tym lękom, nie podważam ich racjonalności. Tylko tak jakby przytulam siebie przelęknionego, jakbym przytulał przerażone dziecko, z troską i akceptacją.
            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 979

              Bezpieczeństwo.

              Bezpieczeństwo jest konieczne. Przebywając stale w środowisku, w którym nie ma bezpieczeństwa nawet wytężoną pracą nad sobą człowiek nie zbuduję poczucia bezpieczeństwa. Chodzi o to, że jeśli ktoś non stop funkcjonuję tak, jakby był na wojnie, to nawet terapia czy różne sposoby samoregulacji układu nerwowego nie pomogą mu w tym, aby poczuł się bezpiecznie. Co najwyżej pomogą mu tylko nieco okiełznać system nerwowy, ale nie będą w stanie go uleczyć.

              Podstawową zasadą zdrowienia i rozwoju (psychicznego i fizycznego) jest to, aby system nerwowy poczuł się bezpiecznie.

              Dotyczy to przebywania w każdym toksycznym i dysfunkcyjnym środowisku, czy to rodzinnym, czy pracowniczym, czy towarzyskim, itp.

              Powyższe stwierdzenia usłyszałem od terapeutki somatic experiencing.

              Doznałem dzięki temu wglądu w moją sytuację życiową. Od pewnego czasu mieszkam ze starzejącym się ojcem, sprawcą mojego dda. Mimo, iż nie stanowi on dziś rzeczywistego zagrożenia, przez cały ten czas czuję, jak narasta we mnie stres, złość, nienawiść, otwierają się stare rany, odżywają urazy, pretensje i lęki, rozwija sie we mnie rozczarowanie sobą, rozgoryczenie, żal, poczucie bezradności, ogólne zniechęcenie, a ostatnio nastroje mocno depresyjne. Świadomość obecności ojca dosłownie wywołuje we mnie stężenie całego ciała i umysłu. Próbuję ze wszystkich sił wyzbyć się tych stanów, zneutralizować je, uwolnić się od nich, zamienić je na pozytywne doznania. Próbuję medytacji, technik relaksacyjnych, ruchu fizycznego, mityngów, itd. Wszystko pomaga tylko na chwilę. Czuję spokój właściwie tylko, będąc daleko stąd. Każda interakcja z nim sprawia, że spina mi się całe ciało, mózg wariuje, zalewa mnie kortyzol. Wypowiedź terapeutki uświadomiła mi, że W OBECNOŚCI SPRAWCY TRAUMY NIGDY NIE POCZUJĘ SIĘ BEZPIECZNIE.

              Nigdy nie wyciszę przy nim i nie zregeneruję mojego zszarganego układu nerwowego. To ojciec kiedyś był „twórcą” mojej traumy, a dziś jest „triggerem”, który odpala we mnie na nowo dziecięce reakcje psychiczne.

              Do wyzdrowienia potrzebny jest dystans, opuszczenie toksycznego środowiska. Dopiero „daleko stąd” będę w stanie zdrowieć naprawdę.

               

               

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 1 miesiąc, 1 tydzień temu przez Jakubek.
              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 979

                Nerw błędny.

                Wykonałem dziś kilka ćwiczeń na aktywację nerwu błędnego (wg filmików z YT) – ostatnio to modny nurt terapeutycznej pracy z ciałem. Faktycznie poczułem rozluźnienie w ciele i uspokojenie myśli. Popróbuje tego jeszcze.

                Największym moim problemem ostatnio jest dysocjacja – ucieczka w zachowania, w których „znikam” na dłuższy czas, odcinając się od ciała, umysłu i emocji. Do głównych zachowań ucieczkowych należy oglądanie filmów i scrollowanie mediów społecznościowych. Już tylko jeden głupi film, to 2 godziny kojącego „nieistnienia”. Próbuję walczyć z tym. Nie widzę dla siebie innej drogi zdrowienia niż powracanie do siebie, do kontaktu z emocjami, ciałem, teraźniejszym miejscem i chwilą.

              Przeglądasz 6 wpisów - od 691 do 696 (z 696)
              • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.