Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Lęk przed odrzuceniem i kochanie za bardzo a DDA.

Przeglądasz 10 wpisów - od 51 do 60 (z 62)
  • Autor
    Wpisy
  • dda93
    Uczestnik
      Liczba postów: 628

      Jacku, odnosząc się do Twojego pierwszego posta, tak patrząc na rzecz bez emocji i z boku, i bez wnikania, co wynika z DDA/DDD, a co nie wynika:

      1. Piszesz, że Twoja dziewczyna przez 1,5 roku cierpiała po ostatnim rozstaniu. Statystycznie rzecz biorąc „żałoba” po śmierci partnera (a nie zwykłym rozstaniu!) powinna trwać nie dłużej niż pół roku do roku. Może to oznaczać, że Twoja dziewczyna ma dużą zdolność do pielęgnowania urazów (do których niewykluczone, że sama się też w jakiś sposób przysłużyła).
      2. Nie jest dobrą wróżbą takie „myślenie na zapas”. Ta osoba jeszcze Cię całkiem nie „zdobyła”, a już się zastanawia, co by było gdyby jej Ciebie zabrakło. Na moje oko jest to gdybanie i „dzielenie skóry na niedźwiedziu” zamiast skupiania się na tu i teraz (od którego zależy, czy Wasza relacja w ogóle będzie miała jakąś przyszłość). Jest to typowy objaw niedojrzałości emocjonalnej.
      3. Fakt, że Twoja dziewczyna częściowo się od Ciebie się wyprowadza, a częściowo zostaje (co mają sygnalizować pozostawione lub zabrane rzeczy) oznacza, że jest w wewnętrznym konflikcie i sama dokładnie nie wie, czego chce. Takie sprzeczne komunikaty nie są dobre, bo wtedy nie masz w tej relacji żadnego punktu oparcia.
      4. Tworzenie sztucznych barier w związku (blokady, ograniczenie spotykania się) dla mnie oznacza lęk przed bliskością i/lub problemy ze szczerością wobec samej siebie, i pośrednio drugiej osoby.
      5. Wtrącanie się jej rodziców absolutnie nie ułatwia sprawy.

      Krótko mówiąc, Twoja dziewczyna wygląda na osobę totalnie pogubioną. Ale nikt inny za nią tego nie wyprostuje, to ona sama musi zrobić w sobie porządek. Jeśli nie zrobi, to się cofnie, jeśli zrobi, jest to okazja do pozytywnych zmian.

      Podobno dwie osoby spotykają się, gdy są na podobnym poziomie rozwoju. Czasem jednak spotykają się zmierzając w przeciwnych kierunkach, jedno w górę, drugie w dół 🙁

      Ideałem byłoby, gdybyście jednocześnie zdrowieli i rozwijali się, odnajdując wspólnie coraz pełniejszy sens Waszej bliskości. W praktyce jednak zdarza się to chyba rzadko…

      Może to oznaczać ciągłe rozstania i powroty, z łatwym do przewidzenia finałem.

      Możesz sobie odpuścić tę relację. Możesz też spróbować o nią zawalczyć – udzielając wsparcia i czekając, aż Twoja dziewczyna się pozbiera. Szanse na sukces nie są wielkie. Ale przynajmniej będziesz wiedział, że zrobiłeś tyle, ile mogłeś. A to czasem też ważne.

      Niezależnie od tego, czy będziecie razem czy nie, tego, na ile sam osiągniesz wyższy poziom zdrowienia, nikt Ci nie zabierze, więc warto 🙂

      Jacek2232
      Uczestnik
        Liczba postów: 6

        Dziękuje bardzo za odpowiedz, w dużej mierze się z Tobą zgadzam. Dużo o tym myślałem i jej zachowania są bardzo sprzeczne tak jak mówisz ma jakiś konflikt wewnętrzny ale ja nic więcej nie mogę zrobić.  Zawsze może liczyć na moje wsparcie i o tym wie, nie mogę na nią złego słowa powiedzieć a tą krótką relację mogę opisać jak wymarzoną – sama mnie nazywa swoją bratnią duszą.

         

        Szczerze nie wiem co będzie dalej, na razie skupiam się na sobie i chce budować moje „Ja” oparte na silnych fundamentach.

        Nieswiadomy
        Uczestnik
          Liczba postów: 9

          Jacku, czytając Twoją historię, miałem wrażenie, że pisałem ją ja, aż sprawdziłem kilka razy datę i Twój nick…..jestem bardzo ciekawy jak się to wszystko skończyło, gdybyś kiedyś tu jeszcze wszedł, zostaw proszę kontakt, chętnie się odezwę jak i zaczerpnę kilka rad….

          aktywny187
          Uczestnik
            Liczba postów: 87

            Problem nigdy nie jest to że inni nas odrzucą… Prawdziwym problemem jest to że potym jak inni nas odrzucają. My odrzucamy SAMYCH SIEBIE…..

            wanttobreakthecircle
            Uczestnik
              Liczba postów: 12

              Hej… dużo z Was pisze tutaj o potrzebie bliskości, ulokowania uczuć, o chęci bycia kochanym…
              Jestem 28 letnią kobietą i ja nie odczuwam takich potrzeb… i coraz bardziej zaczyna mnie to martwić. A może odczuwam tylko bardzo dobrze to maskuje?

              Nie byłam nigdy w prawdziwym związku, ale w długoletnich relacjach z facetami – „na luzie”, bez zobowiązań, ale dającymi mi wystarczającą ilość zainteresowania i ciepła.

              W relacjach damsko-męskich jestem zimna, nie okazuje uczuć, nie chce, żeby zaczęło mi zależeć – wzbraniam się rękami i nogami. W przyjaźniach za to mam serce na dłoni i uwielbiam dawać z siebie 110%.

              Zastanawiam się czym to jest spowodowane. Moi rodzice rozstali się jak miałam 6 lat, był to bardzo burzliwy związek. Do 9 roku życia mieszkałam z mamą (nie mam zbyt wiele wspomnień z tego okresu), później trafiłam do babci, która dbała o mnie i czułam się przez nią kochana.

              Moja mama – alkoholiczka, lekomanka, chora na depresję – w okresie mojego dzieciństwa zmieniała partnerów jak rękawiczki.  Zawsze mi powtarzała, że kobieta nie powinna być sama, że bardzo ważne jest mieć mężczyznę u boku. Ogromny nacisk z jej strony był na wygląd i urodę, jakby to było jedyne, czym kobieta może się popisać. I tak się ostatnio zastanawiam… że jeśli nie mam żadnego problemu z zalewaniem moich przyjaciół miłością, to może powodem moich kłopotów z zaangażowaniem wcale nie jest DDA, a właśnie może jakaś podświadoma próba udowodnienia mamie, że ja mężczyzny do szczęścia nie potrzebuje, że nie chce być taka jak ona? (Wzbraniam się przed tym całe życie, a porównywanie mnie przez mojego ojca do mojej matki to dla mnie największa obelga)

              Nie wiem sama, czy ktoś z Was miał podobne odczucia? Że nie szukał partnera, nie chciał się wiązać, nie potrzebował? Chciałabym czuć, że kogoś potrzebuje i zacząć się rozglądać, bo przejście życia w pojedynkę to marna opcja.

              aktywny187
              Uczestnik
                Liczba postów: 87

                Nie byłam nigdy w prawdziwym związku, ale w długoletnich relacjach z facetami – „na luzie”, bez zobowiązań, ale dającymi mi wystarczającą ilość zainteresowania i ciepła.

                Masz lęk przed zaangażowaniem…. Bycie z kimś na luzie, to nie prawdziwy związek….?

                Ja mam inne inne zdanie…. Związek jak każdy inny, tylko ma inną głębie… Najważniejsze, żeby odpowiadał Tobie…

                A może chcesz głębszy… Powiesz, nie mogę…., za tym kryje się boję się…..

                W relacjach damsko-męskich jestem zimna, nie okazuje uczuć, nie chce, żeby zaczęło mi zależeć – wzbraniam się rękami i nogami.

                Lęk przed zranieniem….

                Zastanawiam się czym to jest spowodowane. Moi rodzice rozstali się jak miałam 6 lat, był to bardzo burzliwy związek. Do 9 roku życia mieszkałam z mamą (nie mam zbyt wiele wspomnień z tego okresu), później trafiłam do babci, która dbała o mnie i czułam się przez nią kochana.

                Z jednej strony, rodzice w związku ranili się, kojarzy Ci się to z bólem….. Z drugiej babcia w związku kochająca doświadczyłaś związek jako coś dobrego….

                Wewnętrzna ambiwalencja…. chcę zrobić krok do przodu…. wiem że niby, że nic mi się nie stanie…., ale się boję, mam w sobie niepokój….

                Zawsze mi powtarzała, że kobieta nie powinna być sama, że bardzo ważne jest mieć mężczyznę u boku.

                Ja mam inne zdanie…. Słowo powinna powoduję poczucie winy, jak nie spełniamy warunku….

                Ja uważam, że kobieta jak chce może być z kimś jeśli chce…, może być sama… jeśli tego chce….. Tkwić w związku jak ktoś nas rani, poniża, nie szanuje to głupota…..

                Bycie w związku ma swoje zalety, ale również wady…., bycie samemu ma również swoje zalety, ale również wady…..

                Nie ma idealnych rozwiązań…. 😁

                Trzeba dokonać wyboru…..

                Chciałabym czuć, że kogoś potrzebuje i zacząć się rozglądać, bo przejście życia w pojedynkę to marna opcja.

                Ja jestem sam i nie uważam, że jestem kim gorszym. I prawdopodobnie zawsze tak będzie…. I nie uważam, że moje życie jest marne…. 😠

                Jest takie takie, jakie jest akceptuję je takie jest…, pomimo tego że chciałbym żeby było inne…

                „mężczyzny do szczęścia nie potrzebuje”

                Tak, to prawda… Choćbyś go miała, to też nie da Ci szczęścia…Jak nie pokochasz samej siebie, zaczniesz szanować siebie… Miłość innego mężczyzny bez miłości własnej, będzie przez Ciebie przelatywać jak jedzenie przy sraczce…. 😁…..

                wanttobreakthecircle
                Uczestnik
                  Liczba postów: 12

                  Tak, masz rację, naprawdę jestem na dobrej drodze do pokochania siebie, ale to dopiero początek, więc czeka mnie dużo pracy i wyzwań.

                  Mam tylko nadzieję, że moje zachowanie to nie jakaś osobista podświadoma wendeta na mojej mamie, bo postanowiłam, że będę jej przeciwieństwem i wszystko zrobię na opak…

                  Przepraszam, jeśli Cię uraziłam słowami „marna opcja”. Źle to ujęłam. W moim subiektywnym odczuciu będzie to „marna opcja” dla mnie. Lubię być sama i jest wiele plusów bycia singielką, ale myślę, że spełniłabym się też w roli partnerki, i na pewno jeśli już przezwyciężyłabym te moje wszystkie lęki (przed zranieniem, odrzuceniem itp.), to budowanie wspólnie z kimś życia sprawiłoby mi radość.

                  aktywny187
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 87

                    Nie czuję się urażony, co najwyżej „zniesmaczony”….

                    Robić na przekór, to nadal odwoływać się do antywzoru….

                    Zapomnij, co mówiła, robiła, co przeżyła Twoja mama…. Zastanów czego Ty chcesz…. I zacznij podążać w Tym kierunku…. Podejmij ryzyko… Nikt nikomu, nie daje gwarancji, że wszystko będzie dobrze…. Wszyscy tak mają….. 😁

                    Ale żeby zwiększyć szanse, że wszystko będzie w normie trzeba uporządkować swoje życie, zrobić porządek że sobą – PRZEJŚĆ TERAPIĘ

                    aktywny187
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 87

                      Nie czuję się urażony, co najwyżej „zniesmaczony”….

                      Robić na przekór, to nadal odwoływać się do antywzoru….

                      Zapomnij, co mówiła, robiła, co przeżyła Twoja mama…. Zastanów czego Ty chcesz…. I zacznij podążać w Tym kierunku…. Podejmij ryzyko… Nikt nikomu, nie daje gwarancji, że wszystko będzie dobrze…. Wszyscy tak mają….. 😁

                      Ale żeby zwiększyć szanse, że wszystko będzie w normie trzeba uporządkować swoje życie, zrobić porządek że sobą – PRZEJŚĆ TERAPIĘ

                      2wprzod1wtyl
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 1177

                        Robienie na opak, buntowanie się jest zależnością emocjonalną. Susan Forward w 'toksycznych rodzicach’ mòwi wręcz, że taka zależność może występować gdy nie mieszkamy z rodzicami a nawet jeżeli rodzice już nie żyją.

                        Dlatego tak ważna jest obserwacja swoich zachowań. I też w takich sytuacja wspòłpatrzenie z kimś (kolega z grupy, duchowny, terapeuta) może być łatwiejsze.

                        W pòźniejszym etapie sami już sporo zaczynamy widzieć.

                         

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 51 do 60 (z 62)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.