Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Mama alkoholik niepatologiczny

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 22)
  • Autor
    Wpisy
  • truskawek
    Uczestnik
      Liczba postów: 581

      Mam 46 lat (choć psychicznie czuję się jakbym miał z 10 lat mniej).

      Dzięki za to, co napisałaś o niestabilności – dopiero teraz widzę jak bliska jest ta analogia z alkoholikiem… Aczkolwiek mnie to nie dziwi, bo alkohol sam w sobie jest tylko strategią, podstawą są problemy emocjonalne. I podobne jest to „nie przejmuj się” (u mnie podszyte groźbą, że jak będę się przejmował, to zostanę odrzucony), pewnie z tych samych ucieczkowych powodów.

      Także ten motyw nieudacznictwa jest mi znany. Jak zarobiłem pierwsze pieniądze, to nie mogłem uwierzyć, że jestem samodzielny finansowo. Dopiero po jakimś pół roku przyjąłem ostrożnie, że nie ma innego wyjaśnienia niż to, że to ja sam się utrzymuję i daję sobie radę. Mama też wiele robiła sama, a jak chciała, żebym ja coś zrobił, to tak skokowo, bez cierpliwości i czasu, żebym się z tym oswoił, tylko dlatego, że coś powiedziała. Widzę teraz, że gdy ja byłem bardziej samodzielny, to nie tylko było dla obojga rodziców kłopotem, ale też zagrażało pozycji mamy – ona trzymała monopol na decyzyjność i sprawczość w domu. Można wykazywać inicjatywę, ale tylko wtedy, gdy chcesz tego samego, co ona. Jak się pomyliłem, nie zrobiłem dokładnie itp., to wywoływało agresję. Wiem już teraz, że i tak bym dostał, bo to nie ja byłem odpowiedzialny za jej frustracje, tylko ona zrzucała swoje własne problemy emocjonalne na nas. Powód żeby sobie ulżyć zawsze się znalazł.

      Cieszę się, że znalazłaś swoją ścieżkę zawodową i mogłaś się odizolować od mamy. Ale zmiana warunków tylko częściowo pomaga. Także wsparcie bliskiej osoby (np. męża) i możliwość rozmowy o tym, co czujesz. Serdecznie ci polecam terapię, bo to pozwala zająć się źródłami wewnętrznymi. Czynniki zewnętrzne mogą łagodzić lęk, ale wcześniej czy później trafisz na jakąś większą frustrację (np. kontakt z pijącą mamą, konflikt w pracy, decyzja o zmianie mieszkania itp.) i stare schematy się odpalą, bo zostały wdrożone wielokrotnym powtarzaniem w domu rodzinnym.

      Francesca
      Uczestnik
        Liczba postów: 11

        Widze ze tez u ciebie nie fajnie bylo. Mysle ze jak ma sie taka autorytatywna mame to gorzej niz gdy bylby to ojciec bo w tym 2gim przypadku mozna zawsze uciec do mamy.

        Wiesz co ja mysle ze to wszystko bedzie troche zawsze z nami, po prostu trzeba to rozpoznawac, pogodzic z tym i starac zmieniac. Znam osoby po terapiach u ktorych bylo niby dobrze a za jakis czas znow trafialy do gabinetu i tak naprawde nie da sie tego wszystkiego przeskoczyc calkowicie.

        Ostatnio gadalam z moja kuzynka ktora tez ma podobne provkemy i sie smialam ze u nas chyba to dziedziczne, ze mamy cos w mozgu nie tak 😉 .

        To prawda ze stare schematy czasem wdrazamy w inne sytuacje i nie zauwazamy tego, wtedy pojawia sie znowu jakis konflikt.

        A jaka ty terapie przeszedles i co ci najbardziej pomoglo?

        Francesca
        Uczestnik
          Liczba postów: 11

          Jeszcze wiesz co ci powiem o mojej mamie? (akurat teraz znowu mialam tego przyklad i postanowilam napisac.) Ona mi odbiera czasami entuzjazm z pewnych rzeczy. Dzisiaj przychodzi kuzynka ktora ma urodziny i mamy dla niej prezent i ciasto. No to chcialam sympatycznie postawic jek swieczke na tym ciescie do zdmuchniecia. I sie spytalam czy mama ma swieczki w domu. A ona ze swieczki na ciescie? (I zawsze taka mina wiesz skwaszona jakbym jakis b glupi pomysl miala), ja mowie tak, zeby bylo sympatycznie a ona ze to nie tort tylko zwykle ciasto i dalej mina. To ja juz mowie a rob co chcesz, nie stawiam zadnej swieczki, mowie do niej to decyduj ty. To wtedy sie obraza ze co ja od niej chce i ze chce sie klocic od rana. I znowu ja mam zlosc bo robi ze mnie dziecko male niezdolne do podjecia wlasnej decyzji. Moja decyzje sa dobre jezeli ona uzna je za dobre. I to jest na porzadku dziennym. Taki ona ma charakter ze wszystkimi. Moglaby mi cholera raz odpowiedziec : tak, mam swieczke albo nie, nie mam swieczki. To jest glupi przyklad ale tak mam caly czas. Np chce moja corke ubrac cieplej bo uwazam ze jest zimno to ona ze nieeee ze to tak goraco i wiesz nie powie raz. Bo raz to ok, kazdy wyraza swoje zdanie. Ale ona bedzie z taka mina znowu ze ja glupoty gadam i bedzie to ciagnac az ja albo ja przebiore i wtedy dalej bedzie mowic ze „no wlasnie, po co jej takie cieple ubrania” albo sie pokloce bo ja juz wtedy podnosze glos. I czuje sie jak takie dziecko jakies niepelnosprawne ktore samo nie moze o czyms zadecydowac, zawsze ta decyzja musi byc sprawdzona przez nia

          truskawek
          Uczestnik
            Liczba postów: 581

            Przeszedłem terapię grupową z programem złożonym z elementów różnych szkół psychologicznych i technik. Nie wiem co mi najbardziej pomogło, ale może zamiast wymieniać jedną taką rzecz, napiszę co do mnie trafiło w ogóle:

            • trwała długo (2 lata), miałem czas się oswoić i sprawdzić w swoim tempie co mi działa, a co nie
            • nikt nie mówił co muszę/powinienem zrobić, a wręcz terapeuci było bardzo powściągliwi z radami; nawet nie zachęcali do kontynuowania terapii, gdy ktoś akurat miał kryzys i wątpliwości (!), tylko do „brania odpowiedzialności za siebie”, czyli decydowania czy to jest dla mnie czy nie (na początku nie bardzo wiedziałem co to znaczy, a „odpowiedzialność” kojarzyła mi się jak najgorzej)
            • była grupa ludzi, więc było mi raźniej i mogłem na żywo próbować z nimi wyrażania emocji, a terapeuci tłumaczyli nam na bieżąco co się właśnie dzieje, więc było i tak trudno, ale bezpieczniej
            • zebrałem worek wiedzy o mechanizmów jakie mają DDA/DDD i to praktycznej, to znaczy łatwo sobie przypominam jak one się objawiały (u mnie lub u kogoś z grupy), więc teraz łatwo mi je wyłapać
            • przekonałem się, że jestem odpowiedzialny tylko za to, co robię teraz jako dorosły, ale za rzeczy, których się nauczyłem jako dziecko, byli odpowiedzialni moi rodzice, więc zszedł ze mnie wstyd że mam takie mechanizmy (mamy wszystko w porządku z mózgami i emocjami), a bardziej się zastanawiam czego naprawdę chcę
            • przekonałem się, że nie muszę być idealny i że nie jest celem terapii, żeby się pozbyć emocji i zawsze czuć się dobrze, tylko mieć na nie miejsce i kierować się nimi jak kompasem
            • przestałem się tak zajmować co ktoś inny robi („bo ona jest wkurzająca, nie rozumie, powinna zrobić to czy tamto itp.”), a bardziej co to we mnie porusza i skąd to mam z domu rodzinnego
            • nauczyłem się mówić raczej komunikaty typu „ja” (np. „ja się tego boję, gdy nie nazywasz emocji”) niż jakieś inne (np. „ty jesteś taki sztywny”) i uważać z dawaniem rad („jak pójdziesz na terapię, to wszystko się ułoży” albo „będzie dobrze!”)
            • przekonałem się, że emocji nie trzeba w ogóle usprawiedliwiać ani rozumieć, wystarczy słuchać i sprawdzać jaką potrzebę mi sygnalizują
            • przekonałem się, że wcale nie chodzi o to, żeby mówić wszystko – okazało się, że czasem wcale się z tym nie czuję dobrze, a ktoś inny nie jest na taką otwartość gotowy, więc ostatecznie do mnie należy wybór co i komu chcę mówić, a mogę się kierować tym „co czuję, czego potrzebuję i na co jestem gotowy” (okazała się to bardzo przydatna formułka)
            • w praktyce sprawdziłem, że nie ma możliwości, żeby wszystkim się podobało jaki jestem i co robię, nawet w gronie osób, gdzie byliśmy dla siebie wsparciem i wszyscy byli bardziej otwarci niż zwykle w życiu; w dużym stopniu uwolniłem się od obawy, że ktoś się może o coś do mnie przyczepić, bo wiem już, że nie muszę się na siłę zbliżać do osób, z którymi się nie rozumiemy (bo zawsze będą takie osoby), mogę się skupić tylko na tych, z którymi jest mi blisko, i że to nie jest niczyja wina ani nic z tym nie muszę robić
            • zacząłem się przyglądać jak u mnie jako DDD jest z seksualnością, i okazało się, że można o tym rozmawiać w ogóle jak o wszystkim innym, było to dla mnie pewnym zaskoczeniem jaki wyraźny związek widać, nawet jeśli w domu nie było np. molestowania seksualnego

            Na terapii najbardziej poruszyła mnie jedna rzecz (choć trudno mi powiedzieć, czy była najważniejsza): najpierw dowiedziałem się, że mieć emocje a mieć z nimi kontakt to nie to samo, a potem jak to jest z nazywaniem ich i wyrażaniem.

            Wydawało mi się przed terapią, że przecież wiem co czuję (i w ogóle przecież każdy wie!) i nie bardzo rozumiałem o co chodzi z tym kontaktem. Ale wystarczyło, że na sesji terapeuci znienacka zadawali mi bardzo proste pytanie „jak się czujesz?” i natychmiast się zamrażałem. To było przerażające doświadczenie, ale nie byłem w stanie nawet powiedzieć po prostu, że jestem przerażony, w ogóle nie umiałem nazwać co się dzieje, a czasem nawet gdzie jestem. A ponieważ nic więcej z tym nie robili, to widziałem kontrast między tym, jakie to pytanie jest niegroźne i że terapeuci nie robili mi krzywdy, a tym, ile jest we mnie rzeczy zupełnie skądinąd. Ten szok pozwolił mi powoli zacząć łapać kontakt ze swoimi emocjami, nazywać je, wyrażać i dzielić się z innymi ludźmi. Dalej to sobie ćwiczę.

            Na początku terapii nam mówili, że na koniec wcale nie będziemy inni, tylko będziemy bardziej siebie akceptować. Nie rozumiałem o co chodzi, ale tak chyba właśnie jest. Możliwe, że będę jeszcze korzystał z terapii, ale gdy będę tego akurat potrzebował, i czuję się z tą myślą bezpiecznie. Pewien proces już się dokonał i on też jest już we mnie na zawsze, tak samo jak dzieciństwo, więc ewentualny powrót na terapię (teraz pewnie raczej indywidualną) to już nie będzie dłubania tego samego od podstaw. Owszem, nie da się przeskoczyć problemów z domu, ale to nie znaczy, że nic ważnego terapia nie zmienia i lepiej się z tym pogodzić (tak przynajmniej zrozumiałem to, co napisałaś, ale nie jestm do końca pewien czy rzeczywiście to miałaś na myśli). W każdym razie jak dla mnie wniosła sporo.

            Francesca
            Uczestnik
              Liczba postów: 11

              Hej dzieki ze tak dokladnie mi to wszytsko opisales. Super ze ci pomoglo, ja jestem za terapia i kiedys chodzilam troche do paychologa i chcialam sama isc takze nie uwazam ze nic nie daje, wrecz przeciwnie. Ja po prostu sama sobie taka terapie robie. Interesuje sie psychologia i zgadzam sie ze wszystkim co tu napisales. To mozna tez samemu przerabiac tak jak mozna chodzic na terapie i samemu byc zablokowanym i nic z niej nie wyniesc. Ja uwazam ze oni nam pomagaja ale tak naprawde to jest praca z samym soba. Nie wykluczam kiedys terapii jak bede czula taka potrzebe. 🙂

              truskawek
              Uczestnik
                Liczba postów: 581

                Dzięki temu, że zapytałaś, to zrobiłem sobie taki uczciwy przegląd co dziś widzę, że wyniosłem z terapii ważnego, i poczułem się pewniej. 🙂

                Wydaje mi się, że to duża różnica co ćwiczę sam, a co przeżyłem na żywo z innymi ludźmi. Na przykład wiele razy sam się zastanawiałem jak się czuję i nigdy nie poczułem takiego przerażenia, więc tego bym w domu nie zauważył. Podobnie z testowaniem mówienia komuś o emocjach gdy jest jakiś konflikt – w życiu po prostu mijałem takie osoby albo okazywałem bierną agresję, dopiero w bezpiecznym miejscu, ze świadomością, że ta druga osoba jest tu w tym samym celu, i pod opieką terapeuty, który pozwalał zrozumieć co się dzieje, odważyłem się spróbować. I wcale nie zgadzałem się ze wszystkim co mówili, wszystko po kolei sprawdzałem, co to dla mnie znaczy i czy to jest moje. Owszem, to jest praca ze sobą, ale wśród innych ludzi wychodzą rzeczy, których sam bym nie wymyślił albo nie miał jak skonfrontować swoich wyobrażeń z rzeczywistością. A w wyobrażeniach jestem dobry (bo wyobraźnia to moja główna ucieczka wyuczona z domu)…

                Ale jest mi bliskie to, że jak ktoś nie jest akurat w kryzysie, to mała szansa, że gdzieś pójdzie po pomoc. Sam przez lata się zastanawiałem i nie mogłem znaleźć co mi jest. Ale poszedłem dopiero jak nie widziałem już innego pomysłu i było mi ciężko w związku mimo prób. Ciekaw jestem co dla ciebie może być taką ścianą nie do przejścia, ale rozumiem, że w tej chwili mimo trudności jednak sobie radzisz z mamą.

                Francesca
                Uczestnik
                  Liczba postów: 11

                  No i super ze tobie terapia pomogla ale nie kazdy musi isc ta sama sciezka. Ja nie mam zadnej sciany, po prostu nie potrzebuje terapii w tym momencie. Jak kiedys bede potrzebowala to pojde. Ja jak pisalam mialam kiedys straszna nerwice, ataki paniki codziennie, derealizacja, myslalam ze wariuje, ciagle czulam ze zaraz zemdleje i wogole koszmar. I jak pisalam bylam kilka razy u psycholog a potem sama sobie pomoglam praca nad soba, poczytalam, spojrzalam szczerze wglab siebie i wyszlam z tego sama. Problem sie czasami pojawia np jak teraz jakis dzien mam znowu dosc mamy picia i mam kryzys zlosci ale ja juz tym na codzien nie zyje.

                  truskawek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 581

                    Tak też może być. Znam jedną osobę, która widzę, że sobie poukładała po swojemu i nie potrafiła mi nawet powiedzieć co to spowodowało ani w jaki sposób. Do dziś jestem ciekaw. Znam też inną, która sama nie była na żadnej terapii, ale ma męża, który robił różne rzeczy dla swojego poukładania, i ona się od niego dużo nauczyła i też widzę, że ma dużo poukładane. Jestem zaskoczony i faktycznie widziałem, że są takie chwile, gdzie nie zauważyła schematu z domu, ale zasadniczo bardzo fajnie mi to wygląda, czuję się z tym bezpiecznie.

                    Trochę się czuję niepewnie, bo nie wiem czego ci potrzeba. Wydawało mi się, że przyszłaś na forum bardzo poruszona sytuacją mamy. Wydawało mi się, że trudno ci mówić o sobie, ona jest w centrum, i że to uruchamia ci trudne rzeczy, których nie miałaś okazji przerobić do końca (tak to usłyszałem w każdym razie), więc chciałem podkreślić jaka jest różnica między samodzielną pracą a przerabianiem w ramach terapii. Teraz mam wrażenie, że jesteś na mnie zła za dociskanie w kierunku terapii, i w zasadzie jest ci dobrze jak jest i to chwilowy problem, bo akurat masz z mamą kontakt. Zamiast dalej zgadywać, wolę zapytać – czego ci potrzeba w tym momencie, ode mnie, od innych ludzi na forum? A może już coś dostałaś i to ci wystarczy?

                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Ciekawe Francesca jak by to było, gdybyś, korzystając z pobytu w kraju, wpadła na jakiś pobliski mityng dda. Mogłaby to być wakacyjna przygoda. A może czegoś interesującego byś doświadczyła. Pozdrowienia.

                      Francesca
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 11

                        Truskawek trafilam na forum bo akurat mama se wypila a ja jestem teraz w jej domu i chcialam pogadac z kims kto ma podobny problem bo poza moim problemem to ja sie tez martwie o mame, o jej zdrowie. Mysle ze po kazdej terapii czlowiek jak znowu widzi pijanego rodzica i musi z nim byc w tym czasie to nie jest mu to obojetne. Znam osoby z mojej rodziny ktore chodza na terapie cale zycie i dalej maja problem z rodzicami alkoholikami nawet jezeli super sobie daja rade w codziennym zyciu. Na tym forum nie ma napisane ze kazdy ktory tu pisze musi przejsc terapie ;). Mowiac to powtarzam ze nie jestem przeciwnikiem terapii i nie wykluczam jej w przyszlosci ale tak jak ty powiedziales, trzeba jej samemu chciec i miec taka potrzebe.ja w tej chwili takiej potrzeby nie mam. Mama sie upila, zaczela znowu gadac ze moja wina ze sie czepiam wiec wyladowalam sie na forum. Te wszystkie rzeczy z dziecinstwa o ktorych ci pisalam to przeszlosc i juz sobie z nimi poradzilam 15 lat temu kiedy mialam b silna nerwice. Dziekuje ci za twoje rady, wzielam je do serca ale nie oczekuj ode mnie ze polece od razu na terapie. Jezeli na tym forum ludzie opisuja swoje doswiadczenia to chetnie sie moimi podziele. Pozdrawiam wszystkich:)

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 22)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.